W lipcu 2009 r. Kupieckie Domy Towarowe - blaszak obok Pałacu Kultury i Nauki - został przez władze Warszawy, zgodnie z wyrokiem sądu, wyeksmitowany na bruk. W gruncie rzeczy koflikt rozbił się o wykonawcę nowej hali: prezydent Warszawy wskazała konkretną firmę, a kupcy chcieli wybrać wykonawcę sami. W rezultacie miejsca pracy straciło między 600 a 700 rodzin (bo najczęściej tak to funkcjonuje), a setki tysięcy Warszawiaków zostało skazanych na zakupy w drogich Galeriach. Część kupców pewnie się gdzieś przeniosła; część, zwłaszcza osób starszych, zasiliła szeregi klientów zasiłku dla bezrobotnych. Nawet zupełnie pobieżne rachunki wskazują, że w wyniku pacyfikacji KDT budżet stracił wiele milionów złotych, Warszawiacy zagłosowali (?) na panią prezydent na kolejną kadencję. O permanentnie nieruchomych "schodach ruchomych" w przejściu podziemnym koło Centralnego pisałam wielokrotnie - ostatnio tuż po wyborach samorządowych. Wieszczyłam wówczas, że stan unieruchomienia potrwa długo, i miałam rację: do dziś w samym centrum Warszawy straszy prowizoryczna buda, w dodatku zabita dechami, i nic - NIC - tam się nie dzieje. Od czterech miesięcy. Piętnastego stycznia do schodów nieruchomych dołączył cały korytarz w obrębie Dworca Centralnego, wzdłuż Jana Pawła. W tym właśnie dniu kupcy musieli opuścić swoje miejsca pracy, ponieważ rzekomo miał się tam zacząć remont. Remontu, oczywiście, nie ma, i pieniędzy z czynszu w kasie miasta też, oczywiście, nie ma. Ponad miesiąc. Ostatnio zauważyłam, że bilans ponad ośmiu lat rządów pani prezydent Warszawy jest, jeśli chodzi o infrastrukturę, praktycznie idealnie na zero: to, co było wcześniej, jest nadal. Drugiej linii metra, która na Euro 2012 - wg słów p. HG-W - miała być na pewno, nie ma nadal i nie wiadomo, kiedy będzie. Jeden mostr wybudowany, i jeden spalony - winien i ma bilansują się idealnie. Basen Narodowy, na szczęście, pani prezydent nie obciąża, bo to nie była inwetycja miejska. Oczywiście, nie jest tak, że skoro infrastruktury zero, to i pieniędzy zero, Niestety, to zero kosztowało naprawdę potworne pieniądze! Nie jest też tak, że nie ma żadnego "plusa dodatniego" z tych koszmarnych ośmiu lat: poprzez niebywale niechlujnie prowadzone remonty i trwałe wyłączeniu kilku kluczowych ulic w celu budowy metra-widma, kierowcy nauczyli się, jak żyć w miejskej dżungli - i teraz, gdy wcześniej zamknięte ulice zostały otwarte, wszystkim się wydaje, że coś się polepszyło. Klasyczny efekt kozy. Gdy się nie ma, to się lubi, to ...