
Jak ognia unikam publicznych dyskusji na temat muzyki ze względu na słonia, co to niektórym po uszach depcze, a i mnie nie ominął, lecz od wczoraj na dobre przestałem się trapić. Oto znalazłem lekarstwo na wstydliwą ułomność, która przecież nie tylko mnie dotyka, więc czym prędzej śpieszę się nim dzielić z całkiem sporą częścią znękanej ludzkości.
Nie wiecie kto śpiewa czysto, a kto fałszuje? Trudno wam odróźnić maestrię od „skomlenia przy fortepianie”? Brakuje wam odwagi by zacząć klaskać w obawie, że inni gwizdami wasz zachwyt zagłuszą?