Prezydent Andrzej Duda ogłosił kilka dni temu propozycję pytań, które jego zdaniem powinny znaleźć się w referendum konsultacyjnym w sprawie zmian w konstytucji. Pośród piętnastu zaproponowanych pytań znalazło się też i takie:
Czy jest Pan/Pani za konstytucyjną ochroną pracy, jako fundamentu społecznej gospodarki rynkowej?
Konstytucyjna ochrona pracy, będzie równie skuteczna, jak konstytucyjny zapis o równym dostępie do ochrony zdrowia, ale jeszcze większy opór budzi we mnie określenie: społeczna gospodarka rynkowa. Czym jest społeczna gospodarka rynkowa? Jeśli zapytać tych, którzy takie nonsensy tworzą, odpowiedzą nam opowiadając najróżniejsze androny. Ale nie dajmy się nabrać. Społeczna gospodarka rynkowa to termin ukuty przez socjalistów, a oni zawsze stosują podobne chwyty i techniki, chcąc nabrać na swoje niemądre pomysły biednych ludzi. Pierwszą ze stosowanych przez socjalistów technik, było chrzczenie wszystkiego co mieli zamiar spartolić, przymiotnikiem “socjalistyczny”. I tak starsi z nas pamiętają takie kwiatki, jak na przykład: socjalistyczna ekonomia (albo, żeby było bardziej naukowo - ekonomia socjalizmu). W czasach realnego socjalizmu, które pod niektórymi względami niewiele różniły się od czasów dzisiejszych, krążył taki żart, że przymiotnik “socjalistyczny” odwraca znaczenie słowa, przy którym go socjaliści postawili. Tyle tylko, że to nie był żaden żart. Istotnie jest tak, że socjalistyczna ekonomia oznacza przeciwieństwo normalnej ekonomii, a socjalistyczny porządek to po prostu bałagan, żeby nie powiedzieć gorzej. Ale socjaliści nie są w ciemię bici i zrozumieli, że my już wiemy co tak naprawdę oznacza przymiotnik: “socjalistyczny”, że to właściwie to samo, co „beznadziejny” i nie damy się więcej nabrać na nic, co ma to słowo w sobie. I zmienili taktykę. Pominęli socjalizm i jego wszelkie odmiany w nazwach, ale niestety nie zrezygnowali z socjalizmu w ogóle. Zaczęli wymyślać inne określenia na swoje pomysły. I takim właśnie określeniem jest społeczna gospodarka rynkowa. I chociaż nie ma w nim już przeklętego słówka na literę “s”, to zasada odwracania znaczeń nic się nie zmieniła. I dlatego społeczna gospodarka rynkowa, którą proponuje nam władza, będzie aspołeczna, czyli szkodliwa społecznie, nie będzie w najmniejszym stopniu rynkowa, no i w ogóle z gospodarką nic wspólnego mieć nie będzie. Nie wierzycie Państwo? Zaraz to Państwu udowodnię. Jest taka dziedzina gospodarki, w której aspołeczna nierynkowa niegospodarność została zastosowana w praktyce. Miejscem tym jest system ochrony zdrowia, a najjaskrawiej widać jej skutki w szpitalach. Oczywiście nie we wszystkich, ale proszę pozwolić, że przedstawię państwu opis sytuacji, który został zamieszczony na jednym z portali branżowych. Użytkownik (lekarz), który wyraził zgodę na publikację fragmentów tekstu, ale prosił o dyskrecję, tak opisał to, co dzieje się polskich szpitalach:
„I (…) w ramach opieki i leczenia chorego pacjenta:
1. Dajemy mu najbardziej ścierwiaste żarcie jakie widziała ludzkość, od margaryn, po konserwy z ujemną zawartością mięsa czy chleb który mąki nie widział.
2. W sklepikach szpitalnych oferujemy głównie słodycze lub odgrzewane żarcie z mikrofali lub hod- dogi a’la Orlen.
3. Stawiamy chorym automaty po kątach na korytarzach pełne batonów i słodzonych napojów, gdyby czasem cukrzykowi spadła glukoza.
4. Pobieranie krwi przez pielęgniarki ustalamy na 5:30 - 6:30 rano, bo po co pacjent ma się wyspać, najlepiej zafundować mu hiperwczesną pobudkę z atakiem igieł i wenflonów jeszcze przed świtem. W końcu najważniejsze jest to, że zmiana pielęgniarska jest wcześnie rano więc krew musi być już pobrana... bo tak.
5. Dla części pacjentów oferujemy miejsca gdzie nie ma alarmu zdarzeniowego - tak jakby zaczęli umierać, to żeby nie przeszkadzali.
6. Kładziemy chorych, umęczonych pacjentów na wieloosobowych salach by dochodzili do siebie w akompaniamencie wrzasków i chrapania innych chorych na sąsiednich łóżkach.
7. Robimy wszystko by się nie wyspali. Prócz ww. porannych ataków pielęgniarek i sal jak w wariatkowie, koniecznie dorzucamy im kilka pipczących non stop kardiomonitorów.
8. W lato układamy ich w salach bez klimatyzacji, przy oknach od strony południowej. 30 st. w sali chorych w lato to normalny widok.
9. Do zawartości punktu 8. dorzucamy wybór: leżenie w 30 st. w zasikanym prześcieradle, lub paskudnym pampersie, albo w ogóle z wszystkim na wierzchu.... lub przykrycie się kołdrą z pierzem, która zagrzała by na śmierć nawet Bieleckiego na 7000 tysiącach na K2.
10. Jak już pacjent jest nieprzytomny, lub niebędący w stanie samodzielnie jeść, głodzimy go kroplówkami z solą fizjologiczną.
11. Niezakażonych pacjentów do diagnostyki obrazowej kładziemy razem z chorymi z patogenami alarmowymi - bo nie ma izolatek.
12. Z braku personelu nie reagujemy jak chory krzyczy.
13. Przetrzymujemy dłużej niż trzeba pacjentów w szpitalu - wśród opornych patogenów -tylko po to żeby NFZ zapłacił za ich diagnostykę
14. W wielu szpitalach zapewniamy gorsze możliwości leczenia różnymi antybiotykami niż można otrzymać od rodzinnego na receptę. W związku z czym leczenie jest mniej precyzyjne. Są szpitala które funkcjonują tylko na amoksycylinie, ciprofloksacynie i biotraksonie.
15. Pomimo ogromnej gamy opatrunków dostępnych na rynku zaopatrujemy owrzodzenia i odleżyny za pomocą Octeniseptu i gazików, bo w zasadzie w mniejszych szpitalach nie ma nic innego. SUDOKREM jest NIEŚMIERTELNY!
16. Zapewniamy fatalne warunki przeciwodleżynowe u pacjentów leżących. Jak taki zadbany przez rodzinę nieszczęśnik z niedowładem trafi na internę jest niemal pewne, że wyjedzie z odleżyną do domu po paru dniach.
17. Gdyby pacjent miał za dużo osobistej godności, damy mu do zrozumienia że jest już stary i w sumie to mógłby umrzeć bo leczenie starców nie ma sensu. Do tego w sali 6-8 osobowej rozbierzemy go parę razy dziennie i zmienimy pampersa przy wszystkich, zacewnikujemy, czy poprzerzucamy jak workiem od kartofli po łóżku, lub też pozwolimy zesikać się w łóżko, krzycząc na jego prośbę pójścia do WC "zaraz" 20 razy.”
Szanowni Państwo! Ten brutalny, ale dla sporego procenta oddziałów prawdziwy opis, to jest właśnie opis społecznej gospodarki rynkowej, zastosowanej praktycznie w Polsce, w dziedzinie lecznictwa szpitalnego! Pytanie pana prezydenta Dudy: Czy jest Pan/Pani za konstytucyjną ochroną pracy, jako fundamentu społecznej gospodarki rynkowej?, jest w pewnej części pytaniem o to, czy jest Pan/Pani za wprowadzeniem społecznej gospodarki rynkowej, w pozostałych działach polskiej gospodarki? Takiej właśnie aspołecznej nierynkowej niegospodarności, której skuteczność można sobie łatwo obejrzeć w naszych szpitalach?
Jest Pani?
Jest Pan?
Lech Mucha
Tekst ukazał się w dwutygodniku Polska Niepodległa (20.06.2018)
Czy jest Pan/Pani za konstytucyjną ochroną pracy, jako fundamentu społecznej gospodarki rynkowej?
Konstytucyjna ochrona pracy, będzie równie skuteczna, jak konstytucyjny zapis o równym dostępie do ochrony zdrowia, ale jeszcze większy opór budzi we mnie określenie: społeczna gospodarka rynkowa. Czym jest społeczna gospodarka rynkowa? Jeśli zapytać tych, którzy takie nonsensy tworzą, odpowiedzą nam opowiadając najróżniejsze androny. Ale nie dajmy się nabrać. Społeczna gospodarka rynkowa to termin ukuty przez socjalistów, a oni zawsze stosują podobne chwyty i techniki, chcąc nabrać na swoje niemądre pomysły biednych ludzi. Pierwszą ze stosowanych przez socjalistów technik, było chrzczenie wszystkiego co mieli zamiar spartolić, przymiotnikiem “socjalistyczny”. I tak starsi z nas pamiętają takie kwiatki, jak na przykład: socjalistyczna ekonomia (albo, żeby było bardziej naukowo - ekonomia socjalizmu). W czasach realnego socjalizmu, które pod niektórymi względami niewiele różniły się od czasów dzisiejszych, krążył taki żart, że przymiotnik “socjalistyczny” odwraca znaczenie słowa, przy którym go socjaliści postawili. Tyle tylko, że to nie był żaden żart. Istotnie jest tak, że socjalistyczna ekonomia oznacza przeciwieństwo normalnej ekonomii, a socjalistyczny porządek to po prostu bałagan, żeby nie powiedzieć gorzej. Ale socjaliści nie są w ciemię bici i zrozumieli, że my już wiemy co tak naprawdę oznacza przymiotnik: “socjalistyczny”, że to właściwie to samo, co „beznadziejny” i nie damy się więcej nabrać na nic, co ma to słowo w sobie. I zmienili taktykę. Pominęli socjalizm i jego wszelkie odmiany w nazwach, ale niestety nie zrezygnowali z socjalizmu w ogóle. Zaczęli wymyślać inne określenia na swoje pomysły. I takim właśnie określeniem jest społeczna gospodarka rynkowa. I chociaż nie ma w nim już przeklętego słówka na literę “s”, to zasada odwracania znaczeń nic się nie zmieniła. I dlatego społeczna gospodarka rynkowa, którą proponuje nam władza, będzie aspołeczna, czyli szkodliwa społecznie, nie będzie w najmniejszym stopniu rynkowa, no i w ogóle z gospodarką nic wspólnego mieć nie będzie. Nie wierzycie Państwo? Zaraz to Państwu udowodnię. Jest taka dziedzina gospodarki, w której aspołeczna nierynkowa niegospodarność została zastosowana w praktyce. Miejscem tym jest system ochrony zdrowia, a najjaskrawiej widać jej skutki w szpitalach. Oczywiście nie we wszystkich, ale proszę pozwolić, że przedstawię państwu opis sytuacji, który został zamieszczony na jednym z portali branżowych. Użytkownik (lekarz), który wyraził zgodę na publikację fragmentów tekstu, ale prosił o dyskrecję, tak opisał to, co dzieje się polskich szpitalach:
„I (…) w ramach opieki i leczenia chorego pacjenta:
1. Dajemy mu najbardziej ścierwiaste żarcie jakie widziała ludzkość, od margaryn, po konserwy z ujemną zawartością mięsa czy chleb który mąki nie widział.
2. W sklepikach szpitalnych oferujemy głównie słodycze lub odgrzewane żarcie z mikrofali lub hod- dogi a’la Orlen.
3. Stawiamy chorym automaty po kątach na korytarzach pełne batonów i słodzonych napojów, gdyby czasem cukrzykowi spadła glukoza.
4. Pobieranie krwi przez pielęgniarki ustalamy na 5:30 - 6:30 rano, bo po co pacjent ma się wyspać, najlepiej zafundować mu hiperwczesną pobudkę z atakiem igieł i wenflonów jeszcze przed świtem. W końcu najważniejsze jest to, że zmiana pielęgniarska jest wcześnie rano więc krew musi być już pobrana... bo tak.
5. Dla części pacjentów oferujemy miejsca gdzie nie ma alarmu zdarzeniowego - tak jakby zaczęli umierać, to żeby nie przeszkadzali.
6. Kładziemy chorych, umęczonych pacjentów na wieloosobowych salach by dochodzili do siebie w akompaniamencie wrzasków i chrapania innych chorych na sąsiednich łóżkach.
7. Robimy wszystko by się nie wyspali. Prócz ww. porannych ataków pielęgniarek i sal jak w wariatkowie, koniecznie dorzucamy im kilka pipczących non stop kardiomonitorów.
8. W lato układamy ich w salach bez klimatyzacji, przy oknach od strony południowej. 30 st. w sali chorych w lato to normalny widok.
9. Do zawartości punktu 8. dorzucamy wybór: leżenie w 30 st. w zasikanym prześcieradle, lub paskudnym pampersie, albo w ogóle z wszystkim na wierzchu.... lub przykrycie się kołdrą z pierzem, która zagrzała by na śmierć nawet Bieleckiego na 7000 tysiącach na K2.
10. Jak już pacjent jest nieprzytomny, lub niebędący w stanie samodzielnie jeść, głodzimy go kroplówkami z solą fizjologiczną.
11. Niezakażonych pacjentów do diagnostyki obrazowej kładziemy razem z chorymi z patogenami alarmowymi - bo nie ma izolatek.
12. Z braku personelu nie reagujemy jak chory krzyczy.
13. Przetrzymujemy dłużej niż trzeba pacjentów w szpitalu - wśród opornych patogenów -tylko po to żeby NFZ zapłacił za ich diagnostykę
14. W wielu szpitalach zapewniamy gorsze możliwości leczenia różnymi antybiotykami niż można otrzymać od rodzinnego na receptę. W związku z czym leczenie jest mniej precyzyjne. Są szpitala które funkcjonują tylko na amoksycylinie, ciprofloksacynie i biotraksonie.
15. Pomimo ogromnej gamy opatrunków dostępnych na rynku zaopatrujemy owrzodzenia i odleżyny za pomocą Octeniseptu i gazików, bo w zasadzie w mniejszych szpitalach nie ma nic innego. SUDOKREM jest NIEŚMIERTELNY!
16. Zapewniamy fatalne warunki przeciwodleżynowe u pacjentów leżących. Jak taki zadbany przez rodzinę nieszczęśnik z niedowładem trafi na internę jest niemal pewne, że wyjedzie z odleżyną do domu po paru dniach.
17. Gdyby pacjent miał za dużo osobistej godności, damy mu do zrozumienia że jest już stary i w sumie to mógłby umrzeć bo leczenie starców nie ma sensu. Do tego w sali 6-8 osobowej rozbierzemy go parę razy dziennie i zmienimy pampersa przy wszystkich, zacewnikujemy, czy poprzerzucamy jak workiem od kartofli po łóżku, lub też pozwolimy zesikać się w łóżko, krzycząc na jego prośbę pójścia do WC "zaraz" 20 razy.”
Szanowni Państwo! Ten brutalny, ale dla sporego procenta oddziałów prawdziwy opis, to jest właśnie opis społecznej gospodarki rynkowej, zastosowanej praktycznie w Polsce, w dziedzinie lecznictwa szpitalnego! Pytanie pana prezydenta Dudy: Czy jest Pan/Pani za konstytucyjną ochroną pracy, jako fundamentu społecznej gospodarki rynkowej?, jest w pewnej części pytaniem o to, czy jest Pan/Pani za wprowadzeniem społecznej gospodarki rynkowej, w pozostałych działach polskiej gospodarki? Takiej właśnie aspołecznej nierynkowej niegospodarności, której skuteczność można sobie łatwo obejrzeć w naszych szpitalach?
Jest Pani?
Jest Pan?
Lech Mucha
Tekst ukazał się w dwutygodniku Polska Niepodległa (20.06.2018)
(2)
1 Comments
Wolny rynek tak,
27 June, 2018 - 15:27
Gdy byłem młody i wszystko wiedziałem, chętnie uwierzyłem, że wolny rynek wszystko zalatwi.
Gdy byłem jeszcze młodszy i jeszcze więcej wiedziałem, na chwilę uwierzyłem, że "socjalizm jest doskonały, tylko ludzie nie dorośli". Cóż, każdy mial mleko pod nosem (no, może nie każdy - JKM na pewno urodził się dorosły, z poglądami constans).
Dziś jestem stary i coraz bardziej zgorzkniały że wolny rynek to taka sama ułuda, jak wszystko inne.
Przy czystym wolnym rynku szpitale będą działały tak jak ten na Moniuszki, ale będzie ich tyle ile jest. No może ze dwa więcej (w samym tylko Zabrzu).
Podaż zaspokoi popyt.
Tak jak podaż samochodów zaspokaja popyt. Cały.
Reszta będzie... no, może niekoniecznie milczeniem, ale prawie.
Pozdrawiam