"Zośkowiec" - lektura obowiązkowa

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  1
 „Zośkowiec” to pozycja bardzo ważna i świetnie przygotowana. W książce Jarosława Wróblewskiego poznajemy losy nie tylko Henryka Kończykowskiego, lecz również z jednej strony jego rodziny, z drugiej – całego batalionu Zośka, a zwłaszcza plutonu „Felek”, w którym służył. W losie Kończykowskiego i jego przyjaciół odbijają się losy i historie rodzinne wielu, wielu rodzin, również mojej. Wspaniała kariera ojca w II RP, wojenna – obronna,  partyzancka i powstańcza walka syna, represje w komunistycznej Polsce, których konsekwencje trwały dłużej niż PRL. Każdy etap zaś opisany dokładnie i z sercem.

Na książkę składają się wspomnienia Kończykowskiego, ujmująca je w klamry narracja autora oraz potężna ilość materiałów archiwalnych – skany dokumentów, rozkazów, wydania powstańczej prasy, zdjęcia, kronika powstańcza „Felka”. Są materiały nigdzie nie publikowane, jak satyryczne wierszyki i obrazki Jana Rodowicza – Anody”, Jest wreszcie, nie wiem, czy nie najbardziej poruszające z całej, robiącej przecież ogromne wrażenie, książki kazanie, wygłoszone do powstańców przez ks. Józefa Warszawskiego -„ojca Pawła” 13 sierpnia w kościele na Starym Mieście. Kazanie to może dziś zastąpić wszystkie polemiki z Piotrem Zychowiczem i zwolennikami jego radosnej twórczości. Zychowicza antycypować zdaje się Ryszard Białous „Jerzy”, cytowany na końcu książki. Ten wielce zasłużony dowódca „Zośki” pisał „Prawo do istnienia ma tylko ten naród, który dla obrony zasad wolności i sprawiedliwości poświęcić umie najlepszych swoich synów. Zadaniem naszym jest nie pozwolić, aby ich prochy rozrzucił wiatr pustych dyskusji, by świadomego ich czynu nie sprowadzano do ram bezmyślnego szaleństwa (…)”. „Ojciec Paweł” Powstanie uzasadnia zaś już nie tyle politycznie, czy nawet moralnie, lecz wprost – religijnie, jako element obowiązkowej dla chrześcijanina walki ze złem. Jest to kazanie wstrząsające, podkreślane jeszcze przez przelatujące dokładnie w tym samym czasie samoloty, przez serie strzałów i wybuchy bomb. Jest jeden punkt widzenia, który jest prawdą i który zamyka usta wszystkim, co chcą „karabinem rżnąć o bruk” - a temu na imię: Sprawa nasza – sprawa Boga! Hitler jest antychrystem.  „Hitler gegen Chrystus” – nosi szumnie tytuł jedna z książek, wydanych przez partię. A Stalin i bolszewizm – to podniesiona bluźnierczo w niebo czerwona pięść. To wojujące na życie i śmierć bezbożnictwo sowieckiego Kremla. W dalszej części kazania ks. Warszawski mówi powstańcom, że walki tej nie przegrają, choćby ponieść musieli ofiarę Chrystusa.

Jak we wszystkich prawie pozycjach, obejmujących czasy zarówno przedwojenne, jak wojnę uderza kontrast między beztroską ostatnich wakacji – rodzina Kończykowskich spędzała je na Kresach – i wcześniejszym, szczęśliwym i ustabilizowanym życiem tej przynajmniej warstwy społecznej w II Rzeczpospolitej,  a koszmarem wojny. Utratą kolejnych przyjaciół, obozami, klaustrofobicznym piekłem kanałów. A później PRL, który tych, którzy w dziele odbudowy kraju mogliby być najcenniejszymi pracownikami najpierw zepchnął na margines, a później wykańczał w więzieniach. O tych dowiemy się tu całkiem sporo. Karcery suche i mokre, zabawy strażników, paczki Czerwonego Krzyża dla zbrodniarzy wojennych i głód wśród polskich więźniów – wszystko uderza mocno nawet, gdy temat zna się już z wielu innych książek czy, mniej licznych, filmów.

I kolejna wstrząsająca scena. Po wyjściu z więzienia Henryk Kończykowski pomału układa sobie życie, w czym pomaga mu fakt, że jego ojca, cenionego przedwojennego specjalistę, PRL jakoś zagospodarował. Z pomocą ojca więc i kilku nieoficjalnych sztuczek kończy studia na politechnice, a później pracuje na coraz bardziej odpowiedzialnych stanowiskach, oczywiście dopóki nie są one za wysokie dla bezpartyjnego. Przychodzą wreszcie lata 90-te i próba rehabilitacji przed sądem. Sędzina (niestety, nie poznajemy jej nazwiska) sprawę prowadzi tak, jak gdyby nie zmieniło się nic. Podtrzymuje stalinowskie zarzuty. Gdy Kończykowski mówi w trakcie posiedzenia sądu „Myślałem, że jestem w wolnej Polsce”, ta grozi mu ponownym uwięzieniem. Wreszcie jednak wyrok zostaje uchylony, tylko dzięki determinacji powstańca.

W czasach stalinowskich do więzienia trafiła również nieżyjąca już żona głównego bohatera książki. Tom zamyka rozmowa z jego synem, wspominającym odwiedzanie obojga rodziców podczas widzeń. Komunistom nie udało się na szczęście pozbawić Kończykowskich dzieci, jednak na wiele lat uczynił ich dla nich osobami prawie obcymi. Andrzej Kończykowski mówi, że ojciec o swojej działalności powstańczej zaczął mówić swobodnie dopiero kilka lat temu i że wcześniej tak naprawdę bardzo mało o niej wiedział.

Dziś i my możemy poznać tę pasjonującą historię, do czego gorąco i bez żadnych zastrzeżeń namawiam, nie tylko fascynatów Powstania Warszawskiego, lecz również osoby, które dotąd miały raczej luźny związek z tematem. Mimo napakowania informacjami „Zośkowiec” to rzecz bardzo przystępna, co więcej, choć jest lekturą miejscami przygnębiającą nie nuży czytelnika. Często narzekam na brak redakcji, literówki i inne drobiazgi, będące zmorą wielu wydawanych dziś książek. W tym przypadku wydawnictwo całkowicie stanęło na wysokości zadania.

Jarosław Wróblewski, Zośkowiec, Fronda 2013
 
5
5 (4)

1 Comments

Obrazek użytkownika Ellenai

Ellenai
Wielkie dzięki za doskonałą recenzję. Zastanawiałam sie właśnie nad tą książką.
Przekonałeś mnie.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>