„Taśmy Giertycha” wydają się być jedynie wstrząsami wtórnymi po wcześniejszym trzęsieniu ziemi. Tym razem stenogramy są krótkie, pocięte, ich omówienie i krótkie fragmenty zajmują raptem trzy strony w ostatnim numerze „Wprost”. Czy są szokujące? Dla kogoś, kto wciąż ma złudzenia co do polskich elit mogą takie być, ale czy takie osoby zainteresują się kolejnymi nagraniami? Dla pozostałych odbiorców chyba już nawet fakt, że – trzymając się interpretacji tygodnika – zaprzyjaźniony z ludźmi władzy i chętnie przyjmujący od nich zlecenia adwokat, a wcześniej wpływowy polityk, planował wzbogacić się na seryjnym szantażowaniu najbardziej wpływowych biznesmenów nie będzie niczym zaskakującym. Przypomnijmy. Nisztor pisać miał zawierające kompromitujące szczegóły książki, Giertych zaś oferować zablokowanie ich wydania w zamian za pieniądze bohaterów. „Uważam, że w tym moim działaniu nie ma niczego niemoralnego” – mówi były wicepremier. W tym, że wszystko jest w porządku, utwierdzić chcą zarówno jego samego, jak swoich czytelników „Gazeta Wyborcza” i „Newsweek”, które przy okazji nowych nagrań, zgodnie z zasadami działania przemysłu rozrywkowego, współorganizują press tour wykonawcy.
W jednej z tych rozmów, mających prawdopodobnie odwrócić uwagę od zawartości nagrania, Giertych wprost opowiada o swojej prawdziwej roli w czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości a przy tym przyznaje się do nie mniej cynicznego i skrajnie instrumentalnego podejścia do swojego elektoratu. Przed wyborcami politycy LPR ukrywać mieli fakt, że o wiele lepsze, jak się dziś okazuje nie tylko towarzyskie, relacje wiązały ich z oficjalnie zwalczanymi ludźmi Platformy Obywatelskiej, niż z kolegami z Prawa i Sprawiedliwości. Dziś Giertych chwali się, że to z działaczami pierwszej z tych partii był po imieniu. „To ja rozwaliłem ten rząd. I jestem z tego dumny. Skoro pan chciał Konrada Wallenroda, to proszę bardzo” – przechwala się dziennikarzowi „Newsweeka”. Koresponduje to z wcześniejszymi opowieściami o tym, że w dziele odebrania władzy zwycięzcom wyborów z roku 2005 Liga Polskich Rodzin miała swoją ważną rolę. Przypomnijmy, że Platforma Obywatelska nie weszła w koalicję z PiS, chcąc zmusić tę partię do wejścia w układy z siłami politycznymi, przedstawianymi w mediach jako trędowate, do czego, po latach, przyznali się jej politycy. Sojusz z kreowanym jeszcze kilka lat temu na neofaszystę Giertychem był najcięższym argumentem, wytaczanym w mediach przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Zaskakująco szybko jednak ten sam Roman Giertych , gdy już wykonał swoją tajną misję w roku 2007, stał się politykiem rozsądnym, nazywającym „zbrodnie PiS” po imieniu. Potem obserwowaliśmy jego przemianę w „cywilizowanego narodowca”, partnera do dyskusji ideowych dla „Gazety Wyborczej”, wreszcie adwokata kolejnych osób z otoczenia premiera. W kontekście roli, jaką dziś przypisuje sobie Giertych, trudno się tej zmianie wizerunku medialnego dziwić. Dziewczę, które w 2006 roku do jeziora chciało wrzucić zapakowanego w wór Giertycha, dziś prawdopodobnie topiłoby taśmy razem z autorami. „(…)Nie ma zresztą pewności, czy dawny Giertych 1.0, z czasów gdy wprowadzał swych wygolonych kumpli na salony IV RP, naprawdę był tym, kim się wydawał, czy po prostu grał endekoidalne rólki w rodzinnym teatrzyku, bo było takie polityczne zapotrzebowanie.” – pisał w 2013 roku Rafał Kalukin, dodając w tym samym artykule dla Newsweeka, że „nowy” Giertych „podejmuje się kolejnych niecodziennych zleceń, z wdziękiem dokonując gwałtu na własnej tożsamości i rodzinnej tradycji.” Do tekstu Kalukina dotrzemy bezpośrednio spod bieżącego wywiadu Giertycha z tygodnikiem Lisa. Pytania przeczytamy więc, znając już chyba odpowiedź. Czy cały medialny atak na Giertycha był wyłącznie grą dla wtajemniczonych? Jeśli tak, trzeba przyznać, że szef LPR poświęcił się dla sprawy.
O ile więc nagrania nie wnoszą rzeczywiście wiele do obrazu funkcjonowania dzisiejszych mechanizmów władzy, o tyle towarzyszące im publikacje, mające na celu pokazanie kolejnego bohatera taśm w jak najlepszym świetle mówią nam dużo o latach 2005-2007. Partia Giertycha od początku przedstawiana była w mediach głównego nurtu jako zagrożenie dla demokracji. Gdy w 2005 roku na prezydenta kandydował ojciec Romana, Maciej Giertych, jego podobizna na plakatach wyborczych często ozdabiana była swastykami i hitlerowskim wąsikiem. Gdy Giertych-syn wszedł w koalicję z Prawem i Sprawiedliwością i został ministrem oświaty, rozpoczęła się szeroka akcja społeczna na rzecz jego odwołania. Pod hasłem „Giertych musi odejść” protestowały liczne środowiska, a pod MEN odbywały się demonstracje, z których zapamiętaliśmy głównie przywołaną już dziewczynę z transparentem. Nie było trzeba jednak wiele czasu, by ten sam negatywny bohater mediów stanął na czele antyrządowego protestu, który w sejmie przybrać miał postać odwoływania kolejnych ministrów, pod sejmem zaś – „białoczerwonego miasteczka”. Już po kolejnych, wygranych przez Platformę Obywatelską wyborach, przywódca LPR pokazywał się coraz bliżej nowej władzy, aż stał się prawnikiem, zatrudnianym przez ministrów i syna premiera Tuska.
Zanim się to jednak stało, Giertych brał się za trudne sprawy, których prowadzenie nie kłóciło się jeszcze z jego niedawnym wizerunkiem. Był pełnomocnikiem rodziny ks. Jerzego Popiełuszki, a jeszcze w 2008 roku prowadził sprawę Wojciecha Sumlińskiego. Wypowiedzi dziennikarza o jego dawnym adwokacie mówią o Giertychu są równie ciekawe, co ujawnione właśnie taśmy. Sumliński wielokrotnie przywoływał fakt, że treść jego poufnej, prowadzonej w pomieszczeniu, które miało być wolne od podsłuchów, rozmowy z prawnikiem bardzo szybko stała się znana Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. „Później wydarzenia poszły lawinowo, okazało się (Warszawa to małe miasto), że Roman Giertych spotyka się z tymi ludźmi, którzy są po drugiej stronie, którzy chcą mnie zniszczyć. Nagle okazało się, że dochodzi do wielu sytuacji, w których, tak to czułem, pewne jego rady wcale nie są dla mnie dobre, wybuchła wtedy afera podsłuchowa, okazało się, że dziennikarze, którzy mnie znali: Gmyz, Rymanowski, inni, też byli objęci podsłuchami. Można było wtedy pewne sprawy ukierunkować inaczej, Roman Giertych chciał, żeby ukierunkować je tak jak to się stało i stało się źle.” – opowiadał po kilku latach Sumliński.
Ostatnim działaniom Giertycha-prawnika zamierza przyjrzeć się Okręgowa Rada Adwokacka, istnieje bowiem podejrzenie, że doszło do złamania tajemnicy adwokackiej. Czy będzie skończony jako prawnik? Wydaje się, że tak, ale czy nie powinno się to stać wcześniej, choćby po sprawie Sumlińskiego właśnie? Nowe kłopoty mecenasa są jednak nagłośnione o wiele lepiej, niż ten wątek sprawy dziennikarza, dlatego dawny szef LPR może spodziewać się kłopotów, co najmniej wizerunkowych. Również była partnerka Kulczyka w interesach, Edyta Sieczkowska, twierdzi, że reprezentujący ją Roman Giertych przeszedł na drugą stronę. Tak interpretować można zawartość nagrań. Jako polityk, potrafił swój wizerunek poświęcić dla kolegów z boiska, ale czy tak samo gotów jest zachować się jako prawnik?
Od kilku dni mówiło się o możliwym zastąpieniu Bartłomieja Sienkiewicza przez Giertycha na stanowisku ministra spraw wewnętrznych. Większość komentatorów uznała to wrzutkę, niemniej wygląda na to, że Giertych szykował się do powrotu do czynnej polityki w barwach Platformy Obywatelskiej. Szlak przetarł przecież Michał Kamiński. Ten ostatni przypadek każe być sceptyczny wobec głosów, oznajmiających koniec Giertycha-polityka. Polska polityka od dawna nie zna już takiej kompromitacji, która oznaczałaby koniec kariery.
W ciągu trzech tygodni od ujawnienia pierwszych taśm, zamiast dymisji nagranych na nich polityków, obserwowaliśmy ostatni etap realizacji omówionego podczas spotkania scenariusza. Jaką mamy gwarancję, że firma wydawnicza, wzięta prosto ze skeczu Monty Pythona o „Audycji <<Szantaż>>” nie działa już w najlepsze?
Tekst ukazał się we wczorajszej Gazecie Polskiej Codziennie, natomiast napisany został, jak można się domyślić, dawniej - mniej więcej tydzień temu.
W jednej z tych rozmów, mających prawdopodobnie odwrócić uwagę od zawartości nagrania, Giertych wprost opowiada o swojej prawdziwej roli w czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości a przy tym przyznaje się do nie mniej cynicznego i skrajnie instrumentalnego podejścia do swojego elektoratu. Przed wyborcami politycy LPR ukrywać mieli fakt, że o wiele lepsze, jak się dziś okazuje nie tylko towarzyskie, relacje wiązały ich z oficjalnie zwalczanymi ludźmi Platformy Obywatelskiej, niż z kolegami z Prawa i Sprawiedliwości. Dziś Giertych chwali się, że to z działaczami pierwszej z tych partii był po imieniu. „To ja rozwaliłem ten rząd. I jestem z tego dumny. Skoro pan chciał Konrada Wallenroda, to proszę bardzo” – przechwala się dziennikarzowi „Newsweeka”. Koresponduje to z wcześniejszymi opowieściami o tym, że w dziele odebrania władzy zwycięzcom wyborów z roku 2005 Liga Polskich Rodzin miała swoją ważną rolę. Przypomnijmy, że Platforma Obywatelska nie weszła w koalicję z PiS, chcąc zmusić tę partię do wejścia w układy z siłami politycznymi, przedstawianymi w mediach jako trędowate, do czego, po latach, przyznali się jej politycy. Sojusz z kreowanym jeszcze kilka lat temu na neofaszystę Giertychem był najcięższym argumentem, wytaczanym w mediach przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Zaskakująco szybko jednak ten sam Roman Giertych , gdy już wykonał swoją tajną misję w roku 2007, stał się politykiem rozsądnym, nazywającym „zbrodnie PiS” po imieniu. Potem obserwowaliśmy jego przemianę w „cywilizowanego narodowca”, partnera do dyskusji ideowych dla „Gazety Wyborczej”, wreszcie adwokata kolejnych osób z otoczenia premiera. W kontekście roli, jaką dziś przypisuje sobie Giertych, trudno się tej zmianie wizerunku medialnego dziwić. Dziewczę, które w 2006 roku do jeziora chciało wrzucić zapakowanego w wór Giertycha, dziś prawdopodobnie topiłoby taśmy razem z autorami. „(…)Nie ma zresztą pewności, czy dawny Giertych 1.0, z czasów gdy wprowadzał swych wygolonych kumpli na salony IV RP, naprawdę był tym, kim się wydawał, czy po prostu grał endekoidalne rólki w rodzinnym teatrzyku, bo było takie polityczne zapotrzebowanie.” – pisał w 2013 roku Rafał Kalukin, dodając w tym samym artykule dla Newsweeka, że „nowy” Giertych „podejmuje się kolejnych niecodziennych zleceń, z wdziękiem dokonując gwałtu na własnej tożsamości i rodzinnej tradycji.” Do tekstu Kalukina dotrzemy bezpośrednio spod bieżącego wywiadu Giertycha z tygodnikiem Lisa. Pytania przeczytamy więc, znając już chyba odpowiedź. Czy cały medialny atak na Giertycha był wyłącznie grą dla wtajemniczonych? Jeśli tak, trzeba przyznać, że szef LPR poświęcił się dla sprawy.
O ile więc nagrania nie wnoszą rzeczywiście wiele do obrazu funkcjonowania dzisiejszych mechanizmów władzy, o tyle towarzyszące im publikacje, mające na celu pokazanie kolejnego bohatera taśm w jak najlepszym świetle mówią nam dużo o latach 2005-2007. Partia Giertycha od początku przedstawiana była w mediach głównego nurtu jako zagrożenie dla demokracji. Gdy w 2005 roku na prezydenta kandydował ojciec Romana, Maciej Giertych, jego podobizna na plakatach wyborczych często ozdabiana była swastykami i hitlerowskim wąsikiem. Gdy Giertych-syn wszedł w koalicję z Prawem i Sprawiedliwością i został ministrem oświaty, rozpoczęła się szeroka akcja społeczna na rzecz jego odwołania. Pod hasłem „Giertych musi odejść” protestowały liczne środowiska, a pod MEN odbywały się demonstracje, z których zapamiętaliśmy głównie przywołaną już dziewczynę z transparentem. Nie było trzeba jednak wiele czasu, by ten sam negatywny bohater mediów stanął na czele antyrządowego protestu, który w sejmie przybrać miał postać odwoływania kolejnych ministrów, pod sejmem zaś – „białoczerwonego miasteczka”. Już po kolejnych, wygranych przez Platformę Obywatelską wyborach, przywódca LPR pokazywał się coraz bliżej nowej władzy, aż stał się prawnikiem, zatrudnianym przez ministrów i syna premiera Tuska.
Zanim się to jednak stało, Giertych brał się za trudne sprawy, których prowadzenie nie kłóciło się jeszcze z jego niedawnym wizerunkiem. Był pełnomocnikiem rodziny ks. Jerzego Popiełuszki, a jeszcze w 2008 roku prowadził sprawę Wojciecha Sumlińskiego. Wypowiedzi dziennikarza o jego dawnym adwokacie mówią o Giertychu są równie ciekawe, co ujawnione właśnie taśmy. Sumliński wielokrotnie przywoływał fakt, że treść jego poufnej, prowadzonej w pomieszczeniu, które miało być wolne od podsłuchów, rozmowy z prawnikiem bardzo szybko stała się znana Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. „Później wydarzenia poszły lawinowo, okazało się (Warszawa to małe miasto), że Roman Giertych spotyka się z tymi ludźmi, którzy są po drugiej stronie, którzy chcą mnie zniszczyć. Nagle okazało się, że dochodzi do wielu sytuacji, w których, tak to czułem, pewne jego rady wcale nie są dla mnie dobre, wybuchła wtedy afera podsłuchowa, okazało się, że dziennikarze, którzy mnie znali: Gmyz, Rymanowski, inni, też byli objęci podsłuchami. Można było wtedy pewne sprawy ukierunkować inaczej, Roman Giertych chciał, żeby ukierunkować je tak jak to się stało i stało się źle.” – opowiadał po kilku latach Sumliński.
Ostatnim działaniom Giertycha-prawnika zamierza przyjrzeć się Okręgowa Rada Adwokacka, istnieje bowiem podejrzenie, że doszło do złamania tajemnicy adwokackiej. Czy będzie skończony jako prawnik? Wydaje się, że tak, ale czy nie powinno się to stać wcześniej, choćby po sprawie Sumlińskiego właśnie? Nowe kłopoty mecenasa są jednak nagłośnione o wiele lepiej, niż ten wątek sprawy dziennikarza, dlatego dawny szef LPR może spodziewać się kłopotów, co najmniej wizerunkowych. Również była partnerka Kulczyka w interesach, Edyta Sieczkowska, twierdzi, że reprezentujący ją Roman Giertych przeszedł na drugą stronę. Tak interpretować można zawartość nagrań. Jako polityk, potrafił swój wizerunek poświęcić dla kolegów z boiska, ale czy tak samo gotów jest zachować się jako prawnik?
Od kilku dni mówiło się o możliwym zastąpieniu Bartłomieja Sienkiewicza przez Giertycha na stanowisku ministra spraw wewnętrznych. Większość komentatorów uznała to wrzutkę, niemniej wygląda na to, że Giertych szykował się do powrotu do czynnej polityki w barwach Platformy Obywatelskiej. Szlak przetarł przecież Michał Kamiński. Ten ostatni przypadek każe być sceptyczny wobec głosów, oznajmiających koniec Giertycha-polityka. Polska polityka od dawna nie zna już takiej kompromitacji, która oznaczałaby koniec kariery.
W ciągu trzech tygodni od ujawnienia pierwszych taśm, zamiast dymisji nagranych na nich polityków, obserwowaliśmy ostatni etap realizacji omówionego podczas spotkania scenariusza. Jaką mamy gwarancję, że firma wydawnicza, wzięta prosto ze skeczu Monty Pythona o „Audycji <<Szantaż>>” nie działa już w najlepsze?
Tekst ukazał się we wczorajszej Gazecie Polskiej Codziennie, natomiast napisany został, jak można się domyślić, dawniej - mniej więcej tydzień temu.
(3)
11 Comments
@autor
16 July, 2014 - 15:48
Ale wystarczy popatrzeć kim zostali ci, którzy odeszli, ci,którzy wiążą się z GazWybem. Giertych najlepszym przykładem - blisko (?) gangsterki.
Pozdrawiam
Giertych chyba jednak nie
16 July, 2014 - 20:45
Pozdrawiam
@budyń
16 July, 2014 - 20:49
@polfic
16 July, 2014 - 22:03
Pozdrawiam
@tł
16 July, 2014 - 22:06
@polfic
16 July, 2014 - 22:09
@tł
16 July, 2014 - 22:13
@polfic
16 July, 2014 - 22:24
jedno z drugim, czyli praca w
16 July, 2014 - 23:55
@budyń
17 July, 2014 - 00:02
Rzeczywiście nie wykluczałbym tego :)
@Budyń
16 July, 2014 - 20:53
Giertych i JKM to elementy tej samej układki. W tym samym temacie polecam dzisiejszą, sprowokowaną awanturę JKM:
http://niezalezna.pl/57380-awantura-w-pe-korwin-mikke-jak-sikorski-mlodz...
Pozdrawiam.
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles