Przychodzi Petru do lekarza...

 |  Written by Recenzent JM  |  7

Nowy rok, karnawał, Święto Trzech Króli. Nie wypada gasić swojego entuzjazmu, ani chować przed światem pozytywnych emocji. Nie dzisiaj, kiedy dotarła do mnie radosna wieść, że Ryszard Petru się odnalazł i gdy wreszcie, doszedłem do siebie po usłyszeniu (kilka dni temu) noworocznych życzeń, złożonych mi przez szefa nowoczesnej z kropką.

Przyznaję, że Ryszard Petru, tak w formie, jak i treści złożonych życzeń przeszedł samego siebie. Ta świetnie zagrana niepewność, co do losu państwa... z miną bankiera, krótko po wykupie (pieniędzmi wziętymi na kredyt we frankach) większościowego pakietu akcji upadającej firmy oraz to widoczne zatroskanie w oczach – niczym u właściciela przedsiębiorstwa pogrzebowego, które akurat dokonało kremacji niewłaściwego ciała... to musi budzić powszechny podziw.

Nie będę więc ukrywał, że Ryszard Petru swoimi przepełnionymi nowoczesną empatią, ciepłymi życzeniami z krainy lodu, albo gdzieś zza rzeki Styks... ujął mnie wprost za serce, czyli gdzieś w okolicach części ogonowej kręgosłupa... aż mnie ruszyło... niespodziewanie i totalnie.

Kobiety, jak to one - zawsze wszystko wiedzą najlepiej. Żona twierdzi, że to wcale nie była reakcja mojego organizmu na wyjątkowe życzenia polityka, tylko jeden z wielu objawów grypy jelitowej... Może i tak, ale coś jednak musiało zdeharmonizować mi układ odpornościowy i mnie osłabić... moim zdaniem zbieżność z życzeniami Ryszarda Petru jest co najmniej zastanawiająca.

Jak by nie było, to jednak nie wypada mi się sprzeczać z żoną... więc tylko drobna rada dla pana Petru – panie Ryśku! Nie rób pan tego więcej... pieniądze, to nie wszystko... liczy się tylko miłość. Życzę więc więcej prawdziwej radości, dystansu do siebie i humoru. Na początek... może parę odgrzanych kawałków pozwoli się nieco wyluzować:

 

Przychodzi baba do lekarza i pyta:

- Czy był tu już Petru?

- Nie... podobno jest jeszcze w innej strefie czasowej.

 

Przychodzi Petru do doktora i mówi:

- Jako lider opozycji...

- Drogi panie – przerywa mu lekarz – psychiatra przyjmuje piętro wyżej.

 

Przychodzi Petru do lekarza i mówi:

- Panie doktorze! Czuję się beznadziejnie. Wszystko mi się miesza, mam lęki i moczenie nocne...

Czy mógłby mi pan coś przepisać na Kaczyńskiego?

 

Przychodzi Petru do lekarza.

- Panie doktorze! Coś mi siedzi w głowie i rozrabia... co to może być?

Lekarz zagląda do uszu, potem do gardła i ze zdziwieniem kręci głową.

- Nie mogę tego rozpoznać... widzę tylko jakiś kod.

 

Lekarz rozgląda się po gabinecie.

- Panie Petru, gdzie pan jest?

- Jestem w kontakcie, jestem w kontakcie... jestem w kontakcie.

 

Przychodzi Petru do lekarza.

- Panie doktorze, mam straszną migrenę.

- Migrenę to może mieć książę Walii, a ciebie kolego, co najwyżej... wali we łbie.

 

- O! Dziś kaszle pan znacznie lepiej niż wczoraj – zwraca się lekarz do Ryszarda Petru.

- Bo panie doktorze – odpowiada zadowolony Rysiek – przez całą noc ćwiczyłem.

 

Przychodzi Petru do lekarza.

- Panie doktorze nikt nie traktuje mnie poważnie.

- Żartuje pan!

 

Przychodzi Petru do baby.

- Pakuj się, lecimy na Maderę.

 

Petru przychodzi do lekarza z poparzonymi uszami.

- Co się stało? – pyta lekarz.

- Prasowałem spodnie, gdy zadzwonili z Sejmu.

- A ręka i drugie ucho?

- Chciałem od razu zadzwonić na pogotowie.

 

Przychodzi Petru do lekarza, a lekarz podnosi głowę i mówi.

- Idź pan stąd, bo już zaczynają o nas niesmaczne kawały opowiadać.

 

PS.

- Tato, to czym się właściwie różni Petru od tej baby z kawałów o lekarzach?

- Niczym synku... w zasadzie niczym.

 

 

5
5 (2)

7 Comments

Obrazek użytkownika Dixi

Dixi

No to opowiem dłuuuugi kawał (z podtekstem).

Pewien Czukcza wybrał się na polowanie. Szedł, szedł, szedł... Całe trzy dni. Nagle widzi przesiekę w tajdze, a tą przesieką biegnie taka dziwna górka - od horyzontu po horyzont. Na tej górce leżą koło siebie jakieś deski, a zdłuż takie jakby długie sztaby żelaza... Czukcza pochyla sie, przykłada ucho do tych sztab i i słyszy łomot. Hałas narasta. Nagle "wiiiiiiiiiiuuuuuu... czu- Czu-CZu-CZU...!!!!" Ledwie uskoczył. Uciekał dwa dni. Wpada do chaty, łapie młotek i zaczyna rozwalać... samowar.

- Trzeba takie zabijać, zanim urosną.

--------------------------------------------
"Dixi et salvavi animam meam"
Obrazek użytkownika krzysztofjaw

krzysztofjaw
Tak przed snem? Uśmiałem się :)))

Pozdrawiam
Obrazek użytkownika Recenzent JM

Recenzent JM
To w zasadzie wyłączna zasługa jajcarza z nowoczesnej.

Serdecznie pozdrawiam

Więcej notek tego samego Autora:

=>>