Rozpoczął się rok szkolny.
Uczniowie podążali w kierunku szkoły, gdzie powitał ich niecodzienny widok.
- O ja cię - jęknął okularnik z trzeciej ławki na widok pojazdu stojącego przed wejściem do budynku. Wielki, czarny, błyszczący chromowanymi detalami traktor.
- Tata mi mówił, że zdjęli VAT na ciągniki, i wszyscy rzucą się je kupować na firmę - powiedział Łukaszek. - Ciekawe kto nabył to cudo?
- Psy! - rzucił okularnik. Łukaszek zaczął się stukać w głowę, ale zaraz przestał.
- Agencja Ochrony "Kundel Bury" - Gruby Maciek przeczytał napis na drzwiach ciągnika. - Ochroniarze? W szkole? I dziwna ta nazwa.
- Wczoraj weszło w życie rozporządzenie o ochronie życia w szkołach - poinformował uczniów pan woźny. - To była jedyna firma, która spełniała kryteria. Ale to wszystko dla waszego bezpieczeństwa!
Grupa uczniów weszła ostrożnie do gmachu rozglądając się dokoła. Zaraz za wejściem stała bramka, taka jak do sprawdzania pasażerów na lotnisku, a przy bramce dwóch wielkich panów w czarnych uniformach i gumofilcach. Na uniformach mieli wyhaftowane złotą nicią napisy: Agencja Ochrony Kundel Bury.
- Witamy, zapraszamy - powiedział pierwszy ochroniarz. - Przechodźcie przez tą bramkę, tylko po kolei.
Pierwszy przeszedł Łukaszek. Nic się nie stało. Za nim przeszedł okularnik. Też się nic nie stało. A gdy przechodził Gruby Maciek rozległo się wycie i zabłysły lampki na bramce.
- Na ziemię! - krzyknął drugi ochroniarz i powalił Grubego Maćka na posadzkę. Pierwszy ochroniarz zdarł z Grubego Maćka plecak. Otworzył plecak i zaczął wytrząsać jego zawartość na podłogę.
- Jest! - krzyknął triumfalnie i podniósł do góry coś kolorowym papierku.
- Mój batonik! - zawył Gruby Maciek i spróbował go sięgnąć.
- Ma przekroczoną dopuszczalną ilość cukru! - drugi pan ochroniarz wykręcił mu brutalnie rękę.
- To jest jego własność - zauważył Łukaszek. - Proszę mu to oddać.
- Konfiskujemy! Jest zakaz i już!
- Umrę z głodu! - wołał Gruby Maciek.
- Jest szkolny sklepik - powiedział pierwszy ochroniarz i go puścił. - Kupisz sobie!
Panowie ochroniarze zaczęli sprawdzać następnych wchodzących, a Łukaszek, Gruby Maciek i okularnik poszli do sklepiku.
Sklepi owszem, był, ale nowy. Miejsce to samo, ale nowy szyld "School shop", wszystko ładnie odmalowane, na ścianie tabliczka - że za pieniądze unijne. Zajrzeli do środka.
- Nie ma nikogo - rzekł rozczarowany Gruby Maciej. Na dźwięk jego głosu jakaś figura okryta kocem poruszyła się i obróciła. Ku ich zdumieniu okazało się, że w kocu jest szpara i widać przez nią oczy.
- Czego niewierni sobie życzą? - zapytała kobiecym głosem osoba ukryta pod kocem.
- Ale mnie pani wystraszyła - przyznał okularnik.
- Ale to nie jest nasza pani ze sklepiku - zauważył Łukaszek. - Wtedy ta plandeka byłaby dwa razy szersza. Kim pani jest?
- Nową panią. To co kupujecie?
- Kanapkę z szynką.
- Szynka?! Nie ma.
- Sałatka z majonezem?
- Niezdrowe. Nie ma.
- A co jest?
- Są kondomy i tabletki wczesnoporonne.
- Ale do jedzenia - napierał zrozpaczony Gruby Maciek.
- Jest zdrowa żywność prosto ze sklepu internetowego Szaro-Bury. Mamy ciasteczka...
- O!
- ...z prasowanej słomy.
- E...
- Mamy chipsy...
- O!
- ...z łupin od cebuli.
- E...
- A do picia jest botwinka...
- O!
- ...o smaku brukwi z chrzanem.
- E... A coś normalnego do jedzenia, jest?
Pani rozejrzała się na boki i szepnęła:
- Jest... Falafel...
--------------
https://twitter.com/MarcinBrixen
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
Img. edit. @kot ;)))
Uczniowie podążali w kierunku szkoły, gdzie powitał ich niecodzienny widok.
- O ja cię - jęknął okularnik z trzeciej ławki na widok pojazdu stojącego przed wejściem do budynku. Wielki, czarny, błyszczący chromowanymi detalami traktor.
- Tata mi mówił, że zdjęli VAT na ciągniki, i wszyscy rzucą się je kupować na firmę - powiedział Łukaszek. - Ciekawe kto nabył to cudo?
- Psy! - rzucił okularnik. Łukaszek zaczął się stukać w głowę, ale zaraz przestał.
- Agencja Ochrony "Kundel Bury" - Gruby Maciek przeczytał napis na drzwiach ciągnika. - Ochroniarze? W szkole? I dziwna ta nazwa.
- Wczoraj weszło w życie rozporządzenie o ochronie życia w szkołach - poinformował uczniów pan woźny. - To była jedyna firma, która spełniała kryteria. Ale to wszystko dla waszego bezpieczeństwa!
Grupa uczniów weszła ostrożnie do gmachu rozglądając się dokoła. Zaraz za wejściem stała bramka, taka jak do sprawdzania pasażerów na lotnisku, a przy bramce dwóch wielkich panów w czarnych uniformach i gumofilcach. Na uniformach mieli wyhaftowane złotą nicią napisy: Agencja Ochrony Kundel Bury.
- Witamy, zapraszamy - powiedział pierwszy ochroniarz. - Przechodźcie przez tą bramkę, tylko po kolei.
Pierwszy przeszedł Łukaszek. Nic się nie stało. Za nim przeszedł okularnik. Też się nic nie stało. A gdy przechodził Gruby Maciek rozległo się wycie i zabłysły lampki na bramce.
- Na ziemię! - krzyknął drugi ochroniarz i powalił Grubego Maćka na posadzkę. Pierwszy ochroniarz zdarł z Grubego Maćka plecak. Otworzył plecak i zaczął wytrząsać jego zawartość na podłogę.
- Jest! - krzyknął triumfalnie i podniósł do góry coś kolorowym papierku.
- Mój batonik! - zawył Gruby Maciek i spróbował go sięgnąć.
- Ma przekroczoną dopuszczalną ilość cukru! - drugi pan ochroniarz wykręcił mu brutalnie rękę.
- To jest jego własność - zauważył Łukaszek. - Proszę mu to oddać.
- Konfiskujemy! Jest zakaz i już!
- Umrę z głodu! - wołał Gruby Maciek.
- Jest szkolny sklepik - powiedział pierwszy ochroniarz i go puścił. - Kupisz sobie!
Panowie ochroniarze zaczęli sprawdzać następnych wchodzących, a Łukaszek, Gruby Maciek i okularnik poszli do sklepiku.
Sklepi owszem, był, ale nowy. Miejsce to samo, ale nowy szyld "School shop", wszystko ładnie odmalowane, na ścianie tabliczka - że za pieniądze unijne. Zajrzeli do środka.
- Nie ma nikogo - rzekł rozczarowany Gruby Maciej. Na dźwięk jego głosu jakaś figura okryta kocem poruszyła się i obróciła. Ku ich zdumieniu okazało się, że w kocu jest szpara i widać przez nią oczy.
- Czego niewierni sobie życzą? - zapytała kobiecym głosem osoba ukryta pod kocem.
- Ale mnie pani wystraszyła - przyznał okularnik.
- Ale to nie jest nasza pani ze sklepiku - zauważył Łukaszek. - Wtedy ta plandeka byłaby dwa razy szersza. Kim pani jest?
- Nową panią. To co kupujecie?
- Kanapkę z szynką.
- Szynka?! Nie ma.
- Sałatka z majonezem?
- Niezdrowe. Nie ma.
- A co jest?
- Są kondomy i tabletki wczesnoporonne.
- Ale do jedzenia - napierał zrozpaczony Gruby Maciek.
- Jest zdrowa żywność prosto ze sklepu internetowego Szaro-Bury. Mamy ciasteczka...
- O!
- ...z prasowanej słomy.
- E...
- Mamy chipsy...
- O!
- ...z łupin od cebuli.
- E...
- A do picia jest botwinka...
- O!
- ...o smaku brukwi z chrzanem.
- E... A coś normalnego do jedzenia, jest?
Pani rozejrzała się na boki i szepnęła:
- Jest... Falafel...
--------------
https://twitter.com/MarcinBrixen
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
Img. edit. @kot ;)))
(4)
2 Comments
A pan Marcin straszy!
03 September, 2015 - 14:00
@ro
10 September, 2015 - 22:15