PiS: Zwycięstwo zamiast końca

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  1
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Oczywiście, nie sposób uciec od kilku niewesołych refleksji, o których za chwilę, ale trzeba napisać jasno – Prawo i Sprawiedliwość wygrało wszystko, co realnie było w tych wyborach do wygrania. Zrozumiałe, że część głosujących miała cichą nadzieję na większość konstytucyjną, zdobytą samodzielnie lub w koalicji z ruchem Kukiz ’15 i partią KORWiN. Trzeba pamiętać, że nawet w atmosferze zmiany politycznej roku 2005, wywołanej kompromitacją obozu postkomunistycznego i narodowymi rekolekcjami po śmierci Jana Pawła II, Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość nie zdobyły w sejmie przewagi umożliwiającej zmianę ustawy zasadniczej. A że wielkomiejskie powietrze jest bardzo szkodliwe, zaś Warszawa w ostatnich latach bije wszelkie niechlubne rekordy, trudno się dziwić, że Ewa Kopacz zdobyła więcej głosów, niż Jarosław Kaczyński, choć i tak roztrwoniła dużą część partyjnego poparcia.

Przez wiele lat dziennikarze i politycy utrzymywali Polaków w przekonaniu, że Platforma Obywatelska nie ma z kim przegrać. Te słowa Donalda Tuska z chęcią przypominane przez internautów długo wyznaczały jedną z głównych zasad polskiej polityki. Przyswoiła ją sobie również część opozycyjnych wobec PO komentatorów, dziś świętujących jej wyborczą porażkę. W prawicowej prasie wielokrotnie można było spotkać się z ponurymi prognozami, między innymi Rafała Ziemkiewicza, że Platforma może rządzić tak długo, jak meksykańska Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna. Ta siła, pomimo wielu afer i prowadzenia wojny z licznymi grupami społecznymi (przede wszystkim z katolikami), utrzymała się u władzy ponad 70 lat, by po krótkiej przerwie znów odzyskać ją demokratycznie.  W 2010 roku Piotr Skwieciński na łamach „Rzeczpospolitej” porównywał sytuację PiS do tej, w jakiej znajdowali się włoscy komuniści: „Partia potężna, czasem posiadająca najliczniejszy klub w parlamencie, rządząca wieloma miastami. Ale budząca strach większości Włochów. Z wyborów na wybory coraz więcej ludzi głosowało na chadecję z zatkanym nosem i zaciśniętymi zębami. Ale głosowało – żeby do władzy nie doszło większe zło, czyli komuniści. W polskich warunkach partią komunistyczną jest PiS. Czynników upodabniających oba ugrupowania nie ma zbyt wiele, ale te, które istnieją, są znaczące. Oba stronnictwa to partie antysystemowe. Oba są odrzucane przez establishment, który się ich boi. Ale ważniejsze, że strach establishmentu podziela większość wyborców. W rolę analogiczną do Włoskiej Partii Komunistycznej PiS jest zarówno wpychany, jak i (zwłaszcza po wyborach 2010 r.) wpycha się sam. Prawo i Sprawiedliwość robi wiele, żeby w oczach większości Polaków stać się czymś w rodzaju groźnej sekty wyznawców narodowo-katolickiej rewolucji, której większość wyborców po prostu nie chce.” Po analizach przyszła kolej na zapowiadanie upadku największej partii opozycyjnej. Jej byli działacze, tacy, jak Michał Kamiński czy Marek Migalski na tym oparli swą stałą obecność w mediach. O ile Kamiński stał się symbolem porażki ostatniej kampanii wyborczej Platformy, Migalski wciąż uważa się za wytrawnego komentatora sceny politycznej. W lutym 2012 na swoim blogu opublikował tekst „PiS skończy się w 2015 roku”. Koniec ten, czy raczej „dezintegracja na poziomie wyborczym” nastąpić miał po kolejnych przegranych przez Jarosława Kaczyńskiego wyborach prezydenckich. Dziś skompromitowany politolog ogłasza się ojcem sukcesu swojej dawnej partii, pisząc, że uratowało ją zastosowanie się do jego rad. Jak każdy sukces, również i wygrana wyborcza Prawa i Sprawiedliwości ojców ma zresztą wielu, chętnie przyznają się do niej ci z dziennikarzy, którzy twierdzili, ze partii pomoże zwrot w stronę centrum. Tęsknota za PJN zwycięża z dość naturalną konkluzją, że gdyby licząca się grupa wyborców spoza kilku warszawskich redakcji potrzebowała tej partii, być może ona właśnie dziś rozdawałaby karty. Tymczasem do sejmu z dobrymi wynikami wchodzą wszyscy ci, których troszczący się do dobry wynik komentatorzy chcieli chować przed oczami Polaków – Krystyna Pawłowicz, Antoni Macierewicz, czy wreszcie sam prezes Jarosław Kaczyński. W wygranej nie przeszkodziło nawet straszenie wyrwanymi z kontekstu wypowiedziami Macierewicza z niedawnej wizyty u amerykańskiej Polonii.

Choć ostateczne wyniki minimalnie różniły się od exit polls, a poniedziałek i część wtorku upłynęły na nerwowym oczekiwaniu na podział mandatów, potwierdziły się informacje o samodzielnej większości. Do wskazanego przez Prawo i Sprawiedliwość prezydenta dołącza więc 235 posłów wybranych z list tej partii. Co więcej – PiS wprowadził do wyższej izby parlamentu 61 senatorów, zaś z czwórki wybranych kandydatów niezależnych dwoje (Grzegorz Bierecki, Jarosław Obremski) cieszyło się poparciem tej partii, a myślę, że i Lidia Staroń sdzybko znajdzie się w orbicie PiS. Przypadek Biereckiego pokazuje, jak bardzo Platforma rozminęła się z nastrojami osób spoza własnego elektoratu, jednym z tematów kampanii czyniąc sprawę SKOK-ów. Z drugiej strony warto też zauważyć, że wyborcom PO nie przeszkadzały wszystkie wątpliwości, ciągnące się za Bogdanem Klichem, który ponownie uzyskał mandat z Krakowa. Wybrali również Stefana Niesiołowskiego i Jana Filipa Libickiego.

Przejdźmy do mniej optymistycznych obserwacji. W każdych wyborach parlamentarnych wyodrębnić możemy stronnictwa zmiany i kontynuacji. Jedynie w 1989 (co jednak, w związku z ustaleniami elit nie przełożyło się na podział mandatów) i 2005 roku stronnictwa kontynuacji poniosły wyraźną porażkę. W pierwszym z tych głosowań Polacy masowo wybrali kandydatów zgłoszonych przez stronę solidarnościową, w drugim – siły, które w przedwyborczych deklaracjach głosiły sprzeciw wobec III RP.  Kiedy w pozostałych głosowaniach wyborcy zmieniali rządy postsolidarnościowe na postkomunistyczne (lub na odwrót), druga strona zachowywała mocną reprezentację. Gdy w 2001 roku do sejmu nie weszły ugrupowania towarzyszące wcześniej rządowi, ich ważniejsi działacze zasilili już nowe partie, które weszły do sejmu, by wkrótce zdominować polską politykę.  Dziś, kiedy PiS zdobywa ponad połowę mandatów,  do sejmu wchodzi Ruch Kukiza, zaś tuż pod progiem ląduje partia KORWiN, partie dotychczasowej koalicji razem z Nowoczesną.pl, której związki z Platformą są oczywiste, dostają ponad 35% głosów. Jeśli do tej grupy dodać Zjednoczoną Lewicę, otrzymujemy prawie 45% zwolenników utrzymania dotychczasowego status quo, jednak nawet bez niej – w odróżnieniu od wyborców pozostałych trzech partii część elektoratu tej koalicji może być autentycznie krytyczna wobec dotychczasowej ekipy, równocześnie nie widząc dla siebie oferty po prawej stronie – mamy 1/3 wyborców, opowiadających się za kontynuacją dotychczasowej polityki. Nie jest to fakt budujący, zwłaszcza, gdy spojrzymy, jak łatwo wyborcy rozczarowani PO uznali partię Ryszarda Petru za nową i atrakcyjną ofertę.  Nie sposób też uciec od wrażenia, że ta grupa wyborców skłonna jest poprzeć każdego, choćby skompromitowanego kandydata, zaś jedynym grzechem trudnym do wybaczenia jest partyjny transfer, o czym przekonał się Ludwik Dorn, a także Roman Giertych, którego porażka w walce o mandat senatora wydaje się być najbardziej spektakularna.

Do sejmu pierwszy raz nie weszli postkomuniści. Wbrew powszechnej opinii nie padli ofiarą młodszych lewicowców z Razem, a własnej pewności siebie, która kazała im zarejestrować listę jako koalicja i podwyższyć sobie próg wyborczy. Do ostatniej chwili ważyły się losy PSL, które ostatecznie znajduje się w sejmie mocno osłabione i wydaje się, że wkrótce, w ślad za swoim elektoratem może podryfować ku PiS, zwłaszcza, jeśli okaże się to warunkiem koniecznym utrzymania przynajmniej części posiadanych stanowisk. Najmocniejsza partia w sejmie może w przyszłości wzmocnić się również kosztem klubu Ruchu Kukiza, który składa się z osób o różnych poglądach i drogach życiowych. Trudno w tej chwili wyobrazić sobie, by w sejmie bez lewicy i ze stojącymi u progu poważnych rozliczeń i walk frakcyjnych dawnymi koalicjantami możliwe było  stworzenie grupy, blokującej rząd Prawa i Sprawiedliwości. Po kilku latach osłabienia PiS wraca jako główna siła polskiej polityki, silniejsza niż w roku 2005 i mądrzejsza o 8 lat pozostawania w opozycji. To wielka odpowiedzialność, lecz zarazem wyjątkowa w naszej najnowszej historii szansa. Mając wielu silnych przeciwników (część mediów, służby, zagraniczni partnerzy zainteresowani trwaniem Polski jako przedmiotu, nie podmiotu polityki europejskiej), lecz również mocne atuty (dywersyfikacja masowego przekazu przez nowe media, osłabienie opozycji, mocna reprezentacja w senacie i wsparcie prezydenta) PiS ma szansę dokończyć pracę zaczętą w roku 2005, a może nawet wcześniej – w sierpniu 1980.
 
Tekst ukazął się we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennej. Jego ciągiem dalszym i uzupełnieniem jest wpis z wczoraj:
http://blog-n-roll.pl/pl/szczepionka-po#.VjMdgyutFzp
5
5 (3)

1 Comments

Obrazek użytkownika polfic

polfic
Źle się stało, ze PO przeżyła. Słaba bo słaba ale jednak.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>