
Naprawdę nie wiem jak zacząć. Zabieram się do tego wpisu jak kot do jeża i ciągle jeż górą. Za żadne skarby nie chciałbym spłaszczyć jego zawartości i narazić się na komentarz postronnego czytelnika w rodzaju: - Phi, spijanie z dzióbków …
A jednak zaryzykuję. Może będzie mi łatwiej gdy w dwóch zdaniach przypomnę własne doświadczenia, które ze mnie zrobiły prawicowego blogera. Nie, nie mam skrupułów nawróconego leminga, bo nigdy nim nie byłem. Byłem jednak spóźniony w tym sensie, że powtarzane codziennie „Dam radę, wbrew wszystkim i wszystkiemu!” stawało się zwolna nieznośnym banałem. Konstatacja, że trzech z sześciu właścicieli posesji przy uliczce podwarszawskiego osiedla gdzie mieszkam to część listy Wildsteina, a czwarty to były sekretarz partii jednego z byłych, mazowieckich PGR-ów – do reszty otrzeźwiła.
A potem był Smoleńsk. Nigdy nie zapomnę o czym myślałem stawiając swój znicz przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu. Wtedy poczułem siłę. Wiedziałem, że nie jestem sam i że wcale nie muszę liczyć tylko na siebie. Potem - na NP - zrozumiałem, że takich jak ja jest wielu i że im mogę zaufać. Co więcej, poczułem, że wcale nie muszę dalej sam sobie obliczać azymut – są lepsi, są mądrzejsi i bardziej doświadczeni.
Do czasu. Nie mam zamiaru babrać się w rozważaniach, kto komu nadepnął na piętę, kto ma nieść sztandar, kto proporzec, a kogo trzeba nieść w lektyce. To mnie zwyczajnie nie interesuje. Wystarczy cytat z niejakiego Penningtona: „rozwolnienie pomniejsza godność”. Dla wrażliwszych uszu może być inny cytat ( nie chce mi się szukać z kogo): „wodzowie i pastuchy trop w trop podażają w pochodzie” ...
Zamiast żałosnych retrospekcji posłużę się wspomnieniem z mojego pierwszego marszu, w którym uczestniczyłem w Warszawie. Była wiosna, lub może wczesne lato. Stałem na murku w pobliżu pomnika Mickiewicza i przyglądałem się uczestnikom pochodu. Moją uwagę przyciągnął jegomość obwieszony jak świąteczna choinka kolorowymi gadżetami, wymachujący flagą, skandujący coraz to inne hasła. Zauważył pewnie, że mu się przyglądam, bo podszedł bliżej i zwrócił się do mnie: - Długo tak będziesz stał, palancie? Rusz dupę i nie stój jak ten jełop!
Nie ruszyłem. Stałem tak dłuższą chwilę wahając się czy przyłączyć się do marszu, czy jednak iść do domu. Nie wiem naprawdę co by było, gdyby nie drobny incydent. Przechodzący obok starszy pan poprosił mnie bym ustąpił na chwilę miejsca na murku dla jego żony, która musiała odpocząć. - Przyjechaliśmy aż z Dębicy, prawie nie spałam … - tłumaczyła się, uśmiechając, pani z siwą głową, gdy poczęstowałem ją łykiem mineralnej.
Potem poszliśmy razem.
I tak dotarłem aż do Blog-n-Rolla ...
13 Comments
Piękne.
11 January, 2014 - 11:15
@Mohair Charamassa
11 January, 2014 - 11:09
Pozdrawiam
Mohair Charamassa
11 January, 2014 - 11:53
Że schodzą się tam coraz to nowi, zapłakani ludzie, wiedzeni podobną potrzebą, jak moja - by oddać hołd i by zrobić to razem z innymi, którzy czują ten sam ból i to samo niedowierzanie, że coś tak okropnego nie mogło się przecież zdarzyć. Przez kilka kolejnych dni mnóstwo czasu spędziłam właśnie pod Pałacem na Krakowskim Przedmieściu. Na zawsze zapamiętam te tłumy, to morze płonących zniczy i tę niewiarygodnie długą kolejkę ludzi przybyłych ze wszystkich stron Polski, stojących po kilkanaście godzin, by pochylić głowę przed trumnami Prezydenta i Pierwszej Damy.
Potem... zupełnie tak jak Hela, trafiłam przy dwóch różnych okazjach na osoby stojące pod banerem Niepoprawnych. I też... przyglądałam się im, ale nie podeszłam. Raz było to na Placu Zamkowym, a raz na Krakowskim Przedmieściu, niedaleko Pałacu - gdy kupiłam krzyżyk smoleński, ale... nie przedstawiłam się. To były dopiero początki mojej bytności na NP i raczej czytałam, niźli pisałam sama.
Mohairze... naprawdę piękne to Twoje wspomnienie.
Przyznam się...
11 January, 2014 - 12:16
"Rewolucje przerażają, ale kampanie wyborcze wzbudzają obrzydzenie."
@Smok Goryncz
11 January, 2014 - 12:27
Pozdrawiam
Witaj
11 January, 2014 - 12:52
Nie wiem czemu to tak działa, ale i ja,
11 January, 2014 - 15:38
Ale póki nie wyjechałam z Polski, byłam każdego 10-go na mszy i brałam udział w każdym marszu. Nie przeszkadzała mi nawet odległość od Sandomierza do Warszawy, gdzie mieszkałam.
Ossala
To byłyśmy dwie takie
11 January, 2014 - 15:46
Helu, albo ja Ciebie bym zabrała!
12 January, 2014 - 13:20
Ossala
@Ossala
11 January, 2014 - 15:54
Ja, niestety, nie mogę się podjąć w trosce o frekwencję. Umiem rysować tylko domki z dymkiem ulatującym z komina.
W porywach - słoneczniki w ogródku. :)))
Pozdrawiam
@Mohair Charamassa: dzięki
12 January, 2014 - 13:23
Antoine De Saint-Exupéry - ja umiem rysować także baranki zamknięte w pudełku z dziurkami, aby mogły oddychać i węże boa - zamknięte i otwarte!
ŚciskiOssala
Mohair Charamassa i jego Goście
11 January, 2014 - 16:52
<div class="rtejustify">Wszyscy Państwo tak ładnie i ujmująco szczerze wspominają swój "pierwszy raz", więc i ja się ośmielę.<br />
<br />
Jestem emigrantką. Mieszkam daleko i od dawna. Ważne dla starego kraju wydarzenia przeżywałam w mojej drugiej ojczyźnie. Tak samo było 10.04.10. Jakże chciałam być wtedy wśród Was pod Pałacem Prezydenckim! Chłonęłam wszystkie informacje z dostępnych telewizji i stacji radiowych, ale one urwały się prawie następnego dnia i byłam zszokowana, dlaczego nikogo na świecie nie interesuje już ta dziwna katastrofa?!<br />
<br />
Pierwszy raz w Marszu Pamięci uczestniczyłam kilka lat temu. Najpierw była msza św. w Katedrze. Tłum moich rodaków przyprawiający o ścisk w krtani, bo w oczach mam ziejące pustką ławy mojego kościoła. A kiedy przez nawę przeszły słowa <em>jako i my odpuszczamy naszym winowajcom</em> - łzy płynęły już niepowstrzymanie. Potem był Marsz, tłum, tłum, wśród tłumu ja, jakże szczęśliwa, że mogę tak razem iść, modlić się, śpiewać i słuchać, jakby nie upłynęły te wszystkie lata. Intensywność przeżywania wspólnoty podczas modlitwy i Marszu wystarczy mi na jeszcze długo.<br />
<br />
Dzięki Wam, że pamiętacie, chodzicie!</div>
Przepraszam,
11 January, 2014 - 17:12