Sklep z marzannami

 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Babcia Łukaszka zmywała akurat naczynia w kuchni, kiedy to osiedlowe powietrze przeciął dziwny, wibrujący dźwięk. Przypominał melodię dzwonka do drzwi puszczoną od tyłu. Babcia wyprostowała się niczym rażona elektrycznym prądem i krzyknęła:
- Sklep!
Po czym sięgnęła po torbę i ruszyła w stronę windy z prędkością, która wprowadziłaby w podziw niejednego lekarza orzecznika w ZUS. Póki babcia podążała osiedlowymi korytarzami pionowymi i poziomymi warto było zastanowić się chwilę nad jej okrzykiem. Był to bowiem jeden z tak zwanych okrzyków Schroedingera. Babcia bowiem miała rację i była w błędzie jednocześnie.
Była w błędzie, bowiem to nie był sklep. Była to niewielka ciężarówka w kolorze jaskrawej żółci. A miała rację o tyle, że tego typu pojazdy pełniły rolę sklepów, w mniejszych miejscowościach, albo na osiedlach właśnie. W weekendy czy po godzinach, albo też w wolne dni pojawiała się taka ciężaróweczka z idiotycznym sygnałem. I można było kupić u kierowcy ciasto albo pieczywo. Albo jeszcze co innego.
Babcię, która już docierała do auta, czekała podwójna niespodzianka.
- Co ty tu robisz? - babcia była kompletnie zaskoczona widokiem Łukaszka. - Nie powinieneś być w szkole?
- E... No... Tego... Ja... - bąkał równie zaskoczony Łukaszek. - A babcia co tu robi?
- Chciałam kupić chleb czy ciasto, co on tam ma na tej ciężarówce...
- No to nic babcia nie kupi.
- Jak to, pusty przyjechał?
- Żadne pusty, proszę pani, żadne pusty! - pojawił się kierowca i otworzył przymknięte wrota.
Babcia zdziwiła się po raz wtóry. Bo w środku były ni mniej ni więcej tylko...
- Marzanny! - zakrzyknął wesoło kierowca i zatarł ręce. - Do wyboru, do koloru! Jakie kto chce! Dla miłośników opozycji mam marzannę w kształcie Karosława-Jaczyńskiego. Dla zwolenników partii rządzącej mam marzannę w kształcie Tunalda-Doska. W ogóle mam wielu polityków. Dla feministek mam marzannę męską. Dla nacjonalistów mam marzannę w kształcie syryjskiego uchodźcy. Są marzanny tęczowe i marzanny wyklęte.
- A to... - babcia przełknęła ślinę. - Co to jest?
- To dla miłośniczek zachowywania kontroli nad własnym ciałem. Marzanna aborcyjna! W brzuchu ma drugą, maleńką marzannę i...
- Po ile to? - spytała babcia.
- Tanio! Promocja! Kupisz pięć, szósta gratis! I jeszcze pluszaka dodam!
- Nie kupujemy - wtrącił się niespodziewanie Łukaszek, chwycił babcię za łokieć i odciągnął w stronę ich bloku.
- Dlaczego??? - opierała się babcia.
- A co babcia chce zrobić z tą marzanną?
- Jak to co? Oczywiście wrzucić do rzeki.
- Nie da się - rzekł lakonicznie Łukaszek.
- Jak to się nie da? Rzeka zniknęła?
- Tak jakby.
- Co ty mi tu opowiadasz! Znowu jakieś głupoty z internetu!
- Sam widziałem.
- Sam? Jak? Kiedy? Przecież powinieneś być w szkole!
- Chodźmy do domu, telewizja też tam była, może w wiadomościach lokalnych coś pokażą...
Pokazali.
Rzeką płynęła takie ilości marzanny, że miejscami nie było widać wody. Co ciekawe, część marzannujących uważała, że to skandal, i że odpowiedzialny jest za to minister żeglugi śródlądowej.

--------------
NOWOŚĆ -> marcinbrixen.pl
http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html - blog w formie książki
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>