Wino, piwo, miód, byle nie woda

 |  Written by Godziemba  |  16
Wino było lubionym trunkiem polskiej szlachty od XV do XVIII wieku.

   Przez wiele wieków starano się w Polsce wody nie pijać, słusznie uważając, że sprowadza choroby. Przy ówczesnym stanie higieny picie wody było istotnie niebezpiecznym zwyczajem.

   Do gaszenia pragnienia służyło piwo. Było to piwo o niskiej zawartości alkoholu, nie przekraczającej 2-3%. Dopiero po przejęciu od Niemców w połowie XIII w. receptur z użyciem słodu i chmielu, piwo stało się podobnie do dzisiejszego.

   Piwo pito nie tylko jako napój, ale po zaprawieniu śmietaną i korzeniami, spożywano jako polewkę.

   Wiele polskich browarów zyskało zasłużoną sławę, np. w Warce. O piwo wareckie upominał się ciężko chory papież Klemens VIII, błagając „Pivo di Varca!”, czy skłonił swoich dostojników do westchnienia: Sancta Piva ora pro nobis”.

   W średniowieczu oprócz piwa pito także miód sycony, produkowany z miodu pszczelego z dodatkiem chmielu i korzeni. Był to jednak drogi trunek, na który stać było tylko ludzi majętnych. W dworach szlacheckich i domach zamożnych mieszczan pito go jedynie od święta.

  Jeszcze rzadsze było wino, które sporadycznie pojawiało się na stołach zamożnych. Popularne stało się dopiero w XV wieku, pomimo oporu tradycjonalistów.

  Klonowic w Roxolandii pisał:
 
„Włoski mieszkańcze, cóż twoje nektary?
Co twoje wina przed nektarem Rusi?
Wino jest z ziemi błotnistej i szarej,
Miód prosto z nieba spuszczonym być musi,
Miód rosa niebios i manna jedyna,
Pszczółka ją zbiera do swego zacisza,
Miody sycone są lepsze od wina!”
 
   Polska szlachta upodobała sobie wina węgierskie. Próżno Andrzej Morsztyn pisał do brata:
Piłeś burgundzkiej prasy potok z Bony,
I Anżuł biały i Bardzo czerwony,
I nie francuskie jakby jagody
Słodki Frontignac, nie cierpiący wody;
I co nie gardzi taką mieszaniną
Orleans, bitną pamiętny dziewczyną,
Prowanckiego marsylijskie tłoku,
I od Narbony wina z Langwedoku”.
 
   Na te nalegania szlachta odpowiadała: „Nihil est vinum Hungaricum”. Po poczęstowaniu gościa wybornym winem francuskim można było spotkać się z ripostą: „Mości dobrodzieju, ja do szabli, nie do szpady stworzony”.

   Szlachta wydawała coraz więcej pieniędzy na wino, na co ks. Skarga bolał, pisząc: „Co przełknie, to grosz, o jaka utrata! Jakby nie było na co dawać! Murujcie miasta, wieże, zamki..”

   Popyt na wina węgierskie był tak duży, że Węgrzy skarżyli się, że polscy magnaci wykupują całe roczniki wina, przysyłając zaufanych ludzi z wozami. Robiono to, aby uniknąć kupna fałszowanego wina w kraju. Ten proceder był powszechny. Dodawano jaja, mleko i siarkę, celem oczyszczenia wina, postarzano je, farbując słomą owsianą na żółto lub po prostu czerwoną szmatką na czerwono. „Żeby wino miało kolor i sapor wdzięczny, - zalecano -  cytrynę nadziać goździkami i zawiesić w beczce”. W ostateczności fałszowano wina także kredą, gaszonym wapnem, sublimatem lub nawet ołowiem. Szampana produkowano z soku brzozowego, zmieszanego z cytryną, cukrem, drożdżami i pewną ilością wina.

   Nic więc dziwnego, że Adam Jastrzębski w „Gościńcu”, tak to oceniał:

„A gdybyś poźrzał w beczkę,
Jakie tam są w niej przyprawy,
Wszystko to dla nas potrawy:
Siarkę, mleko, jajca biją,
A jednak to ludzie piją”.
 
   W XVII wieku coraz popularniejsza stała się gorzałka, na razie nie podawany w domach szlacheckich. Sebastian Klonowic gromił jej picie, pisząc:

Nie wiem zaiste, kto w pierwej osnowie,
Ognisty napój wymyślił z gorzelnie”
Kto jest ów zbrodniarz? I jako się zowie?
By go przekleństwu oddać nieśmiertelnie.
Przebóg! Nie z Rusi ta zaraza roście,
Nie znano w wioskach takiej niedoli;
Chyba bogaty w chorobie lub poście
Zażył kropelkę w orzeźwieniu gwoli.
Ktoś nieprzyjazny – Szatan mu na imię –
Styksowym jadem chciał zatrzeć nam zmysły;
Wynalazł napój warzony w dymie
I z czarnej sadzy gorzelnej wytrysły.”
 
   Staropolska wódka nie był tak mocna jak współczesna. I tak ówczesny spirytus – okowita zawierała 70%, czysta ordynaryjna 30%, a prostka 15-20% alkoholu. Wódki gatunkowe (anyżówka, kminkówka, cynamonówka) przechowywano w aptekach i pito w małych ilościach, jako przysmak lub „dla zdrowia”.

   Wódki nie podawano na przyjęciach. Nie spełniano nią toastów. Szlachta piła ją jedynie na łowach lub w wojsku.

   Albrycht Radziwiłł z pogardą pisał o obyczajach rosyjskich posłów, którzy: „Bardziej paśli gardła niż oczy oczekującą ich w osobnej izbie mnogością różnego rodzaju gorzałek i likierów, otrzymali bowiem od natury szczególny smak do pochłaniania przez otworzyste gardziele gorzałki zwanej okowitą, przekładając ten napitek nad wszelkie najznakomitsze napoje; tak to dziedzictwo pochodzenia trąci prostactwem”.

   Wódka jako stosunkowo tania zyskała w Polsce najwięcej amatorów wśród chłopów. Wódka była powszechnie dostępna w wiejskich karczmach. Produkowana była w gorzelniach dworskich, a przywilej propinacyjny sprawiał, iż pan stał się monopolistą w jej produkcji. Pita w coraz większych ilościach była przyczyną coraz większej degradacji polskich chłopów.

   W XVIII wieku za panowania obu Sasów wódka zaczęła być podawana na ucztach dworskich, magnackich, a także w domach szlachty, przyczyniając się do coraz większej epidemii pijaństwa.

   Tak więc w wiek XIX wieku Polacy weszli z opinią narodu, w którym się za kołnierz nie wylewa, a głowy rodzą się mocne. Wódka stawała się trunkiem narodowym, co skrzętnie wykorzystywali zaborcy.

Wybrana literatura:
 
K. Bockenheim – Przy polskim stole
Z. Gloger – Encyklopedia staropolska
Z. Kuchowicz – Obyczaje staropolskie XVII-XVIII wieku
 
5
5 (2)

16 Comments

Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
że wino to napój Boski, piwo - sam sobie człowiek warzy, a wódkę - diabeł pędzi smiley.
Ale - co z miodami pitnymi? Wydawało mi się, że sycera - to sycony miód.
Teraz już nie wiem jak to jest.
Pozdrawiam serdecznie

 
Obrazek użytkownika Dixi

Dixi

Komuś coś kiedyś sfermentowało...

Piwo przez setki lat było czymś w rodzaju.... zupy z jęczmienia i dało się pić tylko przez słomkę.

Budowniczym piramid (a raczej nie byli to niewolnicy), przysługiwało kilka placków pszennych i jakieś... cztery litry piwa na głowę. Nic dziwnego, bo traktowano je jako... jedzenie. Stąd nie dziwią późniejsze zupy piwne.

Ot, taki sposób konserwowania zboża, że i myszy nie zjedzą, i mocy daje więcej po spożyciu...

Przez tysiące lat wodę piły tylko bydlątka. Rozsądny człowiek od niej stronił (nie chcąc pić ścieków)y), bo mógł się nabawić poważnych chorób, a alkohol przecież konserwuje i dezynfekuje.

Jeszcze w XVII bodaj wieku jakiś szlachcic poprosił przed śmiercia o łyk wody, bo..... chciał sprawdzić jak to-to smakuje:):):)

Anegdotę o przedśmiertnym westchnieniu papieża (byłego legata w Polsce): " O santa piva di Polonia" ("di Varca") pewnie znacie. No, o tych modlitwach do świętej Pivy...:):):)

Z winem (też kiedyś komuś jakies owoce sfermentowały:):):)) Grecy, a potem Rzymianie, robili rzeczy niewyobrażalne (to co jacyś idioci potem z whisky) - mieszali je z wodą. Tylko barbarzyńcy chlali czyste wino... Aleksander Macedoński przypłacił to ponoć życiem (choc mógł też umrzeć na malarię albo zostać otruty).

W Europie granica między winem a piwem leżała gdzieś w okolicach Renu. Ci po naszej stronie woleli jednak piwo (w każdym miasteczku było tyleż piwiarni ile piekarni - i nie dziwota, co wyjaśniłem wyżej - winem sie nie najesz:):):). A pewien polski książę-krzyżowiec zdobył nawet papieską dyspensę od wyprawy do Ziemi Świętej, argumentując (całkiem słusznie), że tam przecież nie ma piwa.

"Troszku" znam się ma winach, ale wolę piwo lub... okowitę (aquq vitae), a miody są fajne, ale kilka razy wypiłem parę szklanek "na strzemiennego" i... No wiecie. Złe doświadczenie.

Swego jednak czasu byłem (uznanym!) specem od pędzenia bimbru (3 x na szklanej aparaturze laboratoryjnej - wychodził czysty spirytus), produkcji śliwowicy i nalewek.

Smacznego!!!

PS

Nie mam zaufania do win.

Znam staropolski przepis, jak zrobić z wina białego - czerwone. Trzeba było do niego wrzucić... czerwona chustkę (wspominasz o czymś podobnym)... Czym barwioną? Hmmm...

Moim zdaniem francuskie wina są rozpaczliwie i skandalicznie drogie, zdecydowanie ponad ich wartość. Od francuskiego sikacza lepsze są wina kalifornijskie, południowoafrykańskie, a także choćby chorwackie.

I tak ich nie piję, jeśli nie muszę:):):)

--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
Obrazek użytkownika Godziemba

Godziemba
Świetne uzupełnienie.

Piję tylko wina węgierskie :))

Pozdrawiam
Obrazek użytkownika Dixi

Dixi

No, są jeszcze chorwackie (wyżej wspomniene)...Spróbuj:):):)

A poza tym cała przyjemnieść po mojej stronie.
 

--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
Bo oni (bogaci!) sypią ogromne ilości pestycydów na winnice.
Najchętniej piłabym domowe wino bez siarczanów. Kiedyś takie białe wino, na francuskich drożdżach winnych, robili z owoców dzikiej róży moi Rodzice. Wtedy nie piłam (małolata).
Znawcą alkoholi nie jestem, ale (ponieważ zerwałam kontakty Mogensa z francuską winnicą, gdzie miał jakieś "cegiełki") dlatego sama muszę dbać o "właściwe" wina i piwa w domu. Więc są wina australijskie, kalifornijskie, hiszpańskie. Podobno "mam wyczucie" (w Polsce nawiązałam kontakt z hurtownią win, w Danii - kieruję się ceną i opisem).
A co do piwa - w domu pojawiają się różne niepasteryzowane "Kasztelany", również niepasteryzowane "Namysłowy", "Bernardyńskie" z Grodziska Wlkp. - pszeniczne, ciemne, podobne (podobno) do Guinessa. Ja ze wszystkich tych gatunków wolę te słabe (2,5%) z Grodziska Wielkopolskiego o smaku porzeczkowym lub kwiatów bzu czarnego. Mocnego piwa nie piję, a wino - w ilościach niewielkich, do posiłku.
Dobrze, że jesteś Dixi, dobrze że jest Ossala - każda para rąk z "prawej strony" jest teraz nie do przecenienia.
Pozdrawiam serdecznie,
Obrazek użytkownika Dixi

Dixi

Wszystkie wina są dziś konserwowane siarką:(:(:(

Nie tylko osławiona "siara".

Domowe, to co innego...

Pamiętam "wina" babci robione jako drugi rzut po sokach z wiśni, porzeczek czy malin (oj, zdradliwe były, "szły w nogi"...), ale też trudno winami nazwać coś, co nie powstało z winogron. Ba, miałem kiedyś w ręku PRL-owską ksiażeczkę "Domowy wyrób win", gdzie były przepisy nawet na.... wino z pietruszki.

Coś komuś sfermentowało...:):):)

Ojciec mojego kolegi robił "wino" z żyta...

Taki półrpdukt, bo zasadniczo miało to iść do destylatora.

Kiedyś jednak rodzina zagapiła się na jakiś serial, temperatura była źle ustawiona (mieli szczęście, że nie pie.dolnęło) i... stał się komunistyczny cud - zamienili wino ("wino") w... wodę. Destylowaną:):):)

 

--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
Obrazek użytkownika Dixi

Dixi

PS
Chyba wracasz do korzeni.

Pijesz przez słomkę?:):):)

--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
Obrazek użytkownika ossala

ossala
wina we Francji drogie nie są. Na upartego można wypatrzeć gatunki w cenie między 2,5 a 3,5 euro, którym w smaku niczego nie brakuje. Nawet więc na pensję minimalną na poziomie 1217 euro/netto - drogo to nie jest.
Jednak większość to jednak ceny w granicach 5-7-i-więcej aż do klikudziesięciu euro.
Nie ogarniam ich, bo jest tego zbyt wiele gatunków. Wiem jednak, po tych kilku latach pobytu, że najlepsze, najtańsze i najmniej spaskudzone siarką są wina z małych, prywatnych winnic, które przez wielkość nie są w stanie przebić się na szersze wody, z drugiej zaś strony - robi się tego wina za dużo jak na potrzeby rodziny, więc parę kartnów do sprzedania zostaje.
Czasem organizowane są takie festiwale małych, rodzinnych winnic z degustacją, gdzie wina mają całkiem inny smak, są pyszne i niedrogie.
Piwa we Francji chyba nie ma. Mają jakieś 1664, ale ja nawet nie wiem czy to jest piwo francuskie czy belgijskie. Taki tam sikacz, nie lubię go.
Ale za to Francuzi piją faktycznie sporo takich napojów alkoholowych (bo nie wiem, jak to nazwać). Bardzo lubią cydr, choć ten jest chyba wynalazkiem angielskim, ale się tu przyjął i jest najwięcej go produkują w Normandii.
Dużo też widzę w sklepach panaché czyli piwa z lemoniadą w przeróżnych smakach. Jak nie lubię, tak podczas upałów - tak cydr jak i to drugie świetnie wchodzą. Pewnie dlatego, że sa słabiutkie.

Ossala

Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
winach... Wiele lat temu (ponad sto!) jeszcze w Austro-Węgrzech mój Dziadek, okazyjnie (jako maszynista - kierownik pociągu) kupił beczkę (50 l) wegierskiego tokaja. Przywiózł do domu, a młodszy syn, nastolatek - ofiarował się ściągnąć je do butelek. Gdy dłużej z piwnicy nie wracał - zaniepokojona Babcia zeszła sama, i zastała chłopaka śpiącego na siedząco, obok beczki. Butelek napełnił zaledwie parę... Wino było słodkie, i mocne.
Parę lat późnej starszy brat, oficer w austriackim wojsku, lekarz (tzw. "jednoroczny" czyli przymusowy "ochotnik") przyjechał z frontu włoskiego na urlop do Wiednia. Wraz z trzema kolegami wybrali najelegantszą restaurację, zamówili najlepsze wino. Kelner zaproponował wino z własnej piwnicy (winnicy) restauratora. We czwórkę wypili 3/4 litra, chcieli zamówić kolejne. Zwłaszcza że po winie nastrój wyraźnie się podniósł, myślało i dyskutowało się lekko, dowcipnie. Kelner odmówił twierdząc, że tego wina można podać jedną butelkę "na stół". Gdy zapłacili - wyjście okazało się niemożliwe, nogi nie chciały "nosić". Restaurator zamówił fiakra, wraz z kelnerem pomogli "panom oficerom" wsiąść. Dwie godziny "wycieczki krajoznawczej" po Wiedniu wystarczyły, by mogli o własnych siłach wrócić do hotelu.
A teraz - gdyby nie te zamachy "Francuzów w trzecim pokoleniu" to zapewne Mogens znów chciałby się wybrać do Francji, zamieszkać w jakimś małym, uroczym pensjonacie, poszukać lokalnego "festiwalu winnego". A ja - byłabym nie od tego. Zapewne już nie pojedziemy.
Cydru, niestety nie lubię, choć kiedyś - i owszem. Natomiast ten austriacki "wynalazek" - szprycer (białe wino z lemoniadą) podczas upałów bardzo mi smakuje. I piję przez słomkęwink.
Dobrze jest pomarzyć podczas bezśnieżnej, dość dziwnej zimy.
Serdecznie pozdrawiam,
Obrazek użytkownika Dixi

Dixi

Wikingowie pili tęgie piwo, szczególnie, kiedy musiali przeprawiać statki przez porohy Dniestru.
Tylko jakie ono było "tęgie"...?

Pewnie takie, jak to Twoje:):):)

Mnie zdemoralizował Browar Warka przy pomocy piwa "Warka Storng" (a bywało, że dostawałem kilka zgrzewek, albo nawet... cały bagażnik). Polubiłem te mocniejsze.

To w sumie damskie piwo, bo słodkie (dla mnie za słodkie), ale maaaa procenty. Dlatego jest reklamowane jako napój dla strong-manów. No bo taka panienka ile wypije, jak przyjdzie do knajpy? Jedno? A potem się ulula i po klientce:):):)

--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
(może nie oboje, przynajmniej jedno z nas) wypróbować tego wareckiego (warczańskiego? wink) Stronga.
Pozdrowienia,
Obrazek użytkownika Dixi

Dixi

Chyba wareckiego:):):)
A propos - "warka" oznacza jedno warzenie piwa (z jednej warki). To najlepsza nazwa miejscowości dla piwowarów ("Warkę" warzy się w Warce).

Pułaski ponoć urodził się w Warce-Winiary.

To drugie specjalnie dla Ciebie:):):)

--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
Obrazek użytkownika Dixi

Dixi
Bankiet niebiański
Chciałabym mieć z Nieba gości,
móc ich przyjąć w domu własnym.
Naszykować co potrzeba
kufli jasnych od radości!
 
Tam bym chciała Marie trzy
przesławne móc zaprosić.
Żeby mi przybyli święci
z wszystkich kątków rajskich włości.
Niech się cieszą, niech się śmieją
i niech im się piwo leje.
 
Tak bym chciała, by i Jezus
pośród nich przebywał.
Chciałabym jeziorem piwa
Króla królów móc ugościć!
Patrzeć jak rodzina z Nieba
pije je po świt wieczności.
 

Tekst jest przypisywany św. Brygidzie, tłum. Alina Krajewska, Modlitwa Celtów, Wydawnictwo M, Kraków 2002, s. 53n.


 
--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
Obrazek użytkownika katarzyna.tarnawska

katarzyna.tarnawska
zawsze coś "na temat" umiesz znaleźć. Piękna ta "uczta piwna". Ciekawe, czy św. Brygida znała polewkę piwną. Znała się, jak mówią "księgi", na zdrowych pokarmach smiley. Może nie na pokarmach, raczej na "tajemnicy szczęścia". Ale to już mistyka, a nie codzienna, przyziemna praktyka. 
A mnie stąd, gdzie mieszkamy (w Polsce) bliżej do Kotlina, aniżeli do Winiar wink. Winiary już podobno nie-polskie sad.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>