alchymista's blog
Biurokracja – dla jednych zbawienie (Max Weber), dla innych przekleństwo. Jak czytamy z licznych doniesień, Biuro Bezpieczeństwa Narodowego to stajnia Augiasza. Symbolem panującego tam bałaganu jest tajemnicze zniknięcie aneksu do raportu z likwidacji WSI. Dociekanie, co się też w tym aneksie znajduje, jest na tyle medialne, że pozwala rzucić pewne światło na relacje między władzą wykonawczą, a cichą piątą władzą – administracją państwową.
Na nieistniejącej dziś stronie http://zmieleni.pl wisiał jakiś czas temu tekst pt. Ordynacja wyborcza w Rzeczypospolitej szlacheckiej. Po decyzji Andrzeja Dudy próbowałem odnaleźć wzmiankowany materiał. Niestety w tzw. "międzyczasie" strona zamieniła się na ruchjow.pl i tekst zniknął.
A przecież mógł. Dorwać się do mikrofonu i snuć opowieści o bigosie. Zrobić sobie autopromocję. Zajechać na miejsce karetą i z motocyklami, a może i kawalerią.
Z uwagą i rosnącym niepokojem słuchałem wykładu profesora Cenckiewicza oraz dyskusji z dnia 27.07.2015 roku, dostępnej na portalu youtube. W części pierwszej, w oparciu o informacje ogólnodostępne, Sławomir Cenckiewicz opowiedział o tym, jak doszło do rozwiązania WSI i jak przebiegały prace komisji weryfikacyjnej.
Jako że profesor Zybertowicz zachęcał kiedyś do tego, by czytać publikacje naszych przeciwników, przechwyciłem dziś w „locie” warszawski szmatławiec o nazwie „Metro”. Była to udana odpowiedź Agory na konkurencję, jaką stanowił dla niej popularny, bezpłatny dziennik „Metropol”. Potem „Metropol” pojawiał się coraz rzadziej, aż w końcu zanikł zupełnie.
A „Metro” zostało.
Duda chce na nowo podjąć misję polityczną Lecha Kaczyńskiego w Europie środkowej. W rozmowie z PAP stwierdził, że potrzebna jest budowa porozumienia państw Europy Środkowo-Wschodniej. Mówiąc „Europa Środkowo-Wschodnia” definiuje ją jako obszar między trzema morzami: Bałtykiem, Morzem Czarnym i Adriatykiem.
Na portalu niezalezna.pl skądinąd ceniony przeze mnie Przemysław Żurawski vel Grajewski snuje wizję włączenia kozaków do Rzeczypospolitej w roku 1632. Tekst ten warto przeczytać, nie jest on niczym nowym, ale raczej powtórzeniem dość naiwnego patrzenia na historię, z pominięciem czynników, których poważny publicysta nie powinien pomijać.