Czy gender w Europie to zachodnia odmiana zdeformowanego buddyzmu?

 |  Written by Stefan Bryś  |  2
Po publikacji na Frondzie wynurzeń radykalnej feministki Sheilii Jeffreys http://www.fronda.pl/a/plec-to-twor-meskiej-dominacji,37015.html przypomniała mi się książka pt. „Trzy filary zen”, którą kiedyś pobieżnie przewertowałem. Jej kontrowersyjny autor Phillip Kapleau, swego czasu, założył w Rochester ośrodek Zen. Z historią tego ośrodka wiąże się także pewien mało znany epizod z polskimi psychologami w tle, pewnym kapłanem nazywanym Zensonem oraz tłumaczem „Trzech filarów” panem Jackiem Dobrowolskim.
Ale zacznijmy od początku.
Tajemnicą poliszynela jest fakt następujący: Kilkadziesiąt lat temu, kiedy granice Polski były jeszcze zamknięte, na uczelniach wśród studentów walczących o wolność, znajdowali się również bardzo pacyfistycznie nastawieni młodzi ludzie. Ich rodzice zajmowali stanowiska w aparacie władzy a w porównaniu do rówieśników, żyło im się w miarę wygodnie choć na swój sposób, także oni, tęsknili do wolności. Nie wiadomo do końca dlaczego lecz nie odnaleźli własnego miejsca w Kościele Katolickim a z drugiej strony, pozycja czy stanowisko ich rodziców nie pozwalały im wprost walczyć z rzeczywistością komunizmu w Polsce. W tej dość specyficznej grupie młodych ludzi znaleźli się i tacy, którzy poszukiwali odpowiedzi na zagadnienia związane ze złożonością ludzkiej psychiki, próbowali odkryć jej mechanizmy i tworzyć własne terapie.
Wyjeżdżając na Zachód siłą owczego rozpędu poszli tam, gdzie znajdowała się większość młodych studentów z innych krajów. Niektórzy z nich zachwycili się buddyzmem. Dziś, trudno mieć do nich o to pretensje. Studiowanie w Polsce komunistów oznaczało bowiem brak dostępu do specjalistycznej literatury a przyznawanie się z kolei do wiary w Boga, nie tylko zamykało możliwość zagranicznych wyjazdów lecz wielokrotnie kończyło się także wyrzuceniem z uczelni. Wydaje się zatem, że skazani zostali na szukanie własnej drogi wskazanej im przez ich rówieśników – hipisów i nieograniczoną nawet zdrowym rozsądkiem, wolną miłość.
Część z wyjeżdżających studentów trafiło do ośrodka prowadzonego przez pana P. Kapleau w Rochester. Tam zjeżdżała się przecież większość zachodnich studentów |sympatyzujących z ruchem hipisowskim|, którzy pogardzali chrześcijaństwem a poszukiwali czegoś zupełnie nowego, tajemniczego i niezwykłego.
Faktem innym było to, że guru ten, ów Kapleau, żadnym mistrzem zen po prostu nie był. Zwyczajnie uniezależnił się od tej "religii" tworząc swoją własną drogę prowadzącą do którejś z form nirwany.
Gdyby informacja ta była wówczas powszechnie dostępna, nawet władze komunistyczne, prawdopodobnie nie pozwoliłyby na rejestrację takiego dzikiego związku prowadzonego przez Amerykanina w Polsce. Formalnie, według tłumacza Jacka Dobrowolskiego, istnieją listy Rosich Kouna Yamady i Roberta Aitkena świadczące o tym, że Pan Kapleau nie jest żadnym mistrzem zen ponieważ do tego nie wystarczy sam staż czy praktyka lecz potrzebne jest coś na kształt „sukcesji”. Pan Kapleau w 1980 roku, kiedy w Polsce rejestrowano. Związek Buddystów Zen, nie posiadał takowej ze strony prawdziwych buddystów. Wobec powyższego związek ten, formalnie, nie powinien zostać zarejestrowany pod nazwą „buddyzm” lecz inną.
            Na stronie w/w związku http://www.buddyzmzen.pl/p/o-nas.html odnajdujemy za to inną, dość lakonicznie-zastanawiającą informację: „w 1994 roku Sensei Zenson zrezygnował z nauczania”. Tylko tyle i kropka. Tymczasem w angielskiej wersji Wikipedii znajdujemy taką oto informację:  Gifford, Dane Zenson (19??-). Former teacher at the Toronto Zen Centre, resigned after admitting to having multiple sexual relations with students at both the Toronto and Polish Zen Centre's he taught at. He is accused of pursuing a 16 year old female student at the Toronto Zen Centre.
 
Cała sprawa związana z działalnością pana Zensona, poniekąd żonatego mężczyzny, ogniskuje się wokół uwodzenia kobiet na terenie Kanady oraz w Polsce. Pomagały mu w tym procederze szaty buddysty. Wśród nich było także kilka nieletnich dziewcząt – czyli pedofilia. Sprawy te na 100 procent znajdują się w którymś z archiwów policji. Pomimo tego, że w w/w i zarejestrowanym w Polsce związku buddystów o całej sprawie wiedziano, według informacji pana Jacka Dobrowolskiego, wciąż pozwalano panu Zensonowi na legalne nauczanie.
 
Sprawa nielegalnie zarejestrowanego związku buddystów, oraz niektórych polskich psychologów, wypłynęła trochę w czasie oskarżenia o pedofilię psychoterapeuty Andrzeja Samsona. W gronie jego obrońców odnaleźć można wiele ciekawych nazwisk. Są to osoby od lat wydające oraz publikujące w Polsce książki o tematyce psychologicznej i zajmujące się terapią. Z obawy o procesy nie podaję konkretnych nazwisk lecz odsyłam do tego tekstu, który po części pokazuje cały przegląd polskiej, bardzo nowoczesnej myśli psychologicznej |oraz jej autorytetów|, obowiązkowej w naszych głównych mediach czyli np. w TVN lub Gazecie Wyborczej http://www.latkowski.com/blog/43/archiwum-bloga-rok-2004-7 .
………………………………………
Kończąc wpis chciałbym wrócić do początku czyli do ewolucji gender w wydaniu Sheilii Jeffreys. Proszę Państwa, według tej feministki, transgender jest przeżytkiem. Dlaczego ta pani tak twierdzi? Bo unikanie cierpienia czy dyskomfortu to podstawowe założenia buddyzmu. W bardzo prostej wersji w buddyzmie świat i bliźni |oprócz mistrza oczywiście| to iluzja – złudzenie nieoświeconego umysłu. Wobec powyższego nic dziwnego, że istnienie dwóch płci to także iluzja. Iluzją jest także wygląd zewnętrznych narządów płciowych, płeć mózgu czy genetyka etc. Idąc więc tym tokiem rozumowania gender to taka zachodnia odmiana nirwany. Można ją nazwać karykatura zwykłej buddyjskiej nirwany lub w polskiej wersji wyrób nirwano-podobny skrojony na miarę jej zachodniego prekursora Phillipa Kapleau, do którego nawet prawdziwi buddyści się nie przyznają.
Z ogromną ciekawością obserwuję za to polskie nazwiska jej propagatorów, piewców i zwiastunów. Listę zaczynam od psychologów, przede wszystkim tych starszych pamiętających czasy ośrodka w Rochester i tam odkrywających meandry ludzkiej psychiki oraz jej złożoność. Patrzę z uwielbieniem ma jej aktywistów czyli jaśnie nam oświeconą |wcześniej hipiskę| M. Środę, poprzez hipisa J. Hartmana, aby zatrzymać się przez chwilę na innych hipisach z bloku wschodniego. Czyli np. na panu pośle J. Palikocie aż po wersję finalną, ostatecznie wyzwolonego hipisa/ki, panią posłankę Annę Grodzką.
 
Moim zdaniem ktoś ten patent powinien zgłosić do Nagrody Nobla. No bo jak można Buddę połączyć z W. Leninem albo jak można dyskutować o płci człowieka posługując się najbardziej karykaturalną wizją nirwany? Toż to dopiero sztuka, której nikt na razie nie przebije…
Proste pytanie: Czy gender w Europie to zachodnia odmiana zdeformowanego buddyzmu? jest chyba wciąż aktualne.
 
 
4.833335
4.8 (6)

2 Comments

Obrazek użytkownika alchymista

alchymista
Nie za samą treść - która jest dla mnie trochę mętna - ale za to, że zainteresował się Pan tym tematem. To mnie bardzo cieszy, bo być może pewne sprawy troszkę sie rozjaśnią.

Otóż, po pierwsze, wydaje mi się, że decydowana wiekszość religii wschodu działających na Zachodzie nie należy do ich głównych nurtów. Temat jest dość trudny i nie podejmuję się o nim pisać. Niewykluczone, że spora częśc tych kultów była kreowana przez rosyjskie i chińskie służby specjalne. Na pewno nie wszystkie, ale...

Druga sprawa, jeśli mogę wtrącić nutkę prywaty jako sympatyk taoizmu, to istnieje dość specyficzny spór między buddyzmem a taoizmem, na który nie zwraca się powszechnie uwagi. Mianowicie buddyści zajmują się "oswajaniem diabła", a taoiści go egzorcyzmują (http://www.taoistmasterblog.com/taoism-exorcism-ceremony-client-eric/). Buddyzm byłby więc w jakiejś mierze odmianą szamanizmu, a taoizm... no cóż... taoizm byłby podobny do chrześcijaństwa - przynajmniej w tej jednej materii (choć znalazło by sie ich więcej, np instytucja spowiedzi).
Obrazek użytkownika Stefan Bryś

Stefan Bryś
Temat jest rozwojowy i można na nim skrobnąć niezłą książkę tylko jest problem z materiałem dowodowym. Samo zdarzenie w Rochester i postać Zensona w rękach wprawnego pisarza to mógłby być prawdziwy thiller. Dzięki serdeczne 

<p>Jarosław Marek</p>

Więcej notek tego samego Autora:

=>>