
To było na ulicy Kuźniczej we Wrocławiu, mniej więcej 20 lat temu (niech krew zaleje jak ten czas pędzi...). Zaczepił mnie młody chłopak, ubrany jak zbuntowany reck-and-roll-owiec i spytał która jest godzina. Był miły i spontaniczny, może tylko trochę za bardzo nakręcony. Jak mu powiedziałem która jest, to wystrzelił ze szczerą radością: „Nieźle! Stary! W trzy godziny zebrałem sto pięćdziesiąt zeta! Na kartkę że mam „hiva:!”. Pożegnałem go wyrazistym słowem i rzuciłem na odchodne że przez takich gnojków jak on ludzie którzy naprawdę chorują na Aids są traktowani jak oszuści.