Problemy wizerunkowe

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Polskie władze, a wraz z nimi cała niepodległościowo nastawiona część Polaków, mają dziś dość jasno określonych przeciwników w kraju i za granicą. W Polsce, w kontrze do zmiany, znajdują się prawie wszyscy beneficjenci III RP: politycy związani z dawnym układem rządowym oraz popierający go ludzie kultury i mediów, a także, co wyraźnie widać podczas demonstracji antyrządowych, osoby starsze, które Polsce po roku 1989 zawdzięczały święty spokój, wysokie świadczenia i komfort braku jakiejkolwiek refleksji nad swoim wcześniejszym życiem. Środowisko to kształtuje odpowiedni obraz medialny poza granicami kraju, poprzez dziennikarzy, piszących na łamach obcojęzycznej prasy i zblatowanych z naszą „elitą” korespondentów i komentatorów zagranicznych oraz polityków będących w istocie lobbystami (jak Guy Verhofstadt) części rynków finansowych.

Wszystko to było do przewidzenia i nieliczne, na szczęście, lecz dobrze słyszalne głosy mówiące, że części problemów można uniknąć bardziej dbając o odpowiednią strategię komunikacyjną, uznać należy za krańcową naiwność. Polityka informacyjna zawsze może być lepsza, z czego polski rząd zdał sobie sprawę i postawił na bezpośredni kontakt z zachodnią opinią publiczną poprzez wykup tekstów sponsorowanych w tamtejszej prasie. Chociaż pierwsze komentarze ograniczały się do drwin, że nikt nie będzie czytał długich tekstów reklamowych, kampania odniosła sukces. Portal Politico ogłosił, że materiały dostarczone przez polskie władze cieszyły się rekordową, jak na tego typu rodzaj zawartości, popularnością. Nie zmienia to faktu, że dla atakujących działania Polski politycznych czy finansowych hochsztaplerów problemem nie jest, jak zmiany zostaną opakowane, lecz czy w ogóle do nich dojdzie.

Czy, poza tą „sprzedażą bezpośrednią” narracji, możliwe jest inne działanie, rozmowa z mediami zachodu? Nie jestem o tym przekonany. O tym, że stawiają się one po jednej stronie polskiego sporu politycznego, przekonujemy się codziennie. Na początku grudnia głośno było o przerysowanym materiale o Polsce, jaki w swoim programie na antenie CNN zamieścił politolog Fareed Zakaria. Bardzo szybko okazało się, że Zakaria jest długoletnim znajomym Radosława Sikorskiego i Anny Applebaum. W styczniu tego roku BBC, wciąż stawiane jako wzór dziennikarskiej rzetelności, pokazało reportaż pod tytułem „Czy Polska rzeczywiście ulega putinizacji?”. Materiał dał brytyjskim widzom twierdzącą odpowiedź na to tendencyjne pytanie, na co wpływ miał nie tylko odpowiedni dobór rozmówców (tylko jeden głos przychylny rządowi PiS), lecz również rodzinne koligacje autorek. Producentką reportażu była bowiem Maya Rostowska, córka byłego ministra finansów, zatrudniana przez kierowany przez Sikorskiego MSZ. Tygodnik „Do Rzeczy” na swojej stronie podał również informację, że reporterka Katie Razzall jest córką Tima Razzall'a, deputowanego do Europarlamentu z frakcji Liberalnych Demokratów. Tej samej, której przewodzi Verhofstadt…

O działaniu tego mechanizmu mogłem przekonać się na własne oczy. W połowie stycznia „The New York Times” zapytał Polaków, jak oceniają zmiany zachodzące w Polsce. Korzystając z okazji, postanowiłem zabrać głos. Swoją opinię wysłałem poprzez formularz na stronie gazety, równolegle publikując ją na Facebookowym profilu NYT. Warto dodać, że w tym ostatnim miejscu przechył opinii życzliwych, bądź neutralnych wobec rządu PiS i krytycznych wobec poprzedniej ekipy był tak duży, że wspomniał o tym nawet jeden z portali Agory. Lecz chociaż moje uwagi zyskały największą popularność wśród odwiedzających profil amerykańskiego dziennika, jego redaktorzy nie uznali ich za istotny głos w debacie. Proporcje przedstawionych opinii zbliżone były do tych, które przedstawiły panie Rostowska i Razzall.

Wszystko to wskazywać mogłoby na nasze całkowite osamotnienie, jednak sytuacja przedstawia się inaczej. Paradoksalnie, pokazała to debata w Parlamencie Europejskim. Dzień, który miał być dniem upokorzenia premier Beaty Szydło i wstępem do złamania Warszawie kręgosłupa, miał przebieg zaskakujący zwłaszcza dla organizatorów brukselsko-strasburskiej hucpy. Politycy zatroskani stanem rzekomo zagrożonej polskiej demokracji dali się poznać jako grupa agresywnych i aroganckich krzykaczy. Guy Verhofstadt, mężczyzna epatujący fatalnym stanem uzębienia i posługujący się gestykulacją, której pozazdrościć mógłby mu niejeden z europejskich przywódców autorytarnych, nie jest wzorcem, do którego Polak chciałby aspirować. Dla przeciętnego polskiego odbiorcy jego zaciśnięte pięści nie mają żadnej mocy przekonywania, wymierzone zaś w Beatę Szydło przyczyniają się do konsolidacji wokół niej nawet sceptycznych wobec PiS patriotycznych wyborców. Inni politycy atakując PiS straszyli nas i siebie Putinem i nacjonalizmem, najdalej natomiast posunął się chyba Josep-Maria Terricabras, który występując w imieniu Zielonych upomniał się o prawa mniejszości śląskiej. Szkoda, że jego słowa o groźbie „ponownego (!) prześladowania mniejszości w Polsce” nie spotkały się z odpowiednią ripostą, choć apel o wsparcie śląskich kopalń był bardzo dobrym posunięciem pani premier. Polityków PO, co wytknęli im zwolennicy KOD, w debacie praktycznie nie było.

Debata w Parlamencie Europejskim nie tylko pozwoliła rozwinąć skrzydła Beacie Szydło, która zaistniała w niej jako polityk międzynarodowego formatu, lecz również pozwoliła wpisać atak na polski rząd w szerszy spór, dotyczący obrony tradycyjnych wartości i walki z unijną biurokracją. Przedstawiciele partii spoza głównego nurtu, uznali Polskę za symbol konserwatywnego, europejskiego oporu, równocześnie pokazując wyraźnie, że nie sytuacja w Warszawie jest tutaj prawdziwym problemem. Owszem, niektórzy z nich, z racji swej prorosyjskości, mogą okazać się kłopotliwymi sojusznikami, jednak przeniesienie akcentów debaty to bardzo cenna pomoc dla stronnictwa zmiany w Polsce.

Równocześnie trzeba wreszcie zauważyć, że krajowi obrońcy demokracji robią wszystko, by swoją walkę ośmieszyć i skompromitować. Wystarczą do tego zdjęcia wrzucane przez sympatyków KOD na portale społecznościowe, rozmowy reporterów i wypowiedzi polityków oraz dziennikarzy. Na nic oprócz kpiny nie zasługuje demonstracyjne wyjście ze studia TVP Wojciecha Czuchnowskiego, czy głosy o pozbawieniu środków do życia odchodzących z telewizji dziennikarzy. Demonstracje, na których roześmiane starsze kobiety niosą nekrologi polskiej demokracji nie wyglądają zbyt wiarygodnie, zaś wysoka średnia wieku uczestników staje się poważnym problemem, również wizerunkowym. 

Przegląd transparentów i wypowiedzi uczestników w drugiej stronie budzi wesołość lub zażenowanie. Jak traktować jako poważny głos w debacie o Polsce ludzi, którzy przemierzają ulice miast z transparentami „Kociarze przepraszają za Jarka”, „Prezes knuje z Orbanem/PiS kłamstwem grzeszy/Zachód nie rozumie/A Putin się cieszy”, czy licznych nawiązań do wzrostu Jarosława Kaczyńskiego? Gdzieniegdzie chronieni przez prywatne, mocno uzbrojone firmy ochroniarskie, a prawie wszędzie mniej liczni, niż podczas wcześniejszych spotkań.  Co więcej, choć na posterunku dzielnie trwa „Gazeta Wyborcza”, sympatycy KOD skarżą się na coraz słabsze zainteresowanie mediów, w tym TVN24. Może warto wyjść naprzeciw tym narzekaniom i zająć się chociażby źródłami finansowania ugrupowania, które z jednej strony wysyła swoich delegatów do Strasburga, z drugiej zaś wciąż nie zostało nawet zarejestrowane przez sąd.

„Agencja Gazeta” opublikowała zdjęcie, na którym starszy mężczyzna dumnie maszeruje pod hasłem „Nie możemy przestać donosić na Polskę”. Nie dziwi, że niemieckie telewizje obecne w Warszawie zachowują się tak, jakby imprezy KOD objęły patronatem medialnym. Zagraniczne wsparcie okazuje się jednak niedźwiedzią przysługą. Interwencja unijna przyniesie wzrost nastrojów eurosceptycznych. Kiedy Unia tak bardzo interesuje się Polską, Polska uważniej przygląda się Unii. Problemy z uchodźcami, szaleństwo politycznej poprawności, cenzura w mediach i elita na żenująco niskim poziomie – to nie jest atrakcyjna oferta, w imię której można kontynuować tresurę polskich obywateli.  Stara Europa wciąż pozostaje bogatsza, ale naprawdę trudno dziś obronić jej wizerunek jako „mądrzejszej”, mającej prawo do pouczania coraz częściej mówiących jednym głosem państw „nowej Unii”. Debata z zeszłego tygodnia potwierdziła to bardzo wyraźnie. Wbrew opozycji to nie Polska ma dziś największy problem wizerunkowy w naszej części świata.
 
Tekst ukazał się we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
5
5 (3)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>