
Po załamaniu psychicznym, próbie samobójczej, gnojeniu i zastraszaniu nie tylko jego samego, lecz również rodziny i dzieci, Sumliński – moim zdaniem, oczywiście, opartym na kilku latach obserwacji procesu i śledzenia tematu, WSZYSTKO podporządkował jednej sprawie. Udowodnieniu swojej niewinności, a co za tym idzie – odpowiedzialności Bronisława Komorowskiego i środowiska dawnego WSI. Wcześniej uważałem, że temu służy wątpliwa, choć z punktu widzenia logiki procesowej Sumlińskiego słuszna, polityka WS w trakcie procesu: mnożenie świadków, przywoływanie wątków na pozór nie dotykających sprawy, przedstawianie wielu aspektów działalności służb, śledztwa w sprawie ks. Popiełuszki itd. Stopniowo jednak okazywało się, że miało to sens, a zeznania świadków, czasem wprost, czasem jakby mimochodem, potwierdzały wersję zdarzeń, przedstawioną przez dziennikarza.
Sumliński kilkukrotnie wnosił o dołączenie do akt sprawy jego książek, sąd jednak, co trzeba pamiętać, wnioski te regularnie odrzucał. Wyrok uniewinniający (tak obciążający dla Komorowskiego, WSI i prokuratury) zapadł wiec w całkowitym oderwaniu od tego, co Wojciech Sumliński napisał (i przepisał) w swoich książkach. Od kilku dni trwa dyskusja o fragmentach, które dziennikarz przepisał z książek lepszych od siebie pisarzy, „pożyczając” sobie narrację, opisy, dialogi, a czasem nawet pogodę ze scen napisanych przez innych autorów. Nie zamierzam twierdzić, że jest to ok, ponieważ ok nie jest. Sam wcześniej miałem trochę żalu, że kolejne książki w 2/3 stanowią powtórzenie poprzednich. Okazuje się, że to nie jedyny problem. Pozostają jednak pytania, których nikt nie zada – czy to z wygody, czy przez grzeczność… Co się stało? Czy Sumliński uznał, że cel uświęca środki i dla wykazania winy drugiej strony można/warto posłużyć się fragmentami cudzych tekstów, jakby sama prawda była nieatrakcyjna? Poza kwestiami etycznymi to bardzo duże ryzyko. Po ludzku – jak można się aż tak podkładać? Czy wreszcie tkwi za tym jakiś problem natury psychologicznej, za którym stoją wcześniejsze, lecz mające konsekwencje do dziś, dramatyczne przejścia?
Nie podejmuję się odpowiedzi na te pytania. Uważam jednak, że dla chwilowej satysfakcji poczucia moralnej wyższości w wyjątkowo różnorodnej i nie zawsze ciekawej grupie, nie należy rezygnować w wzięcia pod uwagę wszystkich tych czynników. Niezależnie od tego, czy jesteśmy skłonni uznać je za okoliczności łagodzące, czy też nie.
Wojciech Sumliński opisał prawdziwe wydarzenia, jak się okazuje, nie zawsze własnymi słowami. Dał amunicję swoim wrogom, zawiódł część swoich czytelników, wczoraj – fanów, zwolenników… Tyle tylko, że niewiele zmienia to w kontekście działań prezydenta Komorowskiego i aparatu represji III RP, który odpowiada zarówno za prowokację wobec dziennikarza, jak i za późniejsze jej skutki. Być może również za doprowadzenie go do takiej ostateczności, w której granice między dobrem, złem, celem i skutecznością zacierają się na tyle, by „na żywca” przepisywać fragmenty cudzych książek. Jeśli wiec tak chętnie sadzacie dziś Sumlińskiego na ławie oskarżonych, to przynajmniej zastanówcie się, czy na pewno powinien na niej siedzieć sam.
Przez ostatnie dwa lata zajmowałem się, przed dużą część czasu jako jedyny dziennikarz, relacjonowaniem procesu Wojciecha Sumlińskiego. Na Twitterze, ponieważ nie była tym tematem zainteresowana żadna, podkreślam – żadna, gazeta. Nie żałuję poświęconego jej czasu, pracy i nerwów. Zamierzam, jeśli będzie taka potrzeba, zajmować się nią również w przyszłości. Nie mam zamiaru udawać, że nic się nie stało, jeśli chodzi o książki. Nie jest to jednak dla mnie, w odróżnieniu od wielu z Państwa, powod, by udawać, że nie stało się nic oprócz książek.
Sumliński kilkukrotnie wnosił o dołączenie do akt sprawy jego książek, sąd jednak, co trzeba pamiętać, wnioski te regularnie odrzucał. Wyrok uniewinniający (tak obciążający dla Komorowskiego, WSI i prokuratury) zapadł wiec w całkowitym oderwaniu od tego, co Wojciech Sumliński napisał (i przepisał) w swoich książkach. Od kilku dni trwa dyskusja o fragmentach, które dziennikarz przepisał z książek lepszych od siebie pisarzy, „pożyczając” sobie narrację, opisy, dialogi, a czasem nawet pogodę ze scen napisanych przez innych autorów. Nie zamierzam twierdzić, że jest to ok, ponieważ ok nie jest. Sam wcześniej miałem trochę żalu, że kolejne książki w 2/3 stanowią powtórzenie poprzednich. Okazuje się, że to nie jedyny problem. Pozostają jednak pytania, których nikt nie zada – czy to z wygody, czy przez grzeczność… Co się stało? Czy Sumliński uznał, że cel uświęca środki i dla wykazania winy drugiej strony można/warto posłużyć się fragmentami cudzych tekstów, jakby sama prawda była nieatrakcyjna? Poza kwestiami etycznymi to bardzo duże ryzyko. Po ludzku – jak można się aż tak podkładać? Czy wreszcie tkwi za tym jakiś problem natury psychologicznej, za którym stoją wcześniejsze, lecz mające konsekwencje do dziś, dramatyczne przejścia?
Nie podejmuję się odpowiedzi na te pytania. Uważam jednak, że dla chwilowej satysfakcji poczucia moralnej wyższości w wyjątkowo różnorodnej i nie zawsze ciekawej grupie, nie należy rezygnować w wzięcia pod uwagę wszystkich tych czynników. Niezależnie od tego, czy jesteśmy skłonni uznać je za okoliczności łagodzące, czy też nie.
Wojciech Sumliński opisał prawdziwe wydarzenia, jak się okazuje, nie zawsze własnymi słowami. Dał amunicję swoim wrogom, zawiódł część swoich czytelników, wczoraj – fanów, zwolenników… Tyle tylko, że niewiele zmienia to w kontekście działań prezydenta Komorowskiego i aparatu represji III RP, który odpowiada zarówno za prowokację wobec dziennikarza, jak i za późniejsze jej skutki. Być może również za doprowadzenie go do takiej ostateczności, w której granice między dobrem, złem, celem i skutecznością zacierają się na tyle, by „na żywca” przepisywać fragmenty cudzych książek. Jeśli wiec tak chętnie sadzacie dziś Sumlińskiego na ławie oskarżonych, to przynajmniej zastanówcie się, czy na pewno powinien na niej siedzieć sam.
Przez ostatnie dwa lata zajmowałem się, przed dużą część czasu jako jedyny dziennikarz, relacjonowaniem procesu Wojciecha Sumlińskiego. Na Twitterze, ponieważ nie była tym tematem zainteresowana żadna, podkreślam – żadna, gazeta. Nie żałuję poświęconego jej czasu, pracy i nerwów. Zamierzam, jeśli będzie taka potrzeba, zajmować się nią również w przyszłości. Nie mam zamiaru udawać, że nic się nie stało, jeśli chodzi o książki. Nie jest to jednak dla mnie, w odróżnieniu od wielu z Państwa, powod, by udawać, że nie stało się nic oprócz książek.
(5)
35 Comments
@Budyń
18 January, 2016 - 19:16
Przypisujesz mi mam wrażenie
18 January, 2016 - 20:13
Pozdrawiam.
@Budyń
18 January, 2016 - 20:23
Ad meritum: Sumliński zniszczył swoją wiarygodność i bardzo zaszkodził ewentualnym śledztwom w paru sprawach. Wiarygodny faktograficznie plagiator stylistyczny - taka konstrukcja logiczna jest trudna do obrony.
Pzdr.
@tł
19 January, 2016 - 10:38
Pozdrawiam serdecznie
@Ander
19 January, 2016 - 10:59
Pzdr.
Dobrze, że nie tylko wrogowie
18 January, 2016 - 22:09
Pozdrowienia!
A ja bym chciała zobaczyć
18 January, 2016 - 23:18
Bo na razie są to "rozważania" bez "podkładki". Zarzuty - podnieśli wpierw nieprzyjaciele p. Wojciecha!
I nie dotyczą one meritum problemu - czyli rzeczywistych, kryminalnych faktów, o których mowa w publikacjach p. Sumlińskiego.
Czy byłbyś uprzejmy, Budyniu, zacytować in extenso wyjątki opracowań p. Sumlińskiego, w których opisuje on kryminalne afery dotychczasowych "władców Polski" <„pożyczając” sobie narrację, opisy, dialogi, a czasem nawet pogodę ze scen napisanych przez innych autorów>.
Nie wiem, na ile zarzuty plagiatu są rzetelne i uzasadnione. Po prostu - gdybym miała taką wiedzę - mogłabym ewentualnie podjąć dalszą dyskusję.
Natomiast to, co w Newsweeku cytował pan Jakub Korus - ma jedną, skąd inąd ciekawą właściwość - opisy dotyczą pewnych osób. I jeśli w tych opisach p. Sumliński "podpiera się" opisami zaczerpniętymi z innych autorów - to rozpoznanie jego "bohaterów" tutaj, w Polsce - staje się niemożliwe. A zapewne właśnie o to p. Wojciechowi chodziło! Fakty - natomiast pozostają, osoby - stają anonimowe.
Pozdrawiam!
tu jest to opracowane
19 January, 2016 - 00:19
http://kompromitacje.blogspot.com/2016/01/sumlinski-plagiator-patologicz...
Plagiatorzy budzą we mnie obrzydzenie
19 January, 2016 - 10:45
ALL
18 January, 2016 - 23:20
"Cała historia współpracy Bronisława Komorowskiego z WSI dziś jest ponurym żartem. Została zdyskredytowana przez jednego człowieka. Dziś każdy, kto przypomni, że to właśnie Bronisław Komorowski twardo bronił WSI, naraża się na śmieszność. Każdemu zostanie zadane pytanie: „Czytałeś o tym u MacLeana czy u Larssona?”. Nie będzie miało żadnego znaczenia to, że były prezydent jako jedyny poseł Platformy Obywatelskiej głosował w 2006 roku przeciwko rozwiązaniu WSI. Nikt już nie zapyta o podejrzane związki z Polaszczykiem, „Pro Civili” i z innymi elementami tej postsowieckiej hybrydy od lat żerującej na polskim organizmie. Nie wolno będzie pytać, bo pytający będą stali w jednym szeregu z wariatami. Fenomenalne zamknięcie tematu. Można wręcz zasugerować, że mistrzowsko rozegrany gambit."
http://fideista.salon24.pl/692282,gambit-komorowskiego-napisze-wam-prawd...
PS. Nie powiem, abym zgadzał się bez reszty ze wszystkimi tezami cyt. tekstu. Niemniej jednak zgadzam się z twierdzeniem jego Autora, że wpadka Sumlińskiego zapewniła bezkarność w tej sprawie Komorowskiemu, a i zapewne paru innym towarzyszom z WSI.
Ja wiem, że on wie, że ja wiem...
19 January, 2016 - 10:02
A nawet bardzo.
Dlaczego poblikacja nie ukazała się przed drugą turą? Żeby na to odpowiedzieć, trzeba najpierw odpowiedzieć na pytanie: ile osób spośród 16 742 938 potrafiłoby w maju ubiegłego roku prawidłowo rozszyfrować skrót WSI?
Znaczenie w tamtych wyborach miała inna trzyliterówka: "bul".
Spalenie Sumlińskiego w maju nie zmieniłoby wyniku (przy założeniu, że wybory były uczciwe...), natomiast teraz ma konkretną wartość - tę o której pisze "fideista", czyli bezpieczeństwo "ofiary" i okolicy.
Sumliński mógły próbować teraz napisać swoją książkę jeszcze raz. Tym razem sam.
A właściwie jeszcze nie teraz.
Dopiero po "trzeciej chemii i po naświetlaniach".
Jeśli operacja się uda.
To ciekawe
19 January, 2016 - 10:31
Polfiku,
19 January, 2016 - 11:09
A jest jeszcze problem rozliczenia działania służb. Tutaj Sumliński w niesamowicie głupi sposób zaszkodził sprawie, której poświęcił tyle sił, czasu, emocji. W 158 % zgadzam się z Tł`em (czy Tł mnie słyszy
Przyznam, że szlag mnie trafia, choć staram się unikać emocjonalnych dyskusji - na TT rozgorzała bardzo gorąca wymiana zdań, wielu zawiedzionych wyciąga najcięższe działa, z kolei wielu jest takich, którzy są skłonni banować za najmniejsza krytykę. A służby zacierają łapki.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
@Szary Kot
19 January, 2016 - 11:15
Ale niech tam. Badźmy poważni: nagłosnił sprawę Gajowego a potem unieważnił? Przecież to bez sensu. Podobnie było z prof. Kieżunem: opowiedział, ze były wały i przekręty a potem stało się to nieważne. Opamiętajcie się trochę. Dajecie sie rozgrywac jak dzieci.
@polfic
19 January, 2016 - 11:28
@tł
19 January, 2016 - 11:34
@polfic
19 January, 2016 - 11:36
@tł
19 January, 2016 - 11:38
@polfic
19 January, 2016 - 11:42
Książki nie czytałem
19 January, 2016 - 11:32
@Traube
19 January, 2016 - 11:36
polfic
19 January, 2016 - 19:49
Książkę o Komorowskim przejrzałem w księgarni. Nie spodobał mi się styl, a i Komorowski nie był już prezydentem, więc jej nie kupiłem.
Coś tam o plagiacie widziałem na twitterze, chyba na jakimś portalu też, ale ten tekst był pierwszym, jaki przeczytałem w całości. Do tego zestaw cytatów z moim ulubionym Steinbeckiem na czele.
Pierwszy raz coś w tym temacie komentuję i od razu słyszę, że się daję wpuszczać, daję sobą sterować, ba, że się podniecam...
Wracając do meritum, zawsze uważałem, że lepiej z mądrym stracić, niż z głupim zyskać. Tak też patrzę na tę sprawę.
@Traube
19 January, 2016 - 11:56
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Nie on uniewżnił
19 January, 2016 - 11:33
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
@Szary Kot
19 January, 2016 - 11:40
A to znasz:
19 January, 2016 - 11:48
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Nie trzeba być ani świętym
19 January, 2016 - 11:59
A jak już cytatami... ;)
Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. A więc: poznacie ich po ich owocach. (Mt 7:15-20)
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
@Max
19 January, 2016 - 12:28
@Kocisko
19 January, 2016 - 11:24
@tł
19 January, 2016 - 11:25
@polfic
19 January, 2016 - 11:29
Wiecie co, moi drodzy, sądzę,
19 January, 2016 - 11:42
Sumliński zżynał, przepisywał całe akapity, powielał sytuacje i opisy, zmieniając jedynie peronalia. Jeśli ktoś ma wątpliwości, Budyń podrzucił wyżej link. Zrobił tak nie tylko w "Niebezpiecznych związkach", już kilkanaście lat temu (przed aferą z Komorowskim) ukradł tekst dziennikarce, bodajże "Polityki". (Jeśli ktoś jest zainteresowany szczegółami, odszukam, ale zapewniam, że się nie mylę.) Wtedy Sumlińskiemu odpuścili, pokajał się, mówiąc, że ma żonę i dzieci...
On jest jak kleptoman. Tylko, że tradycyjny kleptoman nie może sobie odmówić przyjemności gwizdnięcia czekoladki, a Sumliński nie umie sobie odmówić przyjemności plagiatowania.
Jak paskudną rzeczą jest plagiat zdają sobie najlepiej sprawę ci, którzy własnego pióra używają na co dzień: dla przyjemności, dla idei czy dla pieniędzy. Jest to proceder ohydny, porównywalny ze świństwem, którym jest podprowadzenie zaprzyjaźnionym gospodarzom srebrnych sztućców.
Boże drogi, toż Sumliński dalej kradnie. Proszę, tekst z 2015 roku, zamieszczony między innymi na S24 (wcześniej w lokalnej gazetce): http://wojciechsumlinski.salon24.pl/640269%2Cstalo-sie
Przecież to (znana skądinąd) Anna Świderkówna!
Porównajcie sobie (więcej pod linkiem w komentarzu Budynia):
WS:
"Każdy historyk, bez względu na poglądy, musi stwierdzić dwa niepodważalne fakty. Po pierwsze w latach 30 - 33 n.e. człowiek imieniem Jezus głosił w Palestynie bliskość Królestwa Bożego. Gromadziły się wokół Niego tłumy, a on nauczał i uzdrawiał ludzi. Wszyscy jednak Go opuścili, gdy został skazany na śmierć. "
AŚ:
"[...] każdy historyk, bez względu na swoje poglądy czy przekonania, musi stwierdzić dwa niewątpliwe fakty. Po pierwsze: w latach mniej więcej 28-30 pewien człowiek, imieniem Jezus, głosił w Palestynie bliskość Królestwa Bożego. Gromadziły się wokół Niego tłumy pełne entuzjazmu. Wszyscy Go jednak opuścili, gdy tylko władze żydowskie skazały Go na śmierć.
**
"Niebezpieczne związki" skończyłem czytać dwa dni temu. To książka być może i interesująca, ale napisana fatalnie, a beletryzujące wtręty (w tym kradzione beletryzujące wtręty) są zupełnie chybionym literacko pomysłem. Przeczytałem ją dopiero teraz, po tym jak wyszłą sprawa plagiatów, wcześnie jnie miałem ochoty. A nie miałem ochoty, bo gdy sprawa Sumlińskiego zaczęła stwać się głośna postanowiłem posłuchać sobie co ma do powiedzenia sam Wojciech Sumliński. I odnalazłem ze dwa, długie, wywiady z nim, zamieszczone na YouTube. Nie ma jak "źródła".
Sumliński zrobił na mnie zdecydowanie złe wrażenie. Wyglądał na człowieka, świadomie czy nieświadomie, konfabulującego, przynajmniej miejscami, a przede wszystkim niezrównoważonego psychicznie. Swoja opinią nie podzieliłem się z nikim poza moimi znajomymi "in real life". Pomyślałem - po co, i tak facet (niewątpliwie) wiele przeżył, miał pod górkę. Może to był błąd, nie wiem.
A potem z Sumlińskiego zaczęto robić ikonę, symbol i bohatera. Ja mu serdecznie współczuję, ale jego wiarygodność w moich oczach była zawsze wątpliwa, teraz jest żadna. Oczywiście, za wiarygodność byłego prezydenta też bym złamanego grosza nie dał, ale to zupełnie - zupełnie inna sprawa.
Obrońcy Sumlińskiego dopuszczają się teraz gwałtu na logice i zdrowym rozsądku. Przepisywał , no i co z tego, mówią. No nic - poza tym, że kradł i dotąd do kradzieży się otwarcie nie przyznał. Za to pieprzy trzy po trzy coś o inspiracjach...
Wolne żarty, drodzy moi. Inspirować to można się stylem, tematyką. Jak się człowiek naczyta (i lubi) dajmy na to Lovecrafta, to potem może wplatać do tekstu passusy o nienazwanej grozie, kształtach wymykających się euklidesowej geometrii i inne takie. Ale nie skopiuje toczka w toczkę akapitów napisanych przez Ojca Grozy.
A, że wyrok? A wyrok sądu w jakiej był sprawie? O domniemaną korupcję, tak? No i został Sumliński uniewinniony. Czy to znaczy, że o Komorowskim napisał prawdę, całą prawdę i tylko prawdę? Nie. Poza tym, od kiedy sądy III RP odzyskały w naszych oczach autorytet? Czy też autorytet ten mają i na ich wyroki warto się powoływać wtedy, gdy wydają "właściwe" wyroki? Pozwolę sobie pozostać przy swoim: sądom III RP nie ufam.
Najgorsze jest to, że choćby i Komorowski miał na sumieniu brzydkie rzeczy, teraz będzie bardzo ciężko przekonać opinię publiczną, że tak jest naprawdę.
Sumlińskiemu życzę wszystkiego najlepszego, ale powinien usunąć się w cień. To człowiek skompromitowany, a bardzo możliwe, że po prostu chory.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
@Max
19 January, 2016 - 12:35
Mnie w kolejnych książkach
19 January, 2016 - 12:38
Kto jest bez grzechu
19 January, 2016 - 18:44
Nie, rzucać nie będę.
Choć nie powiem - w szkole średniej - gdy należało przygotować esej na temat klasycznych (obowiązkowych) pozycji polskiej literatury - czasami "podpierałam się" Karolem Estreicherem (starszym). Zwłaszcza gdy brakło mi czasu na "przemyślenia" własne. Niekiedy wywoływało to "dysonans poznawczy". Zwłaszcza gdy Estreicher "uwypuklał" patriotyczne, polskie cechy charakeru rejenta Milczka i cześnika Raptusiewicza. Co do choleryka, prostaka, Raptusiewicza - ostatecznie, z pewnymi zastrzeżeniami - mogłabym się zgodzić... Ale ten fałszywy Milczek? Never! Nie taka postawa mogła, moim zdaniem, "budować" czy charakteryzować polskość... Jednak - nic to - jak mawiał Mały Rycerz.
Dzięki Estreicherowi - kształtowałam własny styl literacki, co nieźle "zaprocentowało" podczas matury: pisałam na temat wolny - analizę literacką samodzielnie wybranej pozycji (czyli "Tiary i korony" Jeske-Choińskiego).
To taka dygresja - na temat fascynacji "cudzymi stylami". A ponadto, jak tłumaczył po latach pewien nauczyciel (i ojciec), który sam przygotowywał synowi niektóre wypracowania, wymagając jedynie, aby syn głośno je przeczytał, zanim przepisze, że w ten sposób - kształtował umiejętności syna.
No i wreszcie - zdarzyło mi się, choć jeden raz jedynie - pisać esej na temat Lalki - dla mego "Dziecka". Dodam - że otrzymała zań notę "minus cztery" - "z powodu błędów interpunkcyjnych".Na marginesie - maturę z j. polskiego zdałam celująco, Lalka to jedna z moich ulubionych, doskonale znanych pozycji. Natomiast interpunkcja winna, moim zdaniem, służyć ekspresji, i nie może autor stawać się jej - interpunkcji - niewolnikiem! Coś jak z prawem i obywatelem
No i - "dochodzę" do problemu plagiatu p. Sumlińskiego.
Uważam, że niepotrzebny - nie wniósł niczego, a zabrał i zniszczył wiele, choćby właśnie - szacunek ludzki. Historia, moim zdaniem podobna do historii prof. Kieżuna, która też osobiście mnie boli. Niemniej uważam, że w tej sytuacji byłoby lepiej po prostu zamilczeć - "zejść z linii strzału". Bo nie wydaje się, że istnieje choćby jedno dobre, czy "eleganckie" tłumaczenie, albo "dobre wyjście".
W dodatku - te "literackie ozdobniki" u Sumlińskiego raczej mi przeszkadzały, mimo iż czytałam jedynie pozycję o "niebezpiecznych związkach" Komo..., a potem - przekazałam dalej.
Oczywiście - chciałabym się, w moich ocenach - mylić!
Pozdrowienia - dla autora - Budynia!