W Związku Sowieckim nigdy nie rozwiązano problemu opakowań.
Opakowań wszędzie brakowało. Wiele artykułów spożywczych było sprzedawanych bez opakowania, na wagę, tak więc kwestia w czym je nieść ze sklepu, musiała być rozwiązana przez klientów.
Na przykład śmietana była rozlewana. Tak więc w gospodarstwie domowym zawsze powinno być naczynie (zazwyczaj słoik z gwintowaną zakrętką) przystosowane do jej transportu. Gospodynie pielęgnowały te słoiki – najczęściej pozostałość po węgierskich konserwach: marynowanych ogórkach albo zielonym groszku. Puste słoiki trzymano w kuchni i z reguły było ich więcej niż potrzeba. Na wypadek, gdyby któryś się zbił, zawsze musiał być zapasowy. Składowano je w szafkach, na parapetach lub na podłodze.
W każdym gospodarstwie domowym były specjalne torby na ziemniaki. Podawano je sprzedawcy, który przystawiał ją do wylotu rynny i kartofle z łoskotem leciały wprost do torby.
Aby kupić olej roślinny, należało podejść do specjalnej maszyny, podstawić lepiącą się szklaną butelkę, wrzucić monetę – i olej zaczynał płynąć gęstym, żółtym strumieniem.
Później pojawił się olej w plastikowych butelkach. Od razu rozniosła się plotka, że olej w nich przechowywany może się zepsuć. Przelewano go więc do szklanych. Najlepiej sprawdzały się zakręcane butelki po koniaku, a najbardziej prestiżowe były te po napojach z importu.
W warunkach ciągłego deficytu wszelkich opakowań każde z nich mogło stać się potencjalnym pojemnikiem. W pudełkach po herbatnikach trzymano lekarstwa. Do słoików wsypywano cukier lub kaszę.
Gazety miały wielorakie zastosowanie. Używano jej jako materiału do pakowania. W gazetę zawijano śmieci i obierki z kartofli przed wyrzuceniem do zsypu. Gazetę kładziono na krześle, gdy chciano na nie wejść. Gazetą przykrywano stół, gdy brakowało obrusa. W gazetę zawijano kanapki. Gazety używano jako papieru toaletowego. Gazetą można było umyć okna. Gazetę przyklejano do ściany przed położeniem tapety. W czasie remontu gazety rozkładało się na podłodze, a malarze robili z gazet czapeczki i zakładali je na głowę. Bukiet kwiatów również zawijano w gazetę, chociaż przed wejściem do mieszkania gazetę zdejmowano i wyrzucano. Na marginesach gazet zapisywano numery telefonów. Po wielokrotnym wykorzystaniu gazety oddawano na makulaturę.
Wszystko, co można było zawinąć, zawijano w zwykły, gruby papier pakowy, a w razie jego braku – w gazetę. Śledź zawinięty w gazetę to typowy obrazek sowieckiego życia.
Aby zapakować cukierki, galaretkę i inne łakocie na wagę, skręcano papierowe rożki. Specjalny papier pakowy był jasnobrązowy, gruby i bardzo mocny. Podczas ważenia sera bądź kiełbasy papier zwiększał ciężar o kilka dekagramów. Powodował różnicę w cenie, która trafiała do kieszeni sprzedawcy.
Opakowania, jeśli już się pojawiły były demonstracyjnie szpetne i fatalnie wykonane. Na przykład opakowania na mleko niezmiennie przeciekały. Typowym obrazkiem na ulicy był człowiek z siatką zakupów zostawiający za sobą ślad białych mlecznych kropli.
„Jednym z kluczowych ograniczeń w przemyśle konserwowym są opakowania – przekonywał Mikojan. – Przemysł konserwowy jest zbudowany na wykorzystaniu blaszanych puszek służących za opakowania. Podstawową częścią składową blachy jest, jak wiadomo, cyna. W celu uniezależnienia się od zagranicy na tym odcinku […] znacznie rozszerzyliśmy wykorzystanie szklanych i drewnianych opakowań (beczek)”.
O ile zdołano z czasem rozwiązać problem metalowych opakowań, to nadal nie potrafiono zagwarantować ich jakości. „Tymczasem Ameryka już wykorzystuje małe opakowania szklane z blaszanymi wieczkami, - żalił się Mikojan - przy czym wieczka są zamykane hermetycznie i opakowania te można poddać takiej samej sterylizacji w autoklawach, jak puszki blaszane. Trudność zorganizowania procesu produkcji takich opakowań polega nie tyle na wytworzeniu szkła […] i nie na produkowaniu blaszanych wieczek, ile na hermetycznym, gwarantującym szczelne zamknięcie zespoleniu wieczka ze szkłem”.
„Duże znaczenie ma pakowanie artykułów spożywczych. – dowodził Mikojan - Krojenie, ważenie i pakowanie artykułów należy przenieść ze sklepów do fabryk. Powinny one dostarczać towar już zapakowany, w małej gramaturze, z oznaczeniem na opakowaniu wagi, ceny, sposobu spożywania i innych. Chleb należy produkować w głównej mierze na sztuki, częściowo pokrojony na kawałki w sposób maszynowy, w opakowaniach z papieru. To uwolni sprzedawcę od konieczności krojenia i ważenia, uprości handel, zmniejszy straty chleba w sklepie i częściowo w domu, w postaci okruchów. To samo dotyczy artykułów mięsnych i rybnych. Te także należy w znacznej części produkować w opakowaniach. Powinniśmy postawić, jako zadanie praktyczne na najbliższe lata, produkowanie w porcjowanej i opakowanej postaci masła pochodzenia zwierzęcego i margaryny. Cukru, soli, suchych produktów śniadaniowych, biszkoptów oraz innych towarów. A mleko i olej roślinny należy wytwarzać w standardowych butelkach, napełnianych maszynowo”.
Te ambitne plany komisarza nie zostały nigdy zrealizowane.
Oczywiście człowiek sowiecki nigdy nie widział reklamówek. Wszystko wkładało się do siatki. Siatki były przezroczyste – zawsze można było zobaczyć, co ktoś kupił.
Pierwsze torby plastikowe przywożono je z zagranicy, były rzadkością, uznawano niemal za wyrób luksusowy. Na rozmaitych wystawach przemysłowych, które często miały miejsce w Moskwie, niektóre firmy, polskie i węgierskie, rozdawały plastikowe torby z własnym logo. Wielu obywateli sowieckich chodziło na te wystawy tylko po to, żeby dostać reklamówki. A dostać je można było jedynie w ścisku i po walce, ponieważ momentalnie je rozchwytywano.
Niejednokrotnie można było spotkać na ulicy kobietę w eleganckim skórzanym płaszczu, która w ręku trzymała plastikową torbę. Nie był to dysonans, w mniemaniu owej damy, taka torba odgrywała tę samą rolę, co drogi płaszcz.
W latach 70. pojawiły się torby celofanowe bez uszu. Nikomu nie przychodziło do głowy, żeby je wyrzucać; przeciwnie, myto je (i to z obu stron) i suszono. Rzędy toreb suszących się na balkonie to ważny szczegół sowieckiego życia.
CDN.
Opakowań wszędzie brakowało. Wiele artykułów spożywczych było sprzedawanych bez opakowania, na wagę, tak więc kwestia w czym je nieść ze sklepu, musiała być rozwiązana przez klientów.
Na przykład śmietana była rozlewana. Tak więc w gospodarstwie domowym zawsze powinno być naczynie (zazwyczaj słoik z gwintowaną zakrętką) przystosowane do jej transportu. Gospodynie pielęgnowały te słoiki – najczęściej pozostałość po węgierskich konserwach: marynowanych ogórkach albo zielonym groszku. Puste słoiki trzymano w kuchni i z reguły było ich więcej niż potrzeba. Na wypadek, gdyby któryś się zbił, zawsze musiał być zapasowy. Składowano je w szafkach, na parapetach lub na podłodze.
W każdym gospodarstwie domowym były specjalne torby na ziemniaki. Podawano je sprzedawcy, który przystawiał ją do wylotu rynny i kartofle z łoskotem leciały wprost do torby.
Aby kupić olej roślinny, należało podejść do specjalnej maszyny, podstawić lepiącą się szklaną butelkę, wrzucić monetę – i olej zaczynał płynąć gęstym, żółtym strumieniem.
Później pojawił się olej w plastikowych butelkach. Od razu rozniosła się plotka, że olej w nich przechowywany może się zepsuć. Przelewano go więc do szklanych. Najlepiej sprawdzały się zakręcane butelki po koniaku, a najbardziej prestiżowe były te po napojach z importu.
W warunkach ciągłego deficytu wszelkich opakowań każde z nich mogło stać się potencjalnym pojemnikiem. W pudełkach po herbatnikach trzymano lekarstwa. Do słoików wsypywano cukier lub kaszę.
Gazety miały wielorakie zastosowanie. Używano jej jako materiału do pakowania. W gazetę zawijano śmieci i obierki z kartofli przed wyrzuceniem do zsypu. Gazetę kładziono na krześle, gdy chciano na nie wejść. Gazetą przykrywano stół, gdy brakowało obrusa. W gazetę zawijano kanapki. Gazety używano jako papieru toaletowego. Gazetą można było umyć okna. Gazetę przyklejano do ściany przed położeniem tapety. W czasie remontu gazety rozkładało się na podłodze, a malarze robili z gazet czapeczki i zakładali je na głowę. Bukiet kwiatów również zawijano w gazetę, chociaż przed wejściem do mieszkania gazetę zdejmowano i wyrzucano. Na marginesach gazet zapisywano numery telefonów. Po wielokrotnym wykorzystaniu gazety oddawano na makulaturę.
Wszystko, co można było zawinąć, zawijano w zwykły, gruby papier pakowy, a w razie jego braku – w gazetę. Śledź zawinięty w gazetę to typowy obrazek sowieckiego życia.
Aby zapakować cukierki, galaretkę i inne łakocie na wagę, skręcano papierowe rożki. Specjalny papier pakowy był jasnobrązowy, gruby i bardzo mocny. Podczas ważenia sera bądź kiełbasy papier zwiększał ciężar o kilka dekagramów. Powodował różnicę w cenie, która trafiała do kieszeni sprzedawcy.
Opakowania, jeśli już się pojawiły były demonstracyjnie szpetne i fatalnie wykonane. Na przykład opakowania na mleko niezmiennie przeciekały. Typowym obrazkiem na ulicy był człowiek z siatką zakupów zostawiający za sobą ślad białych mlecznych kropli.
„Jednym z kluczowych ograniczeń w przemyśle konserwowym są opakowania – przekonywał Mikojan. – Przemysł konserwowy jest zbudowany na wykorzystaniu blaszanych puszek służących za opakowania. Podstawową częścią składową blachy jest, jak wiadomo, cyna. W celu uniezależnienia się od zagranicy na tym odcinku […] znacznie rozszerzyliśmy wykorzystanie szklanych i drewnianych opakowań (beczek)”.
O ile zdołano z czasem rozwiązać problem metalowych opakowań, to nadal nie potrafiono zagwarantować ich jakości. „Tymczasem Ameryka już wykorzystuje małe opakowania szklane z blaszanymi wieczkami, - żalił się Mikojan - przy czym wieczka są zamykane hermetycznie i opakowania te można poddać takiej samej sterylizacji w autoklawach, jak puszki blaszane. Trudność zorganizowania procesu produkcji takich opakowań polega nie tyle na wytworzeniu szkła […] i nie na produkowaniu blaszanych wieczek, ile na hermetycznym, gwarantującym szczelne zamknięcie zespoleniu wieczka ze szkłem”.
„Duże znaczenie ma pakowanie artykułów spożywczych. – dowodził Mikojan - Krojenie, ważenie i pakowanie artykułów należy przenieść ze sklepów do fabryk. Powinny one dostarczać towar już zapakowany, w małej gramaturze, z oznaczeniem na opakowaniu wagi, ceny, sposobu spożywania i innych. Chleb należy produkować w głównej mierze na sztuki, częściowo pokrojony na kawałki w sposób maszynowy, w opakowaniach z papieru. To uwolni sprzedawcę od konieczności krojenia i ważenia, uprości handel, zmniejszy straty chleba w sklepie i częściowo w domu, w postaci okruchów. To samo dotyczy artykułów mięsnych i rybnych. Te także należy w znacznej części produkować w opakowaniach. Powinniśmy postawić, jako zadanie praktyczne na najbliższe lata, produkowanie w porcjowanej i opakowanej postaci masła pochodzenia zwierzęcego i margaryny. Cukru, soli, suchych produktów śniadaniowych, biszkoptów oraz innych towarów. A mleko i olej roślinny należy wytwarzać w standardowych butelkach, napełnianych maszynowo”.
Te ambitne plany komisarza nie zostały nigdy zrealizowane.
Oczywiście człowiek sowiecki nigdy nie widział reklamówek. Wszystko wkładało się do siatki. Siatki były przezroczyste – zawsze można było zobaczyć, co ktoś kupił.
Pierwsze torby plastikowe przywożono je z zagranicy, były rzadkością, uznawano niemal za wyrób luksusowy. Na rozmaitych wystawach przemysłowych, które często miały miejsce w Moskwie, niektóre firmy, polskie i węgierskie, rozdawały plastikowe torby z własnym logo. Wielu obywateli sowieckich chodziło na te wystawy tylko po to, żeby dostać reklamówki. A dostać je można było jedynie w ścisku i po walce, ponieważ momentalnie je rozchwytywano.
Niejednokrotnie można było spotkać na ulicy kobietę w eleganckim skórzanym płaszczu, która w ręku trzymała plastikową torbę. Nie był to dysonans, w mniemaniu owej damy, taka torba odgrywała tę samą rolę, co drogi płaszcz.
W latach 70. pojawiły się torby celofanowe bez uszu. Nikomu nie przychodziło do głowy, żeby je wyrzucać; przeciwnie, myto je (i to z obu stron) i suszono. Rzędy toreb suszących się na balkonie to ważny szczegół sowieckiego życia.
CDN.
(1)