Już nic lepszego nie przeczytam bo nikt nic lepszego nie napisze. Optyka moja się tu zmieniła bo przez ostatnie 30 lat wchłonąłem mnóstwo chłamu różnego i teraz przez jego perspektywę patrzę. Niniejszy tekst to nie jest recenzja ani omówienie, ani streszczenie ani nic takiego. Oddaję tu moje wrażenia, dlatego psychofani nie gorączkujcie się mu tutaj (siema psychofani!). Będą spoilery, jeszcze nie wiem czego będą dotyczyły bo nie wiem, o czym napiszę. O Hyperionie tez będzie, Rorschachu i o amerykańskim filmie. I o czym mi się zachce napisać będzie.
Solaris Stanisław Lem napisał w 1960 roku, to jest epoka wczesnego Gomułki ale w ogóle nie czuć tego. Tematyka jest bowiem ponadczasowa a narracja - nowoczesną. Grzanie lamp w radiostacji jest anachroniczne i tyle. O neutrinach napomknę.
Początek to zarysowanie skomplikowanego problemu poznawczego, opis fenomenu Solaris ma za zadanie przytłoczyć czytelnika nieco. Oto planeta Solaris powinna zostać zniszczona, okrąża bowiem po niestabilnej orbicie układ podwójny: dwie gwiazdy, czyli dwa słońca obiegające się. Skomplikowane oddziaływania grawitacyjne w takim układzie powodują albo wyrzucenie planet na zewnątrz, albo zderzenie z gwiazdą. Coś stabilizuje jednak orbitę planety i okazuje się, że to Ocean ją stabilizuje uciekając się do kreowania fizycznych anomalii. Planeta jest niemalże w całości pokryta oceanem, zwanym dalej Oceanem (wielką tzw. literą). Jest to galaretowata breja która ucieka przed dotykiem człowieka. Można w niego wlecieć, wbiec a on się cofa. Poza generowaniem zmian astrofizycznych wytwarza on szereg fenomenów, jakiś długonii, symietriad, asymetriad, tych takich na g i innych. Mimoidów. Wszystko to są to monumentalne twory, wystrzeliwujące na setki metrów w górę, kotłujące się i robiące różne inne dziwne rzeczy. Zapoznajemy się z samymi zjawiskami o raz z hipotezami naukowymi, które nic nie tłumaczą bo naukowcy jak to naukowcy nie mają pojęcia o czym się wypowiadają i co się tam dzieje. Ta warstwa solarystyczna została wycięta w filmie Soderbergha z Clooneyem niemal w całości, przez co widz nie ma szans zrozumienia fabuły. Jak znasz książkę to się męczysz z innych powodów. Samo zawiązanie fabuły jest odmienne niż stosowane teraz: nie ma tzw dramy, nie ma bandy kretynów w kosmosie, nie ma NETFLIXA. Są kompetentni fachowcy postawieni w rzeczywistości, która ich przerasta. (O ekscesach Netflixa piszę tu:
https://www.salon24.pl/u/smocze-opary/1087733,dali-mnie-pizze-oprawcy
)
II
Stację kosmiczną badającą Solaris znajdujemy w chwili, kiedy Oceanowi odwaliło i nasyła ludziom tzw fantomy: istoty zrodzone z traumy. Każdy ma jakieś traumatyczne przeżycia i Ocean sięgnął do mózgów badaczy, wydobył je i przekuł w żywe istoty, które nawiedzają ich niczym sen na jawie. Na poziomie tkankowym, komórkowym, cząsteczkowym są ona identyczne z ludźmi czy może szerzej z materią zwykłą. Nie mają jednak poziomu atomowego, tylko są zbudowane z neutrin. W owym czasie neutrina były na topie więc takiego budulca Lem użył. Natura tych stworów pozostaje nieznaną. Bohaterowi książki, psychologowi Kelvinowi (powinni się tam nazywać Kelvin, Richter i Beaufort!) objawia się jego życiowa miłość Harey. W wyniku niesnasek i skłonności dziesięć lat temu popełniła ona samobójstwo, co jest życiowym dramatem Kelvina. Fantom jest wyraźnie zbudowany na podstawie wspomnień Kelvina, posiada wiedzę z okresu po śmierci oryginału. Musi widzieć Kelvina inaczej warstwa ludzka ulega zawieszeniu i dochodzi do głosu warstwa inna: niezwykła siła, demolowanie wszystkiego, fantom nie pamięta nic z takiego ataku.
Załoga bazy liczy łącznie trzech ludzi (jeszcze Snaut i Sartorius znajdują się tam). Tamci nienawidzą swoich fantomów podczas gdy Kelvin zakochał się w duplikacie zmarłej żony. Działalność badawcza zostaje zakłócona przez konieczność zmierzenia się z upiorami przeszłości: Nie próbują polecieć z fantomem na planetę, aby sprawdzić, jaki będzie skutek jego spotkania z oceanem. Nie sprawdzili, czy potrzebują one tlenu itp.
Fantoma można wyeliminować, ale wkrótce pojawia się nowy. Istotną ich cechą jest rozwój psychiczny: nabywają samodzielności i z czasem rozwijają się intelektualnie. Pierwszą Harvey Kelvin wsadził do rakiety i wystrzelił na orbitę. Jak tylko straciła go z oczu zaczęła rozwalać rakietę od środka. Nie sprawdzili, co się z nią dzieje, czy przeżyła. Rakieta weszła na orbitę, być może zatem oddalenie od Oceanu powoduje zniszczenie fantomu. Prawdopodobnie Ocean dostarcza energii koniecznej do ustabilizowania nieatomowej struktury. Ale tak do końca to nie wiadomo, bo jakoś tak słabo badali. Niby badali ale nie do końca badali. Wiemy, że trudno obiekt zniszczyć bo posiada niezwykłe zdolności regeneracji.
III
Przejdźmy teraz do analizy i wniosków: Mamy wiwisekcję męskiej natury: Kelvin zakochuje się w ufoku, dziwnym innoplanetarnym stworze, o którym nie wiadomo, czy w ogóle istnieje.
2. Czy twór może być mądrzejszy od swego twórcy? Czy twórca może być głupszy niż twór? Skoro Ocean stworzył tą babkę to musi jednak ją przewyższać? Czy może inteligencja jej (rozum) może być przypadkowym skutkiem nierozumnych procesów oceanicznych? Nie ma tu odpowiedzi, a kwestia jest fundamentalna. Wiadomo, że bohater literacki nie może być mądrzejszy niż autor książki. Ale tam w kosmosie jak jest?
Nic dziwnego, że Solaris jest najbardziej znaną książką Lema. W sposób pełny podjął on temat kontaktu z inną cywilizacją. Niemożności takiego kontaktu. Nie wiadomo, czy ufok jest rozumny czy nie rozumny. Czy żyje czy nie żyje. Jest to temat który można zamknąć w góra trzech odcinkach Star Treka TNG. A w pozostałych 130 co miałoby być? I dlatego mamy tam obcych z którymi się da porozumieć po angielsku, różnią się od nas kropkami na ryju itp. Problematyka została wyczerpana raz a dobrze. Nie ma potrzeby pisania innych książek na ten temat bo co by tam miało być odmiennego? Co byśmy nie robili to i tak nic nie rozumiemy. Taka wizja kontaktu z gwiezdną cywilizacją jest mi najbliższa. Cywilizacja nieczłowiekowata, niezrozumiała.
IV
Lem narzekał, że mu truli wątrobę żeby pisał drugie części swoich powieści, w których wytłumaczy, o co chodzi w pierwszych. Nie ma tu nic do pisania - nie ma bowiem czego wyjaśniać. Nie wiadomo nic, różnice są zbyt duże, porozumienie niemożliwe. Dlatego jego proza jest niefilmowa, ciężko przekładalna na język filmu. W Solaris jest chociaż romans, którego nie ma w Niezwyciężonym np. Amerykanie kręcąc swój film spłycili przesłanie. W zasadzie wykastrowali je. Zostawili romans i Ocean jako dobrego wujka, który pozwoli zabliźnić rany przeszłości. Żony do życia nie przywróci ale da kopię, z którą można być szczęśliwym znowu. Substytut taki. Żenada. Mieli możliwości techniczne i piniondze, żeby pokazać fenomeny solariańskiej natury. I co? Nie chciało im się.
Zauważcie, że aby całą historia miała sens musimy założyć możliwość poruszania się szybciej niż światło: a to napęd WARP, a to hiperprzestrzeń. Lem jako zwolennik tzw. hard Sci-Fi pomija tą problematykę, jako nie mającą uzasadnienia w tzw. nauce. Ale inaczej nie da się dolecieć do gwiazd i wrócić w sensownym czasie. Takie jakieś obejścia tu są i półsłówka.
V
Inni pisarze próbują tu coś swojego wrzucić. Peter Watts spłodził pozycję Ślepowidzenia wraz z drugą częścią, która jest jeszcze gorsza. Echopraksja się nazywa. Umyka mi sens podejmowanych tam działań. Tj w Ślepowidzeniu mamy kosmolot którego nieliczna załoga musi działać samodzielnie bo jest daleko od Ziemi. Tutaj też mamy kosmolot którego załoga działa samodzielnie ale jest blisko Ziemi. I w dodatku konspiruje. Zakon naukowców dwuizbowców w tajemnicy działa. Nie mogli powiedzieć ludzkości, czego się domyślili? Czemu zabrali ze sobą wampirzycę, która jest im zbędna? Kto ich bije? Z tego co zrozumiałem to nie są jedyni dwuizbowcy na Ziemi? Co na to inni? Absolutny brak wewnętrznej logiki świata przedstawionego. O Ślepowidzeniu:
Wampiry postanowiły zjeść ludzi. Taki jest temat tej książki. Na fali zainteresowania wampiryzmem dodali tam wampiry, dając co prawda im naukową genezę. W każdym razie załoga składa się z niestabilnych psychicznie jednostek, żeby była drama. Jej połowa pozostaje w hibernacji, żeby było cybernetycznie to mają pełno jakiegoś żelastwa w głowach, zasilanego nie-wiadomo-jak. Są w stanie leczyć raka ot tak: lecą w promieniotwórcze środowisku na luzie, bo nowotwory se w 2 dni usuną potem. Oczywiście mają replikatory. Rozwiązują one problem wyposażenia, którego nie brakuje. Bo se można stworzyć z niczego praktycznie.
Co do ufoków (o naszemu zwanych nolkami) to ten pomysł, że odbierają sygnały, nie rozumieją i uznają że wojna jest słaby. Atakują w kosmosie na piechotę i nie mają pojazdów. Powinni jakąś technologię mieć. Nie mają.
Ten cały Rorschach (statek obcych) to w zasadzie po co jest? Umknęło mi to. I te świetliki. Ufoki żyją w nim ale po co go rozbudowują? Latanie przez niego w atmosferze karła o masie 10 Jowiszów jest słabe. Takie mamy teraz bestsellery. Intryga polega na tym, że ufoki są rozumne ale czegoś tam nieświadome są. Chyba własnego istnienia są nieświadome.
Po namyśle stwierdzam, że Hyperion jest słaby i nie będę o nim pisał.