Z braku czasu nieco zaniedbałam swoje wpisy na blogu. Pora więc opowiedzieć o kolejnym dniu pielgrzymowania po Ziemi Świętej.
Z samego rana jedziemy do Bajt Sahur, czyli na Pole Pasterzy leżące na obrzeżach Betlejem. Według tradycji właśnie tam przebywali pasterze i tam usłyszeli wiadomość o narodzeniu Boga. Najpierw masza święta, a później spacer po ogrodzie i grotach, które były schronieniem pasterzy. Urzeka mnie roślinność. To, co u nas małe, skrzętnie pielęgnowane w doniczkach, tam duże, rozłożyste, kwitnące (u nich też jest zima, styczeń).
Później wizyta w pobliskim sklepie z pamiątkami i dewocjonaliami. Ważne, aby takie rzeczy kupować, o ile to możliwe, po stronie palestyńskiej. Po stworzeniu z Palestyny getta, wielu z jej mieszkańców straciło źródła utrzymania. Teraz najczęściej żyją z turystyki i właśnie z wyrobu pamiątek. Szczególnie chrześcijanie palestyńscy.
Najbardziej popularne są wyroby z drewna oliwnego: różańce, krzyżyki jerozolimskie, ozdoby choinkowe. Sporo jest także wyrobów z malachitu, ciemnozielonego minerału, często występującego w Izraelu. Wprawdzie to nie jest "mój" kolor, ale..... Bóg mówi o Jerozolimie: "Oto Ja osadzę twoje kamienie na malachicie". Iz. 54, 11. Ma być malachit i już. Mąż kupuje mi więc niewielki kamień w formie wisiorka
Kolejny etep - jedziemy do Ein Karem, niedaleko Jerozolimy, tam urodził sie św. Jan.
Dwa ważne miejsca. Położony wyżej, na stoku góry, letni dom kapłana Zachariasza. Dziś już oczywiście nie ma tam tego domu, jedynie kościół upamiętniający spotkanie Maryi, która "poszła z pospiechem w góry", aby podzielić sie radością, że będzie matką Masjasza i Elżbiety, jej krewnej.
Niżej, gdzie znajdował się właściwy dom Elżbiety i Zachariasza, miejsce upamiętniające narodzenie św. Jana
W tym czasie nie ma tam innych grup, mamy więc okazję, aby zatrzymać się przez chwilę i odmówić dziesiątkę różańca, rozważając spotkanie dwóch kobiet.
I kolejne miejsce. Instytut Yad Vashem. Rozległy teren utrzymany w nowoczesnym, minimalistycznym stylu. I mnóstwo drzew, a przy nich tabliczki z imionami i nazwiskami tych, którzy Żydów ratowali. Najwięcej tabliczek poświęconych Polakom.
Wchodzimy do budynku, gdzie zgromadzone są prochy z obozów koncentracyjnych. Płonie tam wieczny ogień.
I jeszcze jedno miejsce, które na mnie robi największe wrażenie, sala poświęcona dzieciom - ofiarom holokaustu. Nie mam zdjęć, gdyż tam nie wolno ich robić. Przez ok. 5-10 min przechodzi sie nieco krętym tunelem, wzdłuż barierki. Ściany obudowane są wieloma lustrami ustawionymi pod różnymi kątami. Poza pięcioma świecami nie pali się tam żadne światło. Jednak system luster i wielokrotnych odbić wywołuje wrażenie, jakby tych maleńkich płomieni były miliony.
Po wyjściu z tego miejsca widzimy pomnik poświęcony Januszowi Korczakowi
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony miejsce przygniata, z drugiej dowiadujemy się, że wyrażenie "polskie obozy koncentracyjne" to tutaj norma, nie dementuje się go.
I wreszcie ostatnie zwiedzane tego dnia miejsce. Wracamy do Betlejem, idziemy do Bazyliki Narodzenia. Świątynia zbudowana w IV w., później przebudowywana w VI i XII. Zachowały się w niej między innymi mozaiki z IV wieku
Aktualnie opiekę nad nią sprawują mnisi prawosławni. Gdy weszliśmy do bazyliki trwały śpiewane nieszpory w języku greckim. Piękne! Trzeba było prędko ustawić się w kolejce, aby zejść do groty narodzenia, a ja miałam ochotę stać i słuchać, słuchać....
Długa kolejka, schodzimy w dół, do groty narodzenia. Miejsce narodzenia wskazuje wmurowana metalowa gwiazda.
Każdy z nas ma tylko kilka, może kilkanaście sekund, aby uklęknąć, dotknąć...
Właśnie tak to wygląda, z jednej strony wielka tajemnica, Wcielenie Boga, z drugiej kolejki, pośpiech.
Obok bazyliki katolicki kościół, a pod nim groty, w których chronił się św. Hieronim, gdy pracował nad tłumaczeniem Biblii z języka hebrajskiego i greckiego na łacinę zwanym Wulgatą.
Z bazyliki, wąskimi uliczkami, które są jednym wielkim bazarem, wracamy do hotelu. Ciekawy ten hotel, stoi w najwyższym miejscu Betlejem. Mieszkamy na 5. piętrze. Cudne widoki. Na zdjęciu wprowadzającym widok z naszego pokoju o wschodzie słońca.
Z samego rana jedziemy do Bajt Sahur, czyli na Pole Pasterzy leżące na obrzeżach Betlejem. Według tradycji właśnie tam przebywali pasterze i tam usłyszeli wiadomość o narodzeniu Boga. Najpierw masza święta, a później spacer po ogrodzie i grotach, które były schronieniem pasterzy. Urzeka mnie roślinność. To, co u nas małe, skrzętnie pielęgnowane w doniczkach, tam duże, rozłożyste, kwitnące (u nich też jest zima, styczeń).
Później wizyta w pobliskim sklepie z pamiątkami i dewocjonaliami. Ważne, aby takie rzeczy kupować, o ile to możliwe, po stronie palestyńskiej. Po stworzeniu z Palestyny getta, wielu z jej mieszkańców straciło źródła utrzymania. Teraz najczęściej żyją z turystyki i właśnie z wyrobu pamiątek. Szczególnie chrześcijanie palestyńscy.
Najbardziej popularne są wyroby z drewna oliwnego: różańce, krzyżyki jerozolimskie, ozdoby choinkowe. Sporo jest także wyrobów z malachitu, ciemnozielonego minerału, często występującego w Izraelu. Wprawdzie to nie jest "mój" kolor, ale..... Bóg mówi o Jerozolimie: "Oto Ja osadzę twoje kamienie na malachicie". Iz. 54, 11. Ma być malachit i już. Mąż kupuje mi więc niewielki kamień w formie wisiorka
Kolejny etep - jedziemy do Ein Karem, niedaleko Jerozolimy, tam urodził sie św. Jan.
Dwa ważne miejsca. Położony wyżej, na stoku góry, letni dom kapłana Zachariasza. Dziś już oczywiście nie ma tam tego domu, jedynie kościół upamiętniający spotkanie Maryi, która "poszła z pospiechem w góry", aby podzielić sie radością, że będzie matką Masjasza i Elżbiety, jej krewnej.
Niżej, gdzie znajdował się właściwy dom Elżbiety i Zachariasza, miejsce upamiętniające narodzenie św. Jana
W tym czasie nie ma tam innych grup, mamy więc okazję, aby zatrzymać się przez chwilę i odmówić dziesiątkę różańca, rozważając spotkanie dwóch kobiet.
I kolejne miejsce. Instytut Yad Vashem. Rozległy teren utrzymany w nowoczesnym, minimalistycznym stylu. I mnóstwo drzew, a przy nich tabliczki z imionami i nazwiskami tych, którzy Żydów ratowali. Najwięcej tabliczek poświęconych Polakom.
Wchodzimy do budynku, gdzie zgromadzone są prochy z obozów koncentracyjnych. Płonie tam wieczny ogień.
I jeszcze jedno miejsce, które na mnie robi największe wrażenie, sala poświęcona dzieciom - ofiarom holokaustu. Nie mam zdjęć, gdyż tam nie wolno ich robić. Przez ok. 5-10 min przechodzi sie nieco krętym tunelem, wzdłuż barierki. Ściany obudowane są wieloma lustrami ustawionymi pod różnymi kątami. Poza pięcioma świecami nie pali się tam żadne światło. Jednak system luster i wielokrotnych odbić wywołuje wrażenie, jakby tych maleńkich płomieni były miliony.
Po wyjściu z tego miejsca widzimy pomnik poświęcony Januszowi Korczakowi
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony miejsce przygniata, z drugiej dowiadujemy się, że wyrażenie "polskie obozy koncentracyjne" to tutaj norma, nie dementuje się go.
I wreszcie ostatnie zwiedzane tego dnia miejsce. Wracamy do Betlejem, idziemy do Bazyliki Narodzenia. Świątynia zbudowana w IV w., później przebudowywana w VI i XII. Zachowały się w niej między innymi mozaiki z IV wieku
Aktualnie opiekę nad nią sprawują mnisi prawosławni. Gdy weszliśmy do bazyliki trwały śpiewane nieszpory w języku greckim. Piękne! Trzeba było prędko ustawić się w kolejce, aby zejść do groty narodzenia, a ja miałam ochotę stać i słuchać, słuchać....
Długa kolejka, schodzimy w dół, do groty narodzenia. Miejsce narodzenia wskazuje wmurowana metalowa gwiazda.
Każdy z nas ma tylko kilka, może kilkanaście sekund, aby uklęknąć, dotknąć...
Właśnie tak to wygląda, z jednej strony wielka tajemnica, Wcielenie Boga, z drugiej kolejki, pośpiech.
Obok bazyliki katolicki kościół, a pod nim groty, w których chronił się św. Hieronim, gdy pracował nad tłumaczeniem Biblii z języka hebrajskiego i greckiego na łacinę zwanym Wulgatą.
Z bazyliki, wąskimi uliczkami, które są jednym wielkim bazarem, wracamy do hotelu. Ciekawy ten hotel, stoi w najwyższym miejscu Betlejem. Mieszkamy na 5. piętrze. Cudne widoki. Na zdjęciu wprowadzającym widok z naszego pokoju o wschodzie słońca.
(16)
18 Comments
@Szary kot
29 January, 2014 - 17:27
Tł
29 January, 2014 - 17:38
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
@Szary kot
29 January, 2014 - 17:43
Szary kot
29 January, 2014 - 18:09
Nie wiem dlaczego, ale ten kamień zawsze mnie fascynował. Jego zieleń jest niepowtarzalna i urzekająca, więc myślę, że masz fajną pamiątkę. Szkoda, że jest dość drogi, ale myślę, że jeszcze trafi mi się okazja na jakiejś giełdzie minerałów.
Serdecznie pozdrawiam i zazdroszczę wrażeń.
Recenzencie,
29 January, 2014 - 18:56
Jedynie masz ogólny pogląd, jak wygląda.
Masz rację, malachity są dość drogie, ale ten mój jest bardzo mały, więc męża nie zbankrutowałam ;))))
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szary kot
30 January, 2014 - 09:07
Dzięki za fotkę.
Jeszcze raz pozdrawiam.
Kocie,
29 January, 2014 - 22:17
Dziękuję.
Serdeczności.Ursa Minor
Urso,
29 January, 2014 - 22:44
Z następną postaram się nie zwlekać tak długo ;)))
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Dzięki!
29 January, 2014 - 22:59
Staram się
30 January, 2014 - 10:46
I serdecznie pozdrawiam!
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Piękne wspomnienia!
29 January, 2014 - 23:04
Do Yad Vashem
30 January, 2014 - 10:54
Poczyniłam też ciekawe obserwacje. W tym samym czasie było tam sporo młodziezy izraelskiej. Zapewne obowiązkowe, szkolne wizyty. Nie wygladali na przejętych. Najlepiej określi ich przymiotnik: rozbawieni.
Nasza przewodniczka, Polka, mieszkająca w Izraelu, opowiadała o tym, jak tam wychowuje się dzieci. Tak zwane wychowanie bezstresowe doprowadzone do perfekcji, w dodatku z ideologią w tle. Wszystko im wolno, bo przeciez ich naród cierpiał, bo przodkowie ginęli, niech więc one mają lepiej. Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że tego narodu nie zniszczyło prawie 2000 lat rozproszenia, zniszczy wychowanie.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Dzięki za wspomnienia bo
30 January, 2014 - 15:34
Janie,
31 January, 2014 - 10:28
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szary Kot Krzyżowiec
30 January, 2014 - 17:19
Na podstawie pudełeczka krótka modlitwa:
Mam nadzieję, że nie masz mi za złe umieszczenie tej modlitwy.
Pozdrawiam i czekam na kolejna opowieść i zdjęcia.
Chryzopraz,
31 January, 2014 - 10:30
Też kiedyś dostałam pachnący różaniec z drewna różanego, ale była to pamiątka z Rzymu.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szary Kot
31 January, 2014 - 00:36
Wspaniała relacja z podróży.
Szary Kocie, mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy :)
A tak na marginesie - jestem wielbicielką malachitu :)
A tutaj moje ulubione malachitowe "trofeum".
Ellenai,
31 January, 2014 - 10:34
I piękne, ostre zdjęcie!. Dobrze, że je zamieściłaś, w przeciwieństwie do mojego dobrze widać strukturę minerału. Mój ma więcej ciemnych, prawie czarnych żyłek.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."