Sylwester w połowie czerwca

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  2
Wojciech Sumliński przypomniał wczoraj fragment jeden ze swoich książek, w którym opisuje jak to „Wprost” ujawniło pewne materiały na Kwaśniewskiego, czym de facto uchroniło go od o wiele większych kłopotów. Całość znajdą Państwo na Facebooku Sumlińskiego, tu kluczowe fragmenty:

Po drodze do redakcji „Wprost” analizowałem wagę otrzymanego materiału. Przyciskany przez media i opozycję prezydent Kwaśniewski od tygodni wił się jak piskorz zapewniając w licznych publicznych wypowiedziach, że nigdy nie miał żadnych spotkań ani relacji z Markiem Dochnalem. Za kilka dni miał stawić się przed Sejmową Komisją Śledczą, by po raz sto pierwszy - za to pierwszy raz zeznając pod przysięgą - powtórzyć to, co mówił dotychczas. Prezydent wahał się, czy wziąć udział w przesłuchaniu. Zdjęcia były dowodem, że Aleksander Kwaśniewski nie mówił prawdy. (…) Materiał poświęcony Aleksandrowi Kwaśniewskiemu opatrzony zdjęciami ukazał się w poniedziałkowy ranek, a już kilka godzin później przerażony prezydent zwołał konferencję prasową. Odmówił stawienia się przed Sejmową komisją Śledczą ds. PKN Orlen.
- Mógłbym tam pójść, by zaśpiewać i zatańczyć, tylko po co? – spointował. Większość mediów analizowała przyczyny panicznej reakcji prezydenta, mnie zastanawiało co innego: co by było, gdyby Aleksander Kwśsniewski stanął przed Sejmową Komisja Śledczą, powtórzył pod przysięgą zapewnienia dotyczące kontaktów z Dochnalem i dopiero po tym zdjęcia ujrzałyby światło dzienne? Prezydent na oczach całej Polski popełniłby oczywiste przestępstwo. Co byłoby dalej? Impeachment? Trybunał stanu? Do tego jednak nie doszło, bo komuś zależało na wywołaniu reakcji łańcuchowej, która wprowadziła Kwaśniewskiego w przerażenie, ale de facto uratowała mu skórę.

Taśm oczywiście słucha się ciekawie, a oburzenie czy naiwne oczekiwanie trzęsienia ziemi świadczą głównie o tym, że jeszcze nie daliśmy się do końca zgnoić przez system III RP i zachowaliśmy pewne naturalne ludzkie odruchy. Jednak nie ma co liczyć na cokolwiek, może poza jedną lub dwie symbolicznymi dymisjami ludzi, którzy za chwilę wypłyną na innych równorzędnych stanowiskach. Taśmy wypływają oczywiście po wyborach, za to w trakcie mundialu. Premier dostaje więc sporo czasu na przygotowanie odpowiedzi, a media – narracji. Trochę jak z generałem Petelickim, któremu popełniono samobójstwo akurat w piątek w trakcie meczu.

Można też założyć się, że media, opisując zawartość taśm postąpią tak, jak wcześniej z nagraniami Oleksego – wyłowią z nich fajerwerki (choćby brzydkie wyrazy, och!), a pominą rzeczy najciekawsze. Cała nadzieja, że jednak informacja jest dziś trochę bardziej zdywersyfikowana i rolę Kataryny (która wówczas wyciągnęła z taśm to, czego dziennikarze wyciągnąć nie chcieli) odegra któryś z „niepokornych” portali bądź tygodników. Ot, taki, że dostajemy kolejny dowód, że Tusk wiedział o Amber Gold wcześniej, niż mówi, że wiedział. Na razie znaleziono już finansowanie „pod stołem” prywatnych firm lotniczych. I rzecz jak dotąd największą – ratowanie pupy partii rządzącej przez ministra Belkę.

Wczoraj wieczorem wzięło mnie na wspomnienia. Gdy byłem na pierwszym roku studiów, a było to trochę później, niż wynikałoby to z mojej daty urodzenia. Minister Belka spowodował niewielkie protesty uliczne, odbierając studentom 50% zniżkę na przejazdy. Pamiętam wesołą i krzykliwą bandę, którą ruszyliśmy w Aleje Ujazdowskie pod  hasłem „Przegiąłeś Belka, będzie rebelka”. Zamiast „rebelki” (nie mylić z forum i portalem) były co najwyżej dwa pierwsze człony najgłośniejszej wypowiedzi ministra Sienkiewicza. I choć dziś kilka osób zdaje się liczyć na to, że doczeka się i „kamieni kupy”, mam pewne wątpliwości. Nie stało się nic nowego, nic, co niszczyłoby wizerunek rządu w oczach jego zwolenników. Ludzie nie dadzą sobie zrobić z mózgu wody na młyn wiadomych sił, zrozumieją, że walka z PiS wymaga i takich poświęceń, zwłaszcza, gdy wróg był już u sondażowych bram. Owszem, wyborcy niezdecydowani mogą być teraz jeszcze trochę bardzej niezdecydowani, owszem, może w najbliższych sondażach PO coś tam straci (a w CBOS zyska mniej, niż zwykle), ale rewolucji nie będzie.

Premier na pewno trochę się denerwuje, pozostali panowie zapewne również i zupełnie mi ich nie szkoda. Jednak czym innym są motywy dysponenta dyktafonu. Krótkofalowo tego typu gra osłabi Tuska, co nie zaszkodzi, gdy pan prezydent zacznie w końcu kreować własny obóz na potrzeby reelekcji i zwiększenia wpływów. O polskiej polityce decydują dziś kwity na pana Sylwestra. Stąd niemiecka pożyczka, stąd afera taśmowa. Może zastąpić nim Sienkiewicza, będzie naprościej.

Kilka lat temu trochę udało się ludziom przyzwoitym, lub przynajmniej przyzwoitszym, ugrać dzięki temu, że dwie frakcje mafijne skoczyły sobie do gardeł. Bardzo szybko pojawiły się jednak nowe gangi oparte na starym zapleczu i jego know-how i prawie wszystko szlag trafił. Jednak było oczywiste, że wcześniej czy później znów dojdzie do wojenki.  Prezydent się zatroska, premier wścieknie, a dziennikarze albo napiszą, że zobaczyli prawdziwą twarz III (pogratulować spostrzegawczości), albo rzucą się do udowadniania, że wszystko jak zwykle jest w porządku – to już od gazety i stacji zależy. My możemy co najwyżej po cichu pomagać w przepływie informacji tak, by pociski obu stron trafiały celnie.
 
https://www.facebook.com/wojciech.sumlinski/posts/10201363487167696?fref=nf
 
5
5 (5)

2 Comments

Obrazek użytkownika nurni

nurni
że przy okazji operacji kombinowanych warto zachować pewien dystans, gdyż rezonatorem można zostać bardzo łatwo.

Operacje uruchumiono nie po to by było uczciwie i tym podobnie bajki, ale dlatego że ktoś chce osiągnąć/odzyskać jakieś wpływy.

W wojnie gangów najlepiej zachować dystans. 
Ale nie taki zupełny:)
Warto atakować aktulanie silniejszego, tak by najbardziej pożądana sytuacja jaką jest wojna gangów w mieście bezprawia toczyła się do ostatniej krwi, ostatniego trupa.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>