Siostrze Łukaszka czas na studiach płynął bardzo szybko.
- To już piąty rok - powiedział jej raz pan prodziekan.
- Och, rzeczywiście? Nie zauważyłam - wyznała siostra przygryzając śliczny paznokietek. - Myślałam, że trzeci, albo czwarty!
Pan dziekan oparł głowę na dłoniach i zapłakał.
Siostra dowiedziała się, że w ostatnim semestrze nauki oprócz zwykłych zajęć będzie też mieć praktyki.
- Będzie pani uczyć innych - wyjaśniła jej pani z dziekanatu.
- Dlaczego? - zdumiała się siostra. - Przecież ja nie studiuję pedagogiki.
- Jakieś praktyki proszę pani trzeba zrobić, tak to niestety wygląda. A uczniowie mają najmniej do gadania, wytypuje się jakąś klasę i tyle. I wszyscy są zadowoleni. Oprócz mnie.
- A to dlaczego?
- Bo mam takie praktyki, których nikt nie chce wziąć. Kochana! Poratuj mnie, a będę ci dozgonnie wdzięczna!
- A co to za praktyki?
- Religia w gimnazjum!
- E tam, to proste - i siostra ku kompletnemu zdumieniu pani z dziekanatu, zgodziła się. Pani z dziekanatu nie wierzyła własnemu szczęściu.
Kilka dni później siostra Łukaszka stukając pantofelkami wmaszerowała do klasy jednego z miejskich gimnazjów.
- Hejka - rzuciła niezobowiązująco.
- To ma być ta nowa katechetka??? - młodzież nie wierzyła własnym oczom.
- To - potwierdziła zadowolona siostra i poprawiła swój strój, eksponujący ją z jak najlepszej strony, a stron tych wiele miała.
- Witamy się inaczej, to jest religia... - zauważył kwaśno ksiądz siedzący z tyłu i nadzorujący praktykę.
- ...i ja ją prowadzę i to ja ustalam reguły - weszła mu w słowo siostra. - Po pierwsze nie ma odzywania się bez zezwolenia. Księdza to też dotyczy. W ogóle, ksiądz tu jest na prawach ucznia i już.
Młodzież była wniebowzięta.
- Co dziś przerabiamy? - spytała niefrasobliwie siostra Łukaszka.
- Stary Testament.
- Myślałam, że to religia, a nie prawo.
- Arka Noego.
- Aaaa, Arka Noego. no więc dawno temu kilka dzieci założyły zespół muzyczny...
- To nie o taką arkę chodzi! - nie wytrzymał ksiądz. - Pani na pewno ma uczyć religii? Bo patrząc na panią widzę u pani tylko jeden talent...
- Dwa, a nie jeden - sprostowała siostra, wypinając z dumą śliczny biuścik i poprawiając miseczki. Męska część klasy roztopiła się. - Ale to co, talent, to talent, przecież nie zakopię go w ziemi.
Klasa zaprotestowała głośno.
- Tak, talent należy eksploatować i eksponować, aby ludzie mieli z tego pożytek - poinformowała siostra swoich podopiecznych. - Żebyście wy widzieli jak się mojemu chłopakowi cieszy gęba, kiedy ja mu pokazuję moje talenty. Nieśmiały on jeszcze i się opiera, ale pracuję nad nim i...
- Pani ma chłopaka? - spytał jakiś świeżo upieczony wielbiciel siostry kompletnie załamanym głosem.
- Mam, oczywiście...
- A nie myślała pani o wymienieniu go na kogoś młodszego? - zapytał buńczucznie ktoś z pierwszej ławki. - Młody też może być doświadczony! Na przykład ja! Miałem już dwie dziewczyny!
- Łał - odparła apatycznie siostra. - Dobrze, skoro już pochwaliłeś się, że zdradziłeś swoją prawą rękę z lewą, to pozwól, że będę kontynuowała moją lekcję. Otóż dawno, dawno temu, żył sobie Noe. Ciężkie to był czasy. Ludzie byli źle i okropni. Nie uczyli się i był wśród nich największy odsetek gimnazjalistów w historii. Więc Bóg postanowił unicestwić prawie całą ludzkość. No, zrobić taki reset. A Noe i jego rodzina mieli być takim backupem systemu. mieli zbudować taki statek, arkę i i w niej przeżyć katastrofę, którą Bóg zamierzał zesłać na ziemię.
Ksiądz siedział i słuchał z otwartymi ustami.
- No i Bóg niestety zrobił błąd - kontynuowała siostra Łukaszka spacerując po klasie. - Tak, tak, Jemu też się to zdarza. Błędem było to, że zwrócił się z tym do faceta.
Żeńska część klasy się ożywiła.
- No bo co zrobił Noe, kiedy dowiedział się, że Bóg go wybrał na budowniczego arki? Zwalił wszystko na żonę, a sam poleciał na piwo do Sodomy i Gomory!
- Na jakie piwo? - spytał ksiądz.
- Niepasteryzowane. Bo wtedy innego nie znali.
- Ale mi chodzi, że nie mógł iść na piwo, bo...
- Mógł - przerwała mu siostra. - Na religii, to może ksiądz się zna. Ale poza tym... To księdza informuję, że piwo jest tak stare jak sama ludzkość. A najwięcej go robili po klasztorach. I to kto, zakonnicy! No więc Noe pojechał do Sodomy i Gomory, a biedna jego żona na własnych plecach targała drewno na arkę prosto ze składu budowlanego...
- Z lasu! - przerwał znów ksiądz.
- Z lasu nie wolno - westchnęła siostra. - Po pierwsze niszczy się drzewa, co denerwuje leśniczych, po drugie i tak trzeba jechać do tartaku, żeby to pociął, a po trzecie to tak brać sobie z lasu to kradzież. I mandat można dostać. Czego ksiądz chce uczyć młodzież? Że jak coś wspólne to se można kraść? To jest religia, przypominam. Siedemnaste przykazanie: nie kradnij. No, a jak Noe miał już całe drewno to myślicie co zrobił?
- Arkę - padło z klasy.
- A tam arkę. Nic. Nic nie robił. Jak to facet. Aż nadszedł czas tej katastrofy. I wtedy dopiero Noe wziął się za robienie Arki. Na ostatnią chwilę rzucił się robić, nie jadł, nie spał, tylko zasuwał jak wściekły. Jak to facet co sobie o dwudziestej trzeciej przypomni że na jutro rano musi mieć krawat uprasowany. Zrobił wreszcie tę arkę i zaczął ładować na nią zwierzęta. Żeby przetrwały kataklizm. Planu oczywiście żadnego nie miał. Nie brał dinozaurów, bo były za duże, i one wyginęły, ale poza tym to brał co popadnie.
- Że co proszę? - ksiądz nie wierzył własnym uszom.
- Czy ktoś, kto miałby jakikolwiek plan, uwzględniłby w nim komary? - spytał ironicznie siostra i wzięła się pod boki. - No i załadowali się na tą arkę i patrzą... I patrzą... I patrzą... A tu zza wzgórz... Wyłania się... Pan Wołodyjowski...
Zapadła cisza.
- Chyba potop - odezwała się wreszcie jakaś dziewczyna.
Siostra Łukaszka machnęła śliczną dłonią.
- No, wiedziałam, że coś tam Reymonta.
Zabrzmiał dzwonek.
- Koniec lekcji, widzimy się na następnej religii!
Klasa eksplodowała entuzjazmem.
--------------
https://twitter.com/MarcinBrixen
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
http://kaktus-i-kamien.blogspot.com
- To już piąty rok - powiedział jej raz pan prodziekan.
- Och, rzeczywiście? Nie zauważyłam - wyznała siostra przygryzając śliczny paznokietek. - Myślałam, że trzeci, albo czwarty!
Pan dziekan oparł głowę na dłoniach i zapłakał.
Siostra dowiedziała się, że w ostatnim semestrze nauki oprócz zwykłych zajęć będzie też mieć praktyki.
- Będzie pani uczyć innych - wyjaśniła jej pani z dziekanatu.
- Dlaczego? - zdumiała się siostra. - Przecież ja nie studiuję pedagogiki.
- Jakieś praktyki proszę pani trzeba zrobić, tak to niestety wygląda. A uczniowie mają najmniej do gadania, wytypuje się jakąś klasę i tyle. I wszyscy są zadowoleni. Oprócz mnie.
- A to dlaczego?
- Bo mam takie praktyki, których nikt nie chce wziąć. Kochana! Poratuj mnie, a będę ci dozgonnie wdzięczna!
- A co to za praktyki?
- Religia w gimnazjum!
- E tam, to proste - i siostra ku kompletnemu zdumieniu pani z dziekanatu, zgodziła się. Pani z dziekanatu nie wierzyła własnemu szczęściu.
Kilka dni później siostra Łukaszka stukając pantofelkami wmaszerowała do klasy jednego z miejskich gimnazjów.
- Hejka - rzuciła niezobowiązująco.
- To ma być ta nowa katechetka??? - młodzież nie wierzyła własnym oczom.
- To - potwierdziła zadowolona siostra i poprawiła swój strój, eksponujący ją z jak najlepszej strony, a stron tych wiele miała.
- Witamy się inaczej, to jest religia... - zauważył kwaśno ksiądz siedzący z tyłu i nadzorujący praktykę.
- ...i ja ją prowadzę i to ja ustalam reguły - weszła mu w słowo siostra. - Po pierwsze nie ma odzywania się bez zezwolenia. Księdza to też dotyczy. W ogóle, ksiądz tu jest na prawach ucznia i już.
Młodzież była wniebowzięta.
- Co dziś przerabiamy? - spytała niefrasobliwie siostra Łukaszka.
- Stary Testament.
- Myślałam, że to religia, a nie prawo.
- Arka Noego.
- Aaaa, Arka Noego. no więc dawno temu kilka dzieci założyły zespół muzyczny...
- To nie o taką arkę chodzi! - nie wytrzymał ksiądz. - Pani na pewno ma uczyć religii? Bo patrząc na panią widzę u pani tylko jeden talent...
- Dwa, a nie jeden - sprostowała siostra, wypinając z dumą śliczny biuścik i poprawiając miseczki. Męska część klasy roztopiła się. - Ale to co, talent, to talent, przecież nie zakopię go w ziemi.
Klasa zaprotestowała głośno.
- Tak, talent należy eksploatować i eksponować, aby ludzie mieli z tego pożytek - poinformowała siostra swoich podopiecznych. - Żebyście wy widzieli jak się mojemu chłopakowi cieszy gęba, kiedy ja mu pokazuję moje talenty. Nieśmiały on jeszcze i się opiera, ale pracuję nad nim i...
- Pani ma chłopaka? - spytał jakiś świeżo upieczony wielbiciel siostry kompletnie załamanym głosem.
- Mam, oczywiście...
- A nie myślała pani o wymienieniu go na kogoś młodszego? - zapytał buńczucznie ktoś z pierwszej ławki. - Młody też może być doświadczony! Na przykład ja! Miałem już dwie dziewczyny!
- Łał - odparła apatycznie siostra. - Dobrze, skoro już pochwaliłeś się, że zdradziłeś swoją prawą rękę z lewą, to pozwól, że będę kontynuowała moją lekcję. Otóż dawno, dawno temu, żył sobie Noe. Ciężkie to był czasy. Ludzie byli źle i okropni. Nie uczyli się i był wśród nich największy odsetek gimnazjalistów w historii. Więc Bóg postanowił unicestwić prawie całą ludzkość. No, zrobić taki reset. A Noe i jego rodzina mieli być takim backupem systemu. mieli zbudować taki statek, arkę i i w niej przeżyć katastrofę, którą Bóg zamierzał zesłać na ziemię.
Ksiądz siedział i słuchał z otwartymi ustami.
- No i Bóg niestety zrobił błąd - kontynuowała siostra Łukaszka spacerując po klasie. - Tak, tak, Jemu też się to zdarza. Błędem było to, że zwrócił się z tym do faceta.
Żeńska część klasy się ożywiła.
- No bo co zrobił Noe, kiedy dowiedział się, że Bóg go wybrał na budowniczego arki? Zwalił wszystko na żonę, a sam poleciał na piwo do Sodomy i Gomory!
- Na jakie piwo? - spytał ksiądz.
- Niepasteryzowane. Bo wtedy innego nie znali.
- Ale mi chodzi, że nie mógł iść na piwo, bo...
- Mógł - przerwała mu siostra. - Na religii, to może ksiądz się zna. Ale poza tym... To księdza informuję, że piwo jest tak stare jak sama ludzkość. A najwięcej go robili po klasztorach. I to kto, zakonnicy! No więc Noe pojechał do Sodomy i Gomory, a biedna jego żona na własnych plecach targała drewno na arkę prosto ze składu budowlanego...
- Z lasu! - przerwał znów ksiądz.
- Z lasu nie wolno - westchnęła siostra. - Po pierwsze niszczy się drzewa, co denerwuje leśniczych, po drugie i tak trzeba jechać do tartaku, żeby to pociął, a po trzecie to tak brać sobie z lasu to kradzież. I mandat można dostać. Czego ksiądz chce uczyć młodzież? Że jak coś wspólne to se można kraść? To jest religia, przypominam. Siedemnaste przykazanie: nie kradnij. No, a jak Noe miał już całe drewno to myślicie co zrobił?
- Arkę - padło z klasy.
- A tam arkę. Nic. Nic nie robił. Jak to facet. Aż nadszedł czas tej katastrofy. I wtedy dopiero Noe wziął się za robienie Arki. Na ostatnią chwilę rzucił się robić, nie jadł, nie spał, tylko zasuwał jak wściekły. Jak to facet co sobie o dwudziestej trzeciej przypomni że na jutro rano musi mieć krawat uprasowany. Zrobił wreszcie tę arkę i zaczął ładować na nią zwierzęta. Żeby przetrwały kataklizm. Planu oczywiście żadnego nie miał. Nie brał dinozaurów, bo były za duże, i one wyginęły, ale poza tym to brał co popadnie.
- Że co proszę? - ksiądz nie wierzył własnym uszom.
- Czy ktoś, kto miałby jakikolwiek plan, uwzględniłby w nim komary? - spytał ironicznie siostra i wzięła się pod boki. - No i załadowali się na tą arkę i patrzą... I patrzą... I patrzą... A tu zza wzgórz... Wyłania się... Pan Wołodyjowski...
Zapadła cisza.
- Chyba potop - odezwała się wreszcie jakaś dziewczyna.
Siostra Łukaszka machnęła śliczną dłonią.
- No, wiedziałam, że coś tam Reymonta.
Zabrzmiał dzwonek.
- Koniec lekcji, widzimy się na następnej religii!
Klasa eksplodowała entuzjazmem.
--------------
https://twitter.com/MarcinBrixen
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
http://kaktus-i-kamien.blogspot.com
(3)