
Mariusz Kaminński był przeze mnie, swego czasu, typowany na kandydata na prezydenta RP. Nie przyjęło się i mamy prezydenta Dudę ... który nam się udał. Owszem. A ja, po namyśle, stwierdziłam, że jednak były szef szef CBA powinien piastować jakąś znaczniejszą, niż prezydent Polski, funkcję. Prezydent USA to minimum. I piszę to absolutnie serio.
Jeśli wierzyć "Newsweekowi", było tak: Marusz Kamiński wściekł się z powodu wyroku, jaki wydał na niego sędzia Łączewski i postanowił obalić rząd Tuska.
(Nawiasem mówiąc: proszę łaskawie zauważyć, co sugeruje tygodnik. A mianowicie, zdaniem tygodnika pana Lisa, sądami w Polsce steruje ... Tusk. Znaczy - sterował, bo teraz, zgodnie z Newsweekową logiką, stery przejęła premier Kopacz. Ciekawa optyka, prawda? ...)
Pan Mariusz Kamiński, nie bacząc na to, że funkcji państwowej nie piastuje od roku 2009, kiedy to ówczesny premier Tusk, w wyniku afery hazardowej, którą wykryło CBA, pogonił go z posady szefa CBA. I bardzo roztropnie pan ówczesny premier uczynił, dodam nawiasem. Bo żeby panatuskowy człowiek polował na ludzi władzy (w tym - na samego Tusk!), zamiast na opozycję, to się w głowie nie mieści! Zresztą, lekcja wobec Mariusza Kamińskiego okazała się wyjątkowo skuteczna, bo jego następca żadnych "zasadzek" na premiera już nie zastawiał i w ogóle starał się trzymać z dala od ściagania korupcji.
No więc, zgodnie z tym, w każe nam wierzyć "Newsweek", Kamiński (od sześciu lat, przypominam, w opozycji), postanowił panu premieru Tusku zagrać na nosie. Za hetkę-pętelkę (jak się okazało - słusznie) mając wszelkie służby mundurowe PRL ... wróć, RP ... , takie jak policja, BOR czy ABW (oraz jeszcze co najmniej kilkanaście innych) człowiek ten zmontował siatkę supermenów, którzy ... podsłuchiwali rząd pana premiera Tuska . Jak wiadomo, wśród podsłuchanych (nielegalnie, nielegalnie!) znalazł się Minister Spraw Wewnętrznych, wiceprezes rządu, marszałek Sejmu, prezes NBP .... Podsłuchiwani (nielegalnie, nielegalnie!) opowiadali sobie ucieszne facecje o tym, że państwo polskie pod ich rządami to "chuj, dupa i kamienie kupa" (a trudno odmówić im wiedzy o największych tajemnicach RP czy spiskowali przeciwko opozycji (legalnej, legalnej!) poprzez inflacyjny dodruk pieniądza przed wyborami.
Gdy afera wypełzła na jaw, skonfundowany pan premier ówczesny Tusk uznał, że scenariusz afery był pisany cyrylicą (z polskiego na nasze - że to złowrogi Putin (złowrogi od niedawna, bo do niedawna - szczery przyjaciel pana premiera ówczesnego Tuska, najżarliwszy demokrata miłujący pokój i przywódca najgłębiej pojednanego z Polską narodu rosyjskiego) zastawił na premieru Tusku wilcze szańce.
Aż tu - rewelacja! Jak się okazuje, autorami studia nagrań "Sowa@Przyjaciele" byli dwaj kelnerzy pod batutą managera oraz biznesmena pewnie stojącego na ziemi, zaś szerzej - Mariusz Kaminski!
I mało tego, że złowrogi Kamiński kazał nagrywać nallepiej (hi, hi, hi ) osoby w rządzie pana premiera ówczesnego Tuska, to jeszcze nie dopuszcza do rozwikłania tajemnicy i ukarania sprawców! Ciągle jeszcze prokuratura nie wie, czy jest w posiadaniu wszystkich taśm i kto trzyma ewentualne pozostałe ... a to wszystko jeden człowiek: Mariusz Kamiński, wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości, były szef CBA! ...
Szatan, nie kogut, jak to się mawiało w moich młodych latach ...
No, to widać wyraźnie, że człowieka tak inteligentnego, przebiegłego, umiejącego rzecz do końca utrzymać w tajemnicy, wszechmocnego i zdeterminowanego po prostu MUSI Polska jakoś wykorzystać!
Polska i świat!
Jako prezydent USA czy szef NATO , przy wykorzystaniu swoich nadzwyczajnych, raczej pokrewnych Supermenowi, zalet, błyskawicznie zaprowadzi to, na czym lewactwu najbardziej zależy; pokój na świecie!
A potem to już pójdzie z górki :)
P.S. Notka jest utrzymana w żartobliwym tonie, ale mój podziw dla pana Kamińskiego - współczesnego hrabiego Monte Christo - po artykule w Newsweeku sięgnął zenitu. Jeden opozycjonista złapał cały rząd z przystawkami za jaja i tak trzyma już bodaj coś dwa lata ...
Szacun!