
Władza, która pochodzi z wolnych, demokratycznych wyborów ma prawo podejmować decyzje i kształtować ustawodawstwo. Jest oczywiste, że nie wszyscy będą się zawsze zgadzać z tym prawami, właściwie to jest nawet więcej niż pewne, że w miarę stanowienia praw, każda władza musi sobie narobić wrogów, aż do momentu, gdy społeczeństwo podejmie przy urnie decyzję o zmianie władzy i cała karuzela zakręci się od nowa. Oczywiście to, że władza wysmażyła prawo, które się nam nie podoba nie zwalnia nas od obowiązku przestrzegania tego prawa. Z tym, że jest jedno ale. Są pewne wyjątki. Prawo stanowione przez władze nie może być sprzeczne z prawem naturalnym. Nawet w czasach, gdy władcy pełnili władzę – teoretycznie - znacznie bardziej autorytarną, jeśli próbowali stanowić prawo niezgodne z naturalnym, legislacje takie można i trzeba było zakwestionować!
Łowiectwo nie cieszy się uznaniem w szeregach Prawa i Sprawiedliwości. Podobno sam Prezes Kaczyński nie lubi myśliwych i ich stylu życia. To jest moim zdaniem nieuzasadnione i nie ma nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem ani faktami dotyczącymi tego zagadnienia, może jeszcze o tym więcej napiszę, ale dziś chcę się skupić tylko na jednym szczególe, jednym zakazie, którym uraczyła nas nasza władza. Otóż w ramach pisania na nowo ustawy o łowiectwie, rządzącym przyszło do głowy posłuchać lewaków nazywających się ekologami i zakazać dzieciom udziału w polowaniach. Przez dzieci posłowie i senatorowie PiSu zrozumieli osoby poniżej osiemnastego roku życia, a przez polowanie rozumie się nawet chodzenie po lesie z rozładowaną bronią. Za złamanie zakazu przewidziano nawet rok więzienia!
Ponieważ myśliwych jest stosunkowo niewiele, podobno mniej niż 1 % społeczeństwa poluje, można założyć, że zdecydowanej większości czytelników jest najzupełniej obojętne to, czy myśliwi mogą wziąć swoje dzieci na polowanie, czy też nie. Może nawet większość z Państwa uważa, że to dobrze, bo to przecież strzelanie do zwierząt… i w ogóle… Szanowni Państwo, świat jest tak urządzony, że drapieżniki polują na swe ofiary. Tak jest ten świat urządzony! To tylko ekoterroryści uparcie twierdzą, że wilki polujące na jelenie to natura, a człowiek polujący na dzika, to patologia. Jednak ja rozumiem, że nikogo nie należy zmuszać do tego, by pokazywał swym dzieciom prawdziwy świat. Jak ktoś ma taki plan, to niech wmawia swoim dzieciom, że mięso pochodzi z fabryki, mleko produkuje się od razu w kartonach, a sandacz na talerzu nigdy nie pływał w wodzie jak rybka Nemo, dla mnie nie ma problemu. Jeśli ktoś nie chce pokazywać swoim dzieciom świata takim, jaki jest, to oczywiście ma do tego prawo, ale nie wolno odbierać prawa innym rodzicom do postępowania zgodnie z ich przekonaniami.
Posłowie i senatorowie Prawa i Sprawiedliwości głosując za takim skandalicznym prawem stanęli po stronie lewackich organizacji nazywających się „ekologicznymi”, które z ekologią nie mają nic wspólnego, przekroczyli linię stanowiąc prawo sprzeczne z naturalnym. Dokładnie te same idee, tych samych ekoterrorystów spowodowały klęskę kornika w Puszczy Białowieskiej, dzięki czemu opozycja totalna mogła otworzyć nowy front przeciw Polsce w Unii Europejskiej. A teraz posłowie partii rządzącej powielają te idee wprowadzając w życie nowe prawo. Prawo, które ogranicza prawa rodzicielskie!
Wszystkim z Państwa, którzy nie wiedzą problemu w tym, że jacyś tam rodzice nie będą mogli wychować dzieci tak, jak uważają za słuszne, wszystkim tym, którym jest obojętne to, że jacyś tam myśliwi nie mogą spróbować przekazać swoim potomkom tej pasji powiem – trawersując Aleksandra Fredrę - tak:
Socjalizm PiSowski wszystkim równo nosa utrze.
Myśliwym utrze jutro,
A całej reszcie utrze –
- pojutrze!
Jednym z naczelnych sposobów marksistów, na zdobycie władzy nad społeczeństwami i urzeczywistnienie swoich poronionych idei jest wyrwanie dzieci spod władzy ich rodziców. Dziś jest to ułamek procenta myśliwych. A jutro? Jutro to może być każdy z nas. Takie działanie, posuwanie się małymi kroczkami jest sprawdzoną, marksistowską taktyką, od dawna stosowaną przez lewaków.
Odbieranie rodzicom prawa do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami jest absolutnie niedopuszczalne i stawia partię prezesa Kaczyńskiego na równi z innymi marksistowskimi organizacjami, których nie będę nigdy popierał. Od partii, która nazywa się prawicową, oczekujemy prawicowych zasad, praw zgodnych z naturalnymi i prawicowych decyzji. A to, co robi partia rządząca – nie tylko przy okazji prawa łowieckiego, ale w wielu innych dziedzinach życia, na przykład w ochronie zdrowia, w dostępie do broni palnej i wielu innych – jest zaprzeczeniem prawicowych idei. Jest wyrazem zasad lewicowych. To mieszanie się w wychowanie dzieci, zresztą mnie osobiście nie dotyczące, bo nie jestem myśliwym – przelało czarę goryczy, która wypełniana była sukcesywnie. I, jakkolwiek rozumiem różnicę między PiSem a opozycją, to jednak sądzę, że więcej na Prawo i Sprawiedliwość głosu nie oddam, bo nie chcę, by lewicowa partia polityczna miała w moim kraju większość konstytucyjną, a poza tym marksistów ukrywających swe plany pod płaszczykiem pseudoprawicowości, nie lubię jeszcze bardziej niż tych jawnych!
Lech Mucha
Tekst ukazał się w dwutygodniku Polska Niepodległa (28.03.2018.)
P.S. Prezydent Andrzej Duda błyskawicznie chwycił za pióro i podpisał ustawę o łowiectwie, mimo próśb środowisk związanych z myślistwem o namysł i o sprawdzenie jej zgodności z Konstytucją. Podpis ten, w obliczu jego weta wobec tzw. ustawy degradacyjnej, pokazuje, że Prezydentowi bliżsi są generałowie postkomunistyczni i ich prawo do obrony, niż prawo rodziców do wychowywania dzieci wedle swojej woli…
Łowiectwo nie cieszy się uznaniem w szeregach Prawa i Sprawiedliwości. Podobno sam Prezes Kaczyński nie lubi myśliwych i ich stylu życia. To jest moim zdaniem nieuzasadnione i nie ma nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem ani faktami dotyczącymi tego zagadnienia, może jeszcze o tym więcej napiszę, ale dziś chcę się skupić tylko na jednym szczególe, jednym zakazie, którym uraczyła nas nasza władza. Otóż w ramach pisania na nowo ustawy o łowiectwie, rządzącym przyszło do głowy posłuchać lewaków nazywających się ekologami i zakazać dzieciom udziału w polowaniach. Przez dzieci posłowie i senatorowie PiSu zrozumieli osoby poniżej osiemnastego roku życia, a przez polowanie rozumie się nawet chodzenie po lesie z rozładowaną bronią. Za złamanie zakazu przewidziano nawet rok więzienia!
Ponieważ myśliwych jest stosunkowo niewiele, podobno mniej niż 1 % społeczeństwa poluje, można założyć, że zdecydowanej większości czytelników jest najzupełniej obojętne to, czy myśliwi mogą wziąć swoje dzieci na polowanie, czy też nie. Może nawet większość z Państwa uważa, że to dobrze, bo to przecież strzelanie do zwierząt… i w ogóle… Szanowni Państwo, świat jest tak urządzony, że drapieżniki polują na swe ofiary. Tak jest ten świat urządzony! To tylko ekoterroryści uparcie twierdzą, że wilki polujące na jelenie to natura, a człowiek polujący na dzika, to patologia. Jednak ja rozumiem, że nikogo nie należy zmuszać do tego, by pokazywał swym dzieciom prawdziwy świat. Jak ktoś ma taki plan, to niech wmawia swoim dzieciom, że mięso pochodzi z fabryki, mleko produkuje się od razu w kartonach, a sandacz na talerzu nigdy nie pływał w wodzie jak rybka Nemo, dla mnie nie ma problemu. Jeśli ktoś nie chce pokazywać swoim dzieciom świata takim, jaki jest, to oczywiście ma do tego prawo, ale nie wolno odbierać prawa innym rodzicom do postępowania zgodnie z ich przekonaniami.
Posłowie i senatorowie Prawa i Sprawiedliwości głosując za takim skandalicznym prawem stanęli po stronie lewackich organizacji nazywających się „ekologicznymi”, które z ekologią nie mają nic wspólnego, przekroczyli linię stanowiąc prawo sprzeczne z naturalnym. Dokładnie te same idee, tych samych ekoterrorystów spowodowały klęskę kornika w Puszczy Białowieskiej, dzięki czemu opozycja totalna mogła otworzyć nowy front przeciw Polsce w Unii Europejskiej. A teraz posłowie partii rządzącej powielają te idee wprowadzając w życie nowe prawo. Prawo, które ogranicza prawa rodzicielskie!
Wszystkim z Państwa, którzy nie wiedzą problemu w tym, że jacyś tam rodzice nie będą mogli wychować dzieci tak, jak uważają za słuszne, wszystkim tym, którym jest obojętne to, że jacyś tam myśliwi nie mogą spróbować przekazać swoim potomkom tej pasji powiem – trawersując Aleksandra Fredrę - tak:
Socjalizm PiSowski wszystkim równo nosa utrze.
Myśliwym utrze jutro,
A całej reszcie utrze –
- pojutrze!
Jednym z naczelnych sposobów marksistów, na zdobycie władzy nad społeczeństwami i urzeczywistnienie swoich poronionych idei jest wyrwanie dzieci spod władzy ich rodziców. Dziś jest to ułamek procenta myśliwych. A jutro? Jutro to może być każdy z nas. Takie działanie, posuwanie się małymi kroczkami jest sprawdzoną, marksistowską taktyką, od dawna stosowaną przez lewaków.
Odbieranie rodzicom prawa do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami jest absolutnie niedopuszczalne i stawia partię prezesa Kaczyńskiego na równi z innymi marksistowskimi organizacjami, których nie będę nigdy popierał. Od partii, która nazywa się prawicową, oczekujemy prawicowych zasad, praw zgodnych z naturalnymi i prawicowych decyzji. A to, co robi partia rządząca – nie tylko przy okazji prawa łowieckiego, ale w wielu innych dziedzinach życia, na przykład w ochronie zdrowia, w dostępie do broni palnej i wielu innych – jest zaprzeczeniem prawicowych idei. Jest wyrazem zasad lewicowych. To mieszanie się w wychowanie dzieci, zresztą mnie osobiście nie dotyczące, bo nie jestem myśliwym – przelało czarę goryczy, która wypełniana była sukcesywnie. I, jakkolwiek rozumiem różnicę między PiSem a opozycją, to jednak sądzę, że więcej na Prawo i Sprawiedliwość głosu nie oddam, bo nie chcę, by lewicowa partia polityczna miała w moim kraju większość konstytucyjną, a poza tym marksistów ukrywających swe plany pod płaszczykiem pseudoprawicowości, nie lubię jeszcze bardziej niż tych jawnych!
Lech Mucha
Tekst ukazał się w dwutygodniku Polska Niepodległa (28.03.2018.)
P.S. Prezydent Andrzej Duda błyskawicznie chwycił za pióro i podpisał ustawę o łowiectwie, mimo próśb środowisk związanych z myślistwem o namysł i o sprawdzenie jej zgodności z Konstytucją. Podpis ten, w obliczu jego weta wobec tzw. ustawy degradacyjnej, pokazuje, że Prezydentowi bliżsi są generałowie postkomunistyczni i ich prawo do obrony, niż prawo rodziców do wychowywania dzieci wedle swojej woli…
(2)
15 Comments
A co z obowiązkiem
02 April, 2018 - 22:33
No, to jest bardzo trudny
03 April, 2018 - 17:33
szczepionki?
06 April, 2018 - 21:22
A ja powiem tylko, że sie co
06 April, 2018 - 22:38
To jest coś, czego nie rozumiem
07 April, 2018 - 20:46
W końcu: chroni je ta szczepionka, czy nie?
1. Skuteczność szczepionek
08 April, 2018 - 22:56
2. Są osoby, które nie mogą być szczepione. Jeśli znajdują się w otoczeniu szczepionych, są w miarę bezpieczne.
Wobec tego, jak pokazuje doświadczenie, szczepienia mają wysoką skuteczność, jeśłi wyszczepiona jest znaczna większośc populacji. O ile pamietam - ok.90 %.
Zrobil pan...
07 April, 2018 - 23:06
A ja, od chyba piętnastu już lat, nie szczepię się p-w grypie.
08 April, 2018 - 01:10
Żadna szczepionka nie daje 100% gwarancji. Każda szczepionka "postarza" nasz układ odpornościowy. Każda infekcja także go "postarza". I tak, jak przy infekcji wirusowej, np. grypie, mamy (różnie nasilone) objawy oponowe i mózgowe (bóle głowy, gałek ocznych, pleców), bóle stawów, mięśni, objawy ze strony układu krążenia, układu oddechowego, tak też podobne objawy możemy mieć bezpośrednio po szczepieniu. Ciężkie powikłania poszczepienne (zapalenie mózgu, schorzenia autoimmunologiczne, neurologiczne, np. SLA, zespół Guillaina-Barrégo), jeśli nawet niezbyt częste, obserwowane po Gardasilu, Cervarixie - szczepionkach przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego, przy braku rzeczywistych informacji na temat skuteczności tych szczepień - są ewidentnym przeciwwskazaniem do szczepienia. Warto posłuchać na YouTube wywiadu dr Zbigniewa Hałata, z roku 2011: https://www.youtube.com/watch?v=DTObIyg-qoQ
Jednak większość wystąpień "antyszczepionkowców", czyli np. Jerzego Zięby (hypnotyzera), dr Jerzego Jaśkowskiego, dr Huberta Czerniaka, Justyny Sochy, z powoływaniem się na opinie lekarza któremu z powodu oszustwa badawczego odebrano prawo wykonywania zawodu w Wielkiej Brytanii (Andrew Wakefield'a) czy Jeffa Bradstreeda i innych "zachodnich" lekarskich oszołomów, to wystąpienia niepoważne, populistyczne, demagogiczne. Justyna Socha np. twierdzi, że wskutek szczepień jej pięcioletnie dziecko "zostało kaleką" (stwierdzono u niego łuszczycę). Problem jest rzeczywiście złożony i, moim zdaniem, należałoby stworzyć zespół specjalistów (z wyłączeniem oszołomów) celem ustalenia, od nowa, wytycznych dla szczepień podstawowych, obowiązkowych, nieodpłatnych, wraz z listą dopuszczalnych, monowalentnych szczepionek (bez adiuwantów w postaci rtęci i aluminium, bez pasażowanych komórek ludzkich) oraz drugą listę szczepionek dopuszczalnych, nieobowiązkowych, odpłatnych. Takie szczepionki mogły by być sprowadzane jako import docelowy, na konkretne zamówienie.
A co do "nieszczepionego Jasia" w przedszkolu, to wystarczy, gdy w tym przedszkolu zacznie sprzątać pani Lena z Ukrainy, mama nieszczepionego Iwana, z którym właśnie wróciła z rodzinnej wsi na Wschodzie, gdzie ostatnio panował dyfteryt, a Iwan "dostał jakąś anginę", wówczas mały Jasio w przedszkolu ma także dużą szansę na dyfteryt, a obok niego, od niego - również niektóre spośród dzieci szczepionych.
Dodam, że np. amerykańscy Amisze, "z założenia" nie szczepiący siebie ani dzieci, po epidemii polio w latach bodajże 70-tych, zdecydowali się szczepić dzieci p-w polio. W Afryce natomiast "działa" selekcja naturalna - dzieci zakażone polio w wieku poniżej jednego roku umierają. Te, które przeżyją - są odporne (przebyły zakażenie poronne, które porownać można do szczepienia).
Nie da się wszystkiego ująć w jednym wpisie - całkowita zgoda, że problem jest złożony. I trudny.
Pozdrawiam!
Chodziło mi
08 April, 2018 - 12:54
To czy Jaś zachoruje z powodu niezaszczepienia - to odpowiedzialność moralna jego rodziców.
Nie wypowiadam się kategorycznie za czy przeciw, bo brak mi wiedzy.
Ogólnie
08 April, 2018 - 21:37
Oczywiście zakażenie błonicą (dyfterytem) nie musi być w 100% śmiertelne, moja przyjaciółka przebyła dyfteryt w dzieciństwie i żyje do dziś, nie mniej - ta choroba "odciska piętno" na wydolności serca. Im młodsze dziecko - tym choroba groźniejsza. I rezygnacja ze szczepień jest, w polskiej sytuacji geo-politycznej, no niestety - szaleństwem. Gdyby choć jedno dziecko, w tym "jasiowym" przedszkolu miało umrzeć z powodu dyfterytu (choćby nawet było zaszczepione, ale zarazek "pasażowany" staje się częstokroć groźniejszy) - to nie wiem jak czuliby się wówczas rodzice owego nieszczepionego Jasia. Czy nadal podtrzymywaliby narrację o "zdrowszych, silniejszych, odporniejszych" dzieciach nieszczepionych. Taką bowiem wersję "kreuje" p. dr Dorota Sienkiewicz, powołując się zresztą głównie na małe statystyki zagraniczne. NB przy pomocy statystyki można "udowodnić" dosłownie każdą tezę, to kwestia odpowiedniego "doboru" materiału. A rewelacje pani dr o "uszkodzonych" wskutek szczepień dzieciach - które ona rehabilituje... cóż - w moim (dawnym) doświadczeniu lekarskim, w którym obserwowałam ~2 tys dzieci i młodzieży - miałam do czynienia jedynie z 20, najwyżej 30 procentami dzieci i młodzieży zdrowych, reszta - z wadami, choć szczepień przechodziły niewiele (krowianka, gruźlica, di-te-per), a niektórych nie szczepiono w ogóle. Wady dotyczyły głównie układu ruchu i wzroku, reszta - choroby alergiczne, wady słuchu, schorzenia neurologiczne, choroby skóry, pojedyncze - wady wieloukładowe, choroby serca, choroby nerek, choroby układu pokarmowego, próchnica zębów...
Mając za sąsiadów Rosję i Ukrainę oraz "wizytujących Cyganów" a także "wycieczki" migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki - jesteśmy szczególnie narażeni na epidemiczne choroby zakaźne. Nic tego na razie nie zmieni, a jedyna, jak dotychczas w miarę skuteczna metoda zapobiegawcza - to szczepienia obowiązkowe.
Pozdrawiam.
Przytoczyła pani
09 April, 2018 - 18:46
Pozdrawiam
Kompensacja ryzyka?
10 April, 2018 - 00:05
Statystyki (duże!) pokazują, że dzieci rodziców - nałogowych palaczy tytoniu - rodzą się mniejsze, słabsze, podatniejsze na szereg schorzeń - m.in. astmę, choroby alergiczne, choroby układu oddechowego... Nałóg tytoniowy może mieć (i ma) wpływ na gorszy stan zdrowia nawet trzeciego pokolenia następców (alkohol jest przyczyną "eliminacji" tych następców).
Dzieci rodziców uzależnionych od narkotyków rodzą się często z wielonarządowymi wadami wrodzonymi.
Dzieci rodziców uzależnionych od alkoholu rodzą się mniejsze, słabsze, częstokroć z objawami progerii (przedwczesnego starzenia się). Ba, nawet jednorazowe nadużycie alkoholu może wpłynąć negatywne zarówno na materiał genetyczny żeński (komórka jajowa) jak męski (plemniki).
Narażenie na szereg szkodliwych czynników środowiskowych - zatrute powietrze, woda, żywność (pestycydy, herbicydy, GMO, konserwanty) jest przyczyną permanentnego uszkadzania naszego (ludzkiego) "materiału genetycznego. I dlatego "walka o zdrowie" to nie walka przeciwko szczepieniom, a systematyczne działania profilaktyczne - szerzenie wiedzy, oświaty zdrowotnej, nauka zdrowego modelu życia - właściwego odżywiania, unikanie nałogów, nadużyć...
Nasze, wrodzone mechanizmy odpornościowe zostają osłabione, uszkodzone przez liczne, negatywne nawyki i "czynniki środowiskowe".
Nie wydaje mi się że to, co wcześniej pisałam, przemawia przeciwko obowiązkowi szczepień. Całkowity brak odporności u osób nieszczepionych, w przypadku zagrożenia epidemicznego, stygmatyzuje te osoby w pierwszym rzędzie jako "kandydatów" do zachorowania. Oraz - jako następne, potencjalne "źródła epidemii". A "izolowana" walka przeciwko szczepieniom, przy całkowitym braku higieny środowiskowej jest taką samą nieodpowiedzialnością jak wiara, że szczepienia "załatwią" problem odporności i "ustrzegą" ludzkość przed chorobami. Na takiej wierze "bazują" twórcy i producenci coraz to nowszych, wymyślniejszych szczepionek. I temu należy się zdecydowanie przeciwstawić. Ale na przykład dotychczas nie wynaleziono szczepionki przeciwko malarii, gdyż stworzenie szczepionki wieloważnej (istnieją co najmniej cztery rodzaje zarodźca malarii) jest zadaniem kosztownym, niepewnym, a więc - "nieopłacalnym". Bo ludność Afryki szczepić się nie będzie, a turystów - nie byłoby aż tak wielu. Dziś także nie produkuje się już szczepionki przeciw tyfusowi plamistemu - bo dość efektywnie tępimy wszy i - mamy antybiotyki działające skutecznie przeciw rickettsjom. Nie szczepi się ludzi p-w kile - bo mamy antybiotyki z grupy penicylin (β-laktamów).
Nie szczepi się dzieci przeciwko płonicy (szkarlatynie) i dziś choroba, która niegdyś zabijała, jest postrzegana jako niezbyt groźna angina (no i mamy te β-laktamy).
Zmieniła się "filozofia medycyny", zmieniły się metody leczenia i zapobiegania. Czy są lepsze, niż dawniej? Są inne. Nie mniej - nie spotkałam ani jednego, poważnego reprezentanta opcji "antyszczepionkowej". Każdy z nich, tych znanych, "kręcił", przy okazji swoje własne "lody". Częstokroć kłamiąc, fałszując dane, przeinaczając fakty. Oraz okazując wielką pewność siebie i absolutny brak pokory. To jednak daje do myślenia.
Pozdrawiam,
Kompensacja czy prewencja
12 April, 2018 - 13:53
Witaj Stronniku!
14 April, 2018 - 00:50
Zgadzam się ze wszystkim, co napisałeś! We właściwy sposób analizujesz obecną sytuację wiedzy (braku wiedzy) społecznej na temat profilaktyki chorób zakaźnych. Uważam, że arogancka jest zarówno "władza" wchodząca w "utarte koryto" przymusu szczepień, jak też aroganccy (a przede wszystkim - "oszołomscy") są reprezentaci stop-nopowców. Jedni, jak np. dr Jaśkowski mają "parcie na szkło" - lubią popularność, sławę, a że rozumek malutki, sklerotyczny - to niestety, poważna groźba dla nas (pan doktor nie rozróżnia już błonicy - dyfterytu od płonicy - szkarlatyny; na temat Jennera - "twórcy" szczepionki p-w czarnej ospie - krowianką - plecie takie androny, że "głowa mała": Jenner miał jakoby (według doktora) używać do szczepień - końskich odchodów. Inni - np. Justyna Socha - kręcą "lody polityczne". Jeszcze inni (doktor Czerniak) - promują się w "biznesie medycznym". Że nie wspomnę o hipnotyzerze - Jerzym Ziębie. O zagranicznych - pisać dziś nie chcę, choć nie ma tam raczej ludzi uczciwych, a mimo to na nich powołują się krajowi. A "krajowi" - manipulują danymi - zresztą w celu udowodnienia z góry (a priori) założonych tez.
Co do karteli farmaceutycznym - nie mam złudzeń - sorry Winnetou - biznes is biznes. Dlatego od naszych rządzących należy domagać się w pierwszym rzędzie analizy sytuacji, zamiast "chowania się" za tradycyjny przymus. Uważam, że konieczna byłaby - jest - celowo prowadzona kampania pro-zdrowotna. Wyjaśnienie społeczeństwu wielkości i rodzaju zagrożeń, wskazanie na konieczność niektórych (niezbyt licznych zresztą) szczepień ochronnych, rezygnacja ze szczepień poliwalentnych, znacznie późniejsze niż dotychczas rozpoczynanie szczepień, eliminacja szczepionek zawierających rtęć, aluminium, genetyczny materiał ludzki, zakaz szczepień noworodków przedwcześnie urodzonych... Tutaj konieczna wiedza pediatryczna - w jakim wieku mogłyby być rozpoczynane szczepienia... A ponieważ kartele farmaceutyczne "kręcą" swoje lody - należałoby jeszcze ustalić rodzaj dopuszczalnych w Polsce szczepionek oraz ewentualnie - przedstawić listę szczepionek, które mogą być sprowadzone w ramach "importu docelowego", jako szczepionki odpłatne, podawane "na życzenie" osób zainteresowanych (zawsze takie się znajdą, i jeszcze - jeśli nie byłoby możliwości otrzymania - podania szczepionek - zaczną demonstrować przeciwko "łamaniu praw człowieka", czy "łamaniu praw obywatelskich").
To, co napisałam nie wyczerpuje problemu. Potrzebna jest zdecydowana działalność nie tylko Ministerstwa Zdrowia ale też Ministerstwa Nauki (i Szkolnictwa Wyższego - czy tak się to teraz nazywa?) Jeśli tego nie stanie - to "stop-nopowcy" będą bruździć "najlepiej jak potrafią", czyli - mącić w głowach całemu społeczeństwu. Czy tego chcemy?
Serdecznie pozdrawiam.
Witaj Katarzyno!
20 April, 2018 - 07:03
Moja ocena sytuacji wynika jedynie z obserwacji. Chciałbym żyć w Polsce w której odpowiednie agendy rządowe zajmują się aktywnie sprawami z zakresu ochrony zdrowia na każdym poziomie. W tym szczepieniami, ale w taki sposób który będzie dawał pewność, że koncerny farmaceutyczne nie będą nas truły, a agenda zadba należycie o sprawdzenie składu i odpowiednie uwarygodnienie się firmy w naszym imieniu. Oczywiście mój glos w tej sprawie to, zaledwie ciche popiskiwanie wśród zgiełku wrzasków na zupełnie inne tematy. Mam świadomość, że mój wpływ na rozwój wydarzeń w tej dziedzinie jest bliski zeru, ale jak zawsze, wierzę w fenomen kropli drążącej skałę. Uważam że nawet w najgorszej sytuacji, nawet pojedynczy glos ma wagę. Jest bowiem wyrażeniem opinii. I choć wielu może tę opinię zignorować, przeoczyć czy wręcz "unieważnić" czy wyprzeć, to jednak on zaistniała w czyjejś świadomości. Istotne jest że znalazła się fizycznie "dosyć blisko" osoby, która jest ważnym ośrodkiem myśli, idei którą zwalczam, której jestem przeciwny. Usiłuję "rozmiękczać" otoczenie takiej osoby.
Na tej zasadzie pisuję maile do różnych ludzi, w których wyrażam swoja opinię, ale zawsze na końcu wyjaśniam do kogo tak naprawdę kieruję swój głos. Tym prawdziwym adresatem jest zawsze osoba która otwiera pocztę mailową i choćby pobieżnie czyta tę korespondencję. Zazwyczaj jest to osoba będąca bardzo blisko formalnego adresata. I właśnie uświadomienie tej osobie faktu, że oto przeczytała ów mail, to był właściwy cel, który właśnie osiągnąłem, wnosi zupelnie nowy wymiar całego maila. Uświadamiam tym osobom to że przez fakt przeczytania mojwgo emaila wniosłem do ich umysłu nową myśl, zaznaczyłem obecność uargumentowanego sprzeciwu i że już nie uwolnią się od świadomości tego faktu i istnienia moich argumentów. O dziwo, od czasu do czasu dostaję odpowiedzi od tych właśnie osób, które już bez wielkiego przekonania usiłują jakoś wyłuszczać racje jakie reprezentuje formalny adresat. Usiłują tego bronić, ale widać jak treść mojego maila osłabia ich argumentację. Jednym z pierwszych sukcesów w tej dziedzinie był sekretarz nieżyjącego już Bronisława Ģeremka. Napisałem adresowany do Geremka email, w którym argumemtowałem swoje zdanie przeciwne i walczyłem z tezami Geremka. Na samym końcu, nie wierząc, że Geremek przeczyta mój tekst, umieściłem dopisek, że tak naprawdę adresatem jest osoba czytająca maile adresowane do Geremka. Wywiązała się dość długa korespondencja z sekretarzem Geremka. Nie wiem czy jego późniejsza rezygnacja z tej pozycji była wynikiem korespondencji ze mną, ale mam cichą nadzieję, że mogłem się do tej decyzji w jakimś stopniu przyczynić. Gdyby tak było, cieszył bym się niezmiernie, bo ta rezygnacja świadczyła by o zrozumieniu przynajmniej części mojej argumentacji. Wierzę że tak mogło być. Ergo, uswiadamianie innym ludziom faktu, że istnieją jeszcze inne racje, że ktoś ma inne zdanie i je argumentuje, pozostawia ślad w umysłach ludzi, nawet jeśli są przeciwnikami czy to politycznymi czy chodzi o jakieś inne racje. Sądząc z wyników jakie do tej pory osiągam, zdarza się, że przynajmniej jestem w stanie zasiać wątpliwości, postawić pytania których ci ludzie prawdopodobnie niegdy by sobie nie postawili. A to już uważam za sukces.
To taka moja prywatna walka z jakimiś wypaczeniami tego naszego świata. Naszej Polski.