
W czasach swoich rządów Platforma Obywatelska, wraz z zaprzyjaźnionymi mediami, w okolicach kolejnych rocznic katastrofy smoleńskiej wypuszczała zmanipulowane wiadomości, mające podgrzać nastroje i sprowokować polityków PiS do radykalnych wypowiedzi. Te zaś, zwłaszcza w latach wyborczych, odstraszać miały elektorat umiarkowany, co, zwłaszcza w 2015 roku, spędzało sen w oczach dziennikarzom kilku warszawskich redakcji. Władza się zmieniła, temat Smoleńska nie wystarczył, by faktycznie zniechęcić wyborców. Tegoroczne obchody 10 kwietnia przebiegły licznie i godnie, tymczasem temat bardzo mocno wrócił jesienią.
Na początku września Antoni Macierewicz zapowiedział nowe dowody w sprawie Smoleńska, nie podał jednak żadnych szczegółów. Temat z nową mocą powrócił do debaty publicznej, co wzmocniła zbliżająca się premiera filmu Antoniego Krauzego. Reakcje na zapowiedzi szefa MON i dzieło Krauzego pokazują, że hasło „Smoleńsk” wciąż powoduje potężne emocje. Wszyscy, którzy deklarują zmęczenie tematem i obnoszą się z umiarkowanie istotnym faktem, że nie wybierają się do kina, podnoszą wspólny krzyk. Tym razem jazgot roznosi się nie tylko na portalach politycznych, lecz również filmowych – obraz Krauze w dniu premiery zebrał potężną ilość negatywnych ocen i prześmiewczych komentarzy nie tylko na polskim Filmwebie, lecz również międzynarodowym serwisie Imdb. To ostatnie miejsce zyskało w połowie września mnóstwo nowych użytkowników z Polski, którzy, zapewnie spontanicznie, napisali jeden komentarz i ocenili jeden film, dodatkowo kierując go do kategorii „fantasy”. Takie to poczucie humoru i bezpieczny, anonimowy sprzeciw przeciw rzekomej propagandzie władzy.
Z wpisywanych uwag poza nienawiścią do reżysera i osób, szukających wciąż prawdy o 10 kwietnia 2010, dało się wyczytać jeszcze jedno – te osoby nie były na „Smoleńsku” w kinie, a zapewne nawet nie czytały żadnych zapowiedzi filmu. Wyniki frekwencyjne pierwszego weekendu są jednak niezłe (pierwsze miejsce i prawie 108 tysięcy widzów), choć, co chętnie wskazują media, gorsze od innych, czysto komercyjnych polskich produkcji. Obrazy zaangażowane, o wymowie o wiele bliższej krytykom Krauzego, „Ida” i „Pokłosie” cieszyły się o połowę mniejszym zainteresowaniem. „Smoleńsk”, pomimo problemów, na jakie napotykała ekipa producencka, nie jest filmem, odbiegającym in minus od polskiej średniej. Pretekstowa fabuła służy przeglądowi wątpliwości wobec oficjalnej wersji wydarzeń, prowokuje więc widza do zadawania sobie pytań tam, gdzie wszystko ustalone miało być raz na zawsze. W smsie, który również został przywołany przez scenarzystów.
„Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje kto ich do tego skłonił.” – taka wiadomość politycy ówczesnej partii rządzącej otrzymać mieli 10 kwietnia 2010 roku jako przekaz dnia, co ujawnił niedługo przed śmiercią gen. Sławomir Petelicki. Szef GROM wkrótce potem popełnił samobójstwo, przypadkiem wtedy, gdy cała Polska śledziła mecz z Czechami podczas Euro 2012. Przypadkiem w piątkowy wieczór, co uniemożliwiło natychmiastowa sekcję zwłok i w miejscu, którego nie obejmował monitoring. Wątek „seryjnego samobójcy”, który w filmie obejmuje jeszcze postać Remigiusza Musia, zaś wspomina się w rozmowach o wielu innych osobach, bardzo nie podoba się politycznym recenzentom. Wbrew przeciwnikom, „Smoleńsk” jest bardziej zbiorem wątpliwości, niż odpowiedzi i tym jest, z punktu widzenia frakcji Millera i Anodiny, groźniejszy.
W ubiegłym tygodniu doczekaliśmy się wreszcie zapowiedzianych nowych informacji. Podkomisja smoleńska udostępniła nagranie z 28 kwietnia 2010 roku, w którym Jerzy Miller mówi miedzy innymi: „My działamy po uzyskaniu pierwotnie zgody premiera. Nasze ustalenia zostaną zderzone z ustaleniami rosyjskimi. Nieformalnie, w odbiorze społecznym, jeżeli te raporty będą różne, to będzie do tego cała teoria budowana w społeczeństwie, że albo ten ukrył, albo tamten ukrył, ale na pewno prawda jest gdzieś jeszcze indziej. I w związku z tym, oczekiwałbym, że nasze działanie będzie o tyle niestandardowe, że musi uwzględniać wymogi postępowania cywilnego i wewnętrzne dalsze ustalenia metodologiczne oraz dokumentów kończących muszą być zweryfikowane z punktu widzenia tych okoliczności.” Ujawnione nagranie wskazują na pełną, świadomą bezwolność wobec strony rosyjskiej, zarówno w kwestii przyjętej procedury badania katastrofy, jak przyjęcia wyników badań komisji Anodiny. Dodatkowo ujawniono również manipulacje w ujawnionych zapisach treści czarnych skrzynek, z których wycięto kilka sekund nagrań. Profesor Kazimierz Nowaczyk, inforumujący o sprawie w mediach (między innymi w rozmowie z K. Ziemcem w RMF FM) i zapowiadający kolejne dowody, pada ofiarą fali nienawiści w internecie.
Jak reagują na to politycy Platformy Obywatelskiej, którym narracja kolejny raz wymyka się z rąk, a co więcej, wszelkie instrumenty (poza propagandą i opisanymi wyżej atakami trolli) znajdują się w rękach drugiej strony? W pierwszym odruchu powtarzaniem starych klisz, jak Adam Szejnfeld w programie „Forum” w TVP Info. Gdy pojawił się wątek nowych informacji w sprawie Smoleńska, poseł PO praktycznie powtórzył treść przywołanego wyżej smsa. Szybko zaproponowano mocno naiwne tłumaczenie, że mówiąc o „jednolitym przekazie” Miller miał na myśli kwestie techniczne, nie zaś merytoryczne. Zaprzecza temu całość jego wypowiedzi, nie potwierdza też późniejsza praktyka – od rosyjskiego polski raport różnił się jedynie drobiazgami. Szejnfeld zabłysnął w telewizji, na Twitterze przebił go jednak rzecznik Platformy, Jan Grabiec. Politycy Nowoczesnej i Platformy rozpoczęli, kreowaną na oddolną, akcję w ramach której, pod hasłem „#PiSiewicze” wpisywali nazwiska i funkcje osób, które dostały państwowe posady w nowym rozdaniu. Czasem zresztą strzelając kulą w płot, atakując osoby kompetentne tylko za to, że stanowiska przyjęły od obecnej władzy. Grabiec wypadł z tej konwencji, znajdując się niebezpiecznie blisko groźby. Tak zrozumieć można bowiem słowa „Dopóki #PiSiewicze będą bronić takich gen. jak Błasik czy Pawlikowski, Smoleńsk i pęknięta opona będą się powtarzać.” Dużo bezczelności jak na jedno zdanie. W odróżnieniu od Jana Grabca pamiętamy jeszcze karierę Mariana Janickiego, nagrodzonego za Smoleńsk odznaczeniem i awansem. Atakowanie śp. Andrzeja Błasika w sześć i pół roku po śmierci, jest aktem tyleż podłości, co desperacji. I bynajmniej nie Błasikowi wystawia fatalne świadectwo.
Platformie zdecydowanie brak dziś kogoś odpowiedzialnego za gaszenie pożarów. Każdy dzień przynosi medialne kompromitacje (do Szejnfelda dołączył między innymi Paweł Zalewski, który zapytany o tweet Grabca skupił się na genezie określenia „Pisiewicze”), zaś na Twitterze czołowi politycy pokazują wszystko poza opanowaniem. W dobrym tonie stały się znów wśród nich żarty ze Smoleńska, które opisywane są jako wyśmiewanie filmu bądź komisji, lecz nie ofiar.
Równocześnie wciąż trwa afera warszawska. Rodzina wiceprezydenta Pahla, który miał ratować sytuację jako wysłannik Grzegorza Schetyny, okazała się stroną posiadającą w stolicy roszczenia reprywatyzacyjne. Reprywatyzacja zaś, wbrew wcześniejszym deklaracjom, nie zostanie wstrzymana. W tym samym czasie partia Ryszarda Petru przedstawiła program, przez wszystkich skrytykowany jako równocześnie socjalistyczny i pro-korporacyjny. To drugie oskarżenie nie powinno być zaskoczeniem, jednak zarzut „socjalizmu” dla Nowoczesnej nie wygląda zbyt dobrze. Obie partie w swej obecnej sytuacji nie mają zdolności przekonania do siebie nowych wyborców, a ustał już chyba również przepływ elektoratu między nimi. Niektórzy komentatorzy ostrzegają, że polityka kadrowa w spółkach, która zaowocowała dymisją Jackiewicza, może zaszkodzić Prawu i Sprawiedliwości, zauważmy jednak, że nawet w sondażach, w których partia Kaczyńskiego lekko traci, nie zyskuje nikt – ani twarda opozycja, ani teoretycznie mogący zagospodarować rozczarowanych wyborców PiS Ruch Kukiza. Przez rządem kilka lat reformowania państwa i, jak widzimy coraz wyraźniej, również Europy. Opozycja walczyć może jedynie o zachowanie stanu posiadania, przy czym Platformę czekać mogą większe od spadku poparcia w sondażach kłopoty. Wyborcy PiS coraz głośniej domagają się rozliczenia poprzedników, a partia rządząca nie powinna zlekceważyć tego sygnału. Zapowiedziana weryfikacja własnych działań w resorcie opuszczonym przez Dawida Jackiewicza będzie dobrym wstępem do ukarania nadużyć poprzedniej ekipy.
Artykuł ukazał się we wtorkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
Na początku września Antoni Macierewicz zapowiedział nowe dowody w sprawie Smoleńska, nie podał jednak żadnych szczegółów. Temat z nową mocą powrócił do debaty publicznej, co wzmocniła zbliżająca się premiera filmu Antoniego Krauzego. Reakcje na zapowiedzi szefa MON i dzieło Krauzego pokazują, że hasło „Smoleńsk” wciąż powoduje potężne emocje. Wszyscy, którzy deklarują zmęczenie tematem i obnoszą się z umiarkowanie istotnym faktem, że nie wybierają się do kina, podnoszą wspólny krzyk. Tym razem jazgot roznosi się nie tylko na portalach politycznych, lecz również filmowych – obraz Krauze w dniu premiery zebrał potężną ilość negatywnych ocen i prześmiewczych komentarzy nie tylko na polskim Filmwebie, lecz również międzynarodowym serwisie Imdb. To ostatnie miejsce zyskało w połowie września mnóstwo nowych użytkowników z Polski, którzy, zapewnie spontanicznie, napisali jeden komentarz i ocenili jeden film, dodatkowo kierując go do kategorii „fantasy”. Takie to poczucie humoru i bezpieczny, anonimowy sprzeciw przeciw rzekomej propagandzie władzy.
Z wpisywanych uwag poza nienawiścią do reżysera i osób, szukających wciąż prawdy o 10 kwietnia 2010, dało się wyczytać jeszcze jedno – te osoby nie były na „Smoleńsku” w kinie, a zapewne nawet nie czytały żadnych zapowiedzi filmu. Wyniki frekwencyjne pierwszego weekendu są jednak niezłe (pierwsze miejsce i prawie 108 tysięcy widzów), choć, co chętnie wskazują media, gorsze od innych, czysto komercyjnych polskich produkcji. Obrazy zaangażowane, o wymowie o wiele bliższej krytykom Krauzego, „Ida” i „Pokłosie” cieszyły się o połowę mniejszym zainteresowaniem. „Smoleńsk”, pomimo problemów, na jakie napotykała ekipa producencka, nie jest filmem, odbiegającym in minus od polskiej średniej. Pretekstowa fabuła służy przeglądowi wątpliwości wobec oficjalnej wersji wydarzeń, prowokuje więc widza do zadawania sobie pytań tam, gdzie wszystko ustalone miało być raz na zawsze. W smsie, który również został przywołany przez scenarzystów.
„Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje kto ich do tego skłonił.” – taka wiadomość politycy ówczesnej partii rządzącej otrzymać mieli 10 kwietnia 2010 roku jako przekaz dnia, co ujawnił niedługo przed śmiercią gen. Sławomir Petelicki. Szef GROM wkrótce potem popełnił samobójstwo, przypadkiem wtedy, gdy cała Polska śledziła mecz z Czechami podczas Euro 2012. Przypadkiem w piątkowy wieczór, co uniemożliwiło natychmiastowa sekcję zwłok i w miejscu, którego nie obejmował monitoring. Wątek „seryjnego samobójcy”, który w filmie obejmuje jeszcze postać Remigiusza Musia, zaś wspomina się w rozmowach o wielu innych osobach, bardzo nie podoba się politycznym recenzentom. Wbrew przeciwnikom, „Smoleńsk” jest bardziej zbiorem wątpliwości, niż odpowiedzi i tym jest, z punktu widzenia frakcji Millera i Anodiny, groźniejszy.
W ubiegłym tygodniu doczekaliśmy się wreszcie zapowiedzianych nowych informacji. Podkomisja smoleńska udostępniła nagranie z 28 kwietnia 2010 roku, w którym Jerzy Miller mówi miedzy innymi: „My działamy po uzyskaniu pierwotnie zgody premiera. Nasze ustalenia zostaną zderzone z ustaleniami rosyjskimi. Nieformalnie, w odbiorze społecznym, jeżeli te raporty będą różne, to będzie do tego cała teoria budowana w społeczeństwie, że albo ten ukrył, albo tamten ukrył, ale na pewno prawda jest gdzieś jeszcze indziej. I w związku z tym, oczekiwałbym, że nasze działanie będzie o tyle niestandardowe, że musi uwzględniać wymogi postępowania cywilnego i wewnętrzne dalsze ustalenia metodologiczne oraz dokumentów kończących muszą być zweryfikowane z punktu widzenia tych okoliczności.” Ujawnione nagranie wskazują na pełną, świadomą bezwolność wobec strony rosyjskiej, zarówno w kwestii przyjętej procedury badania katastrofy, jak przyjęcia wyników badań komisji Anodiny. Dodatkowo ujawniono również manipulacje w ujawnionych zapisach treści czarnych skrzynek, z których wycięto kilka sekund nagrań. Profesor Kazimierz Nowaczyk, inforumujący o sprawie w mediach (między innymi w rozmowie z K. Ziemcem w RMF FM) i zapowiadający kolejne dowody, pada ofiarą fali nienawiści w internecie.
Jak reagują na to politycy Platformy Obywatelskiej, którym narracja kolejny raz wymyka się z rąk, a co więcej, wszelkie instrumenty (poza propagandą i opisanymi wyżej atakami trolli) znajdują się w rękach drugiej strony? W pierwszym odruchu powtarzaniem starych klisz, jak Adam Szejnfeld w programie „Forum” w TVP Info. Gdy pojawił się wątek nowych informacji w sprawie Smoleńska, poseł PO praktycznie powtórzył treść przywołanego wyżej smsa. Szybko zaproponowano mocno naiwne tłumaczenie, że mówiąc o „jednolitym przekazie” Miller miał na myśli kwestie techniczne, nie zaś merytoryczne. Zaprzecza temu całość jego wypowiedzi, nie potwierdza też późniejsza praktyka – od rosyjskiego polski raport różnił się jedynie drobiazgami. Szejnfeld zabłysnął w telewizji, na Twitterze przebił go jednak rzecznik Platformy, Jan Grabiec. Politycy Nowoczesnej i Platformy rozpoczęli, kreowaną na oddolną, akcję w ramach której, pod hasłem „#PiSiewicze” wpisywali nazwiska i funkcje osób, które dostały państwowe posady w nowym rozdaniu. Czasem zresztą strzelając kulą w płot, atakując osoby kompetentne tylko za to, że stanowiska przyjęły od obecnej władzy. Grabiec wypadł z tej konwencji, znajdując się niebezpiecznie blisko groźby. Tak zrozumieć można bowiem słowa „Dopóki #PiSiewicze będą bronić takich gen. jak Błasik czy Pawlikowski, Smoleńsk i pęknięta opona będą się powtarzać.” Dużo bezczelności jak na jedno zdanie. W odróżnieniu od Jana Grabca pamiętamy jeszcze karierę Mariana Janickiego, nagrodzonego za Smoleńsk odznaczeniem i awansem. Atakowanie śp. Andrzeja Błasika w sześć i pół roku po śmierci, jest aktem tyleż podłości, co desperacji. I bynajmniej nie Błasikowi wystawia fatalne świadectwo.
Platformie zdecydowanie brak dziś kogoś odpowiedzialnego za gaszenie pożarów. Każdy dzień przynosi medialne kompromitacje (do Szejnfelda dołączył między innymi Paweł Zalewski, który zapytany o tweet Grabca skupił się na genezie określenia „Pisiewicze”), zaś na Twitterze czołowi politycy pokazują wszystko poza opanowaniem. W dobrym tonie stały się znów wśród nich żarty ze Smoleńska, które opisywane są jako wyśmiewanie filmu bądź komisji, lecz nie ofiar.
Równocześnie wciąż trwa afera warszawska. Rodzina wiceprezydenta Pahla, który miał ratować sytuację jako wysłannik Grzegorza Schetyny, okazała się stroną posiadającą w stolicy roszczenia reprywatyzacyjne. Reprywatyzacja zaś, wbrew wcześniejszym deklaracjom, nie zostanie wstrzymana. W tym samym czasie partia Ryszarda Petru przedstawiła program, przez wszystkich skrytykowany jako równocześnie socjalistyczny i pro-korporacyjny. To drugie oskarżenie nie powinno być zaskoczeniem, jednak zarzut „socjalizmu” dla Nowoczesnej nie wygląda zbyt dobrze. Obie partie w swej obecnej sytuacji nie mają zdolności przekonania do siebie nowych wyborców, a ustał już chyba również przepływ elektoratu między nimi. Niektórzy komentatorzy ostrzegają, że polityka kadrowa w spółkach, która zaowocowała dymisją Jackiewicza, może zaszkodzić Prawu i Sprawiedliwości, zauważmy jednak, że nawet w sondażach, w których partia Kaczyńskiego lekko traci, nie zyskuje nikt – ani twarda opozycja, ani teoretycznie mogący zagospodarować rozczarowanych wyborców PiS Ruch Kukiza. Przez rządem kilka lat reformowania państwa i, jak widzimy coraz wyraźniej, również Europy. Opozycja walczyć może jedynie o zachowanie stanu posiadania, przy czym Platformę czekać mogą większe od spadku poparcia w sondażach kłopoty. Wyborcy PiS coraz głośniej domagają się rozliczenia poprzedników, a partia rządząca nie powinna zlekceważyć tego sygnału. Zapowiedziana weryfikacja własnych działań w resorcie opuszczonym przez Dawida Jackiewicza będzie dobrym wstępem do ukarania nadużyć poprzedniej ekipy.
Artykuł ukazał się we wtorkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
(2)
1 Comments
Pretekstowa fabuła. Bardzo
24 September, 2016 - 22:47