
Dziś, w kolejnej rozprawie w procesie Wojciecha Sumlińskiego i Aleksandra L. przez ponad trzy godziny zeznawał Antoni Macierewicz. Prawdopodobnie jutro pojawi się wyczerpująca relacja Andera, ja natomiast chciałbym wspomnieć o jednym z wątków, poruszanych dziś przez likwidatora WSI. Macierewicz, pytany o cel akcji, której sądowym odpryskiem jest tocząca się przed warszawskim sądem sprawa, stwierdził, że dziś widzi to inaczej, niż w 2008 roku. Wówczas wydawało się, że jest to głównie atak na komisję weryfikacyjną i obrona interesów dawnego WSI. Dziś zaś dawny szef SKW widzi to jako element gry, której celem było również, a może nawet przede wszystkim, odwrócenie polskich sojuszy strategicznych i zmiana naszego położenia geopolitycznego.
Oczywiście nie jest to zaskoczenie, jeśli spojrzeć na wszystko, co wydarzyło się po kwietniu 2010 roku, gdy kadrę zorientowaną na NATO zastąpiono ponownie tą patrzącą w zupełnie innym kierunku. Zanim to się jednak stało, Macierewicz i jego współpracownicy próbowali budować nowe służby i uwolnić Polskę od mocno szemranej WSI. Uczestnictwo w przesłuchaniach zarówno Macierewicza, jak wcześniej Woyciechowskiego, pokazują, że przynajmniej procedura weryfikacyjna prowadzona była w sposób przemyślany i maksymalnie zabezpieczony przed próbami nacisków czy korupcji. Niestety, zabrakło czasu, co po raz kolejny każe zastanowić się, czy nie było błędem oddanie przez PiS władzy w 2007 roku.
Tymczasem mamy rok 2013 i z jednej strony powracającą sprawę weryfikacji WSI, a raczej prób ukarania Macierewicza i jego współpracowników, choć jeszcze nie znaleziono jakiegoś ładniej wyglądającego powodu niż naruszenie interesów kilku sowieckich pachołków handlujących bronią, z drugiej – dyskusję o Kuklińskim. W sprawie Kuklińskiego podziały są właściwie klasyczne, choć z kilkoma wyjątkami, na które zresztą szkoda czasu. Jak to słusznie (!) zauważył generał Jaruzelski, „Jeśli uznamy Kuklińskiego za bohatera, to znaczy, że my jesteśmy zdrajcami”. Ano jesteście, jesteście. Żeby tylko zdrajcami, nawet tak barwny język jak polski nie wyczerpuje potrzeb w kwestii należytego nazwania generała i jego bandy, bo i „Bluzg”, znany głównie z aktorskiej interpretacji Kamińskiego nie wyczerpuje przecież tematu. Generał tymczasem radzi sobie nieźle, choć umiarkowanie wierzę w jego drugą młodość z posługaczką, nieważne. Do sądów co prawda ma pod górkę, ale zawsze na pocieszenie wyprawią mu urodziny. Może teraz trochę denerwuje się filmem, ale nie takie stresy przecież znosił. Ale chwila, ja miałem pisać o Kuklińskim, choć trudno uciec od zestawienia go z mordercą i złodziejem z ulicy Ikara.
Zaprzyjaźnione stacje o Kuklińskiego pytają swoje dyżurne autorytety wiadomej proweniencji, te więc bardzo chętnie podzielą się swoją opinią. „Po pierwsze, był żołnierzem, po drugie, składał przysięgę, po trzecie, chodził w mundurze, po czwarte, przekazywał Amerykanom informacje, które dotyczyły nie, jak twierdzą Amerykanie i jak twierdził to pan pułkownik Kukliński, informacji na temat Układu Warszawskiego i Związku Radzieckiego, ale przekazywał informacje na temat polskich sił zbrojnych, polskiego systemu obronnego, również informacje na temat mobilizacji sił zbrojnych, wyprowadzania jednostek w miejsca mobilizacyjne, a więc wszystko to, co z punktu widzenia potencjalnego konfliktu, szczególnie w okresie zimnej wojny było bardzo istotne” – mówi generał Dukaczewski. My oczywiście generałowi wierzymy, bo wiemy, że wojsko polskie miało nas bronić przed atakiem tych brzydkich kapitalistów; natomiast o tym, jaką rolę przewidzieli dla nas Sowieci w swoim planie wojny z Zachodem nie wiemy. Słuchamy więc uważnie i tym bardziej cenimy sobie zdanie kolejnego celebryty, nie wiedzieć czemu częstowanego mikrofonem również w „naszych” mediach, pana Makowskiego, gdy mówi: „My, szpiedzy, mamy swoją szpiegowską solidarność. Ja mogę mieć o pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim i jego motywacjach swoje zdanie. Nie zaakceptuję go jako bohatera”. Cóż, może to i lepiej, bo gdyby Makowski z Dukaczewskim, a może i z Jaruzelskim nagle głosić zaczęli bohaterstwo Kuklińskiego, „chyba bym się zrzygał”, cytując pasującego do miliona okazji Kelusa.
A w czym to wszystko się łączy? Macierewicz mówił dziś w sądzie, że ostatnie wypowiedzi osób związanych z WSI na temat Ryszarda Kuklińskiego bardzo dobrze pokazują stopień przywiązania tych osób do Moskwy. Wydarzenia z wiosny 2008 roku miały nie tylko doprowadzić do kompromitacji Macierewicza i jego otoczenia, lecz również do przywrócenia pełny wpływów środowisk związanych z WSI. Jak wiemy, udało się to w bardzo dużym stopniu, choć, jak mówił sam Macierewicz, tym razem na premierze „Resortowych dzieci” część pozytywnych następstw likwidacji tych służb udało się na razie utrzymać. Dziś ci, kreowani na polskich patriotów i profesjonalistów pułkownicy otrzymali niespodziewaną szansę, by się jeszcze trochę bardziej odsłonić i jeszcze trochę bardziej określić. Jak zwykle inną sprawą jest, na ile przeżuwacze telewizyjnych przekazów dnia są w stanie wyciągnąć z tego wnioski.
Oczywiście nie jest to zaskoczenie, jeśli spojrzeć na wszystko, co wydarzyło się po kwietniu 2010 roku, gdy kadrę zorientowaną na NATO zastąpiono ponownie tą patrzącą w zupełnie innym kierunku. Zanim to się jednak stało, Macierewicz i jego współpracownicy próbowali budować nowe służby i uwolnić Polskę od mocno szemranej WSI. Uczestnictwo w przesłuchaniach zarówno Macierewicza, jak wcześniej Woyciechowskiego, pokazują, że przynajmniej procedura weryfikacyjna prowadzona była w sposób przemyślany i maksymalnie zabezpieczony przed próbami nacisków czy korupcji. Niestety, zabrakło czasu, co po raz kolejny każe zastanowić się, czy nie było błędem oddanie przez PiS władzy w 2007 roku.
Tymczasem mamy rok 2013 i z jednej strony powracającą sprawę weryfikacji WSI, a raczej prób ukarania Macierewicza i jego współpracowników, choć jeszcze nie znaleziono jakiegoś ładniej wyglądającego powodu niż naruszenie interesów kilku sowieckich pachołków handlujących bronią, z drugiej – dyskusję o Kuklińskim. W sprawie Kuklińskiego podziały są właściwie klasyczne, choć z kilkoma wyjątkami, na które zresztą szkoda czasu. Jak to słusznie (!) zauważył generał Jaruzelski, „Jeśli uznamy Kuklińskiego za bohatera, to znaczy, że my jesteśmy zdrajcami”. Ano jesteście, jesteście. Żeby tylko zdrajcami, nawet tak barwny język jak polski nie wyczerpuje potrzeb w kwestii należytego nazwania generała i jego bandy, bo i „Bluzg”, znany głównie z aktorskiej interpretacji Kamińskiego nie wyczerpuje przecież tematu. Generał tymczasem radzi sobie nieźle, choć umiarkowanie wierzę w jego drugą młodość z posługaczką, nieważne. Do sądów co prawda ma pod górkę, ale zawsze na pocieszenie wyprawią mu urodziny. Może teraz trochę denerwuje się filmem, ale nie takie stresy przecież znosił. Ale chwila, ja miałem pisać o Kuklińskim, choć trudno uciec od zestawienia go z mordercą i złodziejem z ulicy Ikara.
Zaprzyjaźnione stacje o Kuklińskiego pytają swoje dyżurne autorytety wiadomej proweniencji, te więc bardzo chętnie podzielą się swoją opinią. „Po pierwsze, był żołnierzem, po drugie, składał przysięgę, po trzecie, chodził w mundurze, po czwarte, przekazywał Amerykanom informacje, które dotyczyły nie, jak twierdzą Amerykanie i jak twierdził to pan pułkownik Kukliński, informacji na temat Układu Warszawskiego i Związku Radzieckiego, ale przekazywał informacje na temat polskich sił zbrojnych, polskiego systemu obronnego, również informacje na temat mobilizacji sił zbrojnych, wyprowadzania jednostek w miejsca mobilizacyjne, a więc wszystko to, co z punktu widzenia potencjalnego konfliktu, szczególnie w okresie zimnej wojny było bardzo istotne” – mówi generał Dukaczewski. My oczywiście generałowi wierzymy, bo wiemy, że wojsko polskie miało nas bronić przed atakiem tych brzydkich kapitalistów; natomiast o tym, jaką rolę przewidzieli dla nas Sowieci w swoim planie wojny z Zachodem nie wiemy. Słuchamy więc uważnie i tym bardziej cenimy sobie zdanie kolejnego celebryty, nie wiedzieć czemu częstowanego mikrofonem również w „naszych” mediach, pana Makowskiego, gdy mówi: „My, szpiedzy, mamy swoją szpiegowską solidarność. Ja mogę mieć o pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim i jego motywacjach swoje zdanie. Nie zaakceptuję go jako bohatera”. Cóż, może to i lepiej, bo gdyby Makowski z Dukaczewskim, a może i z Jaruzelskim nagle głosić zaczęli bohaterstwo Kuklińskiego, „chyba bym się zrzygał”, cytując pasującego do miliona okazji Kelusa.
A w czym to wszystko się łączy? Macierewicz mówił dziś w sądzie, że ostatnie wypowiedzi osób związanych z WSI na temat Ryszarda Kuklińskiego bardzo dobrze pokazują stopień przywiązania tych osób do Moskwy. Wydarzenia z wiosny 2008 roku miały nie tylko doprowadzić do kompromitacji Macierewicza i jego otoczenia, lecz również do przywrócenia pełny wpływów środowisk związanych z WSI. Jak wiemy, udało się to w bardzo dużym stopniu, choć, jak mówił sam Macierewicz, tym razem na premierze „Resortowych dzieci” część pozytywnych następstw likwidacji tych służb udało się na razie utrzymać. Dziś ci, kreowani na polskich patriotów i profesjonalistów pułkownicy otrzymali niespodziewaną szansę, by się jeszcze trochę bardziej odsłonić i jeszcze trochę bardziej określić. Jak zwykle inną sprawą jest, na ile przeżuwacze telewizyjnych przekazów dnia są w stanie wyciągnąć z tego wnioski.
(9)
3 Comments
@Budyń
13 February, 2014 - 08:10
To, że debata jest ustawiana w taki sposób, aby tych pierwszych pokazać jako "oszołomów", niebezpiecznych ekstremistów etc nie może dziwić, ponieważ ci drudzy wciąż mają zbyt wiele do stracenia.
Pozdrawiam Serdecznie! ;-)
Może 30 %
13 February, 2014 - 08:59
@Budyń
13 February, 2014 - 13:04
Pozdrawiam