Nie każdy błazen Stańczykiem

 |  Written by Everyman  |  0

Za każdym razem kiedy zabieram się do napisania notki zmagam się z rodzajem tremy, która zmusza do refleksji, czy aby formułowane przeze mnie sądy i opinie nie zirytują czytelnika zbyt banalną treścią i formą daleką od ideału. Zawsze jednak - o ile w końcu zdecyduję się na publikację wpisu - pocieszam się, że ulotny charakter bloga, jego ograniczony zasięg, a także przyjęta konwencja, w której to zwyczajny obywatel, typowy everyman, dzieli się spostrzeżeniami niekoniecznie aspirującymi do kategorii myśłi strzelistych – usprawiedliwiają tupet autora.

Tym bardziej alergicznie reaguję na występy politycznych miernot, których częsta publiczna aktywność nie skłania do zadumy nad dołującym poziomem ich medialnych produkcji, a dawno zagubiona skłonność do samooceny lokuje w szeregach postaci fikających żałosne fikołki na scenie politycznej. Przyznam, że wobec niektórych, dawno straciwszy choćby cień nadziei na rozsądny przekaz, stosuję zabieg może z ich punktu widzenia niezbyt elegancki, jednak z mojego – całkiem racjonalny. Otóż ilekroć poseł Petru lub poseł Szejnfeld otwierają usta, zatykam uszy i chłonę wzrokiem reakcję słuchaczy. Tych, którzy spuszczają wzrok i uśmiechają się z zażenowaniem rozumiem i szanuję, nielicznej reszcie w nabożnym skupieniu słuchającej bredni już nawet współczuć nie potrafię – jak można z powagą wsłuchiwać się w bełkot?

Oni, oraz kilkoro im podobnych, dawno stracili kontrolę nad własną ekspresją i pozostają na scenie z ułudnym życzeniem, że może ktoś zwykłego błazna jakimś cudem weźmie za Stańczyka …

Innym, choć równie ciekawym zjawiskiem jest dążenie tzw „artystów” by załapać się na statut męczennika stawiającego czoła „dobrej zmianie”. Tym sposobem można przecież w przepełnionym ofiarami nowej władzy salonie zaistnieć ponownie i to w roli gwiazdy. Im głupsze, im podlejsze, lecz im bardziej „anty” - tym większa szansa na efektowny come back na szpalty i ekrany. Jakże inaczej tłumaczyć histerię Krystyny Jandy, która najpierw w najbardziej od lat pokojowej i spokojnej manifestacji dostrzega zagrożenie ... wojną by chwilę potem dociekać „skąd u nich tyle kasy?” To, zważywszy na przeszłość dociekającej, już samo w sobie jest interesujące nie mówiąc o wierze w człowieka, którego w liczbie kilkudziesięciu tysięcy – według przygasłej gwiazdy - na marsz wabi nie chęć świętowania Dnia Niepodległości lecz blask zgromadzonej przez organizatorów mamony. Albo słynna wypowiedź wybitnej humanistki i mistrzyni sztuk pięknych, Hanny Bakuły o kalekach i bękartach. Czyż serce nie rośnie słysząc i oglądając elity naszych artystów? Czy aby starczy dla nich miejsca w Panteonie?

Szczególnym przypadkiem są usilne próby podczepienia się niektórych samozwańczych„artystów” pod martyrologiczny balon. Oto jeden z nich, Krzysztof Skiba, został z hukiem wywalony z programu „W tyle wizji”, w którym do niedawna występował w parze z Krzysztofem Feusette.
W pierwszym odruchu można to uznać za akt miłosierdzia, bo erudycji jaką prezentował w dialogach z partnerem mogło - co najwyżej - starczyć na rozmowę ze słabo rozgarniętym gimazjalistą, lecz nie na pojedynki słowne z błyskotliwym publicystą i poetą. Niezrażony Skiba brnął dalej w permanentny obciach aż zabrnął – jak to ujął Ziemkiewicz - ku granicom kultury i popełnił haniebny, obrzydliwy tekst o ekshumacjach, za który dostał wreszcie miłosiernego kopa. Miłosiernego nie tylko dla niego, lecz przede wszystkim dla widzów, bo jeśli ktoś w jednej z piosenek pisze tak: „Najlepsza na świecie jest miłość w klozecie, a każdy szalet jest pełen zalet” to jakże o nim nie napisać w tej samej konwencji:

                               Zniknięciu z wizji jest sam Skiba winny,
                               bard pieśni kloacznej i jeszcze paru innych...



ilustracja z:https://www.partybox.pl/zasoby/images/middle/33721.jpg
Hun

5
5 (4)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>