Marcin Brixen - blog

 |  Written by Marcin Brixen  |  1
Pan dyrektor szkoły siedział sobie wygodnie w fotelu i prowadził przesłuchanie. Przesłuchiwani byli Łukaszek, Gruby Maciek i okularnik z trzeciej ławki. Przesłuchiwaniu towarzyszyły pani wicedyrektor i pani pedagog. Przesłuchanie przebiegało w miłej atmosferze, gdyż chłopcy odpowiadali z tak zwanej wolnej stopy. Nie byli podejrzanymi, lecz jedynie świadkami w sprawie. Innymi słowy: pan dyrektor zamierzał od nich chytrze wydobyć pewne informacje.
Szło mu kiepsko.
5
5 (4)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Mama Łukaszka przeglądała rachunki, szperała po portfelu po czym oznajmiła, że idzie po pożyczkę do banku. W domu zapanował popłoch. - Przecież mamy pieniądze - obruszył się tata Łukaszka. - Nie idę do banku po pieniądze - odparła mama Łukaszka z godnością. - Idę tam dla przyjemności. Tak! Nie śmiejcie się! Emeryci chadzają dla przyjemności do lekarza i powodują zatory w tymkrajowej służbie zdrowia! To ja sobie pójdą dla przyjemności do banku, a co! - Proszę bardzo, idź sobie - wzruszył ramionami tata Łukaszka. - Pod warunkiem, że sama zasponsorujesz swoją przyjemność, czyli zarobek banku!
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
- Nie grymaś - ofuknęła wnuka babcia Łukaszka. - Ryba jest zdrowa.
- Tak, ale to już przesada! - wybełkotał Łukaszek. - Ile tego można?!
- Od trzech dni jemy tylko rybę - poparł go tata Łukaszka.
- Pasta rybna, zupa rybna, paluszki rybne - wyliczała siostra Łukaszka na ślicznych paluszkach.
- Hm - zastanowił się dziadek Łukaszka, podszedł do lodówki i ją otworzył. - Tu też same ryby. A gdzie ona poszła?
- Po zakupy - poinformował z sarkazmem tata Łukaszka. - Do rybnego.
5
5 (1)
 |  Written by Marcin Brixen  |  1
Babcia Łukaszka kręciła się po mieszkaniu, zaglądała to tu, to tam, wzdychała, aż w końcu nie wytrzymała i zapytała wprost, gdzie jest mama Łukaszka. Bo już najwyższa pora na obiad. A tu krupnik stygnie. I trzeba by go odgrzewać, czyli drugi raz gaz włączać. A to kosztuje. Niewybaczalne.
- Najprościej zadzwonić - odparł tata Łukaszka i sięgnął po telefon. Wybrał numer i przez dłuższą chwilę słuchał ze zmarszczonymi brwiami.
- Czego? Co? Gdzie ty w ogóle jesteś? Mówi, że jest na pływalni - rzucił w stronę rodziny.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Pan Sitko, pracujący na budowie meczetu, sarkał i narzekał. Bo choć to wydawało się niemożliwe, zwiększono kontrolę i uczulono się na wyłapywanie najmniejszych usterek.
- I pewnie dlatego tak się stało, jak się stało - tłumaczył później smętnie pan Sitko dziadkowi Łukaszka. Bowiem pan Sitko znowuż trafił w oko cyklonu, czyli w samym środek katastrofy mentalno-budowlanej. - Jak się człowiek skupi na drobiazgach, to mu potem najważniejsze rzeczy umykają...
5
5 (5)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
I kiedy dziadek Łukaszka wraz z facetem spoglądali na siebie z sympatią dziadek stwierdził, że gorąco mu i można by się czegoś napić. Wyciągnął komórkę i zadzwonił do taty Łukaszka.
- Jesteś jeszcze gdzieś koło tego kiosku? To kup mi jakiś sok i przynieś. Tak, siedzę tu na ławce. No, czekam.
Odłożył telefon, a wtedy zaszeleściło coś za nimi i z krzaków wyłoniła się Śmierć. Okrążyła ławkę, stanęła przed dziadkiem i jego rozmówcą, po czym zapytała machając papierosem czy mają może ognia.
- Nie - odparli obaj zgodnie, a facet życzliwie poradził, aby nie paliła.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Tata Łukaszka szedł sobie swobodnie przez park koło pętli tramwajowej, gdy nagle stanął jak wryty. Widok, który ukazał się jego oczom zaiste był niezwykły. Niewielka postać w habicie i z kapturem stała tyłem do niego i z furią smagała kosą parkowe krzaki aż kawałki gałązek fruwały w powietrzu. Postać ta miała na sobie jasnozieloną kamizelkę odblaskową z jakimś napisem. Tata Łukaszka podszedł krok bliżej i odczytał napis: "Zieleń Miejska". A kiedy podszedł już bliżej, to postać obejrzała się znienacka. Ku swemu przerażeniu tata Łukaszka rozpoznał w tej postać Śmierć.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
No bo jak inaczej nazwać to, co przydarzyło się dziadkowi Łukaszka? I mamie Łukaszka też. I tacie Łukaszka... Ale jak to mawiają ministrowie transportu: po kolei.
Po którejś z kolei kłótni światopoglądowej pomiędzy mamą Łukaszka a dziadkiem Łukaszka zwycięzcą został dziadek. Pokonana mama Łukaszka z rozpaczą spoglądała na upuszczone na dywan najróżniejsze kompendia i poradniki wydane przez "Wiodący Tytuł Prasowy". Nie pomogły. Triumfujący dziadek Łukaszka spoglądał na nią góry. Porażka była tym dotkliwsza, że dziadek Łukaszka nie korzystał z żadnych pomocy naukowych.
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Z babcią Łukaszka była o tyle prosta sprawa, że była i deklarowała się jako ateistka.
Pytali się dziadka Łukaszka czy mu to nie przeszkadza.
- Nie - mawiał dziadek Łukaszka. - Nie przeszkadza. Przynajmniej nie udaje. Niech wasza mowa będzie tak-tak, nie-nie, mawia biblia. A jej mowa jest nie. No i tyle.
Aż tu któregoś dnia babcia Łukaszka przyszła z miasta i siadła na kanapie ni to rozradowana ni to zadumana.
- Co jej jest??? - spytała zaintrygowana mama Łukaszka.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  6
Dozorczyni, pani Sitko była blada, bardzo blada.
- Zatrzymałam samobójcę - wyszeptała.
Mama Łukaszka popatrzyła gdzieś na górne okna bloku.
- Skakać chciał?
- Gorzej, proszę pani! Wysadzać się chciał!
- Ale się nie wysadził, prawda? - spytał Łukaszek.
- Ano nie - i pani Sitko wskazała pękatą, ubraną na czarno postać siedzącą na schodach prowadzących do bloku.
- Może to ktoś od nas z bloku? - spytał Łukaszek, ale pani Sitko pokręciła głową.
- Gdzie tam, taki śniady z gęby, od razu widać, że to jednym słowem Ara...
5
5 (2)

Strony