Klasyczny trend z relacjonowania zagranicznych wizyt Andrzeja Dudy nie zmienia się od początku jego prezydentury. Jeśli w mediach, tęskniących do dziś za Donaldem Tuskiem, lub chociaż Bronisławem Komorowskim, ogóle się o nich mówi, są one zawsze bez znaczenia, upokarzające dla głowy państwa i składające się głównie z wpadek. Czy będzie to wyprawa do Berlina, ONZ czy na spotkanie z prezydentem Stanów Zjednoczonych, przekaz będzie właściwie ten sam. Oczywiście zwłaszcza wtedy, gdy faktyczne efekty takiej wizyty mogą być nie na rękę Niemcom lub Rosji.
(1)