blogi

  •  |  Written by Marcin Brixen  |  0
    Koniec roku kalendarzowego zawsze obfitował w ogromną ilość manifestacji pojawiających się na mieście. Było to spowodowane tym, że NGO biorące pieniądze z zagranicy obijały się przez dwanaście miesięcy i kiedy na koniec trzeba było zrobić bilans roczny dla sponsora, okazywało się, że muszą w kilka dni wyrobić roczną normę.
    Pod blokiem Hiobowskich falowało morze transparentów.
    Hiobowscy wrócili z przedostatnich w tym roku zakupów (Mama Łukaszka: jest przecież jeszcze Sylwester) i z trudem torowali sobie drogę w tłumie. Już prawie dotarli do drzwi wejściowych, kiedy siostra Łukaszka zaczęła krzyczeć, że nie ma mamy Łukaszka. Nie było rady, musieli się wrócić.
    Mama Łukaszka stała przed jednym z transparentów trzymana przez grupkę dziewcząt w kolorowych włosach.
    - Widziałam już wiele manifestacji i wiele transparentów - wyjąkała mama Łukaszka. - Ale czegoś takiego jeszcze nie.
    Na transparencie widniał napis "Stop taksytucji".
    - Może to błąd ortograficzny - dumała siostra Łukaszka.
    - A jak powinien brzmieć poprawny napis? - zapytał Łukaszek.
    - Nie wiem - zasępiła się siostra.
    - Ma pani prawo nie wiedzieć, bo to skrót - oznajmiła dumnie dziewczyna trzymająca drążek od transparentu. - Chodzi o prostytucję taksówkarską.
    - Chyba nie uważa pani, że każdy taksó... - zaczęła babcia Łukaszka, ale dziewczyna jej przerwała:
    - Nie, nie, ależ nie, oczywiście! Wręcz przeciwnie! To pani, jako klientka taksówkarza go wykorzystuje!
    Babcię zatkało.
    - Przecież on w życiu nie przewiózłby pani swoim samochodem, no i w sumie mu się nie dziwię - dziewczyna zmierzyła babcię spojrzeniem. - Wykorzystuje pani trudną sytuację ekonomiczną tego człowieka, żeby mieć korzyść transportową. Korzyść, której nie będzie pani mieć za darmo, bo nikt pani nie podwiezie. Żałość w czystej postaci.
    Dziadek zdążył babcię odciągnąć zanim zdążyła eksplodować, a tata Łukaszka zapytał dziewczynę:
    - Przepraszam ale czy panie wcześniej nie protestowały w obronie prostytucji?
    - Tak, a skąd pan wie?
    5
    5 (3)
  •  |  Written by Marcin Brixen  |  0
    Mama Łukaszka poszła wyrzucić śmieci i traf chciał, że przy śmietniku spotkała męża dozorczyni pana Sitko. Tak jakoś dyskretnie zajrzała mu przez ramię i ujrzała, że wśród wyrzucanych śmieci przewijają się rybie ości.
    Tak jakoś niedyskretnie zwróciła na to uwagę.
    - Ości się wyrzuca, co?
    - Owszem, ości - odparł pan Sitko. - Jest ryba, to i muszą być ości.
    - Zaraz, moment - zaniepokoiła się mama Łukaszka. - Ale chyba nie kupił pan żywej ryby?
    Pan Siko milczał.
    - Kupiliście żywą rybę?!
    - Proszę pani - westchnął pan Sitko. - Każda ryba z początku jest żywa...
    - Właśnie! - przerwała mu mama Łukaszka i zalała się łzami. - A wyście ją zabili!
    - Przecież rybę nie boli - usprawiedliwiał się pan Sitko.
    - Co pan opowiada! Boli!
    - Ale nie jest człowiekiem - pan Sitko uroczyście podniósł palec.
    Był to cios potężny i mama Łukaszka długo nie mogła dojść do siebie. Wytrząsnęli już oboje śmieci z wiaderek, pan Sitko zdążył jeszcze spalić papierosa, a mama Łukaszka nadal nie mogła znaleźć odpowiedzi. Była na krawędzi paniki. Jak to? Pan Sitko, taki prosty człowiek i nie potrafiła znaleźć odpowiedzi? Och, oczywiście mogła odpowiedzieć, że jest chamem, typowym polskim antysemitą żądnym każdej krwi, nawet rybiej, ale wiedziała, że to nie byłoby to.
    - Tak, ryba nie jest człowiekiem - zaczęła ostrożnie. - Ale człowiekiem jesteśmy my. To jak my traktujemy innych, którzy człowiekami nie są, świadczy o naszym człowieczeństwie. Pan mi tu serwuje piękne słowa, ale wtedy to pewno pan po pijaku tą rybę na żywca tasakiem...
    - A wcale, że nie - odparł gładko pan Sitko. - Zadzwoniłem po karpiowy dream team.
    - Ke? - mama Łukaszka była zaskoczona.
    Pan Sitko pokazał palcem napisy sprajem na sąsiednim bloku "Nigdy nie będziesz filetowała sama" i "Aborcja ryby", Po tym ostatnim był podany telefon. Mamie Łukaszka wydawał się znajomy.
    - A widziałam busa oklejonego fotografiami potraw z ryb z tym numerem, u nas pod blokiem, przed świętami... Zaraz, Chyba mi pan nie powie, że przyjechał do was!
    - A do nas - pan Sitko beztrosko machał wiaderkiem.
    - Zgroza! - mama Łukaszka trzęsła się z oburzenia. - Tyle się zmieniło, że zamiast pana tasakiem machał ktoś inny!
    - Nie było żadnego tasaka. Jest pani zacofana - oświadczył pan Sitko. - To są profesjonaliści. Zrobili to zupełnie inaczej.
    - A jak?
    - Podali rybie tabletkę i spuścili ją w kiblu.
    Mamie Łukaszka wiaderko wypadło z ręki.
    - Tabletka to była nawet prosta sprawa - kontynuował beztrosko pan Sitko. - Ryba w kółko wystawiała pysk nad powierzchnię wody. Włożenie jej tabletki to była żabia prostota.
    - Ale, pan daruje, sam mówił, że rybę spuściliście w ubikacji... Czyli przepadła... Jak wobec tego mogliście ją zjeść i wyrzucać teraz jej ości?
    - Mówiłem pani, że to profesjonaliści - głos pana Sitko zabrzmiał chełpliwie. - Przywieźli własny kibel!
    Mamę Łukaszka zatkało.
    - Tak, tak - kiwał głową pan Sitko. - Mieli ze sobą taki zestaw. Zbiornik na górze, zbiornik na dole, a między tym sedes. Jak zaaplikowali rybie tabletkę i przestała się ruszać, to przełożyli ją do górnego zbiornika i spłukali do dolnego. I już.
    Mama Łukaszka przegrywała do zera ale próbowała jeszcze zdobyć honorowego gola.
    - No ale niech pan tak powie panie Sitko, nie czuł pan wtedy...
    - Proszę pani, pierwsze co ja wtedy zrobiłem to napiłem się kawy. A co ja czułem? Czułem ulgę, olbrzymią ulgę. Razem z małżonką odzyskaliśmy dla siebie miejsce w wannie.
    5
    5 (1)
  •  |  Written by sprzeciw21  |  0
    image
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Marcin Brixen  |  0
    Powoli zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Rodzina Hiobowskich stała przed blokiem i naradzała się nad dalszą strategią robienia zakupów.
    - Protestuję! - odezwał się obok jakiś młody głos. - Nie możecie robić tych zakupów!
    Obejrzeli się, stał tam jakiś młodzian z różowym rowerem i turkusową grzywką.
    - Jest bieda, inflacja! Osiemdziesiąt procent ludzi musi oszczędzać na jedzeniu!
    Tata Łukaszka zbył słowa młodziana machnięciem ręki.
    - Ja należę do pozostałych dwudziestu procent.
    - Jak to? - nie zrozumiał młodzian.
    - Tak to! - zaszczebiotała siostra Łukaszka. - Dwadzieścia procent to jedna piąta. Czyli jedna osoba z naszej pięcioosobowej rodziny.
    - Pięcioosobowej??? - zatkało Hiobowskich.
    - No tak, pięć - i siostra policzyła: tata, mama, babcia, dziadek i Łukaszek.
    - Dlaczego w takim razie jeździmy sześcioosobowym samochodem? - zapytał rozbawiony tata Łukaszka.
    - Bo to tradycja na Boże Narodzenie, puste miejsce dla niespodziewanego podróżnego, coś jak puste miejsce przy stole wigilijnym - replikowała siostra.
    - Święta obchodzą! Samochodem jeżdżą! - jęczał oburzony młodzian.
    - Powinna jeszcze raz powtarzać podstawówkę - skomentowała babcia Łukaszka popisy swojej wnuczki i z większością rodziny udała się na dalsze zakupy.
    - To jest skandal - pienił się młodzian i usiłował wcisnąć tacie Łukaszka jakąś ulotkę.
    - Co to jest?
    - Jestem aktywistą stowarzyszenia "Wyginiemy jak Barszcz Sosnowskiego"! W tym kraju, gdzie ludzie LGBT nie mogą sobie razem mieszkania kupić, gdzie wycina się lasy na potęgę, gdzie hoduje się zwierzęta na mięso, gdzie kościół narzuca ateistom jak ja co świętować.
    - Za każdym razem kiedy robicie takie ulotki, gdzieś tam na świecie ginie drzewo - replikował tata Łukaszka, po czym razem z siostrą Łukaszka rozstali się z aktywistą.
    Drugi raz spotkali się pod stoiskiem rybnym. Młody aktywista właśnie odchodził z siatką pełną rybich filetów.
    - Jak to? - siostrze Łukaszka zrobiło się przykro. - Przecież jest pan przeciw hodowli zwierząt na mięso...
    - Nawet kościół uważa, że to nie mięso! - zawołał aktywista i zniknął w tłumie.
    Trzeci raz wpadli na niego w punkcie pakowania prezentów w centrum handlowym. Kupował kartki świąteczne i czekał aż mu opakują prezenty.
    - Jak to? - siostra Łukaszka była zaskoczona. - Przecież pan jest ateistą i nie świętuje...
    - A co was obchodzi jak ja świętuję - zawarczał aktywista i oddalił się z prezentami.
    Czwarty raz spotkali się z nim w markecie. Stanęli za nim w kolejce do kasy.
    - Fiu, fiu, czego tu nie ma - rzekł tata Łukaszka patrząc na spiętrzony na taśmie stos towarów, zza którego nie było widać kasjerki.
    - Jak to? - załamała ręce siostra Łukaszka. - Przecież podobno bieda, mówił pan, że osiemdziesiąt procent ludzi oszczędza na jedzeniu!
    - Widocznie pan też jest w tamtych dwudziestu procentach rzekł słodko tata Łukaszka.
    - Robię wszystkie zakupy na raz, oszczędzam czas na jeżdżenie i na transporcie - sumitował się aktywista.
    Piąty raz wpadli na siebie pod marketem kiedy młody aktywista kupował choinkę.
    - Jak to? - siostra Łukaszka była zbulwersowana. - Drzewko z lasu? A ekologia?
    - Nie jest z lasu, jest z plantacji! - usprawiedliwiał się aktywista.
    Kiedy już wyjeżdżali z terenu marketu ktoś przy bramie machał rozpaczliwie.
    - Coś się stało - zaniepokoił się tata Łukaszka i zatrzymał auto.
    Osobą machającą był młody aktywista.
    - Szósty raz się spotykamy - zauważył tata Łukaszka.
    - Zepsuł i się samochód - bąknął aktywista. - Czy podwieźliby mnie państwo? Mam dużo zakupów.
    - Jak to? - nie mogła wyjść zdumienia siostra. - To nie wiezie ich pan swoim rowerem? Pan ma samochód?
    - To nie mój tylko... Kolegi - odparł gładko aktywista. - To jak?
    Tata się zgodził. Podjechali do tamtego auta, przeładowali zakupy. Wysadzili aktywistę w centrum i ruszyli dalej.
    Ujechali kawałek i zobaczyli znowu kogoś machającego rękami przy popsutym aucie.
    - To chyba nie znów ten aktywista? - zaśmiała się siostra Łukaszka.
    - Chyba nie, to mój znajomy... - powiedział tata Łukaszka hamując.
    Okazało się, że znajomy robi w nieruchomościach. I spieszy się do biura by podpisać umowę z klientem.
    - Kawalerkę kupuje - tłumaczył znajomy gdy wysiadali pod biurem. - Widzę, że już na mnie czeka. Przepraszam za spóźnienie.
    - Nic się nie stało - odpowiedział klient, odwrócił się i rozpoznali w nim młodego aktywistę, którego tym samym spotkali po raz siódmy.
    - Jak to? - krzyknęła siostra. - Taka niby inflacja a pan mieszkanie kupuje?
    - Nie sam kupuję, tylko z kimś - odciął się aktywista.
    Wracali już do domu, kiedy zadzwonił telefon. Mama Łukaszka dzwoniła i pytała czy już wrócili do domu z zakupów.
    - Jeszcze nie - powiedział tata Łukaszka.
    - To może byście mnie odebrali? Jestem na takim nowym osiedlu. Syn znajomej właśnie kupił tu mieszkanie do spółki z kimś i je oglądamy. Piękne jest.
    - Ten syn nie jest czasem aktywistą? - zaśmiała się siostra Łukaszka.
    - Nie, nie.
    - Odbierzemy - tata Łukaszka poprosił o adres.
    Weszli do mieszkania, przywitali się z mamą Łukaszka, jej znajomą i jej synem.
    - Kupiłem je do spółki z osobą bliską memu sercu - tłumaczył syn. - Ach, oto i jest!
    Otwarły się drzwi i do mieszkania wszedł młody aktywista.
    - Ósmy raz - tata Łukaszka zrobił facepalma.
    - Jak to? - oburzyła się siostra Łukaszka. - Mówi pan, że ludność LGBT prześladowana w tym kraju, a tu z chłopakiem pan sobie mieszkanie kupuje?
    Aktywista poczerwieniał na twarzy i krzyknął:
    - Macie coś przeciwko gejom?!
    - Nie - odpowiedział tata Łukaszka. - Uważam na przykład, że najpiękniejsze popularne piosenki pop o Bożym Narodzeniu śpiewają właśnie geje.
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Marcin Brixen  |  0
    Łukaszek wraz ze swoją mamą szli ze świątecznymi zakupami. Dotarli do swojego bloku i mama już westchnęła, że będzie usiała szukać kluczy w swojej przestanej torebce, gdy nagle z mroku wyłonił się jakiś młody człowiek niosący jakiś wąski a długi pakunek i przed nimi otworzył drzwi.
    - Dziękuję - powiedziała uradowana mama Łukaszka i poznała w młodym człowieku nowego sąsiada z ich piętra. Wsiedli razem do windy i mama Łukaszka ze zdumieniem skonstatowała, że ów tajemniczy przedmiot niesiony przez sąsiada to choinka.
    - Jak to? Przecież państwo niedawno obchodzili chanukę?
    - No i? - uśmiechnął się sąsiad. - To coś wyklucza?
    - No chyba - bąknęła mama Łukaszka. - Bo jaką pan wyznaje religię?
    - Żadną - odparł beztrosko młody sąsiad i wysiadł z windy. - Ja i moja żona po prostu cieszymy się życiem, bierzemy z niego to, co najlepsze i świętujemy. Żyjemy tak, jakby każdy dzień był świętem.
    - Bardzo to piękne - sapała mama nadążając za nim z trudem. Łukaszek szedł za nimi i nawet nie mrugał ze zdziwienia. Nie był nawet w połowie tak zaskoczony jak wtedy gdy sąsiad otworzył drzwi. Z drzwi bowiem wypłynęła osoba przystrojona wyłącznie w przybranie z siana dla chomików wokół bioder i biustu.
    - Nie mogłam znaleźć trawy w grudniu - zaszczebiotała istota i zauważyła Łukaszka i jego mamę, po czym zasłoniła się gwałtownie.
    Coś brzdęknęło. To Łukaszek upuścił torbę z zakupami.
    - Moja żona Zofia - próbował ratować sytuację sąsiad po czym wciągnął wszystkich do mieszkania.
    Mama Łukaszka zażądała wyjaśnień. Sąsiad z żoną siedzieli na kanapie, a Łukaszek cichrał się w kułak stał przy ścianie pokrytej farbą tablicową i zapisaną do połowy kredą.
    - Dzisiaj świętujemy rocznicę rezolucji ONZ ustanawiającej dwudziestego listopada Dniem Industrializacji Afryki - chlipała sąsiadka.
    - Za dwa dni chcemy świętować Wigilię - rzekł cicho sąsiad.
    - Wigilię czego? - zapytał Łukaszek.
    - Niczego, po prostu Wigilię. Postawimy choinkę, przystroimy ją, siądziemy do stołu, zjemy sushi i będziemy dla siebie mili. Nie wolno nam?
    - Wolno. A kolędy będziecie śpiewać?
    - Oczywiście. Ja bardzo lubię kolędy - uradowała się sąsiadka. - Ja co prawda nie wierzę w Boga, ale "Lulajże Jezuniu" ma taką piękną melodię. Bardzo lubię ją śpiewać, kiedy jestem szczęśliwa. Najchętniej na początku wakacji.
    - Wszystko mamy rozpisane na tablicy - sąsiad pokazał ścianę. - Po Wigilii świętujemy Jul, potem Boxing Day i wreszcie Powstanie Wielkopolskie. W ten sposób świętujemy cały rok.
    - Najbardziej nam się podoba chiński Nowy Rok. Uwielbiam wieszać latawca w kształcie karpia...
    - To chyba oznacza, że rodzina w domu ma syna... - przerwał jej Łukaszka.
    - Nie mamy dzieci, no i co? - rozłożyła ręce sąsiadka. - Nie wolno nam? Ktoś nam zabroni?
    Mama Łukaszka potrząsnęła głową i spojrzała na syna.
    - Nie no, oczywiście, można świętować co się chce. Znam ludzi, którzy świętują liczbę.
    - Dzień pi, czternastego marca. Też świętujemy.
    - Nie. Oni świętują dzisiaj.
    I Łukaszek wziął kredę i napisał na ścianie liczbę 1729.
    - Tylko tyle? I to wszystko? Nie ma jakichś tańców, gadżetów, obrzędów? - sąsiadka była rozczarowana. - Co to w ogóle jest? Co tu jest do świętowania?
    - To numer boczny pewnej taksówki. A dzisiaj są urodziny.
    - Rozumiem, tego taksówkarza.
    - Nie. Kolegi pasażera.
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Godziemba  |  1
    Choinki w obecnej formie pojawiły się najpierw w Niemczech, lecz zwyczaj strojenia drzewek pochodzi z celtyckiej Brytanii. Z Niemiec zwyczaj ten przywędrował do pozostałych krajów Europy
     

           Pierwsze ozdabiane choinki pojawiły się w Polsce w szlacheckich i mieszczańskich domach dopiero na początku XIX. Pojawienie się choinki wyparło wcześniejsze zwyczaje strojenia domów jemiołą, podłaźniczką czy jeszcze wcześniejszy zwyczaj strojenia snopka siania – przystrajano je jabłkami, słomianymi zabawkami, barwionym opłatkiem. Niekiedy wręcz gałązki świerkowe lub jodłowe przywieszano czubkiem do dołu do drewnianego stropu w izbie.
     

           Z czasem chłopi przejęli ten zwyczaj i szybko go rozpowszechnili. Tradycją stały się na wsi wyprawy do lasu po młode świerki.
     

          Poza bombkami zawieszano na drzewie ręcznie robione ozdoby. Każda taka ozdoba miała swoje znaczenie. Dla przykładu papierowy łańcuch oznaczał więzi rodzinne, dzwonki oznajmiały radosne wydarzenie, a światełka rozświetlały mrok, który nieustannie podąża za ludźmi. Gwiazda betlejemska na szczycie drzewka miała pomagać w powrotach do domu, a światełka na gałązkach odganiały zło.
     

          Drzewo iglaste w wielu kulturach uważane jest za symbol życia i jego odrodzenie.
     
     
    Niniejszym życzę czytelnikom mojego blogu Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia oraz Szczęśliwego i  przede wszystkim Zdrowego Nowego Roku.
     
     
     
     
     
    5
    5 (3)

    1 Comments

  •  |  Written by Marcin Brixen  |  0
    Łukaszek wraz ze swoim dziadkiem zmierzali do sklepu osiedlowego po kolejną porcję świątecznych zakupów, gdy przed drzwiami sklepowymi zastąpił im drogę pewien pan. Pan spytał czy zamierzają zrobić zakupy.
    - Owszem, zamierzamy - odparł uprzejmie dziadek.
    Pan, uśmiechając się z zakłopotaniem zapytał czy byliby tak uprzejmi i kupili mu coś.
    - Zapomniał pan zwyczajowego tytułowania kierownikiem albo prezesem - wtrącił Łukaszek.
    Pan zamachał rękami.
    - Nie, nie, nic takiego, panowie. Ja pieniądze mam. Proszę, żeby tylko panowie weszli i mi kupili jedną lub dwie rzeczy.
    - Ochrona nie chce pana wpuścić, bo pan... Kradł? - spytał domyślnie dziadek Łukaszka.
    - Skądże znowu! Wszystko panom później wyjaśnię... Także jakby panowie mogli...
    - No dobrze...
    - To proszę kupić to i tamto... I jeszcze proszę zobaczyć czy w sklepie jest sok z mango.
    - I też kupić?
    - Nie! - krzyknął nagle pan, zacisnął pięści i nagle w jego oczach pojawiły się złe błyski. - Nie kupować! Tylko zobaczyć!
    - Dobrze, dobrze, - dziadek zagarnął wnuka i poszli do sklepu oglądając się jeszcze kilka razy na pana. Pan przykleił się do wystawy i usiłował zajrzeć do środka.
    Kupili to, co mieli kupić, kupili też te dwie rzeczy dla pana pod sklepem. Wyszli.
    Pan przełożył zakupy do swojej siatki, oddał pieniądze i zapytał.
    - A... Sok z mango jest?
    - Jest - rzekł dziadek i odsunął się dwa kroki na wszelki wypadek. Pan co prawda nie eksplodował gniewem, ale i tak jego reakcja była zdumiewająca. Zaciął twarz i zaczął miotać przekleństwa pod adresem soku, jego producentów i konsumentów.
    - Ale co panu ten sok zawinił? - zdumiał się Łukaszek.
    - Przecież się wpycha w nasze życie! - zawołał z rozpaczą pan. - Ludzie, nie widzicie tego? On jest wszędzie! W sklepach! Na bilbordach! W ulotkach reklamowych! Co ma zrobić człowiek, który chce żyć w kraju nieprzesiąkniętym sokiem z mango?! Powinien nastąpić rozdział państwa od soku z mango!
    - Może pan odprowadzimy do domu - zaproponował szybko dziadek Łukaszka, mrugnął na wnuka i chwycili pana pod ręce. Pan nawet nie mieszkał daleko, bo w sąsiednim bloku. Wjechali windą, stanęli u drzwi. Na wycieraczce leżały ładnie wycięte kartki z gazetek reklamowych.
    - Usuwamy wszystkie strony, na których jest sok z mango - wyjaśnił pan i zadzwonił.
    - Kto tam? - rozległ się żeński głos. - Jeśli to akwizytorzy soku z mango to wynoście się do diabła!
    - To ja kochanie - odparł pan.
    Zazgrzytała zasuwa i wyjrzała jakaś przerażona kobieta.
    - Panowie pomogli zrobić mi zakupy... Stało się coś? - zaniepokoił się pan.
    Pani kiwnęła głową.
    - To jest znowu na bilbordzie przy szkole - szepnęła.
    Pan wszedł do wnętrze. W pokoju stał teleskop ustawiony na widok za oknem. Pan przypadł do niego i spojrzał. Łukaszek i dziadek weszli za nim. Nie potrzebowali teleskopu. Wyraźnie było widać reklamę sklepu polecającego w promocji sok z mango.
    - Co tam jest? - z pokoju wyjrzał zaciekawiony mały chłopiec.
    - Won do pokoju gówniarzu! - wrzasnął pan wpychając go z powrotem. - I żebyś się nie ważył odsłaniać okien!
    - Wychowujemy syna w nieświadomości co do istnienia soku w mango - szepnęła pani. - A tu takie coś. Ciągle nam światowy spisek producentów soku z mango rzuca kłody pod nogi.
    - Kiedy będzie dorosły to sam zdecyduje co będzie chciał pić, ale póki mieszka u nas, soku z mango nie dostanie - rzekł z zacięciem pan.
    - Wiecie panowie co się stało w Pawełkowicach? - spytała świszczącym głosem pani. - Jeden człowiek pił ciągle sok z mango. I co? I zabił matkę. To jest napój matkobójców. Jak ktoś może coś takiego produkować?
    - To jest światowy spisek uderzający w kobiety, nie ma kobiet, nie ma dzieci, nie ma dzieci jest depopulacja - wywodził pan. - Pisz Zofia skargę na ten bilbord. Zawłaszczają przestrzeń publiczną. Nie po to wchodziliśmy do Unii Europejskiej żeby teraz mieć wszędzie wszystko oklejone reklamami soku z mango. Nie mogę się doczekać kiedy ludzie przejrzą na oczy, zrzucą kajdany i będzie tańczyć na płonących zgliszczach fabryk tego napoju matkobójców. Panowie już wychodzą?
    - Tak - powiedział słabo Łukaszek.- Jeśli możemy.
    - Możecie, ale może czymś panów poczęstujemy? Mało kto u nas bywa. Goście to rzadkość - westchnęła pani. - Coś do picia?
    - Wody - rzekł szybko dziadek Łukaszka.
    - E tam, wody Mam coś lepszego - i pan sięgnął do szafki po kartonik.
    - Co to jest?
    - Sok z posmacza indyjskiego.
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Marcin Brixen  |  0
    Zarówno mama Łukaszka jak i mama Wiktymiusza zżymały się na samą myśl o Bożym Narodzeniu. Mierził je bardzo religijny charakter tej uroczystości.
    - Te święta powinny być bardziej świeckie - sarkała mama Łukaszka. - A jeśli są osoby, które nie wierzą?
    - To niech idą do pracy - odpowiadali beztrosko Hiobowscy i puszczali koło uszu gwałtowną lawinę argumentów mamy Łukaszka, że przecież święto państwowe i tak dalej.
    - Więc kiedy zrobicie rozdział państwa od kościoła w Boże Narodzenie będzie można pójść do pracy? - zakpiła babcia Łukaszka. Jej postawa dla mamy Łukaszka była ciężkim ciosem. Babcia bowiem, mimo, że niewierząca, z zapałem szykowała kolejne potrawy wigilijne i wspominała jak to pierwszy sekretarz ochrzcił dziecko.
    Pomoc przyszła z najmniej oczekiwanej strony czyli od taty Łukaszka. Miał wolny dzień, wzruszył się niedolą obu mam i zaoferował, że zrobi świeckie święto. Mama Łukaszka była cały dzień poza domem - demonstrowała na rynku śpiewając ateistyczne kolędy. Kiedy wieczorem wróciła do bloku, najpierw poszła po mamę Wiktymiusza a dopiero potem udała się do swojego mieszkania.
    Mimo ich złych przeczuć już od progu w ich nosy uderzyła miła woń jedzenia, gdzieś w tle cicho szemrało radio nadające świecką muzykę, a tata Łukaszka zaprosił je do dużego pokoju. Weszły, a tam...
    - Nie ma choinki - mama Wiktymiusza była odrobinę rozczarowana.
    - No, jest świecko - mama Łukaszka zaśmiała się nerwowo.
    Obie mamy siadły na kanapie i spoglądały na siebie z wyczekiwaniem.
    Wszedł tata Łukaszka i wniósł świecznik, a następnie zapalił świeczki.
    - Co to jest? - spytała słabo mama Łukaszka.
    - Menora - odparł tata Łukaszka.
    - Co to za święto? - spytała strasznym głosem mama Wiktymiusza.
    - Świecka chanuka.
    - Nie ma czegoś takiego jak świecka chanuka! - mamę Wiktymiusza aż poderwało.
    - Jak nie ma jak jest.
    - To jest antysemityzm!
    - Jak może być antysemityzm skoro świętujemy chanukę?
    - To jest obraza uczuć religijnych!
    - Nie ma czegoś takiego jak obraza uczuć religijnych, zawsze lewica to mówi katolikom - tata Łukaszka z niewzruszonym spokojem zaczął rozstawiać sztućce i talerze.
    - Co to będzie? - mama Łukaszka była zaniepokojona.
    - Tak jak mówiłem, zrobimy świecką chanukę. Nie będziemy niczego świętować, nie będziemy niczego życzyć. Zjemy sobie tylko coś. Mam aż dwa dania, żeby nie było, że nie miałyście wyboru.
    Wrócił po chwili z pierwszym półmiskiem.
    - Co to? - zainter4esowała się mama Łukaszka.
    - Ryba po grecku.
    - Po grecku...! - oburzenie mamy Wiktymiusza nie miało granic. - Odmawiam! To obraza!
    - Jak jedzenie może obrażać - tata Łukaszka wzruszył ramionami i ponownie udał się do kuchni. Wrócił z drugim daniem.
    - Tym razem chyba się paniom spodoba - powiedział. - Danie utrzymane w klimacie święta.
    - Co tym razem? - mama Wiktymiusza była bardzo podejrzliwa.
    - Golonka po żydowsku.
    5
    5 (2)
  •  |  Written by Godziemba  |  0
    Wybory z 1922 roku pogłębiły podziały w społeczeństwie polskim, czego skutkiem było zamordowanie prezydenta Narutowicza.
     

          Tydzień później odbyły się wybory do Senatu, w których wzięło udział ponad 5,5 mln osób, co stanowiło 61,35 % wyborców. Najniższą frekwencję odnotowano w województwach stanisławowskim i tarnopolskim – 31,5 %. Niska (ok. 41%) była również w województwach wileńskim, poleskim, wołyńskim i nowogródzkim. Na terenie d. Królestwa Polskiego frekwencja wyniosła 71,85 %.  Tradycyjnie najwyższa frekwencja była w województwach: poznańskim (86,04 %) i pomorskim (78,10%).
     

           Wybory do Senatu z jeszcze większą przewagą niż do Sejmu wygrała lista Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej, uzyskując 38,87 % głosów. Na drugiej pozycji uplasował się Blok Mniejszości Narodowych – 15,73 %, a na trzecim PLS „Piast” – 13,02 %. Czwarte miejsce zajął PSL „Wyzwolenie” – 9,46%, piąte – PPS – 8,69%, a szóste Narodowa Partia Robotnicza – 5,21.
     

         W rezultacie Chrześcijański Związek Jedności Narodowej uzyskał 48 mandatów, w tym 99 z list okręgowych  ( w tym m.in.  w woj. pomorskim 2 na 3 mandaty, poznańskim 4 na 7 mandatów, stanisławowskim 2 na 3 mandaty, łódzkim 4 na 7 mandatów, warszawskim 5 na 7 mandatów),  Blok Mniejszości Narodowych – 22 mandatów, w tym 18 z list okręgowych   (w tym m.in. w woj. śląskim2 na 4 mandaty, wołyńskie 5 na 5 mandatów i poleskie 2 na 3 mandaty), a PSL „Piast”  - 17 mandatów, w tym 14 z list okręgowych (m.in. w woj. lwowskim 4 na 9 mandatów, krakowskim 4 na 8 mandatów i tarnopolskim 2 na 5 mandatów).
     

          PSL „Wyzwolenie” obsadziło 8 mandatów, PPS – 7 mandatów, NPR – 3 mandaty, a Państwowe Zjednoczenie na Kresach – 1 mandat z woj., nowogródzkiego.
     

         Ostatnie 5 mandatów uzyskali kandydaci niezwiązani z żadną listą państwową – reprezentowali oni Związek Narodowo-Żydowski  (4 mandaty z woj. lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego) oraz przedstawiciel mniejszości białoruskiej (z woj. wileńskiego).
     

         W Sejmie I kadencji posłowie podzieli się na szereg klubów. I np. Chrześcijański Związek Jedności Narodowej utworzył trze odrębne kluby: Związek Ludowo-Narodowy, Klub Chrześcijańsko-Narodowy i Klub Chrześcijańskiej Demokracji. Z Bloku Mniejszości Narodowych wydzielili się posłowie żydowscy tworząc kluby:  Posłów Żydowskiej Rady Narodowej, Związku Żydowskich Posłów Wschodniej Małopolski, Posłów Organizacji Żydów-Ortodoksów „Szlojmej Emunej Izrael”, Żydowskich Posłów Centrali Związku Kupców. Posłowie niemieccy utworzyli klub Zjednoczenie Niemieckie.
     

         Do Sejmu weszło zaledwie 9 kobiet, w tym aż 6 z Chrześcijańskiego Zjednoczenia Jedności Narodowej, pozostałe z list PPS, PSL „Wyzwolenie” oraz Komitetu Zjednoczonych Stronnictw Narodowo-Żydowskich.
     

        Do Senatu wybrano 3 kobiety z list: PSL „Wyzwolenie”, z mniejszości ukraińskiej oraz Chrześcijańskiego Zjednoczenia Jedności Narodowej.
     

         Komentując rozkład głosów w Sejmie i Senacie Stanisław Wojciechowski napisał: „Wyraźnie występujący w ostatnim przesileniu rozkład na prawicę i lewicę pogłębił się w czasie ostatnich wyborów, lecz żadna ze stron walczących nie zdobyła większości mandatów w całym państwie. Ponownie okazało się, że przyjęty u nas system wyborów proporcjonalnych jest sprzeczny z postulatem rządów parlamentarnych, ponieważ sprzyja rozbiciu społeczeństwa na większą liczbę stronnictw, ułatwia słabym przeprowadzenie własnych kandydatur, a przez to niezmiernie utrudnia powstanie stałej większości parlamentarnej. Nie zmniejszyło tych  trudności nawet wprowadzenie systemu list państwowych, mających faworyzować silniejsze stronnictwa”.
     

         Z kolei prof. Roszkowski napisał, iż „W rezultacie wyborów w Sejmie RP powstał nowy układ sił politycznych. Prawica zwiększyła swój stan posiadania do 28 proc. mandatów, centrum poniosło ogromne straty uzyskując zaledwie 29,9 proc. mandatów, lewica wzmocniła się sięgając po 22,1 proc., zaś największe zyski zanotowały mniejszości narodowe gromadząc łącznie 20 proc. mandatów poselskich”.
     

         Uroczyste otwarcie nowego parlamentu odbyło się 28 listopada 1922 r. Przemawiając z tej okazji Naczelnik Państwa Józef Piłsudski powiedział: „Cztery lata temu otwierałem Sejm Ustawodawczy w chwili, gdy w różnych częściach naszego państwa nie byliśmy jeszcze gospodarzami, gdy los nasz był bardzo niepewny, gdy z wielu stron dochodził do nas gorący oddech wojny. Szczęśliwy jestem, że mogę otwierać pierwszy Sejm zwyczajny, nie nawołując do obowiązków walki, lecz do obowiązków spokojnej pracy pokojowej”.
     

         W swoim przemówieniu Piłsudski podkreślał pierwszoplanowe znaczenie zagadnień finansowych i gospodarczych dla niepodległości Polski. Zwracając się do parlamentarzystów apelował również o zgodną i lojalną współpracę dla dobra państwa.
     

          „Jesteście panowie pierwszym Sejmem, opartym o Konstytucję Rzeczypospolitej – mówił marszałek Piłsudski - i stanowicie punkt zwrotny w życiu państwa, które – wychodząc z okresu tymczasowości – wstępuje na drogę normalnego rozwoju. Konstytucja chce, że w tej pracy, która was czeka, razem z wami pracować będą i inne jeszcze równorzędne organy państwowe. Dotychczasowe życie polityczne Rzeczypospolitej nie wykazało wybitnych zdolności do współpracy. Sądzę przeto, że będę w tym wypadku rzecznikiem wszystkiego, co żyje i pracuje poza tą salą, gdy zwrócę się do panów z apelem, ażebyście przykładem swoim stwierdzili, że w naszej ojczyźnie istnieje możliwość lojalnej współpracy ludzi, stronnictw i instytucji państwowych”.
     

          Marszałkiem Sejmu wybrany został Maciej Rataj z PSL „Piast”, natomiast marszałkiem Senatu popierany przez prawicę Wojciech Trąmpczyński – marszałek Sejmu Ustawodawczego.
     

          Pierwszym zasadniczym zadaniem, które stanęło przed nowym parlamentem, był wybór przez Zgromadzenie Narodowe Prezydenta RP.
     

            Kilka dni przed wyborami prezydenckimi Naczelnik Państwa Józef Piłsudski oficjalnie poinformował o rezygnacji z kandydowania, uważając iż ograniczenie uprawnień prezydenta w konstytucji marcowej uniemożliwi mu sprawowanie realnej władzy.

        
           Głosowanie odbyło się 9 grudnia 1922 roku, a o urząd ubiegało się pięciu kandydatów: Jan Baudouin de Courtenay (kandydat mniejszości narodowych), Ignacy Daszyński (Polska Partia Socjalistyczna), Gabriel Narutowicz (bezpartyjny, wystawiony przez Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie”), Stanisław Wojciechowski (popierany przez Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast”) oraz Maurycy Zamoyski (związany z prawicą).


             W ostatniej, piątej turze wyborów zwyciężył Gabriel Narutowicz, pokonawszy kandydata prawicy Maurycego Zamoyskiego. O wygranej zdecydowały głosy mniejszości narodowych, które udzieliły poparcia Narutowiczowi po porażce Jana Baudouina de Courtenay.
     

           Wywołało to ogromne oburzenie wśród zwolenników prawicy uważających, że tylko obywatele narodowości polskiej powinni mieć wpływ na wybór prezydenta. Tragicznym skutkiem zaognienia nastrojów społecznych było zamordowanie prezydenta Narutowicza w dniu 16 grudnia 1922 roku przez Eligiusza Niewiadomskiego.
     
     
    Wybrana literatura:
     
    K. Kacperski – System wyborczy do Sejmu i Senatu u progu Drugiej Rzeczypospolitej
    T. i W. Rzepeccy – Sejm i Senat RP 1922-1927. Podręcznik dla wyborców, zawierający wyniki wyborów w powiatach, okręgach, województwach, podobizny senatorów i posłów sejmowych oraz mapy poglądowe
    Historia sejmu polskiego
    W. Roszkowski – Najnowsza historia Polski 1914-1993
    W. Wojciechowski – Wspomnienia, orędzia, artykuły
    5
    5 (2)
  •  |  Written by Smok Eustachy  |  0

    Mówię o zjawisku które jest i wzbudza niedowierzanie. Że niby nie wiadomo i nie ma badań. Ale mamy tu konkretny przykład toksyczności dzięki któremu możemy pokazać zjawisko. Nie powinno was dziwić że jesteśmy w kręgu Krytyki Politycznej, która wyrasta na matecznik patologii tego typu.

    Ale co się stało? Niejaka Agnieszka Szpila dostała nagrodę Grand Press i miała tam wystąpić na gali mając tyle samo czasu co inni. Zapragnęła jednak dłuższej wypowiedzi i zadzwoniła do przewodniczącego jury. Nie jest jasne czy on w ogóle miał tu coś do gadania? Sam wspomniany Andrzej Skworz twierdzi że kto inny był władny.

    W efekcie Szpila nie przyjęła nagrody i zaczęła bluzgać. Czyli zachowywać się przemocowo. Różnimy się i kobieta jest słabsza od mężczyzny dlatego preferuje inne formy przemocy: uderzenie w reputację itp.

    Na tym przykładzie widać że jest przyzwolenie na przemoc ze strony kobiet. Bo owa Szpila bluzga na wspomnianego Skworza i jakoś nikt nie potępia jej wyskoków. Kobiecie bowiem wolno więcej i na tym polega wspomniany przez nią patriarchat:

    „Nie odebrałam Grand Pressa przede wszystkim dlatego, że na tydzień przed galą rozmawiałam przez telefon z totalnym martwiakiem – reprezentantem ginącego gatunku mężczyzn podtrzymujących bez żenady gnijące i rozpadające się teraz na naszych oczach struktury patriarchatu. I wciąż przeżywam skutki tej rozmowy, odczuwam je przede wszystkim w ciele. Wszystko mnie boli. Czuję się brudna, opluta, zhańbiona."

    Tymi słowami zbluzgała wspomnianego Skworza. Wyzwiska te to przykład drugiego składnika toksycznej żeńskości: stawia się w roli ofiary i przedstawia się jako ofiara. Mężczyzna zaś ma być twardy a nie miętki. W obecnych czasach dominacji matriarchatu faceci coraz częściej jednak będą przejmować zachowania kobiece. Zjawisko to bywa określane kryzysem męskości. Takie czasy.

    Kobieta buduje obraz rzeczywistości na podstawie swoich uczuć i emocji, a nie na podstawie faktów, co wyraźnie widać w omawianym przykładzie: rzeczywistość nie ma dla niej znaczenia. Zadzwoniła do przewodniczącego jury, czego robić nie powinna bo nie można wpływać na suwerenną opinię jurora. On był w ogóle niekompetentny w tej sprawie. Twierdzi, że nie bluzgał i ma świadka. Ona zaś nie ma nagrania, ale bez skrupułów korzysta ze swojej uprzywilejowanej pozycji społecznej.

    Facet jak kłamie to wie że kłamie tymczasem kobieta może się przekonać, że to prawda jest. Stąd się brały różne wymogi tradycyjnokulturowosamcze aby przyjmować świadectwa przynajmniej 2 kobiet. Jedna może być bowiem odklejona jak pani Szpila. Zaraz jednak pojawią się różne białorycerze i simpy wywodzące tezę, że skoro ona jest zbulwersowana to ktoś musiał ją zbulwersować.

    Jeśli komuś natomiast przyszła do głowy Amber Heard przy okazji to słusznie przyszła.

    Na koniec zajmijmy się wspomnianym konkursem: guzik mnie on obchodzi i laureaty jego. Zająłem się nim tylko dlatego aby objaśnić na przykładzie podstawowe składniki toksycznej żeńskości: przemoc i jej specyficzne formy, stawianie się w roli ofiary, odklejenie. Zauważcie że w przestrzeni publicznej nie ma w ogóle mowy o toksycznej żeńskości i jej przejawach.

    W kontraście wprowadzę tu wywalenie psychologa Rafała Olszaka, który wcale nie bluzgał, pisał za to prawdę na Tłiterze, np.:

    „Zazwyczaj kobiety radzą sobie z odrzuceniem poprzez wchodzenie w rolę ofiary i oczernianie faceta. Działaj. Psychologom przyda się więcej klientów”.

    A tak na marginesie: czy owa osoba pisarska nie akceptuje wulgaryzmów jako środka wyrazu? Razem z Lempart nie bluzgała? Czy bluzgała?

    https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/slub-od-pierwszego-wejrzenia-tvn-psycholog-rafal-olszak-usuniety-dlaczego

    https://www.press.pl/tresc/74256,szef----press----o-telefonicznej-rozmowie-z-agnieszka-szpila_-jedno-zdanie-prawdy

    https://ksiazki.wp.pl/agnieszka-szpila-wyjasnia-powod-nieprzyjecia-nagrody-grand-press-czuje-sie-brudna-opluta-6844927566473856a

    5
    5 (1)
  •  |  Written by Godziemba  |  0
    5 listopada 1922 r. przeprowadzono wybory do Sejmu I kadencji, a tydzień później do Senatu I kadencji.
     

         W trakcie niezwykle ostrej kampanii wyborczej w 1922 roku zgłoszono 19 państwowych list wyborczych.
     

         Związek Ludowo-Narodowy, Chrześcijańsko-Narodowe Stronnictwo Rolnicze i Chrześcijańska Demokracja utworzyły wspólny blok wyborczy pod nazwą Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej.
     

         Ugrupowania centrowe stanowiły: Polskie Centrum (powstałe z połączenie Narodowego Zjednoczenia Narodowego i Stronnictwa Katolicko-Ludowego), Centrum Mieszczańskie, Narodowa Partia Robotnicza, PSL „Piast”, Unia Narodowo-Państwowa oraz Zjednoczenie Państwowe na Kresach.
     

         Lewica utworzyła następujące listy: PSL „Wyzwolenie”, PSL „Lewica”, Chłopskie Stronnictwo Radykalne, PPS oraz komunistyczny Związek Proletariatu Miast i Wsi.
     

        Mniejszości narodowe wystawiły wspólną listę pod nazwą Blok Mniejszości Narodowych Rzeczypospolitej Polskiej. Większość Ukraińców galicyjskich zbojkotowała wybory, jedynie polonofilskie organizacje stworzyły listę pod nazwą Agrarna Ukraińska Chłopska Partia tzw. Chliborobów. Ponadto Żydzi galicyjscy wystawili swoją listę Komitet Zjednoczonych Stronnictw Narodowo-Żydowskich, na  Żydzi z Królestwie Żydowski Demokratyczny Blok Ludowy. Z kolei żydowscy socjaliści utworzyli dwie listy: Ogólny Żydowski Związek Robotniczy w Polsce „Bund” oraz Żydowski Robotniczy Komitet Wyborczy „Poalej Syjon”.
     

        W wyborach przeprowadzonych 5 listopada 1922 r. wzięło udział 8,8 mln obywateli, spośród 13 mln uprawnionych do głosowania. Frekwencja wyniosła 67,7 proc. Najwyższa była w Wielkopolsce – około 87 proc. Najniższa w województwach stanisławowskim – 32 proc. i tarnopolskim – 35 proc. Wiązało się to z ww. bojkotem wyborów przez galicyjskich Ukraińców, nie uznających przynależności byłej Galicji Wschodniej do państwa polskiego.
     

        Jeśli chodzi o frekwencję w okręgach, to wyniosła od 89,95 %  w Szamotułach do 31,23 % w Stanisławowie. W b. zaborze pruskim oprócz Szamotuł największa była w Ostrowie (88,74 %), a najniższa w Hucie Królewskiej (64,7 %). Na terenie b. zaboru rosyjskiego największa była w Koninie (87,61 %), a najniższa w Grodnie (65,65 %). W Małopolsce największa była w Jaśle (77,18 % i Krakowie (75,96 %), a najniższa w Stanisławowie (31,23 %) i Złoczowie (33,10 %). Na Kresach największą zanotowano w Wilnie (66,30 %) i Krzemieńcu (62,47 %), a najniższą w Brześciu nad Bugiem (47,81 %) i Święcianach (50, 88%).
     

        Największe poparcie w wyborach – 28,95 proc. - otrzymał Chrześcijański Związek Jedności Narodowej, tworzony przez Związek Ludowo-Narodowy, Narodowo-Chrześcijańskie Stronnictwo Ludowe i Chrześcijańską Demokrację. W sumie prawica zdobyła 163 mandaty (134 w okręgach i 29 z listy państwowej).  Na 62 okręgi wyborcze lista ta nie uzyskała mandatów jedynie w 12 (m.in.: Zamość, Tarnów). Największe poparcie uzyskano w Warszawie, zdobywając aż 7 mandatów na 14 możliwych oraz powiecie warszawskim 4 na 5 mandaty. Prawica największe wpływy miała w województwach pomorskim, wielkopolskim, warszawskim i białostockim. W największych miastach (Warszawa, Łódź, Poznań, Kraków i Lwów) zdobyła 18 na 33 mandaty – ponad 54%.
     

         Drugi wynik uzyskał Blok Mniejszości Narodowych – 15, 86 proc., w którego skład weszli Ukraińcy, Białorusini, Niemcy, Żydzi i Rosjanie. Dodatkowo mandaty poselskie, łącznie 23, zdobyli również kandydaci startujący z listy ludowców żydowskich, syjoniści galicyjscy oraz Agrarna Ukraińska Chłopska Partia – tzw. Chliborobi.
     

        Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast” w wyborach otrzymało 13,08 proc. głosów, Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie” – 10,93 proc., Polska Partia Socjalistyczna – 10,28 proc., Narodowa Partia Robotnicza – 5,37 proc. Komuniści startujący w wyborach pod nazwą Związku Proletariatu Miast i Wsi uzyskali poparcie 1,37 proc. – głosowało na nich 121 tys. Wyborców (dodatkowo Komunistyczna Partia Górnego Śląska uzyskała 0.005 % głosów (5,4 tyś. Wyborców).
     

         PSL „Piast” zdobyło w sumie 70 mandatów (58 w okręgach i 12 z listy państwowej), wyprzedzając Blok Mniejszości Narodowych – 66 ( w tym 55 z okręgów). PSL „Piast” największe poparcie uzyskał w Nowym Sączu (3 z 6 mandatów), Tarnowie ( 5 z 7 mandatów) i Jaśle (4 z 6 mandatów). W Małopolsce ludowy uzyskali 40 z 59 mandatów.
     

        Z kolei blok mniejszości największe poparcie uzyskał w Kowlu, Łucku, Krzemieńcu, Brześciu nad Bugiem i Nowogródku. W tych okręgach zdobył 22 na 26 mandaty.
     

        PSL „Wyzwolenie” zdobyło 49 mandatów, w tym 41 w okręgach, a PPS 41 mandatów, w tym 27 w okręgach. Najwięcej  mandatów PSL „Wyzwolenie” zdobyło w Królestwie Polskim (Kielce i Iłża). Z kolei w województwach wschodnich : poleskim, wileńskim i nowogrodzkim ludowcy okazali się najsilniejszą partią polską. Zaś socjaliści najwięcej mandatów (po 3) uzyskali w Warszawie, Krakowie i Pińsku.
     

        NPR zdobyła 18 mandatów, w tym 15 w okręgach, a Komitet Zjednoczonych Stronnictw Narodowo-Żydowskich 15 mandatów, w tym 13 w okręgach.
     

        Inne partie obsadziły 22 mandaty, wszystkie z list okręgowych: Polskie Centrum  - 6 mandatów, Chłopskie Stronnictwo Radykalne – 4 mandaty, Chliborobi – 5 mandatów, Związek Narodowo-Żydowski – 2 mandaty, komuniści – 2 mandaty (Warszawa i Będzin), PSL-Lewica  - 2 mandaty, Żydowski Demokratyczny Blok Ludowy – 1 mandat.
     

         Pozostałe listy zgłoszone w wyborach nie uzyskały żadnego mandatu.
     
     
        W porównaniu do składu Sejmu Ustawodawczego najwięcej mandatów (24%) straciły stronnictwa centrowe
    . Największy w 1922 roku klub w Sejmie Ustawodawczym PSL „Piast” utracił w sumie 26 mandatów. Jednak prawdziwą klęskę poniosło Polskie Centrum , które uzyskało zaledwie 6 mandatów.
     

        Prawdziwe zwycięstwo uzyskał Blok Mniejszości Narodowych.  W Sejmie Ustawodawczym ludność niepolska miała zaledwie 17 posłów, w nowym aż 66. Gdy dodamy do tego 23 mandaty zdobyte przez inne listy mniejszości, liczba ta wzrośnie do 89 mandatów (ponad 20% wszystkich posłów).
     

        Ponadto wybory wzmocniły w Sejmie I kadencji zarówno prawicę jak i lewicę.
     
    CDN.
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Godziemba  |  0
    Ponad rok po uchwaleniu konstytucji marcowej, 28 lipca 1922 roku Sejm Ustawodawczy uchwalił ordynację do Sejmu i Senatu RP.
     
     
           Po uchwaleniu 17 marca 1921 roku przez  Sejm Ustawodawczy  ustawy zasadniczej  jego misja była spełniona, choć nadal nie rozstrzygnięta była kwestia przynależności Górnego Śląska oraz Wileńszczyzny. Dopiero po ostatecznych  decyzjach w tych kwestiach oraz wielomiesięcznej dyskusji, Sejm zadecydował o kształcie nowej ordynacji wyborczej.
     
     
          W myśl ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu, uchwalonej przez Sejm Ustawodawczy 28 lipca 1922 roku,  prawo wybierania przysługiwało każdemu obywatelowi Rzeczypospolitej bez różnicy płci, który w dniu ogłoszenia wyborów w Dzienniku Ustaw ukończył 21 lat i nie został w myśl przepisów ordynacji tego prawa pozbawiony. Prawa tego nie posiadały osoby pozostające w czynnej służbie wojskowej. Bierne prawo wyborcze posiadali wyborcy, także wojskowi, niezależnie od miejsca zamieszkania, którzy do dnia ogłoszenia wyborów ukończyli 25 lat.
     
     
           W przypadku wyborów do Senatu, czynne prawo wyborcze miały osoby, które ukończyły 30 lat, a bierne osoby, które osiągnęły 40 rok życia.
     
     
            Prawo kwestionowania wybieralności danej osoby do parlamentu należało do decyzji Sądu Najwyższego. W ten sposób uniemożliwiono komisji wyborczej wykreślanie kandydata z listy.
     

          Zgodnie z Konstytucją marcową wybory do Sejmu I kadencji były powszechne, równe, tajne, bezpośrednie i proporcjonalne. Wybierano w nich 444 posłów, z których 372 w 64 okręgach wyborczych a 72 z list państwowych. Największym był okręg miasto stołeczne Warszawa, w którym wybierano 14 posłów, najmniejsze natomiast były okręgi czteromandatowe.
     

           Wprowadzenie list państwowych miało – wedle Peretiakowicza – „przyczynić się do podniesienia poziomu umysłowego Sejmu. Pozwoli bowiem stronnictwom postawić na liście państwowej i wprowadzić do Sejmu szereg ludzi fachowych, którzy są niezbędni dla pracy ustawodawczej, którzy jednak mogą być nieznani szerszym kołom w swoim okręgu, gdyż nie biorą udziału w agitacji politycznej i nie przemawiają na wiecach. Postawienie na liście państwowej umożliwia im pozyskanie mandatów bez względu na kwestie popularności lokalnej. Przy systemie listy państwowej kandydaci wybrani na tej liście są wprawdzie zależni od stronnictwa ale za to zupełnie niezależni od  wyborców, którzy zwykle zabierają wiele czasu posłom swego okręgu, żądając usług i popierania spraw prywatnych. Posłowie listy państwowej mogą cały swój czas poświęcić sprawom publicznym i pracy sejmowej”.
     

           Zdecydowanym krytykiem utworzenia list państwowym był natomiast prof. Rostworowski uważając, iż listy państwowe są sprzeczne z konstytucją, „która nakazuje, by ciała reprezentacyjne, Sejm i Senat składały się z osób wybranych – a nie – w części wybranych, a w części z prawa powołanych”.
     

         W przypadku wyboru danej osoby zarówno z listy okręgowej jak i listy państwowej, kandydat winien oświadczyć Generalnemu Komisarzowi Wyborczemu w ciągu tygodnia od ogłoszenia wyników wyborów, który mandat przyjmuje.
     

         Ordynacja wyborcza nakazywała każdy okręg wyborczy podzielić na obwody głosowania, przy czym żaden obwód głosowania nie powinien liczyć więcej niż 3000 mieszkańców.
     

          Nad przebiegiem wyborów czuwała Państwowa Komisja Wyborcza, która składała się z Generalnego Komisarza Wyborczego oraz 8 członków, przedstawionych przez osiem najliczniejszych klubów poselskich ustępującego Sejmu. Podstawowym zadaniem PKW był rozdział mandatów z list państwowych. Generalnego Komisarza Wyborczego na wniosek Rady Ministrów mianował Prezydent spośród trzech kandydatów, rekomendowanych przez zebranie prezesów Sądu Najwyższego.
     

          Przy okręgowych komisjach wyborczych ustanowieni zostali komisarze wyborczy mianowani przez Ministra Spraw Wewnętrznych
     

          W myśl postanowień ordynacji wyborczej mandat posła wygasał w wyniku jego śmieci, zrzeczenia się mandatu, utraty prawa wybieralności,  w przypadku nie uczestnictwa bez stosownego usprawiedliwienia w 15 kolejnych posiedzeniach Sejmu, odmówienia złożenia ślubowania, objęcia płatnej służby państwowej (z wyjątkiem stanowisk ministra, podsekretarza stanu lub profesora wyższej uczelni).Wygaśnięcie mandatu stwierdzał Sejm.
     

         W przypadku wyborów do Senatu, każde województwo stanowiło jeden okręg wyborczy. Taki sam status miała także Warszawa. Tym samym Polska została podzielona na 17 okręgów wyborczych, w których wybierano 93 senatorów. Najwięcej senatorów wybierano w województwach lwowskim i kieleckim. Pozostałych 18 senatorów wybierano z list państwowych.
     

          W momencie uchwalenie ordynacji wyborczej doszło do przyspieszenie wzrostu inflacji w Polsce. Gazety wprowadziły „Co wczoraj wzrosło”,  informując przykładowo 1 września 1992 roku, że taryfy osobowe PKP wzrosły o 50–60%, podobnemu wzrostowi cen uległy tytoń, gazety, taryfy pocztowe czy towarowe. We wrześniu wzrosły opłaty tramwajowe ze 100 marek do 200 marek.
     

          Ciągły wzrost cen towarów spowodował w ostatnim kwartale 1922 roku szereg strajków: przedsiębiorców komunalnych, pracowników pocztowych, włókniarzy, w telefonach warszawskich, górników w Zagłębiach Dąbrowskim i Chrzanowskim i wielu innych.

         
          Wielotygodniowy spór Piłsudskiego z prawicą sejmową zakończył się 31 lipca 1922 roku mianowaniem na prezesa ministrów prof. Jana Nowaka, który stworzył gabinet popierany przez lewicę i centrum. Dopiero wtedy, 17 sierpnia 1922 roku Naczelnik Państwa podpisał dekret (opublikowany następnego dnia w Dzienniku Ustaw). wyznaczający na 5 listopada 1921 roku wybory do Sejmu. Wybory do Senatu miały odbyć się tydzień później.  
     
    CDN.
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Godziemba  |  0
    Polscy sportowcy zadebiutowali na igrzyskach w 1924 roku.
     
     
          W 1921 roku ostatecznie zadecydowano, że w roku Igrzysk VIII Olimpiady (1924) rywalizacja w konkurencjach zimowych odbędzie się w Chamonix, na kilka miesięcy przed rozpoczęciem igrzysk letnich w Paryżu. Początkowo nie miała ona jednak statusu olimpijskiego, ponieważ działacze MKOL chcieli się przekonać, czy igrzyska zimowe uzyskają właściwą rangę.
     
     
           Na przełomie stycznia i lutego 1924 roku przedstawiciele zimowych dyscyplin spotkali się we francuskiej miejscowości Chamonix.
     
     
            Początkowo impreza funkcjonowała pod nazwą Tydzień Sportów Zimowych, dopiero VIII Kongres Olimpijski w Pradze w maju 1925 roku uznał ją za I Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Medale dostarczono zawodnikom drogą pocztową.
     
     
            W zawodach wzięli udział także reprezentanci Polski. Ekipa składała się z grupy narciarzy i panczenisty Leona Jucewicza, a na jej czele stał prezes Polskiego Związku Narciarskiego – ppłk dr Władysław Osmolski oraz przedstawiciel Polskiego Związku Łyżwiarskiego – J. Wyczałkowski.
     
     
             Ze względu na komplikacje z dotarciem koleją na miejsce zawodów, polscy olimpijczycy spóźnili się na ceremonię otwarcia igrzysk. W tej sytuacji na defiladzie reprezentował Polskę dziennikarz i publicysta – Kazimierz Smogorzewski, niosąc narodową flagę.
     
     
            Spośród zawodników polskich najlepszą pozycję – ósmą – zajął panczenista Leon Jucewicz z AZS Warszawa, który był pierwszym sportowcem oficjalnie reprezentującym Polskę na stracie olimpijskich zawodów.
     
     
            Spośród narciarzy najkorzystniej zaprezentował się Andrzej Krzeptowski I  z SN PTT Zakopane, który w kombinacji klasycznej (obecnie określanej jako norweska) zajął 19. pozycję.
     
     
             „Krzeptowski skakał poprawnie, - napisał w sprawozdaniu dr Stanisław Polakiewicz - lecz nie osiągnął większej odległości. Nic w tem dziwnego, gdy się zważy, że nie rozporządzał w Polsce większą skocznią, która nadawałaby się do wyrobienia długości i pewności skoku. Wszystkie zaś małe skocznie krajowe miały zbyt łatwy doskok, dający bardzo słabe ciśnienie – przejście z nich na wielkie skocznie jest zbyt trudne.
     
     
              Na największej w kraju skoczni Jaworzynce (Wielka Krokiew została otwarta 22 marca 1925 roku), gdzie trenowali Polacy, można było uzyskiwać odległości nie większe niż 30 m, tymczasem obiekt w Chamonix pozwalał na skoki nawet pięćdziesięciometrowe. Krzeptowski uzyskał 33 i 32 m, co pozwoliło mu zająć w klasyfikacji skoków miejsce 21.
     
     
              W patrolu wojskowym, z którego po II wojnie światowej rozwinął się biathlon – Polacy wypadli najgorzej. Na trasie zemdlał Witkowski, jednak po odzyskaniu świadomości kontynuował bieg. Z kolei Wójcicki połamał narty.
     
     
              W maratonie narciarskim Witkowski zajął ostatnie miejsce, tracąc do zwycięzcy   2 godz. 40 min do zwycięzcy. Znaczną część trasy biegł jednak na resztkach jednej swojej narty, drugą natomiast pożyczył od kibica.
     
     
             Tak więc olimpijski debiut polskich zawodników wypadł więc dość słabo. Niemniej liczył się sam udział i zebranie doświadczeń z wielkiej imprezy. Do Francji udała się także nasza narciarka, mistrzyni Polski, Elżbieta Ziętkiewiczowa, która jednak nie została dopuszczona do rywalizacji z mężczyznami.
     
     
              Na letnie igrzyska rozgrywane w Paryżu (4 maja-27 lipca 1924) pojechało 78 polskich sportowców, którzy dotarli do stolicy Francji, jadąc koleją najniższą, trzecią klasą.
     
     
             Trudna sytuacja finansowa Polski sprawiła, iż występ Polaków nie był do końca pewny.
     
     
             Na czele ekipy stali działacze PKIOL: prezes ks. Kazimierz Lubomirski, Wacław Znajdowski oraz sekretarz Jerzy Giżycki.
     
     
            Chorążym reprezentacji Polski na Igrzyskach VIII Olimpiady był Sławomir Szydłowski, startujący w rzucie oszczepem i rzucie dyskiem.
     
     
             Większość polskich lekkoatletów odpadła w klasyfikacjach, a  a jedynym sklasyfikowanym zawodnikiem był Antoni Cejzik z  warszawskiej Polonii. „Wyniki Cejzika obliczone według punktacji dziesięcioboju – napisano w „Stadjonie” zapewniłyby mu czwarte miejsce na Olimpjadzie... w Antwerpii. W Colombes nie odegrał żadnej roli. Oto naoczne, bliskie kryterjum jak daleko świat sportowy poszedł naprzód w ciągu czterech lat”. Ostatecznie Cejzik zajął 11. miejsce na 36 startujących w dziesięcioboju.
     
     
             Wybitny znawca lekkiej atletyki Zygmunt Głuszek, napisał po latach: „Oceniając start paryski z perspektywy czasu, jasne jest, że wynik wyprawy nie mógł być inny. Początkująca polska lekkoatletyka, oprócz wielkiego zapału do pracy zawodników, nie posiadała nic więcej. (…)   W ciągu 28 lat historii nowoczesnych igrzysk olimpijskich inne kraje, korzystając z lepszych warunków niż Polacy, zdołały wypracować sobie taką przewagę, że o nawiązaniu z nimi jakiejkolwiek walki nie mogło być na razie mowy. Kto się łudził, ten w Paryżu stanął twarzą w twarz z niezbyt wesołą rzeczywistością. Okazało się, że trzeba będzie jeszcze wiele pracy i usprawnień organizacyjnych, aby móc nawiązać kontakt przynajmniej ze średnią klasą europejską”.
     
     
            Porażką zakończył się udział bokserów, z których żaden nie wygrał walki, okazało się dobitnie, iż  od najlepszych dzieliła ich przepaść. „Trudno winić tu zawodników, - napisał dr. Polakiewicz - którzy dali z siebie wszystko i walczyli do upadłego. Winę ponoszą ci, którzy niewłaściwie i zbyt optymistycznie osądzili poziom naszego pięściarstwa”.
     
     
            Także szermierze, w tym jedyna Polka startująca w Paryżu, Wanda Dubieńska, odpadali regularnie w swoich eliminacjach.
     
     
             Podobnie było w przypadku wioślarzy, jednak doświadczenie zdobyte podczas igrzysk dało efekty nadspodziewanie szybko, gdyż Osiecimski-Czapski już rok później, na ME w Pradze, zdobył pierwszy medal w historii polskiego wioślarstwa – brązowy .
     
     
              W zapasach Wacław Okulicz-Kozaryn zajął 7 miejsce w stawce 27 zawodników. W strzelaniu z pistoletu do sylwetek Marian Borzemski zajął dziewiąte miejsce.
     
     
             Dopiero ostatniego dnia igrzysk Polska zdobyła medale. Pierwszy medal w dziejach naszego olimpizmu zdobyła drużyna kolarzy torowych, w składzie: Józef Lange  z WTC Warszawa, Jan Łazarski z KKCiM Kraków, Tomasz Stankiewicz z WTC Warszawa i Franciszek Szymczyk z WTC Warszawa. Wywalczyli oni srebrny medal w wyścigu pościgowym na 4 km.  
     
     
            Drugi medal, tym razem brązowy, zdobył w jeździectwie por. Adam Królikiewicz.
     
     
             Z kolei polska drużyna WKKW zajęła siódme miejsce. Jednym z członków drużyny był  późniejszy dowódca Armii Krajowej, Tadeusz „Bór” Komorowski „Bór”.
     
     
             Debiut polskich sportowców na igrzyskach olimpijskich trudno więc uznać za sukces.
     
     
             Sytuacja odmieniła się diametralnie, kiedy do udziału w lekkoatletyce dopuszczono kobiety. Cztery lata później w Amsterdamie polskie lekkoatletki wypadły znakomicie. Polska reprezentacja udowodniła wówczas, że gdy nie ma opóźnień szkoleniowo-organizacyjnych w porównaniu z innymi państwami, stać ją na najlepsze wyniki.
     
     
     
     
    Wybrana literatura:
     
     
    R. Sujecki – Życie sportowe w Drugiej Rzeczypospolitej
     
    B. Tuszyński - Polscy olimpijczycy XX wieku
     
    Zarys historii sportu w Polsce 1867-1997
     
    W. Lipoński - Dzieje sportu polskiego
     
    W. Lipoński - Polacy na olimpiadach
     
     
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Godziemba  |  0
    Wojna polsko-bolszewicka uniemożliwiła polskim zawodników udział w Igrzyskach Olimpijskich w Antwerpii w 1920 roku.
     
     
          Sportowcy polskiego pochodzenia po raz pierwszy wystąpili na igrzyskach olimpijskich podczas zawodów w Londynie w 1908 roku.
     
     
          Startowali jednak w barwach obcych państw, dlatego nie uznaje się tej daty za nasz oficjalny debiut olimpijski. I tak, Felicja Pietrzykowska, reprezentująca Austrię, wzięła udział w turnieju tenisowym, ale od padła już w pierwszej rundzie. Znakomicie natomiast wypadł w konkursie skoków do wody Jerzy Gajdzik, występujący w amerykańskich barwach. W skokach z trampoliny zdobył on brązowy medal.
     
     
         Podczas V Olimpiady w Sztokholmie w 1912 roku, pochodzący ze Lwowa, reprezentujący Austrię, w biegach eliminacyjnych na 200 i 400 m zajął trzecie miejsce, a dalszych etapów kwalifikowało się wówczas jednie dwóch pierwszych zawodników.
     
     
         „Startowałem po raz pierwszy na wielkich zawodach. – wspominał po latach - Stadion mnie oszałamiał,  czterdzieści tysięcy. Ogromne to, wielkie... A nasz, lwowskiej Pogoni – do czego to porównać? Każda narodowość miała wydzielony sektor. Śpiewano narodowe pieśni i wznoszono okrzyki. Cóż za doping! Na trybunach tylko kilku Polaków, w tym między innymi Kazimierz Hemerling i Zygmunt Kłośnik-Januszowski, pierwsi polscy sprawozdawcy. Stremowany, nie oswojony z atmosferą zawodów olimpijskich, osiągnąłem słabsze wyniki od tych, na które oczekiwałem”.
     
     
         Kilku Polaków reprezentowało w czasie tych igrzysk barwy Rosji. Byli to piłkarze: Borejsza i Fiodor Rymsza, strzelec Oswald Reszke, lekkoatleta Piotr Gajewski, a także jeźdźcy – Sergiusz Zahorski i Karol Rόmmel.
     
     
         Największe emocje wzbudził start Rόmmela w konkursie skoków. Do ostatniej przeszkody szło mu znakomicie i miał duże szanse nawet na złoty medal. Jednak na ostatniej przeszkodzie jego koń „Ziablik” potknął się, co spowodowało upadek, po którym trafił do szpitala. W efekcie ukończył rywalizację na dziewiątym miejscu w stawce 31 jeźdźców.
     
     
         Król Szwecji, Gustaw V przesłał do szpitala wierną kopię złotego medalu, uznając, że Rόmmel zasługuje na wyróżnienie.
     
     
         I Zjazd Polskich Zrzeszeń Sportowych i Gimnastycznych odbył się, dzięki inicjatywie Warszawskiego Koła Sportowego,  w dniach od 20 do 22 września 1918 roku w Warszawie. Podczas obrad honorowy prezes zjazdu  prof. Eugeniusz Piasecki zaproponował utworzenie centralnej instytucji, która kierowałaby polskim sportem. Opracowano także ujednolicone przepisy różnych dyscyplin i konkurencji sportowych oraz zainicjowano organizację tzw. „igrzysk narodowych” w celu lepszego przygotowania naszych zawodników do rywalizacji na arenie międzynarodowej.
     
     
         Z okazji zjazdu, na Agrykoli odbyły się zawody w różnych dyscyplinach sportowych, wzorowane na programie i regulaminie igrzysk olimpijskich w Sztokholmie w 1912 roku.
     
     
        Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę rozpoczęto tworzenie zorganizowanego ruchu sportowego w obrębie całego kraju. W oparciu o Ustawę o wolności zrzeszania się w organizacje z dnia 8 stycznia 1919 roku oraz rozporządzenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z 18 stycznia  przystąpiono do tworzenia narodowych związków poszczególnych dyscyplin.
     
     
         Do podstawowych zadań związków sportowych należało: „opracowywanie i wydawanie ujednoliconych regulaminów i przepisów, zgodnych z przepisami międzynarodowych federacji; ustalanie planów szkolenia; przeprowadzanie zawodów i rozgrywek wszystkich szczebli oraz organizowanie w Polsce imprez międzynarodowych; zatwierdzanie rekordów Polski w sportach wymiernych; szkolenie i mianowanie instruktorów, trenerów i sędziów sportowych; reprezentowanie poszczególnych dyscyplin wobec władz polskiego sportu i w odpowiednich federacjach międzynarodowych; przygotowanie i ustalanie składu polskiej reprezentacji w poszczególnych dyscyplinach do udziału w imprezach międzypaństwowych i międzynarodowych, a zwłaszcza mistrzostwach Europy, mistrzostwach świata oraz igrzyskach olimpijskich”.
     
     
        Pierwszym związkiem sportowym, który utworzono w II Rzeczypospolitej był Polski Związek Lekkoatletyczny, który powołano11 października 1919 roku w siedzibie Krakowskiego Towarzystwa Lekarskiego. Prezesem związku został Tadeusz Kuchar, a siedzibą organizacji mieściła się w Lwowie. W trakcie zjazdu  podjęto uchwałę o konieczności powołania Polskiego Komitetu Olimpijskiego.
     
     
        Następnego dnia utworzono Komitet Udziału Polski w Igrzyskach Olimpijskich, którego prezesem został dr Stanisław Polakiewicz, lwowski adwokat i działacz sportowy.
     
     
        Komitet, nad którym protektorat objął Naczelnik Państwa Józef Piłsudski, powstał podczas posiedzenia w Hotelu Francuskim w Krakowie, przede wszystkim dzięki zaangażowaniu działaczy galicyjskich.
     
     
        Krakowski „Ilustrowany Kurier Codzienny” 19 listopada zaproponował inną nazwę: Polski Komitet Igrzysk Olimpijskich. Została ona przyjęta na posiedzeniu w Warszawie 1 grudnia 1919 roku. Ustalono wówczas statut organizacji, a na jej prezesa wybrano księcia Stefana Lubomirskiego.
     
     
        Siedziba PKIOL mieściła się w Warszawie, w gmachu Ministerstwa Zdrowia Publicznego, w Al. Ujazdowskich. Za główne wyzwania PKIOL uznał potrzebę jak najszybszej organizacji kolejnych związków sportowych oraz przygotowanie i wysłanie reprezentacji narodowej na Igrzyska VII Olimpiady w Antwerpii.
     
     
        Udział w igrzyskach miał zaprezentować na forum międzynarodowym odrodzoną Rzeczpospolitą.
     
     
        Trochę później powstała pierwsza z organizacji gier zespołowych – Polski Związek Piłki Nożnej. W Warszawie w dniach 20-21 grudnia 1919 roku spotkali się działacze 31 stowarzyszeń i klubów piłkarskich, którzy na prezesa PZPN wybrali doktora medycyny Edwarda Cetnarowskiego, a na główną siedzibę związku – Kraków (od 1928 roku była nią Warszawa).
     
     
         Przygotowania PKIOL do planowanego startu olimpijskiego w roku 1920 polegały przede wszystkim na wsparciu zawodników, mających pojechać na igrzyska. Sportowcy uzyskali  urlopy z wojska oraz  pomoc wojska w szkoleniu.
     
     
         Pomimo przygotowania lekkoatletów, jeźdźców konnych, drużyny piłkarskiej, szermierzy i tenisistów zagrożenie państwa agresją bolszewicką zadecydowało , iż PKIOL podjął 12 lipca 1920 roku uchwałę o wycofaniu naszej reprezentacji.
     
     
         Sierpniowe zmagania olimpijskie zbiegły się z krwawą walką o utrzymanie niepodległości Polski i zatrzymanie ekspansji komunizmu na zachód Europy. W zwycięskiej wojnie wzięło udział około 90% zawodników zakwalifikowanych uprzednio do belgijskich igrzysk,  a kilku z nich  poniosło śmierć.
     
     
        W Antwerpii  wzięło jednak udział dwóch sportowców polskiego pochodzenia.  Startujący w drużynie Stanów Zjednoczonych Józef Krzyczewski zdobył brązowy medal w przeciąganiu liny, natomiast w zapasach  uczestniczył zawodnik o nazwisku Szymański.
     
     
        Do programu igrzysk w Antwerpii włączono hokej na lodzie i konkurencje łyżwiarstwa figurowego, co sygnalizowało wzrost zainteresowania MKOl zimowymi dyscyplinami.
     
     
    CDN.
     
     
     
    5
    5 (1)
  •  |  Written by sprzeciw21  |  0

    Rozmowa z byłym prezesem państwowej spółki zbożowej Elewarr Danielem Alain Koroną, który w latach 2018-2022 wyprowadził spółkę z finansowego dołka i doprowadził do rekordowych zysków, dziś współpracującego ze Związkiem Zawodowym Rolnictwa "Korona".
     

    Rolnicy, izby rolnicze, agroUnia wiele mówią o zalewie zbożem ukraińskim. Jednak zdaniem resortu rolnictwa do tego nie doszło.
    Do zalewu rynku nie doszło, ale z powodów logistycznych, i na ten czynnik wskazywałem już na początku lipca, ale także z powodu otwarcia korytarza zbożowego przez Morze Czarne. Ale import z Ukrainy wpłynął na rynek, zwłaszcza w południowo-wschodniej Polsce i zdestabilizował sytuację. Od 1 lipca do 20 listopada zaimportowano według danych celnych ok. 1,3 mln ton zbóż z czego prawie 1 mln ton kukurydzy. Mówimy zaimportowano, ale nie wiemy ile z tzw. tranzytu przez Polskę zostało w kraju. Odnośnie rzepaku zaimportowano już ponad 0,5 mln ton. I nie stanowiłoby to problemu, gdyby nie tegoroczne rekordowe zbiory. Ok. 3,6 do 3,8 mln ton rzepaku, ponad 27 mln ton zbóż podstawowych a razem z kukurydzą ok. 34-36 mln ton. Zapasy ubiegłoroczne wynosiły 3 mln ton zbóż (ministerstwo rolnictwa nawet mówiło o 5 mln ton) a import będzie rzędu 3 mln ton rocznie. Oznacza to, że przy obecnych trendach importowych, podaż wyniesie ponad 5 mln ton rzepaku i ok. 40-42 mln ton zbóż. Zużycie krajowe zaś to ok. 3,2 mln ton rzepaku i 25-27 mln ton zbóż. Eksport rzepaku jest minimalny, eksport zbóż według KOWRu 2,5 mln ton w ciągu 3 miesięcy. Najwyższy do tej pory eksport wynosił ok. 9 mln ton rocznie. Zatem można się spodziewać, że w przyszłym sezonie, będziemy mieli zapasy rzędu 1-1,5 mln ton rzepaku i nie mniej niż 6-8 mln ton zbóż, chyba że eksport nam wzrośnie, ale to jest problematyczne. Przy takiej nadpodaży, ceny skupowe muszą się obniżać, i to następuje. A w przyszłym roku, w żniwach przy takim stanie zapasów i dalszym imporcie, sytuacja może jeszcze bardziej pogorszyć się.

    Czyli ceny będą się obniżać?
    Mówiłem o krajowych czynnikach. Jednak cena krajowa jest pochodną czynników krajowych oraz cen giełdowych zagranicznych, a te są wynikiem wielu czynników, głównie oczekiwań w zakresie np. rozwoju gospodarczego w Chinach, cen ropy, cen soi i oleju palmowego w przypadku rzepaku, prognoz w zakresie produkcji, konsumpcji zbóż, oleistych itd. itd. Słowem bardzo wielu czynników. Stąd trudność jakiegokolwiek prognozowania, gdyż te czynniki są zmienne. Generalnie na dzień obecny, nie ma dużego potencjału wzrostu cenowego, choć wykluczyć go nie można. Obecnie obserwujemy jednak spadek cen rzepaku, pszenicy i kukurydzy.

    W mediach rolniczych pojawiły się fragmenty wypowiedzi Ministra Rolnictwa z komisji sejmowej dotyczące rynku rzepaku, że import jest konieczny a cena wynosi 3245 zł/t.
    Tak, minister rolnictwa Henryk Kowalczyk na komisji sejmowej 25 października, rozminął się delikatnie mówiąc z rzeczywistością. Import rzepaku, uwzględniając tegoroczne zbiory nie jest konieczny, a w owym czasie średnia cena kształtowała się jak podają cenyrolnicze.pl w granicach 2900 złotych tona. Dziś cena jest jeszcze niższa. Ceny zbóż też spadają. Przypominam, że nie kto inny jak minister rolnictwa apelował do rolników na początku żniw, by wstrzymywali się ze sprzedażą zbóż, bo ceny będą rosły. I gdzie był ten wzrost. Dziś rolnicy i firmy handlowe liczą straty.

    To rzeczywiście problem. A co w tej sytuacji może zrobić minister rolnictwa?
    Najważniejsze to nie chować głowy w piasek, mówić że wszystko jest w porządku, kiedy gołym okiem widać narastający problem i dramat. Nie chodzi też, jak proponowały izby rolnicze, by nakazać państwowej spółce Elewarr skup kukurydzy po znacznie wyższych cenach niż rynek, to byłoby krótkotrwałe i docelowo przeciwskuteczne. Elewarr nie jest dotowany z budżetu, działa w oparciu o własne środki i kredyt skupowy, musi mieć możliwość kształtowania swoich cen skupowych i wypracowania marży. Wraz z ZZR KORONA wystąpiłem do rządu o wprowadzenie kontroli fitosanitarnej także w przypadku deklarowania przeznaczenia technicznego przy imporcie zboża czy rzepaku. W ten sposób unikniemy zmianę przeznaczenia towaru już w trakcie lub po odprawie celnej. Po drugie występujemy, choć nie wiem jak odniosłaby się do tego Unia Europejska, o przywrócenie stawki VAT na zboże importowane. To nie zamyka drogi do importu, ale za to utrudnia płynność finansową przy imporcie. To najdelikatniejsze środki w celu zahamowania nadmiernego napływu zboża i rzepaku.

    A może trzeba przestawić produkcję na ekologiczną? Ministerstwo Rolnictwa chce zachęcić rolników do tego.
    Oczywiście, chciałbym by żywność była ekologiczna, bez chemii, o lepszej jakości, i jak najbardziej wspieram rozwój takiej produkcji. I oczywiście należy promować taką żywność. Ale szczerze, produkcja ekologiczna nie daje takich samych plonów jak tradycyjna, a ceny takiej żywności są wyższe. W warunkach inflacji i drożyzny, ludzie kupują co tańsze, bo zwyczajnie brakuje pieniędzy. Na razie zatem, to żadne rozwiązanie.

    Dziękuje za rozmowę.

    5
    5 (1)
  •  |  Written by Godziemba  |  0
     Ostatni mecz w piłce nożnej przed wybuchem wojny reprezentacja Polski rozegrała 27  sierpnia 1939 roku z Węgrami.
     
     
          We wrześniu 1936 roku polska drużyna poniosła największą porażkę w okresie międzywojennym przegrywając z Jugosławią w Belgradzie 3:9. 
     
     
          „Deszcze lały w Belgradzie ponoć od kilku dni.  - wspominał debiutujący w bramce Edward Madejski -  Mecz też toczył się w strugach wody. Na mokrej, śliskiej nawierzchni nasz kapitan, Heniek Martyna, czuł się fatalnie. Już na wstępie dał się ograć Marjanoviciowi, który z bliska strzelił. (…) W dziesięć minut po akcjach jego stroną padły dwa dalsze gole... Tuż przed przerwą jeszcze dwa! Byłem załamany, choć nic nie mogłem sobie zarzucić, bo strzały były nie do obrony, a piłka na dodatek śliska (...)”.
     
     
          Po pierwszej połowie  rywale prowadzili aż 5:0, i polska drużyna  szczęśliwie uniknęła kompromitującej, dwucyfrowej porażki.
     

          Kilka dni później Polska zagrała na stadionie Legii w Warszawie z Niemcami. Mecz, po dobrej grze naszej reprezentacji, zakończył się remisem 1:1.
     
     
           Drużyna prowadzona przez trenera Józefa Kałużę grała na coraz wyższym poziomie, i  po roku w pełni zrehabilitowała się, pokonując Jugosławię w dwumeczu eliminacyjnym do MŚ we Francji w 1938 roku.
     
     
           W wyniku wcześniejszego losowania pierwszym – i jak się niebawem okazało ostatnim – rywalem Polaków 5 czerwca 1938 roku była reprezentacja Brazylii, jedna z najsilniejszych drużyn na świecie.
     
     
          Polska reprezentacja wystąpiła w następującym składzie: Edward Madejski, obrońcy – Władysław Szczepaniak (kapitan zespołu), Antoni Gałecki, pomocnicy – Wilhelm Góra, Edward Nyc, Edward Dytko, napastnicy – Ryszard Piec I, Leonard Piątek, Fryderyk Scherfke, Ernest Wilimowski, Gerard Wodarz. Trenerami byli Marian Spoida i Tadeusz Foryś.
     
     
          Przeciwnicy byli zdecydowanymi faworytami meczu i to oni po strzale Leonidasa objęli po 15 minutach prowadzenie. Jednak już po pięciu minutach, dzięki akcji Ernesta Wilimowskiego i zachowaniu zimnej krwi przez Fryderyka Scherfkego, padła wyrównująca bramka.
     
     
           Tak wspominał tamtą akcję jej zdobywca – Fryderyk Scherfke: „Poszedł z piłką [Wilimowski] wzdłuż pola karnego z lewej na prawą stronę, mijając dwóch obrońców, jakby wcale nie myślał o strzeleniu na bramkę. Nagle stanął w miejscu, ograł trzeciego Brazylijczyka i ruszył w kierunku bramkarza... Minął go, ale Batatais rzucił się za nim, złapał za koszulkę, albo za nogę, nie pamiętam. Gwizdek! Karny. To była moja robota. Strzeliłem w prawo, bramkarz nie zdążył”.
     
     
           Po pierwszej bramce strzelonej przez Polaków na MŚ w piłce nożnej mecz sędziowany przez Szweda Ivana Eklinda stał się jeszcze bardziej emocjonujący. Wprawdzie po pierwszej połowie przeciwnicy prowadzili 3:1, jednak na początku drugiej części, gdy zaczął padać deszcz,  biało-czerwoni osiągnęli nad rywalami przewagę. Szczególnie gol Wilimowskiego wyrównujący wynik na  3:3 wzbudził powszechne uznanie. Jeden z francuskich dziennikarzy tak opisywał moment zdobycia bramki przez Wilimowskiego: „Następuje naprawdę patetyczny moment, bo Wilimowski całkowicie sam przechodzi bez żadnego trudu defensywę brazylijską i niczym cyrkowy artysta wyrównuje szanse obu drużyn, budząc burzę okrzyków i sympatię widowni dla Polaków”.
     
     
           Po 90 minutach był remis 4:4. Ostatecznie Polska, w obecności około 15 tys. widzów na stadionie, przegrała mecz 5:6 – po dogrywce. Bohaterem naszej drużyny był Ernest Wilimowski, zdobywca aż czterech goli.
     
     
          Po porażce reprezentacja Polski odpadła z MŚ, które wówczas, począwszy od pierwszej fazy, rozgrywano systemem pucharowym.
     
     
          Dzięki walecznej postawie polski zespół zyskał uznanie polskich i zagranicznych komentatorów, a nazwisko Wilimowskiego wymieniane było przez wszystkich znawców futbolu.
     
     
          Ostatni mecz w piłce nożnej przed wybuchem wojny reprezentacja Polski rozegrała 27  sierpnia 1939 roku. Rywalem był zespół węgierski, wicemistrzowie świata sprzed roku.
     
     
          W składzie polskiej drużyny znaleźli się: na bramce – Adolf Krzyk, w obronie – Władysław Szczepaniak i Edmund Giemsa, w pomocy – Wilhelm Góra, Edward Jabłoński I oraz Edward Dytko, w ataku – Henryk Jażnicki (zmienił go w 31. minucie Stanisław Baran), Leonard Piątek, Edward Cebula, Ernest Wilimowski oraz Paweł Cyganek.
     
     
          Początek spotkania w wykonaniu biało-czerwonych był bardzo słaby, i Węgrzy po 33 minutach prowadzili już 2:0. Na szczęście Wilimowski zdobył kontaktową bramkę i nastąpiła znacząca poprawa gry  polskich piłkarzy. Do przerwy przegrywaliśmy 1:2, ale w drugiej połowie Polska dyktowała warunki gry. W 64. minucie Wilimowski wyrównał wynik meczu, a niecałe 10 minut później bramkę z rzutu karnego strzelił Piątek. Ostatni gol, ustanawiający wynik na 4:2 dla Polaków, strzelił znów Wilamowski.
     
     
         Historia zatoczyła koło – pierwszy i ostatni pojedynek w okresie międzywojennym stoczyliśmy z drużyną Węgier.
     
     
          Zaplanowane na początek września 1939 roku dwa spotkania – z Bułgarią w Warszawie, oraz z Jugosławią w Belgradzie nie doszły do skutku z powodu wybuchu II wojny światowej.
     
     
          Łącznie w dwudziestoleciu międzywojennym reprezentacja Polski w piłce nożnej rozegrała 86 oficjalnych meczów międzypaństwowych, z których 26 zakończyło się zwycięstwem, a 15 remisem.
     
     
     
     
    Wybrana literatura:
     
     
    R. Piotrowski – Niezwykły świat przedwojennego futbolu
     
    R. Sujecki – Życie sportowe w Drugiej Rzeczypospolitej
     
     
    R. Gawkowski - Futbol dawnej Warszawy
     
    Encyklopedia piłkarska FUJI. Biało-czerwoni. Dzieje reprezentacji
    Polski
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Danz  |  0
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Danz  |  0
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Danz  |  0
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Danz  |  0
    5
    5 (1)