Wynik do przerwy: Waterloo!

Nie przebrzmiały jeszcze okrzyki radości i westchnienia zażenowania po wyborach, gdy tłumy ekspertów ruszyły do kamer i klawiatur wszystko nam wytłumaczyć. Powtarzam: wszystko!

Już wiem nareszcie co trzeba zrobić, żeby wybory wygrać, wygrywając przegrać, przegrywając zostać zwycięzcą i uzyskać całkiem przyzwoity wynik, choćby był najmarniejszy.

Osobiście najbardziej mnie poruszył komentarz ekspertów o proweniencji sportowo-rozrywkowej, spośród których dwaj najwybitniejsi, Lis i Miś Kamiński, ogłosili odpowiednio – jeden, że PO wygrało 7:1, a drugi, że 14:2. Nie popieram Jacka Kurskiego, który – usłyszawszy komentarz Kamińskiego domagał się pilnego wezwania lekarza do swego niegdyś kolegi. Miś, po prostu zastosował przelicznik koszykarski (2 punkty za kosz), podczas gdy Lis pozostał przy skromniejszym, piłkarskim – ot, to wszystko!

Za Lisem przemawia także moja prywatna preferencja: oglądając wieczór wyborczy ustaliliśmy ze znajomymi, że za każdy procent przewagi PiS nad PO pijemy jedno piwo i nie wiem czym by się ten wieczór skończył, gdyby wynik należałoby podwoić …

Zaś co do Kamińskiego mam postulat: nie wiem, czy lekarz mu się przyda czy nie, ale jestem pewien, że po ostatniej „Kropce nad i” żadna z szanujących się stacji TV pod groźbą surowych kar nie powinna zezwalać mu na występy przed 22. To, co on wyprawia przed kamerą – to się w pale nie mieści! Taniec na rurze to przy jego numerach - nieszpory, a przecież nie powinno się propagować pornografii! Nawet Olejnik płonęła rumieńcem …

Chytry Lis za to próbował nam wćisnąć – jak oni to nazywają – następującą narrację: no dobra, wygrał PiS i co z tego? Wygrał raz, po siedmiu porażkach. Kto prowadzi w meczu? PO – 7:1!

Nie wiem jak długo nad tym myślał, ale mnie też myśl zaświtała w głowie:

Panie Redaktorze, są takie bitwy, które wieszczą ostateczną klęskę. Słyszał pan kiedyś o Waterloo?