Schab bez kości kością niezgody

 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Hiobowscy siedzieli sobie spokojnie w swoim mieszkaniu, gdy spokój niespodziewanie się skończył wraz z wkroczeniem mamy Łukaszka. Chociaż słowo "wpadnięcie" byłoby odpowiedniejsze.
Mama Łukaszka rzuciła na podłogę koło drzwi puste siatki na zakupy i nie zdejmując butów runęła w kierunku komputera.
- Łukasz, wpuść mnie na chwilę do internetu - poleciła synowi. - To ważne!
Mama włączyła przeglądarkę, weszła na stronę "antysemityzm24.pl" i zaczęła gorączkowo stukać w klawiaturę.
- Co się stało? - przez drzwi zajrzała babcia Łukaszka. - Miałaś kupić pomidory...
- Nie mogłam! - wysapała mama Łukaszka. - Wykryłam na naszym osiedlu zalążek ciemnogrodu! Musi babcia razem z Łukaszem dokończyć zakupy. Jak skończę składać zawiadomienie i biegnę z powrotem! Tego nie można tak zostawić!
- Czego? - chciał wiedzieć Łukaszek.
Mama Łukaszka na chwilę cofnęła palce znad klawiatury, obróciła się w ich kierunku i rzuciła:
- Jedna pani w sklepie odmówiła sprzedaży towaru ze względów religijnych!
- Niemożliweeee... - odezwali się z korytarza tata i dziadek.
- No to chodźcie wszyscy zobaczyć! - zaproponowała mama. Hiobowscy ochoczo zaczęli zakładać kurtki.
- A pomidory? - zapytała babcia, a;e nikt jej nie słuchał. Westchnęła, wzięła siatki z podłogi i wyszła w ślad za innymi.
Dotarli do niewielkiego sklepu na osiedlu. W środku była pani sprzedawczyni i jakiś młody facet.
- A, jest pan jeszcze - wysapała zdyszana mama Łukaszka. - To świetnie. Dziennikarz "Wiodącego Tytułu Prasowego" zaraz tu będzie i...
Drzwi skrzypnęły i wszedł jakiś chłopak. Nie stanął za Hiobowskimi, lecz pchał się do lady.
- Gdzie, na koniec kolejki - nie wytrzymał dziadek.
- Może to inwalida - zauważył tata.
- Znam go z gimnazjum - zauważył Łukaszek. - Żaden inwalida. Chyba, że mentalny.
- Zmiataj stąd chłopcze - poradziła mu chłodno mama Łukaszka. - Tu są pewne porachunki do załatwienia. Porachunki pomiędzy mordorystycznym ciemnogrodem a radosnymi, uśmiechniętymi, normalnymi ludźmi.
- Jakimi ludźmi, sama jestem - zareplikowała mocnym głosem pani sprzedawczyni.
Mama Łukaszka spojrzała jej prosto w oczy aż zaiskrzyło.
- Jestem dziennikarzem "Wiodącego Tytułu Prasowego" - oznajmił z godnością falsetem gimnazjalista. - Dostaliśmy zgłoszenie. Podobno ktoś w tym sklepie odmówił sprzedaży motywując to rzekomo względami religijnymi...
- To ja odmówiłam - oświadczyła z siłą pani sprzedawczyni. - Odmówiłam sprzedaży schabu bez kości.
- No i? - redaktor wzruszył ramionami.
- Wam, redaktorom, wszystko trzeba tłumaczyć - westchnął tata Łukaszka. - Przecież schab to mięso wieprzowe.
- No i?
- A kto odmawia sprzedaży wieprzowiny...? - poddał myśl dziadek Łukaszka.
- Muzułmanie! - wyrwał się Łukaszek.
Redaktor i mama Łukaszka sięgnęli jednocześnie po kieszonkowe wydania "Świat dla opornych" sygnowane przez "Wiodący Tytuł Prasowy", zajrzeli do niego i na zmianę zaczęli mówić:
- Piękne.
- Fantastyczne.
- Jak pani wspaniale broni prawa do swojej wiary.
- Jak pani walczy o wolność wyznania.
- Zaraz, chwila, moment! - nie wytrzymał młody pan, który stał w głębi sklepu. - To mnie ona odmówiła sprzedaży tego schabu!
- No i? - redaktor wzruszył ramionami.
- No i odmówiła nie tylko schabu! Odmówiła też sprzedaży drobiu, włoszczyzny i musztardy!
- Włoszczyzna i musztarda nie mają nic wspólnego z muzułmanizmem - zauważył ostrożnie redaktor. - Dlaczego pani odmówiła sprzedaży?
- Dlatego - głos młodego pana z lekka zafalował. - Dlatego, że jestem gejem!
- Uuu... No to pani przesadziła - stwierdził redaktor.
- Tak coś czułam - rzekła z satysfakcją mama Łukaszka. - Co za bezczelność! Podszywać się pod muzułman! Z wierzchu piasek Sahary, a pod spodem ciemnogród stary!
- Nigdy nie mówiłam, że jestem muzułmanką - odcięła się pani sprzedawczyni. - Tak, odmówiłam sprzedaży gejowi włoszczyzny ze względów religijnych. Bo on to kupuje na gej party. Aż się boję myśleć co oni robią z porami.
- To zupełnie zmienia postać rzeczy - oznajmił redaktor.
- To już nie walczę pięknie i swobodnie w obronie swojej religii?
- Oczywiście, że nie - zaatakowała z flanki mama. - Wie pani, co o pani piszą za granicą? Powinna się pani wstydzić!
- To jest mój sklep i będę w nim sprzedawać co chcę i komu chcę - uniosła się pani sprzedawca. - Jest wolność!
- Ale nie taka! - zaperzył się redaktor. - Jest pani antysemitką, antyfeministką, faszystką, snobką i słoikiem!
- No, chciałabym zobaczyć jak pan to mówi w twarz mojemu mężowi...
Redaktor zbladł.
- ...co prawda teraz go tu nie ma...
Redaktor odżył.
- ...ale niedługo wróci. I chętnie to zobaczę. Bo mój mąż, proszę pana, to jest Turek. I jest strzelcem. A nie ma go, bo wyjechał po naboje. Do Egiptu.
Redaktor ponownie zbladł, bąknął "do widzenia" i szybko wyszedł ze sklepu. Za nim wyszli młody facet, mama Łukaszka i reszta Hiobowskich. Oprócz babci Łukaszka.
- Grubo pani pojechała tą końcówkę - rzekła babcia Łukaszka.
- Ależ skąd? - roześmiała się pani sprzedawczyni.
- Przecież ja wiem jak wygląda pani mąż. Jest biały. Od kiedy to on niby jest Turkiem?
- Od urodzenia. Nazywa się Turek.
- A... A ten snajper?
- Nie snajper, tylko strzelec. Urodziny ma trzeciego grudnia.
- To po co mu naboje?
- Na sprzedaż. Do syfonów.
- I aż do Egiptu po nie jechał?
- Tak bo tam jest hurtownia. To taka mała miejscowość w gminie Odolanów. Coś jeszcze?
- Tak. Kilo pomidorów...

--------------
https://twitter.com/MarcinBrixen
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
5
5 (4)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>