Sejm o Trybunale Konstytucyjnym - z ostatniej chwili

A to dopiero początek sprzątania tej stajni Augiasza...

Zawsze miałem szacunek dla Jarosława Kaczyńskiego.
:)
Petru mamrotał coś o "blitzkriegu" i... ma dużo racji. :)
Chociaż w blitzkriegu jest wiele improwizacji, a tu mamy do czynienia z precyzyjnie realizowanym planem. Trzymając się konwencji, bardziej to przypomina niemiecki plan Schlieffena, opracowany przed I wojną, zakładający zajęcie Paryża w przeciągu ca miesiąca, zanim zmobilizuje swoje wojska Rosja. Schlieffen obliczył nawet wymagane zagęszczenie żołnierzy niemieckich na km2 (sic!), żeby tempo ofensywy było utrzymane.
Wszystko szło doskonale, do ostatniej chwili, kiedy to jeden z niemieckich generałów, prowadzący prawe skrzydło (von Kluge, konkretnie) postanowił plan "skorygować" na "lepszy". I doszło do "cudu nad Marną". :)

Wracając do AD 2015 - onie się po prostu niespodziewali, cała sitwa. Przyzwyczajeni do odwiecznego bałaganu w swoich szeregach, traktujący niekompetencję własnych decydentów jako coś naturalnego - teraz popadają w panikę. 
Duda, Szydło i Kaczyński wygrywają rundę za rundą. Oby tak dalej.

No, to mnie rozbawiłeś, do reszty. :)
"Żrą się w kuluarach" - bardzo dobrze. :)

Trzeba wspierać jak się da, i gdzie się da. :)

A ja jestem dobrej myśli - tę transmisję z obrad oglądałem na bieżąco.
Opozycja (konkretnie Neumann) poprosiła o 5 minut, żeby mogli się "ewakuować", a po, może, dwóch Kuchciński: "wnioskuję o skrócenie przerwy i głosowanie". I - zamykam obrady.
No - "zamach stanu", podobno TVN wyje z rozpaczy. ;)

Tak a propos...
Raz w życiu zrobiłem szlemika mając jednego asa! :)

Jeden renons ratował sytuację, a co do drugiej lewy do oddania, która nade mną wisiała, coż... ;)

To był turniej i nie szło nam dobrze. W takiej sytuacji czlowiek zaczyna się czepiać różnych brzytew.

(Mniej zorientowanym wyjaśniam - na turniej brydżowym na tzw. "maxy" - nomen omen - nie liczy się karta. To samo rozdanie grane jest na wielu stołach, wygrywa się wtedy, gdy wypadnie się lepiej od innych par rozgrywających to samo rozdanei, tymi samymi kartami.)

Chodziło w miarę spokojnie 3 bez atu, naet z nadróbką - i to był najlepszy kontrakt do grania. Z kolei, granie 5 w młodszy (a takie kontarkty też bywały grane) było łatwiejsze (oddawało się wspomniane dwie lewy na asy, przebijało trzeci kolor), ale też zapis był już gorszy.
3BA z jedną nadróbką przy założeniach przedpartyjnych (w turnieju są narucone z gory, przed kazdym rozdaniem) to 430. A 5 trefl zaledwie 400. Robiąc te 5 trefl wypadalo się poniżej średniej - skał turnieju był neizły, i rzadko zdarzały się tam oczywisye wtopy.

A my zagraliśmy 6 trefl!
Z premedytacją oszukałem partnera odpowiadając na pytanie o ilość asów. :)
Tonący, wiadomo - liczyłem na mój renons (a tak nie wolno - as to as, renons to renons! :)).

Nastapił wist, wyłożyłem stolik i mój partner zbladł. Posłał mi spojrzenie pełne wyrzuty i zaczął myśleć. Oddale lewę - na asa, a jakże. A potem obrońca zagrał znowu, po krótkim namyśle rozpromienił się, wziął kilka lew i wyłożył karty - mówiąc: reszta moja! :)

O co chodzilo? Licytację słyszeli też przeciwnicy. A ponieważ, jak wspomniałem, turniej był na przyzwoitym poziomie, nigdy by nie załozyli, że pomyliliśmy się (tzn. ja) w liczeniu asów. A konwencje są ogólnie znane, zresztą wcześniej para podaje do wiadomości "czym gra". No więc wyszło mu, że JEGO partner już kluczowego asa mieć nie może. Po długich namysłach odegrał swojego asa, i popadł w kolejny stupor. I zagrał super zachowawczo, w atu, roiąc nam kontrakt - mimo, ze drugi obrońca w pierwszej zrzutce wyraxnie sygnalizował: "w pika, w pika!".
I, mimo, ze już widział, stolik był widoczny, że ja chamsko oszukałem w licytacji, pozostał przy pierwotnej koncepcji - nei zagram w pika, bo przecież jego partner asa mieć nie może...

Morałów z historyjki jest kilka. :)
Po pierwsze: partnerowi trzeba wierzyć.
Po drugie: peirwsze wrażenia warto czasem zweryfikować, jak rzeczywistośc zaczyna skrzeczeć. Nie wolno zamykac oczu, jak coś nei pasuje do pierowtnej koncepjci.

Trzeci morał. Po rozgrywce partner wział mnie na bok i powiedział: zabiję cię. Udało się nam, psim swędem, ale ty wiesz, że w 99,9% przypadków takie numery się nie udają - a brydż jest grą statystyczną. I na co ty, Przemek, liczyłeś, zapytał? Intuicję miałeś, co? Zaprzeczyłem, mówiać, że i tak nam źle szło. To pół biedy, usłyszałem, na intuicję liczyć nie wolno.

Moim partnerem był wtedy ówczesny mistrz Krakowa. :)

PS. Widze pm od Ciebie, Alchymisto, odpiszę jutro, bo nie chcę po łebkach, a zmęczonym. :)


 

Nie ma Alchymisto (z tym akurat) problemu, tylko zastanawiam się w którym miejscu - i jak by to "przestrzennie" umiejscowić. Jutro, dziś już padnięty jestem. :)