Marcin Brixen - blog

 |  Written by Marcin Brixen  |  1
Kiedy przyszli z kwater do świetlicy, pani kierownik turnusu ustawiła ich w dwuszeregu, powitała ich raz jeszcze, po czym zapytała: - Od czego zaczniemy nasz pobyt na kolonii? - Od obiadu - zaproponował Gruby Maciek. Gruchnął śmiech i ironiczne komentarze. Wszystkie dziewczyny krzykliwie wyrażały swoje uwagi co do tuszy Grubego Maćka, wszystkie oprócz pulchnego, długowłosego dziewczęcia, które spojrzało na Grubego Maćka z ulgą. Gruby Maciek nie speszył się postawą dziewczyn. Gruby Maciek był bowiem wojskowym odpowiednikiem weterana z Afganistanu.
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Kiedy przyszli z kwater do świetlicy, pani kierownik turnusu ustawiła ich w dwuszeregu, powitała ich raz jeszcze, po czym zapytała: - Od czego zaczniemy nasz pobyt na kolonii? - Od obiadu - zaproponował Gruby Maciek. Gruchnął śmiech i ironiczne komentarze. Wszystkie dziewczyny krzykliwie wyrażały swoje uwagi co do tuszy Grubego Maćka, wszystkie oprócz pulchnego, długowłosego dziewczęcia, które spojrzało na Grubego Maćka z ulgą. Gruby Maciek nie speszył się postawą dziewczyn. Gruby Maciek był bowiem wojskowym odpowiednikiem weterana z Afganistanu.
0
Brak głosów
 |  Written by Marcin Brixen  |  2
Uczestnicy turnusu dojechali na miejsce. Wszyscy wysiedli z autokaru i zaczęli rozglądać się ciekawie. Jakiś duży budynek w parku za wsią, jakiś plac... Wysiadali przyglądając się sobie uważnie i taksując wzrokiem. - Będzie kiepsko - wymamrotał okularnik z trzeciej ławki. - Same dziewczyny. - Patrzą na nas jak lew na pożywienie - jęknął Gruby Maciek. - Nie damy się - pocieszył ich Łukaszek. - Poza tym mamy dwie przewagi. - Jak przewaga? - rzucił zapalczywie okularnik. - Przecież ich jest więcej! - I w tym nasza przewaga. Taka duża grupa nigdy nie będzie jednolita.
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Łukaszek, Gruby Maciek i okularnik z trzeciej ławki stali na chodniku przy swoich plecakach i z ponurymi minami wpatrywali się w autokar. Autokar ten miał ich zawieźć na kolonie. Wokół autobusu krzątały się kompletnie niezorganizowane kobiety i dziewczyny. Jedynym osobnik męskim w ich gronie był kierowca autokaru
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Przeciętny czytelnik prasy nie zdaje sobie sprawy z mnogości tytułów dostępnych na rynku prasowym. Co więcej, nieprzeciętny czytelnik też nie zdaje sobie z tego sprawy. Aby nabrać wiedzy o istnieniu jakiegoś niecodziennego tytułu trzeba się z nim zetknąć osobiście. Na przykład na początku łańcucha dystrybucji, czyli przy powstaniu takiej prasy. Albo w środku, czyli przy kolportażu. Albo na końcu, czyli po prostu zobaczyć u kogoś taką gazetę. Hiobowskim zdarzyło się to ostatnie. Dziadek Łukaszka był pierwszym, który zobaczył to w gablocie na ogłoszenia na parterze bloku.
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  2
Chyba tylko stanowi ducha pana dyrektora należy przypisać to, że zakończenie roku zamieniło się w awanturę i katastrofę. Trudno się jednak dziwić, pan dyrektor był przybity i załamany. Dostał bowiem jednego dnia aż dwie informacje, które same w sobie nie niosły żadnego zagrożenia. Połączone jednak razem... Pani pedagog i pani wicedyrektor weszły jednocześnie do gabinetu pana dyrektora. Pan dyrektor, nucąc coś radośnie wyszywał właśnie ozdobną chustę z frędzlami i napisem "Żegnaj trzecia a gimnazjum". - Pani pierwsza - szepnęła pani wicedyrektor. - Eee... Panie dyrektorze, można?
5
5 (3)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Trwała narada rady osiedla, na którą zeszło się wielu mieszkańców. - To prawda - potwierdził przewodniczący rady. - Musimy tych imigrantów przyjąć. - Na jakiej podstawie? - zapytał jakiś pan. - Tak nam każe Unia Osiedlowa. Wszyscy zaczęli machać rękami i krzyczeć, że Unia Osiedlowa to zło. - Teraz to zło? - spytał ironicznie przewodniczący. - A jak było referendum o przystąpienie, to prawie wszyscy byli za. A jak ta Unia dawała kasę na nowe chodniki to była super. A teraz proszę, zło. - A pewno, że zło! - krzyknęła jakaś pani. - Pewno za te chodniki zażądali nie wiadomo czego!
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Hiobowscy wybrali się do innego miasta na wycieczkę i okazało się, że nie wzięli z sobą jakiegoś mało istotnego drobiazgu. Okazało się jednak, że ów drobiazg trzeba kupić. Pojechali więc do największego centrum handlowego jakie było w okolicy. Tam chodzili sobie oglądając to i owo oraz rozmawiali o Poznańskim Czerwcu 56. I kiedy tak sobie rozmawiali podszedł do nich ochroniarz w towarzystwie grupki jakichś ludzi. - To oni - powiedział jakiś niski facet i wskazał Hiobowskich. - Taaak... - wycedził ochroniarz. - No to gdzie te czołgi? Hiobowscy spojrzeli po sobie w osłupieniu. - Jakie czołgi?
5
5 (1)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Tata i mama Łukaszka stali sobie w kolejce jak gdyby nigdy nic. Kolejka była do kasy w osiedlowym sklepie. Za nimi stali pani i pan Sitko, a przed nimi jakiś młody facet. Młody facet kupował kilka artykułów żywnościowych pierwszej potrzeby, w tym jedną butelkę piwa. I kiedy kasjerka nabijała cenę owej butelki młody facet zrobił coś niezwykłego. Wyjął z kieszeni jakiś kwitek i podał kasjerce. - Co to jest? Jakiś kupon? - spytała kasjerka zmęczonym głosem. - Na piwo nie mamy teraz żadnej promocji... - To recepta - wyjaśnił młody facet. - Recepta na piwo?! - nie wytrzymał pan Sitko.
5
5 (2)
 |  Written by Marcin Brixen  |  0
Dziadek Łukaszka i pan Sitko konsumowali piwo pod sklepem osiedlowym i omawiali najnowsze ruchy rządu. Dziadek tłumaczył panu Sitko co to są ruchy Browna. Pan Sitko kiwał uprzejmie głową, potakiwał, ale od wykładu bardziej interesowało go samo piwo. - Pijmy, póki czas - przekonywał dziadka. - Za kilka dni, od pierwszego, wchodzi w życie przepis, że za picie alkoholu w miejscu publicznym będzie odbierane prawo jazdy... - I tak go nie mam - przerwał mu dziadek Łukaszka. - Policja zabrała? - Nie. Okulista. - Ja też nie mam - rzekł pan Sitko i obaj roześmieli się serdecznie.
5
5 (3)

Strony