
Polska, niesprawiedliwa transformacja ustrojowa, choć jej autorzy chętnie powoływali się na dziedzictwo „Solidarności”, oparta była od początku na egoizmie elit. Jeżeli ktoś w nowej Polsce sobie nie radził, to znaczy, że sam był sobie winien: nie potrafił wyjść mentalnie z PRL, był za mało pracowity, zbyt słabo wykształcony, nieelastyczny, niemobilny, nieudolny. Taki obraz, zwłaszcza bezrobotnych, kreowały media – od publikacji w „Gazecie Wyborczej”, lansującej pewien stereotyp bezrobotnego, do telewizyjnych kabaretów, takich jak popularne do dziś i lubiane programy Wojciecha Manna i Krzysztofa Materny. Warto obejrzeć te audycje pod kątem sposobu przedstawienia w nich Polaków, którzy nie poradzili sobie w wyścigu, rozpoczętym gdzieś w okolicach 1988, 1989 roku. Lenie, alkoholicy, kombinatorzy, chętni brać pieniądze, lecz już nie na te pieniądze zarobić. Model ten bliski jest częstej w krajach protestanckich doktrynie, w której ubóstwo traktowane jest jak grzech, zaś bogactwo jako oznaka łask bożych, choć dla Boga miejsca w tym wszystkim znajdowano coraz mniej. I choć sam zachód od II wojny światowej przechodził na doktrynę państwa opiekuńczego, u nas wybraliśmy idee starsze i o wiele bardziej nieludzkie, typowe choćby dla Anglii z czasów sprzed reformy lorda Beveridge’a, która zerwała z tradycją karania za biedę.
Polska z planu Balcerowicza i Sorosa do swoich wykluczonych miała podejście nieprzystające do XX wieku. Obciążając winą komunistyczne zaszłości wyprodukowała potężne grupy ubogich. Ludzie tracili miejsca pracy i oszczędności całego życia, w zamian otrzymując jedynie wolnorynkowe zaklęcia. Słuszny postulat, głoszący, ze pomoc społeczna nie może prowadzić jej beneficjentów do uzależnienia stał się wygodnym pretekstem do jej ograniczenia. Posługując się hasłem, że lepiej jest dać wędkę, niż rybę, najpierw faktycznie przestano wydawać ryby (świadczenia), później natomiast zaczęto wypożyczać wędki i pobierać wysokie opłaty za korzystanie z jeziora, preferencyjne warunki przyznając wędkarzom z zagranicy i grupie przyjaciół, która uwłaszczyła się na państwowym sprzęcie.
Problem narastał latami. Częściowo rozwiązała go wielka emigracja po roku 2005, jednak krajowe zasoby, łupione na wszelkie możliwe sposoby kurczyły się nadal. Zwłaszcza po krótkiej przerwie w latach 2005-2007 postawiono na gospodarkę rabunkową i całkowitą uległość wobec gospodarczych potęg, czego symbolem może być upadek polskich stoczni i sytuacja na rynku gazowym: podpisanie skrajnie niekorzystnego kontraktu z Rosją i brak skuteczności w budowie gazoportu. Dopiero narastająca arogancja władzy pozwoliła na wygenerowanie sprzeciwu społecznego wystarczającego jej zmiany w 2015 roku. A w raz ze zmiana rządu, zaczęła zmieniać się również praktyka rządzenia, zarówno w sferze gospodarczej, jak społecznej.
1 lipca rząd posumował pierwszy etap programu „Rodzina 500+”. Nieprzypadkowo program ten stał się w ostatnich miesiącach celem licznych ataków, za którymi poszła medialna nagonka na korzystające z niego rodziny. Najpierw alarmowano, że pieniądze będą przepijane, później okazało się, że działanie rządu uderza w rodzinne domy dziecka, gdyż dziećmi zaczynają ponownie interesować się rodzice (w domyśle rodzice „wyrodni” często zwyczajnie zbyt dotąd biedni, by zapewnić dziecku godne warunki życiowe i wychowawcze, co zresztą uzupełnia się z odejściem od praktyki odbierania dzieci z powodu ubóstwa, kolejnej zmory niesprawiedliwego systemu Polski pookragłostołowej), a także w pracodawców, którzy nie mogą już znaleźć pracowników chętnych na przyjęcie dotychczasowych, nieraz upokarzających warunków finansowych (mamy więc znów powtórkę obrazu, kreowanego przez przywołany na początku program Manna i Materny). Zresztą medialny rechot można skierować w praktycznie dowolną stronę, co pokazała jedna z prywatnych stacji radiowych, której prezenterzy nabijali się z ojca, który z pieniędzy z 500+ kupił dziecku pierwszy rower. Rozbawić nasze „elity” jest równie łatwo, jak wywołać ich oburzenie.
Tymczasem w ramach programu na mocy 2,1 miliona wydanych decyzji świadczenia w łącznej wysokości ponad 4 miliardów złotych dotarły do ponad trzech milionów dzieci, wszystko to zaś dokonało się w ciągu trzech miesięcy. Program po drodze napotykał na przeszkody, padał wręcz nieraz ofiarą sabotażu ze strony niektórych władz samorządowych, już jednak widzimy jego efekty. Rzadsze stają się zakupy „na zeszyt”, częstsze zaś rodzinne wyjazdy nad morze. Ludzie sięgają tez po droższe i lepsze jakościowo towary. Widzimy więc, jak fałszywa potrafi być dychotomia wędki i ryby: przekazane rodzinom pieniądze trafiają do obrotu, generują ruch i zyski, zasilają gospodarkę. Tak więc mamy do czynienia z inwestycja, nie tylko długo-, lecz również krótkoterminową. Zanim bowiem dzieci wypracują, zgodnie z kilkuwiekowym modelem, emerytury dla swoich rodziców, ci zasila rynek miliardami złotych wydanymi na żywność, ubrania, usługi, naukę i wakacje. Warto zwrócić uwagę na ten ostatni punkt. Pełny obraz mieć będziemy we wrześniu, jednak już dziś widać, że rządowa pomoc dla rodzin napędza również w pewnym stopniu turystykę, zarówno krajową, jak zagraniczną. Ciekawe, ze już w styczniu jedno z biur podróży rozpoczęło nawiązująca do programu akcje reklamowa „Dziecko już od 500 zł”. Niektórzy najwyraźniej od razu zorientowali się, że zamiast straszenia, można po prostu zacząć liczyć. Można tez spojrzeć za granicę, w Europie bowiem podobne świadczenia nie należą do rzadkości i nie przekłada się to na wzrost negatywnych zjawisk społecznych. Jeśli więc uznać, że co udaje się tam, w Polsce nie ma racji bytu, trzeba równocześnie przyznać się do kompleksów lub niechęci do współobywateli. Jak widać, wiele osób nie ma z tym problemu.
Trzy spoty, podsumowujące program, „dzięki 500+” zostały zatytułowane odpowiednio „Codzienne sprawy”, „Marzenia” i „Wakacje”. Każda autentyczna wypowiedź rodzica roznosi w drzazgi propagandę, płynąca z większości mediów. Dodatkowe zajęcia pozalekcyjne, opłacenie rachunków, możliwość spędzenia większej ilości czasu z najbliższymi – to wszystko realne korzyści, przemawiające do każdego widza, znajdującego się w obszarze działania programu.
Kolejne propozycje rządowe, ogłaszane przez Mateusza Morawieckiego pokazują, że poprawa sytuacji wielodzietnych rodzin to część wielkiego, szerokiego planu. Zapowiadane zmiany w przepisach poprawią sytuacje zatrudnionych (a także zatrudniających, choć nie może obyć się bez obowiązkowych zarzutów socjalistycznych ciągot PiS, proponowane rozwiązania dotyczące ZUS i biurokracji zdają się iść w bardziej przyjaznym biznesowi i samozatrudniającym się kierunku), wreszcie pojawia się również plan spełnienia obietnicy, dotąd będącej jedynie gorzko wyśmiewanym sloganem reklamowym – godnych emerytur. Dotychczasowy system emerytalny stał się symbolem wielkiego oszustwa i marnotrawienia pieniędzy, zarówno publicznych, jak prywatnych. Co więcej, emerytalne pomysły Morawieckiego, podobnie, jak program „Rodzina 500+” doprowadzić może do ożywienia rynku poprzez pojawienie się ogromnego bieżącego kapitału inwestycyjnego.
Polska po 1989 roku w wielu dziedzinach nie odrobiła wcześniejszych strat, co gorsza zostały one pomnożone. Po raz pierwszy w przestrzeni publicznej pojawiają się pomysły na realna, kompleksowa naprawę sytuacji, a co więcej zaczynają być one wcielane w życie.
Krzysztof Karnkowski
artykuł ukazał się we wczorajszym wydaniu gazety Polskiej Codziennie
ilustracja z Twittera Ministerstwa Rodziny
Polska z planu Balcerowicza i Sorosa do swoich wykluczonych miała podejście nieprzystające do XX wieku. Obciążając winą komunistyczne zaszłości wyprodukowała potężne grupy ubogich. Ludzie tracili miejsca pracy i oszczędności całego życia, w zamian otrzymując jedynie wolnorynkowe zaklęcia. Słuszny postulat, głoszący, ze pomoc społeczna nie może prowadzić jej beneficjentów do uzależnienia stał się wygodnym pretekstem do jej ograniczenia. Posługując się hasłem, że lepiej jest dać wędkę, niż rybę, najpierw faktycznie przestano wydawać ryby (świadczenia), później natomiast zaczęto wypożyczać wędki i pobierać wysokie opłaty za korzystanie z jeziora, preferencyjne warunki przyznając wędkarzom z zagranicy i grupie przyjaciół, która uwłaszczyła się na państwowym sprzęcie.
Problem narastał latami. Częściowo rozwiązała go wielka emigracja po roku 2005, jednak krajowe zasoby, łupione na wszelkie możliwe sposoby kurczyły się nadal. Zwłaszcza po krótkiej przerwie w latach 2005-2007 postawiono na gospodarkę rabunkową i całkowitą uległość wobec gospodarczych potęg, czego symbolem może być upadek polskich stoczni i sytuacja na rynku gazowym: podpisanie skrajnie niekorzystnego kontraktu z Rosją i brak skuteczności w budowie gazoportu. Dopiero narastająca arogancja władzy pozwoliła na wygenerowanie sprzeciwu społecznego wystarczającego jej zmiany w 2015 roku. A w raz ze zmiana rządu, zaczęła zmieniać się również praktyka rządzenia, zarówno w sferze gospodarczej, jak społecznej.
1 lipca rząd posumował pierwszy etap programu „Rodzina 500+”. Nieprzypadkowo program ten stał się w ostatnich miesiącach celem licznych ataków, za którymi poszła medialna nagonka na korzystające z niego rodziny. Najpierw alarmowano, że pieniądze będą przepijane, później okazało się, że działanie rządu uderza w rodzinne domy dziecka, gdyż dziećmi zaczynają ponownie interesować się rodzice (w domyśle rodzice „wyrodni” często zwyczajnie zbyt dotąd biedni, by zapewnić dziecku godne warunki życiowe i wychowawcze, co zresztą uzupełnia się z odejściem od praktyki odbierania dzieci z powodu ubóstwa, kolejnej zmory niesprawiedliwego systemu Polski pookragłostołowej), a także w pracodawców, którzy nie mogą już znaleźć pracowników chętnych na przyjęcie dotychczasowych, nieraz upokarzających warunków finansowych (mamy więc znów powtórkę obrazu, kreowanego przez przywołany na początku program Manna i Materny). Zresztą medialny rechot można skierować w praktycznie dowolną stronę, co pokazała jedna z prywatnych stacji radiowych, której prezenterzy nabijali się z ojca, który z pieniędzy z 500+ kupił dziecku pierwszy rower. Rozbawić nasze „elity” jest równie łatwo, jak wywołać ich oburzenie.
Tymczasem w ramach programu na mocy 2,1 miliona wydanych decyzji świadczenia w łącznej wysokości ponad 4 miliardów złotych dotarły do ponad trzech milionów dzieci, wszystko to zaś dokonało się w ciągu trzech miesięcy. Program po drodze napotykał na przeszkody, padał wręcz nieraz ofiarą sabotażu ze strony niektórych władz samorządowych, już jednak widzimy jego efekty. Rzadsze stają się zakupy „na zeszyt”, częstsze zaś rodzinne wyjazdy nad morze. Ludzie sięgają tez po droższe i lepsze jakościowo towary. Widzimy więc, jak fałszywa potrafi być dychotomia wędki i ryby: przekazane rodzinom pieniądze trafiają do obrotu, generują ruch i zyski, zasilają gospodarkę. Tak więc mamy do czynienia z inwestycja, nie tylko długo-, lecz również krótkoterminową. Zanim bowiem dzieci wypracują, zgodnie z kilkuwiekowym modelem, emerytury dla swoich rodziców, ci zasila rynek miliardami złotych wydanymi na żywność, ubrania, usługi, naukę i wakacje. Warto zwrócić uwagę na ten ostatni punkt. Pełny obraz mieć będziemy we wrześniu, jednak już dziś widać, że rządowa pomoc dla rodzin napędza również w pewnym stopniu turystykę, zarówno krajową, jak zagraniczną. Ciekawe, ze już w styczniu jedno z biur podróży rozpoczęło nawiązująca do programu akcje reklamowa „Dziecko już od 500 zł”. Niektórzy najwyraźniej od razu zorientowali się, że zamiast straszenia, można po prostu zacząć liczyć. Można tez spojrzeć za granicę, w Europie bowiem podobne świadczenia nie należą do rzadkości i nie przekłada się to na wzrost negatywnych zjawisk społecznych. Jeśli więc uznać, że co udaje się tam, w Polsce nie ma racji bytu, trzeba równocześnie przyznać się do kompleksów lub niechęci do współobywateli. Jak widać, wiele osób nie ma z tym problemu.
Trzy spoty, podsumowujące program, „dzięki 500+” zostały zatytułowane odpowiednio „Codzienne sprawy”, „Marzenia” i „Wakacje”. Każda autentyczna wypowiedź rodzica roznosi w drzazgi propagandę, płynąca z większości mediów. Dodatkowe zajęcia pozalekcyjne, opłacenie rachunków, możliwość spędzenia większej ilości czasu z najbliższymi – to wszystko realne korzyści, przemawiające do każdego widza, znajdującego się w obszarze działania programu.
Kolejne propozycje rządowe, ogłaszane przez Mateusza Morawieckiego pokazują, że poprawa sytuacji wielodzietnych rodzin to część wielkiego, szerokiego planu. Zapowiadane zmiany w przepisach poprawią sytuacje zatrudnionych (a także zatrudniających, choć nie może obyć się bez obowiązkowych zarzutów socjalistycznych ciągot PiS, proponowane rozwiązania dotyczące ZUS i biurokracji zdają się iść w bardziej przyjaznym biznesowi i samozatrudniającym się kierunku), wreszcie pojawia się również plan spełnienia obietnicy, dotąd będącej jedynie gorzko wyśmiewanym sloganem reklamowym – godnych emerytur. Dotychczasowy system emerytalny stał się symbolem wielkiego oszustwa i marnotrawienia pieniędzy, zarówno publicznych, jak prywatnych. Co więcej, emerytalne pomysły Morawieckiego, podobnie, jak program „Rodzina 500+” doprowadzić może do ożywienia rynku poprzez pojawienie się ogromnego bieżącego kapitału inwestycyjnego.
Polska po 1989 roku w wielu dziedzinach nie odrobiła wcześniejszych strat, co gorsza zostały one pomnożone. Po raz pierwszy w przestrzeni publicznej pojawiają się pomysły na realna, kompleksowa naprawę sytuacji, a co więcej zaczynają być one wcielane w życie.
Krzysztof Karnkowski
artykuł ukazał się we wczorajszym wydaniu gazety Polskiej Codziennie
ilustracja z Twittera Ministerstwa Rodziny
(1)
2 Comments
Autorze: czy może "Radio Złote Przeboje"?
09 July, 2016 - 20:53
Lubię tę stację za fajną muzykę, ale jej prezenterzy, zwłaszcza z pasma porannego, to wyjątkowe połączenie antypisizmu z wyjątkowym prostactwem, więc z mężem zawarłam zakład o dobrą belgijską czekoladę, że to o nich chodzi!
ja czytałem, że eska, ale
13 July, 2016 - 09:28