Trzy lata temu nakładem Frondy ukazał się zbiór polemik Chestertona, zatytułowany u nas „Dla sprawy”, o którym napisałem wtedy, że „pomaga przypomnieć sobie o sprawach oczywistych i tak podstawowych, że znikają nam z oczu”. Słowa te dziś mogę odnieść również do „Drzew pychy”, choć tym razem mamy do czynienia nie z publicystyką, a niewydanymi wcześniej w Polsce opowiadaniami wielkiego dosłownie i w przenośni angielskiego pisarza. Czytając Chestertona mam przyjemne wrażenie słuchania kogoś mądrzejszego od siebie, kto ma mi cos do powiedzenia i mówi to w taki sposób, że wcale głupszy się nie czuję, po prostu nie mogłem znaleźć słów a rozmówca odnalazł je za mnie i dla mnie.
„Drzewa pychy” to teksty bardzo różne. Jest tu zaledwie kilka dłuższych opowiadań, czasem z ważnym u autora wątkiem kryminalnym, z których najdłuższe jest tytułowe, mające w sobie nawet coś z horroru. Te dłuższe formy przetkane są krótkimi, kilkustronicowymi perełkami, gdzie za pomocą krótkiej opowieści, Chesterton, jak w swojej publicystyce, mówi o czymś oczywistym, co dotąd zawsze nam umykało. „O świeckiej edukacji”, „O prywatnej własności” czy „Słupy telegraficzne” to przypowiastki przewrotne, a zarazem naprawdę bardzo mocne, wszystkie pozostawia jednak w tyle „Nawrócenie antychrysta”, które uderza swoją aktualnością w opisie tego, co wolno, a czego nie wolno myśleć ludziom, przypisującym sobie wolność poglądów, poszukiwań i wypowiedzi. Tekst, który ma już prawie sto lat (napisany został w 1919 roku!) pokazuje nam zdarzenia, których świadkami jesteśmy praktycznie codziennie, często samemu biorąc w nich udział.
Właściwie każdy z tych tekstów zasługiwałby na kilka linijek zachwytu. Jeśli ktoś o Chestertonie dotąd tylko słyszał, a nie miał okazji przeczytać żadnej z jego prac, może potraktować „Drzewa pychy” jako dobry początek, a zarazem przewodnik po zakamarkach myśli tego genialnego pisarza. Jego fani natomiast jak najszybciej powinni uzupełnić ten dotychczasowy brak w dostępności wydanych właśnie po polsku tekstów, bez nich traciliśmy dotąd bardzo dużo.
G. K. Chesterton, Drzewa pychy, tłum. Magda Sobolewska, Fronda 2016
„Drzewa pychy” to teksty bardzo różne. Jest tu zaledwie kilka dłuższych opowiadań, czasem z ważnym u autora wątkiem kryminalnym, z których najdłuższe jest tytułowe, mające w sobie nawet coś z horroru. Te dłuższe formy przetkane są krótkimi, kilkustronicowymi perełkami, gdzie za pomocą krótkiej opowieści, Chesterton, jak w swojej publicystyce, mówi o czymś oczywistym, co dotąd zawsze nam umykało. „O świeckiej edukacji”, „O prywatnej własności” czy „Słupy telegraficzne” to przypowiastki przewrotne, a zarazem naprawdę bardzo mocne, wszystkie pozostawia jednak w tyle „Nawrócenie antychrysta”, które uderza swoją aktualnością w opisie tego, co wolno, a czego nie wolno myśleć ludziom, przypisującym sobie wolność poglądów, poszukiwań i wypowiedzi. Tekst, który ma już prawie sto lat (napisany został w 1919 roku!) pokazuje nam zdarzenia, których świadkami jesteśmy praktycznie codziennie, często samemu biorąc w nich udział.
Właściwie każdy z tych tekstów zasługiwałby na kilka linijek zachwytu. Jeśli ktoś o Chestertonie dotąd tylko słyszał, a nie miał okazji przeczytać żadnej z jego prac, może potraktować „Drzewa pychy” jako dobry początek, a zarazem przewodnik po zakamarkach myśli tego genialnego pisarza. Jego fani natomiast jak najszybciej powinni uzupełnić ten dotychczasowy brak w dostępności wydanych właśnie po polsku tekstów, bez nich traciliśmy dotąd bardzo dużo.
G. K. Chesterton, Drzewa pychy, tłum. Magda Sobolewska, Fronda 2016
(1)