Marcin Brixen - blog

 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Klasa Łukaszka, pod opieką pani od polskiego, wybrała się do Warszawy. Zwiedzili muzeum Powstania Warszawskiego imienia Lecha Kaczyńskiego, muzeum Lecha Kaczyńskiego imienia Żołnierzy Wyklętych i muzeum Żołnierzy Wyklętych imienia Powstania Warszawskiego. - Mamy jeszcze jakieś dwie godziny - pani od polskiego spojrzała na zegarek. - Proponuję czas wolny. Zbiórka tu, gdzie teraz jesteśmy, pod ministerstwem... - A ministerstwa nie można zwiedzić? - przerwał okularnik z trzeciej ławki zaglądając ciekawie za sztachety płotu. - Co też opowiadasz!
5
5 (1)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Łukaszek wraz z mamą i dziadkiem stali pod blokiem i się kłócili gdzie najlepiej kupić masło, gdy podszedł do nich jakiś młody, sympatycznie zarośnięty, człowiek. - Czy państwo są za równością i tolerancją? - zapytał znienacka. Mama i dziadek powiedzieli, że są za, a Łukaszek, że nie. - No wiesz co, Łukasz... - mama była boleśnie urażona. - Bo ci, co najczęściej i najgłośniej mówią, że są za, to najczęściej jest przeciw. Na przykład u nas w szkole jest pani wicedyrektor. Ciągle nam opowiada jak to odzyskaliśmy trzydzieści lat temu wolność. A jak chcemy coś zrobić, to nigdy nie wolno.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Łukaszek wraz ze swoją klasą musiał iść na pokaz filmu. - Jak można zmuszać młodzież, żeby chodziła do kina! I to na wątpliwej jakości filmidła fantasy! - grzmiała mama Łukaszka. - Właśnie! Nasz ksiądz katecheta powiedział nawet, że to shit! - zawtórował jej Łukaszek. - Tak powiedział? Na pewno? - mama była zaskoczona. - A idziecie na "Smoleńsk 3: Pierwsza mgła"? - Nie, idziemy na "Śmiertelne sekrety kurii".
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Był upalny wieczór trzydziestego pierwszego sierpnia. Ksiądz z osiedlowej parafii modlił się żarliwie. - ...jutro zaczyna się rok szkolny. Będę musiał uczyć te... Tych... Dzieci... Dzieci będę musiał uczyć religii. Dzieci... Tak... Dużo zdrowia im.. Ale też... Bez przesady... Podobno dzieci jak chorują to nabierają odporności... Więc tego... Dużo odporności im... A najwięcej to takim trzem... Jeden gruby... Drugi w okularach... I trzeci, Hiobowski... Ach, gdyby tak często chorowali i nie chodzili na religii, to... To ja... I w tym momencie zabrzmiał dzwonek u drzwi. Ksiądz się przestraszył.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Pan prowadzący podsumował cały cykl spotkań wakacyjnych, wykładów i praktyk jakich udzielił uczęszczającej młodzieży. - Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni, bo ja bardzo - zakończył podsumowanie pan. - A wiecie po co to wszystko? Nie wiedzieli. - No jak to, całe wakacje was uczę i nie wiecie? Celem tych warsztatów było przywrócenie demokracji kulinarnej. By przestrzeń publiczną jedzenia nie zawłaszczali jedynie mięsożercy. By mięsożercy nie dzielili ludzi na gorszych, czyli wegan i lepszych, czyli szarpiących trzonowcami zakrwawione ciałka niewinnych zwierząt.
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Mama Łukaszka szła przez osiedle dumna i zadowolona. Coraz więcej osób mówiło o nekrowywiadach. Mama nawet specjalnie składała "Wiodący Tytuł Prasowy" i chodziła do domu dłuższą drogą, żeby więcej osób widziało co ona czyta. No bo jak nekrowywiad, to wiadomo: "Wiodący Tytuł Prasowy"... I kiedy tak szła i słyszała strzępy rozmów doszła do wniosku, że ludzie mówią o jakimś nekrowywiadzie kompletnie jej nieznanym. Zatrzymała się i przekartkowała gazetę. Nie było tam tego. Wreszcie mama Łukaszka zapytała panią Sitko. I przeżyła ogromny szok.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Jakoś tak się stało, że któregoś ranka siostra Łukaszka została wysłana do kiosku po prasę. A że każdy z dorosłych czytał inną gazetę, było tego dużo i grubo. A jak jeszcze były dodatki... Tego dnia siostra się nadźwigała, bo do gazety dziadka "Prawdziwa Ojczyzna" był dodany klucz do kół samochodowych z Powstańcem Warszawskim, do gazety babci "Międzynarodowy Horyzont" dodany był ciśnieniomierz z Leninem, a do gazety mamy "Wiodący Tytuł Prasowy" dodano specjalny nóż szefowej kuchni do drylowania bezpestkowego winogrona.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Zajęcia z weganizmu nie ograniczały się tylko do prowadzenia sklepu. - O! - zdumiał się uprzejmie Łukaszek i jedną samogłoską udało mu się wyprowadzić pana prowadzącego z równowagi. Pan prowadzący oznajmił, że oprócz weganizmu praktycznego jest też weganizm teoretyczny. - Czyli kiełbasę można jeść? - ucieszył się Gruby Maciek. - Ależ skąd! Czy ja coś takiego mówiłem? Skąd ci przyszło coś takiego do głowy? - Coś jak katolik, wierzący, ale niepraktykujący, czyli... - Weganizm to nie religia! Religia to zło! - fukał pan prowadzący. - Weganizm to coś znacznie więcej!
5
5 (1)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Łukaszek szedł ze swoją mamą przez osiedle wraz ze swoją mamą, gdy nagle koło osiedlowego domu kultury zauważyli zbiegowisko. Mam oczywiście przystanęła, a oczy jej się śmiały do napisów KOD na transparentach.
- O Jezu - powiedział Łukaszek.
- Nie przeklinaj - ofuknęła go mama.
- Mam powód. Ja tam widzę swoją siostrę.
- Niemożliwe! - i mama Łukaszka runęła w tłum pociągając za sobą syna. Dopchali się do siostry Łukaszka.
5
5 (1)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Okazało się, że bar wegański działa także w niedzielę. - Nie marudźcie - z uśmiechem poprosił chłopaków pan w rurkach prowadzący kolonie wegańskie. - Ludzie też chcą gdzieś wyjść z niedzielę, spotkać się ze znajomymi, porozmawiać, zjeść na mieście... - O, to tak jak ja - ucieszył się okularnik. - Też bym chciał gdzieś wyjść z niedzielę, spotkać się ze znajomymi, porozmawiać, zjeść na mieście... - Możesz ich zaprosić tutaj - wtrącił Gruby Maciek, który w przeciwieństwie do tężyzny fizycznej, tężyzny umysłowej nie wykazywał. Pan prowadzący już się nie uśmiechał.
5
5 (4)

Strony