Seks, sieci" i "Kamienie na szaniec"

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  4
Ktoś mógłby mi zarzucić, że częściej w swoich wpisach czepiam się dziennikarzy „słusznych”, „naszych” i „niepokornych”, niż reszty, zwłaszcza ostatnio. To prawda, ale tych drugich ani nie czytam, ani im nie płacę, ani też niczego już dawno od nich nie wymagam. Jeśli zaś czytam, kupuję i jakoś tam identyfikuję się z tytułami, których jestem stałym czytelnikiem, to niestety – będę się czepiał. W dobrych intencjach i to musi moim znowuż czytelnikom wystarczyć.

Dziś problem, jaki często mam z twórczością niektórych autorów „W Sieci” zilustruję przykładem dość błahym, ale irytującym i wpisującym się w ważniejszą od samej notatki, o której za chwilę, dyskusję.
Od wielu tygodni trwa ożywiona debata na temat filmu Roberta Glińskiego „Kamienie na szaniec”. Część mediów konserwatywnych łączyła z nim pewne nadzieje, na co zresztą pozwalały wypowiedzi samego twórcy. Obawy pojawiły się wraz z krytyką ze strony środowisk harcerskich i historyków, zarzucających odejście od prawdy historycznej i zafałszowanie wizerunku głównych bohaterów. Jedną z pierwszych recenzji, co ciekawe, w dużym stopniu zbieżną z opiniami harcerskich krytyków, napisał na swoim blogu Tomasz Raczek. Zobaczmy:

W prasie pojawiły się zarzuty stawiane przez ludzi prawicy, że za dużo tu seksu, zmysłowości; że młodzież w czasie okupacji stosowała inne normy obyczajowe niż te, które są przyjęte dzisiaj. Atak to przedwczesny i chybiony: w “Kamieniach na szaniec” nie ma w ogóle seksu. Para młodych ludzi raz się całuje a raz budzi się w łóżku pod wspólną kołdrą i wtedy widzimy przez chwilę odkryte pośladki dziewczyny. To ma być seks? Dajcie spokój! Ale jest inny problem, znacznie poważniejszy. Otóż w filmie Roberta Glińskiego, opartym przecież na legendarnej książce Aleksandra Kamińskiego, harcerze zachowują się tak jakby zostali odmóżdżeni czyli nawet głupiej niż niektórzy dzisiejsi uczestnicy forów internetowych: w głowie mają kaszę wymieszanych bezładnie poglądów, przeświadczeń i cytatów; na otaczającą ich rzeczywistość reagują raz dziecinnie, raz neurotycznie. A podobno zdali właśnie maturę co przed II wojną światową znaczyło znacznie więcej niż teraz! 

Kwestię ilości seksu w filmie trudno mi ocenić, bo go nie widziałem i pewnie jeszcze jakiś czas nie zobaczę, więc nie wiem, czy rację ma Raczek, czy „ludzie prawicy”. Wiem natomiast, co w filmie się Raczkowi nie podoba i jest to to samo, co nie podoba się wielu innym osobom, których zdanie jest dla mnie ważniejsze.  Dobrze, ale po cholerę w takim razie piszę o salonowym krytyku filmowym, skoro miałem się czepiać naszych?

Kto czyta „W Sieci” wie, że jest tam rubryka „Misz masz Doroty”, prowadzona przez panią Dorotę Łosiewicz. Mam wrażenie, że w czasach, gdy pismo powstawało, planowana była jako zamiennik rubryki Mazurka i Zalewskiego, ale gdy ci dołączyli już do pisma, została jako specyficzna dokładka. Pani Dorota też przeczytała (chyba) wpis Raczka na blogu i też postanowiła się nim podzielić, po drodze jednak zmieniając jego treść. Tomaszowi Raczkowi nie podobają się „Kamienie na szaniec”, bo nie ma w nich „w ogóle seksu (i tu cytat, zakończony na słowach dajcie spokój!). Niektórzy nawet z „Kamieni na szaniec” chcieliby zrobić porno.- kwituje Łosiewicz.  Mam smutne wrażenie, że niektórzy zaś chcieliby najwyraźniej zrobić idiotów ze swoich czytelników  i pani Dorota jest niestety w tym gronie, dlatego apelowałbym o rezygnację z tej zachcianki. Może takie postne wyrzeczenie?
 
5
5 (4)

4 Comments

Obrazek użytkownika Traube

Traube
Przykre, że się p. Dorota zachowała w stylu znanym z Wyborczej.
Obrazek użytkownika ro

ro
Czy rację ma Raczek - nie dowiem się z autopsji. Filmu "Kamienie na szaniec" nie obejrzę. Nie uznaję tzw "ekranizacji", chyba że reżyser pod przysięgą oświadczy, że potraktował książkę dosłownie ("Odyseja", "Królowie przeklęci", "Wesele").
"Własna wizja" powieści jest według mnie czymś jeszcze żałośniejszym niż plagiat.
Ta chcesz być twórcą? Ta wymyśl sam fabułę, od poczatku do końca. Nie zastępuj Gosiewskiego Czarnieckim, a z Horpyny nie rób lesbijki, bo Sienkiewicz nawet nie słyszał o czymś takim (a w każdym razie nie dał po sobie poznać). Skoro chcesz pokazać na ekranie książkę - to wiernie.

Pani Ł. jest śliczna, ale dla mnie przygoda z braćmi Karnowskimi zakończyła się 16 lutego, kiedy moderator "wPolityce.pl" przez wiele godzin otaczał opieką trolla, który w wyjątkowo wulgarny sposób lżył Polskę, polską flagę i godło. Trolla chronił, a banował głosy domagające się powstrzymania tych obelg. Było to tak widoczne, że jeszcze dziś czuję zażenowanie tamtą sytuacją. 

Można popełnić błąd, ale trzeba umieć się przyznać. Karnowscy i ich środowisko widać jeszcze do tego nie dorośli. (Gdy dorosną, ja już pewnie nie będę sięgał - i to nie tylko po gazety).
Nawiasem mówiąc SDP na którego czele stoi podobno prawicowy dziennikarz, też nie znalazło czasu, żeby zająć stanowisko, albo choćby zdawkową formułką odpowiedzieć na mój list. (Pani z Fratrii taką formułkę, informującą że "wszystkie Państwa opinie i uwagi przekazujemy na bieżąco do autorów tworzących "W sieci" oraz osób czuwających nad portalami", do mnie przesłała. I... na tym się skończyło.
Sprawy nie było? No to nie ma sprawy.
Dla mnie.
Bo pani Łosiewicz i koledzy z bliższego i dalszego otoczenia jakoś będą musieli żyć z tym, że przestałem ich czytać.

 
Obrazek użytkownika Krzysztof Karnkowski

Krzysztof Karnkowski
polityka odnośnie komentarzy na wpolityce.pl to temat na dłuższą, niezbyt miłą rozmowę. Z jednej strony tolerowanie najgorszych, agresywnych trolli - w imię czego? wolności słowa kosztem chcących normalnie rozmawiać użytkowników, zakrzykiwanych przez hołotę, która czuje się na tyle pewnie, że pisze  na tych samych nickach od wielu lat? A z drugiej strony blokowanie komentarzy pod wpisami, które mogłyby narazić na krytykę merytoryczną, ze strony własnych czytelników...
 
Pozdrawiam
Obrazek użytkownika ro

ro
Myślę, że wytłumaczenie jest dość przyziemne. Dobry troll wprawdzie wypłoszy jednego ro, ale podgrzeje kilku bardziej impulsywnych forumowiczów, chętnych do "rękoczynów". 
Potem można, i to niekoniecznie dla samej satysfakcji, chwalić się większą liczbą wejść na stronę, niż ma na przykład "Portal Parówkowy". 

Więcej notek tego samego Autora:

=>>