Trudna sztuka reklamacji

 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Hiobowskim zepsuła się pralka.
- Co za szmelc - rzekł smętnie dziadek Łukaszka.
- Powiedz jeszcze, że przedwojenne się nie psuły - wtrąciła złośliwie babcia Łukaszka.
- Nie było pralek, była służba - rzekł z westchnieniem dziadek i założył ręce za głowę. - Zdaje się, wiesz coś o tym.
- Przestańcie się kłócić - poprosił tata Łukaszka wertujący dokumenty pralki.
- Muszą - potrząsnęła śliczną główką siostra Łukaszka. - Przecież byli po przeciwnych stronach tary!
- Jakiej tary???
- Do prania!
- Ha! - krzyknął triumfująco tata Łukaszka. - Wiedziałem! Na pralkę mamy jeszcze gwarancję!
- No to co? - obruszyła się mama Łukaszka. - Czy to upoważnia nas do przyjęcia postawy roszczeniowej? Pamiętajmy, że Polska to kraj trzeciej prędkości w Europie dwóch prędkości! To my, my powinniśmy napisać maila do producenta, przeprosić go że źle użytkowaliśmy pralkę i zaproponować mu odszkodowanie! Może dzięki temu polski konsument będzie się cieszyć lepszą opinią...
Zapadła niezręczna cisza.
- Może lepiej jedź sam załatwić tę reklamację - szepnęła babcia Łukaszka.
Tata Łukaszka pojechał sam.
Nie trafił od razu do serwisu. To znaczy trafił w dobre miejsce, ale serwisu już tam nie było. Był bank dla wegetarian.
- A serwis gdzie? - spytał tata Łukaszka taksując wzrokiem plakaty "pożyczka tania jak barszcz".
- To pan nic nie wie? - zdziwił się pracownik banku. - Utworzono jedno wspólne centrum reklamacyjne.
- Super pomysł!
- Pan tam jeszcze nie był?
- Nie, a co?
- To widać.
Tata Łukaszka wzruszył ramionami i poprosił o adres. Jadąc wyobrażał sobie wielka halę, rzędy stanowisk, a wszystko to generujące oszczędności, których by nie było gdyby każdy serwis funkcjonował oddzielnie...
Bardzo się rozczarował.
Owszem, budynek wyglądał podobnie do tego, co sobie wyobraził. Napis jednak miał już inny.
- Zmienione Na Lepsze Katolickie Związkowe Wszechcentrum Obrony Terytorialnej Przed Usterkami... - przeczytał, pchnął drzwi i wszedł do środka.
Było pusto.
No, może nie tak całkiem pusto, bo obsługa była i to liczna. Wszyscy siedzieli w boksach, czy komputerach, z telefonami przy uchu. Do tego ruszyła tęga młoda dziewczyna oznaczona plakietką "kierownik".
Tata Łukaszka poczuł się doceniony.
- Ilona Kierownik, podreferent sztabowy do spraw obsługi klienta, Szczęść Boże, w czym mogę pomóc? - zaszczebiotała dziewoja. Tata Łukaszka poczuł się lekko zmieszany.
- Pralka mi się zepsuła, jest na gwarancji...
- Gdzie ta pralka?
- W domu. Na razie przyniosłem same dokumenty...
- Niech pan je pokaże... O! Jest paragon... Zaraz, gidze ja mam kalendarz...
- Mówię pani, że jest na gwarancji.
- Ale ja tego nie sprawdzam - odparła dziewoja. - O! No wie pan! Kupił pan tą pralkę w niedzielę!
- No i co z tego?
- Ano to, że nie mogę uznać pana reklamacji. To nie jest usterka.
- Jak to nie??? To co to jest???
- Kara boska.
Tacie odjęło na moment mowę, a później zagroził, że porozmawia z kimś innym z sali.
- Proszę bardzo - dziewoja wzruszyła ramionami. - I tak się pan z nimi nie dogada. Obcokrajowcy. Uchodźcy.
- Co pani...!
- No tak, jest jak mówię... To są uchodźcy. Z Europy. Ten to Duńczyk, tamta to Estonka, Tamten jest Szwedem...
- Dobrze, że chociaż jedna Polka tu pracuje...
- Ale ja nie jestem Polką. Jestem Ukrainką.

--------------
NOWOŚĆ -> marcinbrixen.pl
http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html - blog w formie książki
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>