Wegańskie wakacje, część 6

 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Zajęcia z weganizmu nie ograniczały się tylko do prowadzenia sklepu. - O! - zdumiał się uprzejmie Łukaszek i jedną samogłoską udało mu się wyprowadzić pana prowadzącego z równowagi. Pan prowadzący oznajmił, że oprócz weganizmu praktycznego jest też weganizm teoretyczny. - Czyli kiełbasę można jeść? - ucieszył się Gruby Maciek. - Ależ skąd! Czy ja coś takiego mówiłem? Skąd ci przyszło coś takiego do głowy? - Coś jak katolik, wierzący, ale niepraktykujący, czyli... - Weganizm to nie religia! Religia to zło! - fukał pan prowadzący. - Weganizm to coś znacznie więcej! A co dokładnie to tego dowiecie się właśnie na zajęciach z weganizmu teoretycznego. - O wyższości kalafiora nad kotletem - nie mógł sobie darować okularnik. - Jakbyś zgadł, chłopcze! I pan prowadzący powiedział, że przez kilka dni kursanci będą mieć wolne od pracy w barze wegańskim. - No ale tu trzeba posprzątać - rzekł Łukaszek. - Zmyć, zamieść, pochować do lodówki... - Oj tam, oj tam - machnął ręką pan prowadzący. - Ja się tym zajmę. Możecie spokojnie zostawić cały bar na mojej głowie. Zaufajcie mi. I kursanci zaufali. Udali się na zajęcia, a po kilku dniach zajrzeli znowu do baru i... - Niech ja weganinem zostanę! - Gruby Maciek złapał się za głowę. - Jak tu wygląda?! Bar był straszliwie zapuszczony. - Bez dramatyzowania proszę - pan prowadzący uniósł palec. - Nie róbmy histerii! Róbmy wegańskie burgery! - Z czego?? - Łukaszek podniósł z podłogi coś, co w poprzednim życiu było sałatą. - Lodówka rozmrożona - odezwał się z zaplecza grobowym głosem okularnik. - Trzeba będzie masę czasu, żeby to wszystko ogarnąć. - No to ogarniajcie! - pan prowadzący był już jedną nogą za progiem. - Jak to: my? A pan! - Ja muszę coś załatwić! Zaraz wracam! To "zaraz' trwało jakiś czas, ale chłopcy byli zbyt zajęci sprzątaniem, żeby to zauważyć. Zauważyli jednak pana prowadzącego od razu kiedy wrócił, bo wrócił w towarzystwie kilku panów. - Kontrola Sanepidu - poinformował jeden z panów. - No to cześć - zniechęcony Gruby Maciek cisnął szmatą o podłogę. - Co za pech - syknął okularnik. - Jeden jedyny raz ten bar tak wygląda i akurat... A pan, który wcześniej mówił o Sanepidzie odwrócił się do pana prowadzącego i rzekł: - Rzadko kiedy można zobaczyć coś podobnego. Dobrze, że nas pan powiadomił. - To pan?! - wykrztusił Łukaszek. - Ja, a bo co? A kto zostawił ten bałagan i sobie poszedł? Może nie wy? -------------- Jest trzeci tom! http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html https://twitter.com/MarcinBrixen https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen http://kaktus-i-kamien.blogspot.com
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>