Marcin Brixen - blog

 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Płynęła spokojna, październikowa niedziela. Łukaszek udawał, że odrabia lekcje. Siostra Łukaszka uczyła się trudnej sztuki kulinarnej - jak ugotować jajko na miękko. Babcia Łukaszka sprzątała, dziadek Łukaszka odmawiał różaniec w intencji nawrócenia swojej rodziny. Tata Łukaszka odsypiał nockę - jego biuro też przeszło na trójzmianowy system pracy. Rząd zachęcał, aby jak najwięcej firm do tego się stosowało - dzięki temu była mniejsza różnica w poborze prądu pomiędzy dniem i nocą i mniejsze obciążenie linii przesyłowych.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  2
W firmie, w której pracował tata Łukaszka, działy się rzeczy ważne i doniosłe. Planowano budżet i ustalano strategią na następny rok. Zjechali się Wszyscy Ważni i debatowali. I jakoś tak się stało, że na któreś obrady z kolei zostali zawezwani właśnie tata Łukaszka i jego najbliższy kolega - Kubiak. Bo coś tam z budżetem się nie zgadzało i mieli udzielić wyjaśnień dotyczących ich działu. - To będzie katastrofa - stwierdziła tata Łukaszka patrząc na Kubiaka. - Dlaczego? Powiem, że nic nie wiem - odparł szczerze Kubiak.
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  2
- Proszę państwo - powiedział pan dyrektor do grona pedagogicznego, odłożył słuchawkę telefonu i pokrótce zreferował sytuację.
- Ma pan coś do emigrantów? - oburzyła się pani pedagog.
- Proszę pani, emigranci i uran to nie jest najszczęśliwsze połączenie - odparł kwaśno pan dyrektor. - A już wkrótce październik i czeka nas najważniejsze święto.
- Kock? - zapytał niepewnie pan od historii.
- Mówi się "kocyk", a nie "kock" - odezwała się ciepło pani pedagog.
Pan od historii wyszedł krzycząc, że powinien był posłuchać swoich rodziców i zostać stomatologiem.
5
5 (5)
 |  Written by Marcin Brixen  |  3
Pan dyrektor szkoły, do której chodził Łukaszek, opuszczał był właśnie placówkę, której dyrektorował.
- Późno pan wychodzi, panie dyrektorze... - zagadnął pan woźny.
- Tyle człowiek ma na głowie... - machnął ręką pan dyrektor i popatrzył w liczna oświetlone okna klas. - A zresztą, gdybym miał wychodzić jako ostatni, to siedziałbym tu jeszcze hoho... A tyle mi nie płacą.
- Dzieciaki uczą się na drugą zmianę?
Pan dyrektor spojrzał na zegarek i sprostował:
- Na trzecią.
5
5 (4)
 |  Written by Marcin Brixen  |  1
- I po co to wszystko? - zirytowała się pani pedagog. - Po co to znowu odgrzebywać, szczuć i jątrzyć? Po co znowu o wojnie, o Niemcach? Są ważniejsze tematy! Ot, choćby uchodźcy.
- My też kiedyś byliśmy uchodźcami - odparł pan od historii.
- O!
- Tak, proszę pani. I to przez Niemców.
- A, wiem o co panu chodzi, my jeździliśmy do nich po pracę...
- Najpierw oni przyjechali do nas. I o tym właśnie jest to dzisiejsze widowisko!
5
5 (1)
 |  Written by Marcin Brixen  |  1
Babcia Łukaszka, jako zagorzała ateistka wierzyła, że nie ma życia po śmierci. Zatem o to jedyne, które ma, musi dbać. I dbała. Bardzo.
Znała wszystkich lekarzy z osiedlowej przychodni, a oni znali ją. Wreszcie czy to oni się zmęczyli, czy też babcia uznała, że ich umiejętności sa niewystarczające - w każdym razie babcia Łukaszka zaczęła sprawdzać swój stan zdrowia w szpitalu.
Gwoli ścisłości trzeba dodać, że babcia cieszyła się tzw. końskim zdrowiem, co zapewne pozwalało jej tak często odwiedzać placówki służy zdrowia.
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  3
Do klasy Łukaszka weszła pani pedagog.
- Dzisiaj będziecie mieli spotkanie z kimś ciekawym.
- O! - ucieszył się Łukaszek. - Wreszcie!
- Hiobowski nie denerwuj mnie! sugerujesz, że poprzedni goście byli nudni? Teraz przyjdą dwie panie. Zapraszam!
Do klasy weszły zaproszone osoby.
- Dzień dobry - powiedziała pierwsza z nich. Jestem aktywistką z Centrum Ruchów Emigracyjnych imienia Simona Mola. Na nasze zaproszenie przyjechała do nas pani Sabine i opowie wam coś teraz.
5
5 (4)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Wszyscy wiedzieli, że na ostatnich piętrach bloku jest są problemy z wodą.
- I z ludźmi - dodała babcia Łukaszka. - Co za ludność tam mieszka!
Z wodą był ten problem, że bardzo często ona zalewała mieszkania poniżej. A to wyskoczył wąż od pralki, a to ktoś kran urwał i woda się lała przez pół nocy... Bo i do aktów wandalizmu często tam dochodziło. Zdarzały się one jednak rzadko, bowiem ojcowie rodzin, które tam mieszkały, rodziny swoje trzymali krótko. Gdy któreś z licznych dzieci spowodowali wyciek wody, oni je natychmiast karali.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  2
- Nie wiecie kto? - zapytała babcia Łukaszka wyglądając z kuchni. - Ktoś mi wybabrał całą margarynę "Jak za Bieruta".
- To ja... - Mamie Łukaszka zapłonęły uszy. - Bo... Smażyłam kiełki bambusa z naci marchwiowej... Najnowszy krzyk mody kulinarnej, tak przynajmniej piszą w "Wiodącym Tytule Prasowym"...
- A piszą tam, że jak się coś zuzje z lodówki, to trzeba uzupełnić?
- Nie, ale ja oczywiście tę margarynę odkupię! Łukasz pójdzie. Łukasz! Łukasz!!
- Nie ma go - poinformował dziadek Łukaszka. - Jest w szkole.
5
5 (4)
 |  Written by Marcin Brixen  |  2
Rozpoczął się rok szkolny.
Uczniowie podążali w kierunku szkoły, gdzie powitał ich niecodzienny widok.
- O ja cię - jęknął okularnik z trzeciej ławki na widok pojazdu stojącego przed wejściem do budynku. Wielki, czarny, błyszczący chromowanymi detalami traktor.
- Tata mi mówił, że zdjęli VAT na ciągniki, i wszyscy rzucą się je kupować na firmę - powiedział Łukaszek. - Ciekawe kto nabył to cudo?
- Psy! - rzucił okularnik. Łukaszek zaczął się stukać w głowę, ale zaraz przestał.
5
5 (4)

Strony