blogi

  •  |  Written by Smok Eustachy  |  0

    Konfederacja

    Konfederacja liczyła na napływ elektoratu niezadowolonego z rządów PiS i z opozycji opozycji totalitarnej. PiS z kolei prowadził tzw politykę Wokulskiego i liczył na przejęcie elektoratu Konfederacji. Elektorat ten miał otrzymać kasiorkę, np. 500+ i inne rozwiązania dla młodych. Miał zobaczyć że to PiS skutecznie broni polskich interesów w Unii Europejskiej, a Solidarna Polska to już w ogóle. No nie pykło. PiS dlatego, podobnie jak opozycja sekował Konfę, był np. zakaz podpisywania się pod projektami Konfy, a rozwiązania tam proponowane przepychał pod swoją marką. Jako swoje pomysły. Co szkodziło kaczystom raz na jaki czas przyjąć projekt Konfy, i tak sie to zmienia na komisjach itp.? No nic.

    Konfederacji mocno zaszkodziły różne akcje Korwina, jedzenie psów, itp. Było to nie do przyjęcia dla nowego narybku. Poszedł on do Hołowni, który tylko płakał nad konstytucją. Mimo wszystko mamy wzrost tego ugrupowania, które przez 4 lata nie zabezpieczyło sobie kandydatów na listy. Weszła jednak Karina Bosak zamiast Korwina. Nie jest to czymś nieoczekiwanym:

    W Polsce powszechne jest oczekiwanie partii wodzowskiej. Każda partia musi mieć wodza który poprowadzi. Wymagane prawem rozwiązania są fikcją. Kult wodza Tuska przekroczył w kampanii wszystko, co pisowce uczyniły z Kaczorem. Logicznym jest zatem powstanie partii klanowej: nie sam wódz ale razem z krewnymi i znajomymi: skoro Bosak jest super wódz to jego żona też pewnie jest fajna i na nią warto głosować. Tylko ona jest w ciąży i w związku z tym padnie ofiarą histerycznych ataków razemek, co może się skończyć tragedią. Jak jesteś kobietą to nikt tak cię nie zbluzga, nie zwyzywa, zgnoi, jak aktywistka walcząca o prawa kobiet, o ich godne traktowanie.

    Polska Jest Jedna i Bezpartyjni Samorządowcy

    O tych ugrupowaniach nic nie wiem, czy one czasem nie przejęły około 4 procent elektoratu PiS, zirytowanego lewackimi ekscesami partii rządzącej? Przynajmniej PJJ? To by tłumaczyło sekret słabszego wyniku. Jeśli premier Morawiecki wychodzi na debatę sam przeciw wszystkim to czyja jest wina? Że nie zapewnił sobie sojusznika? 

    Problem tu też jest taki: w obliczu jakiegoś porozumienia najpierw trwa akcja wzmacniania swojej pozycji: partnerzy bluzgają na siebie, wyciągają szczury z szafy itp. Aby zapewnić sobie lepszą pozycję. Z PiSem się tak nie da bo wpada on w tryb wzmożenia: powiedział! O mnie źle powiedział!, obraził!, aaaa jestem ofiara. *

    Platforma Obywatelska 

    Niesłuszne są oczekiwania zadymy związanej z ewentualną koalicją. Na razie Tusk boi się powierzenia misji tworzenia rządu Morawieckiemu, bo mandat posła jest wolny i może se on robić co chce. Co najwyżej możesz se za 4 lata na niego drugi raz nie zagłosować. Morawiecki może wyjąć zatem 20 posłów i się zrobi przykro. Warto, żeby ktoś przypominał o tym totalitarnym na każdym kroku. Pojawiające się wyliczenia tyczące przyszłej koalicji są o tyle słabe, że należało by raczej liczyć skutki nie wzięcia udziału w głosowaniu i zmniejszenia kworum. Elektorat totalitarny też jest zawiedziony, bo spodziewa się szybkiego działania na rzecz konkretnych ustaleń a nie negocjacji i przeciągania. Przy czym PO zajmie się w pierwszym rzędzie exterminacją symetrystów. Mylne są nadzieje red. Ziemkiewicza związane z Kosiniakiem-Kamyszem. Nie zrobi on nic z tego, o co go ów redaktor posądza. Tusk ma zaś inne problemy: w ramach zasady „żeby było tak jak było” będzie musiał uruchomić lewe cysterny i mafię vatowską. I zrekompensować im 8 lat postu. Czy ja dobrze liczę, że przy 10 miliardach miesięcznie się robi tu bilion złotych samych zaległości? Nie upieram się przy tej kwocie. Nie da rady tego pogodzić z utrzymaniem świadczeń, dlatego będą musiały być cięcia. Obietnice które składał w kampanii nie będą realizowane. Nie będzie 2 miliardów na onkologię, nie pojechał odblokować KPO w poniedziałek. Wyciąganie mu tych obietnic ma charakter humorystyczny, bo jego elektorat oczekuje takich działań właśnie (nie spełniania obietnic bo są to metafory). Podobnie publikacje takie jak Reset nie zmienią preferencji elektoratu PO, bo on mniej-więcej o tym wiedział. Tyle, że jest za. Funkcjonariusze PiS tego nie rozumieją, co nie powinno dziwić. Wszelakie kalkulacje pisowców zakładające że będą jeszcze jakieś wolne wybory są tez błędne. Jak powstanie koalicja populistyczna PO-PSL-Hołownia-Lewica to koniec marzeń.

    Tusk tu będzie zarządzającym i jego główną troską będzie utrzymanie swojego monopolu na kontakty z Berlinem. Groźne są tu razemki, które mogą jeździć za jego plecami skarżyć na niego. Nawyku donosicielstwa nie wyplenisz od razu. Będzie musiał wysyłać je do kąta i każe im klęczeć na grochu i spokój. Generalnie Tusk będzie łaził z batogiem i lutował profilaktycznie koalicjantów i swoich. Czekają nas rządy gnybka.

    Trzecia Droga

    Trzecia Droga jest przykładem dobrego etykietowania. Dzięki swojej nazwie zebrała głosy nie chcących dalszych rządów PiS, ale nie chcących również powrotu do czasów mrocznych rzędów PO. Chociaż oczywiście jest częścią obozu Targowicy to sprawia wrażenie, że godzi w duopol PiSPO. I poskutkowało napływem centrowego elektoratu zniechęconego kosztem Konfederacji. Dalej zakładam, że się podzielą i powstaną 2 kluby: PSL i Hołownia. Hołownia zapowiada już likwidację rozdawnictwa , co nie może dziwić. Libki nie są jednak co do zasady przeciw rozdawnictwu. Za za rozdawaniu lewym cysternom, mafii vatowskiej itp. Spytajcie się Balcerowicza. A jak kasa zostaje wytransferowana z Polski i idzie na zasiłki w Niemczech to w ogóle super. Już zapowiedzieli likwidację 13 i 14 emerytury, i to jest początek drogi.

    Podstawowym problemem 3D będzie to, że nie mają nic do gadania, bo muszą realizować unijną agendę, a od tego są razemki. Hołownia, który niedawno był szpiegiem Opus Dei i Kałownią nie będzie tu miał nic do gadania. Wejdą do koalicji populistycznej i będą firmować tuskowe metafory bez szemrania.

    Lewica

    Lewica straciła mandaty ale z tego co słyszę to jej hunwejbini przejąli klub. Razem przejęło i wygryzło starych komuchów. Grupa działająca razem i w porozumieniu z łatwością przejmie większą organizację, która nie ma świadomości i się nie broni. Obejrzyjcie sobie film jak królowa czerwonych mrówek przejmuje mrowisko czarnych mrówek: wdziera się, morduje czarną królową i zajmuje jej miejsce. Siłą Lewicy będzie możliwość szukania wsparcia w Berlinie i Unii. Dostanie edukację i się zacznie dokazywanie. Będzie jednak bezproblemowym składnikiem koalicji.

    Nie dajcie się zwieść liczbie koalicjantów: 11. Ci mniejsi nie będą mieli nic do gadania i nie dostaną stanowisk ministerialnych. Ci więksi będą sterroryzowani koniecznością obalenia kaczyzmu.

    Przypisy:

    * PiS prowadzi marketing wyborczy według zasady, którą nazywam strategią Wokulskiego. Stara się pokazać jaki jest skuteczny, szczodry. Realizuje swój program, jako pierwsza partia w historii. Wykazuje sprawczość. Te punkty, według logiki PiS, zapewnią sukces wyborczy. Wokulski to zbuduje Izabeli kolejny tunel albo przekop, to otworzy kluczową autostradę /…./. Izabela Łęcka gwiżdże na umizgi leszcza Wokulskiego i gzi się po kątach z kuzynem cwaniakiem, bo leci na jego udawany angielski akcent.

    https://medium.com/@przeszpieg/pis-przegrał-312f1777b27e

    5
    5 (1)
  •  |  Written by karlin  |  0
    Pisałem o tym, dość emocjonalnie, już w 2018 roku. Teraz pozostaje tylko rozszerzona rekapitulacja do wpisu na tablicę nagrobną.

    Rodzicami obecnej klęski Polski, bo wszyscy wiemy, że nie o PIS tutaj chodzi, są Andrzej Duda i ulegający mu niemal we wszystkim Jarosław Kaczyński. Tak, wiem, to jest z pewnością patriota i człowiek bardzo odważny, nie mam wątpliwości, że w sytuacji skrajnego zagrożenia potrafiący zaryzykować osobiście wszystko. Właśnie, osobiście. Gdyż w sferze polityki zwolennik niekończących się kompromisów. I o ile może to być pomocne przy zdobywaniu władzy, o tyle przy jej sprawowaniu kultywowanie niektórych, gnijących latami, prowadzić może do katastrofy, z jaką obecnie mamy do czynienia.
     
    Bo nieustanne weta PAD wobec jakichkolwiek prób rzeczywistych zmian w fundamentach post komunistycznego, usłużnego i podatnego wobec wszelkich nacisków z zagranicy państwa, to jedno. Ale największą zbrodnią tego, mającego chyba dość luźny związek z Polską, człowieka i największym błędem PJK było usunięcie ze stanowiska premiera Beaty Szydło. To na jego żądanie zastąpiono tę stanowczą, bezpośrednią kobietę ulizanym korpo szczurem z krzywym uśmieszkiem, roztaczającym wizję Gierka-bis i dogadywania się z UE oraz Niemcami, w ostatnich latach już niemal za wszelką cenę (sławne "za reformę sądownictwa nie będę umierał"). Jakby ktoś zapomniał, że banksterowi większość polskiego społeczeństwa nigdy nie zaufa. Tak, tak, znam „sondaże” zaufania sondażowni, która kilka dni temu przewidywała wynik PIS na poziomie 42%.

    Powiecie, że PJK nie miał wyjścia? No to zobaczmy. Twierdzę, że to tylko dzięki BS i pamięci o jej rządach PIS wygrał wybory w 2019 r. Podczas tych do PE BS dostała rekordową liczbę ponad 525 tys. głosów, a PIS uzyskał rekordowy wynik. Nawiasem, wywalony do PE po "aferze" z ustawą IPN Patryk Jaki także uplasował się w ścisłej czołówce, 6 miejsce z ponad 258 tys. głosów. W parlamentarnych, choć także wygranych, było o kilka pkt. procentowych gorzej, bo BS była już w Strasburgu.

    I teraz najważniejsze. Gdyby BS została na stanowisku premiera, to w wyborach parlamentarnych 2019 r., mimo jazgotu i oporu PAD, PIS mógłby nie tylko wygrać, ale nawet osiągnąć wynik pozwalający na liczbę mandatów zdolnych powstrzymać prezydenckie weta.

    Dodajmy do tego, że kampania nienawiści, jaką rozpętał Tusk i jego banda, wobec kobiety sprawdzała by się znacznie gorzej, a nawet mogła by być przeciw skuteczna.

    Tak, to już jest przeszłość, z której niewiele wynika, gdyż kolejne wybory w sfederalizowanej UE oraz spacyfikowanej i zniszczonej Polsce, i tak nie będą już miały żadnego znaczenia. Pozostaje gorycz straconej szansy.

    Ilustracja:https://www.edweek.org/policy-politics/election-guide-2022-k-12-issues-a...
    3.5
    3.5 (2)
  •  |  Written by Godziemba  |  0
    Niemiecka organizacja Lebensborn koordynowała operację rabunku i germanizacji tysięcy polskich dzieci w czasie II wojny światowej.
     
           Oficjalnie Lebensborn, jako stowarzyszenie społeczno-dobroczynne, powołano do życia w Berlinie na początku 1936 roku, a jego szefem został Standartenführer SS Max Sollmann. Motto organizacji: „Święta nam będzie każda matka dobrej krwi”, sygnowane zostało przez Himmlera. W preambule statutu zaznaczono, iż  „Lebensborn stanowi część składową SS i podlega bezpośrednio Reichsführerowi SS, który nadaje mu kierunek światopoglądowy […]. Zadania instytucji leżą w dziedzinie demograficzno-politycznej. […] Lebensborn ma popierać jak największą liczebność dzieci w organizacji SS, przychodzić z pomocą każdej matce i każdemu dziecku dobrej krwi […]”.
     
          Eksperci SS podjęli się zadania określenia  owej „dobrej krew” , biorąc pod uwagę: wzrost, budowę, postawę, długość kończyn dolnych, kształt głowy, potylicę, kształt twarzy, nozdrza, wysokość nosa, szerokość nosa, kości policzkowe, położenie oczu, szparę powiekową, układ fałd oczu, wargi, policzki, linię zarostu włosów, owłosienie ciała, kolor włosów, kolor oczu, kolor skóry.
     
          Każda z wymienionych cech szeregowana była w pięciu odmianach, od bardzo wysokiej i silnie występującej po bardzo małą i występującą sporadycznie. O skrupulatności przeprowadzanych badań świadczą takie orzeczenia, jak: „Górna część nosa odpowiada innemu typowi rasowemu aniżeli część dolna” albo: „Typ mieszany, nordycko-walijsko-wschodnio-bałtycki”.
     
          Początkowo przynależność do Lebensbornu dla członków SS była dobrowolna, ale wraz z nastaniem 1942 roku stała się obowiązkowa dla wyższych rangą oficerów. Wysokość składek uzależniono od ich stanu cywilnego i liczby potomstwa. Najwyższe płacili kawalerowie, których obarczano winą za niewypełnianie obowiązku powiększania niemieckiej populacji.
     
         Do ośrodków Lebensbornu przyjmowano matki „dobrej krwi”, które poza ww.badaniami poddawano także testom psychologicznym w okresie ciąży, porodu i poporodowym. Najczęściej matki opuszczały zakład, pozostawiając w nim dziecko na zawsze czyli zgadzając się na jego adopcję..
     
          Ambicją Lebensbornu było wychowanie dzieci w duchu idei narodowosocjalistycznych. Do tego zobowiązano również matki wychowujące swoje dzieci. W czasie ciąży szkolono je intensywnie w tej materii, a po porodzie organizowano ceremonię uroczystego nadania dziecku imienia, na wzór chrztu. Przydzielany wówczas  ojciec chrzestny miał dawać gwarancję „pozytywnego” procesu wychowawczego.
     
          Nie przywiązywano przy tym wagi do stanu cywilnego matek, dużą część kobiet w ośrodkach Lebensbornu stanowiły panny i mężatki, którym przydarzyła się ciąża pozamałżeńska.
     
          Te proprokreacyjne działania były odpowiedzią na ogromną liczbę aborcji dokonywanych wówczas w Rzeszy i związane były także z wojennymi planami narodowych socjalistów. Według Generalnego Planu Wschodniego, opracowanego na zlecenie Himmlera przez niemiecką administrację, na przestrzeni dwudziestu lat z Europy Środkowej zamierzano wysiedlić od trzydziestu do pięćdziesięciu milionów mieszkańców, a ich miejsce zająć mieli tak zwani etniczni Niemcy. Część z nich stanowiliby przesiedleńcy z terenów III Rzeszy, a resztę planowano „odnaleźć” w ramach akcji „odzyskiwania krwi niemieckiej” w krajach podbitych, w tym w Polsce.
     
          W sierpniu 1941 roku  namiestnik Rzeszy w „Kraju Warty”, Arthur Greiser, zobowiązany został przez szefostwo Urzędu do Spraw Umacniania Niemczyzny do rozpoczęcia akcji germanizowania polskich dzieci.
     
           Postępowaniem objęto różne grupy dzieci, lecz na początku  sieroty przebywające w domach dziecka albo w rodzinach zastępczych.
     
           Cały proces składał się z szeregu etapów. Po rejestracji dziecka i zgłoszeniu go do Urzędu do Spraw Rasy i Osadnictwa w Łodzi odbywały się badania zdrowotne i rasowe. Badania psychologiczne miały miejsce w jednym z zakładów germanizacyjnych, już po uprowadzeniu, odłączeniu od rodziny. Od wyniku kwalifikacji zależało, czy dziecko trafiało pod opiekę jakiegoś ośrodka Lebensbornu, a potem do rodziny niemieckiej, najczęściej przekonanej o tym, że zabiera do domu sierotę niemiecką, czy też odsyłano je do jednej ze Szkół Ojczyźnianych – dotyczyło to dzieci starszych – której zadaniem, oprócz nieustającej nauki języka niemieckiego, była indoktrynacja światopoglądowa.
     
          Pieczołowicie dbano o zatarcie wszelkich śladów pochodzenia skradzionych dzieci. Służyło temu tajne biuro meldunkowe, utworzone między innymi przy Okręgowym Domu Dziecka w Kaliszu.
     
         „Należy liczyć się z faktem, że krewni i znajomi będą próbować różnych sposobów, by określić miejsce pobytu i znaleźć dzieci. – napisano w utajnionym zarządzeniu ministra spraw wewnętrznych III Rzeszy z 10 grudnia 1942 roku -  Takie poszukiwania są możliwe poprzez złożenie wniosku w policyjnym biurze meldunkowym. Tym sposobem obrany wcześniej cel, jakim jest germanizacja dzieci, staje się zagrożony […]. Z tego powodu zarządzam zorganizowanie dla wspomnianego Gaukinderheimu specjalnego policyjnego biura meldunkowego […]. Całą kwestię należy potraktować jako poufną i powstrzymać się od wszelkich publikacji […]” .
     
         Dzieciom zmieniano imiona i nazwiska, ale  tak, by ich brzmienie przypominało prawdziwe, dostosowane do autentycznych źródłosłowów. Najczęściej pozostawiano pierwsze litery, dodając niemiecką końcówkę. Chodziło o to, by w przyszłości dwa nazwiska zlały się w pamięci dziecka w jedno i by to pierwsze poszło w zapomnienie. Nieznacznie modyfikowano również datę urodzenia.
     
         Podobnie działający urząd powołano również przy zakładzie „Alpenland” w Oberweis w Austrii, gdzie przebywała duża grupa polskich dzieci.
     
         Duża liczba germanizowanych polskich dzieci pochodziła od kobiet wywożonych do Niemiec na przymusowe roboty. Gdy ciężarna wykazywała cechy aryjskie, poddawano ją szczegółowym badaniom rasowym. Ich pozytywny wynik sprawiał, iż o zawłaszczeniu dziecka decydowano, gdy znajdowało się ono jeszcze w łonie matki. W ostatnim stadium ciąży umieszczano kobietę w jednym z zakładów Lebensbornu, po rozwiązaniu jak najszybciej odsyłano z powrotem do pracy, a niemowlę zatrzymywano.
     
          Robotnice uznane za rasowo wartościowe przymuszano także do kontaktów seksualnych z wyselekcjonowanymi oficerami SS lub innych niemieckich formacji wojskowych. W takim wypadku dziecko albo pozostawało w dyspozycji Lebensbornu, albo przyznawano je ojcu.
     
          W przemówieniu Himmlera na temat narodów słowiańskich, wygłoszonym w Bad Schachen we wrześniu 1943 roku, wskazał, iż „jest jasne, że w tej mieszaninie narodów zawsze pojawiać się będą pewne typy bardzo dobre pod względem rasowym. W tym wypadku naszym zadaniem jest zabrać ich dzieci do nas i oderwać od środowiska, choćbyśmy mieli dzieci te ukraść. Albo zdobędziemy dobrą krew, którą możemy spożytkować u siebie i wprzęgnąć w nasze szeregi, albo – moi panowie, możecie to nazwać okrucieństwem, ale natura jest okrutna – zniszczymy tę krew… Nie może ona znajdować się po stronie naszych wrogów […]”.
     
    CDN.
    5
    5 (2)
  •  |  Written by Marcin Brixen  |  0
    Mama Łukaszka przechodziła obok sklepu zoologicznego na osiedlu i zaciekawił ją napis na szybie "złote zwierzątka spełniające życzenia". Weszła do środka. Za ladą siedział jakiś znudzony chłopak.
    - Czy one naprawdę spełniają życzenia? - spytała podekscytowana.
    - Tak, proszę pani.
    - I macie je jeszcze na sprzedaż?
    - Tak, proszę pani.
    Mama rozejrzała się podejrzliwie.
    - Nie wierzę. Przecież tu powinien kłębić się tłum ludzi. Dlaczego tu nikogo nie ma?
    - Bo nikt w nie nie wierzy. To znaczy: prawie nikt - poprawił się chłopak. - Mieliśmy tylko dwa złote zwierzęta dzisiaj: kota i rybkę. Tylko dwie panie zainteresowały się kotem i go kupiły. A tak nikt. Ludzie owszem, wejdą, spytają, wzruszą ramionami i mówią tak jak pani. Że gdyby to była prawda, to byłby tu tłum. Ale nikt jakoś nie chce tego tłumu zacząć. Po prostu ludzie wolą wierzyć politykom zamiast w złote zwierzęta spełniające życzenia.
    - Przepraszam bardzo - przerwała mu mama. - Ale tak to mówisz, jakby te zwierzęta naprawdę spełniały życzenia...
    - Bo to prawda.
    Zapadła cisza.
    - To jakiś program typu ukryta kamera? - spytała mama słabo.
    Chłopak ciężko westchnął i sięgnął pod ladę. Wyjął spod niej i ustawił na blacie małe akwarium. Wewnątrz pływała mała złota rybka.
    - Proszę powiedzieć jakieś życzenie.
    Mama Łukaszka patrzyła chłopakowi dłuższą chwilę w oczy chłopaka, a potem uśmiechnęła się i rzuciła lekko:
    - Chcę być piękna i młoda.
    Rybka wystawiła pyszczek nad wodę i odezwała się:
    - Phoszę bahdzo.
    Mama Łukaszka wpadła w straszliwe osłupienie porównywalne z tym z wieczory wyborczego w dwa tysiące piętnastym roku.
    Rozległo się głośne PYK i obok pojawił śniady pan. Zaczął mówić:
    - Ty kobiet. Ty być piękna i młoda. Chodź seksa na zapleczu. No chodź - i pogłaskał mamę Łukaszka po ramieniu co wyrwało ją ze stupory i zaczęła krzyczeć.
    Rybka znów wystawiła pyszczek ponad wodę.
    - Nie! - zaczął krzyczeć śniady pan. - Nie tak my się umawiać! Ja mieć dostać socjal Germany!
    Rozległo się głośne PYK i śniady pan zniknął.
    - Co... To... Było? - wyjąkała mama Łukaszka.
    - Mówiłem pani, złote zwierzę spełniające życzenia - powiedział ze spokojem sprzedawca.
    - Ile ono może spełnić tych życzeń?! - krzyczała mama Łukaszka.
    - Nie ma limitu.
    - A ile ona kosztuje?
    Sprzedawca wymienił dość konkretną kwotę, zaznaczając, że to razem z akwarium. Mama zapłaciła.
    - Co to w ogóle a gatunek?
    - Leszcz sopocki.
    Pracownik sklepu przetransportował akwarium do mieszkania Hiobowskich i już po godzinie mama Łukaszka wpatrywała się w Leszcza sopockiego pływającego leniwie w jej kuchni.
    - Mam życzenie - powiedziała mama.
    Rybka pływała sobie dalej i nie zwracała na mamę uwagi.
    - No? - rzuciła niecierpliwie mama.
    Ryba udawała, że śpi.
    - No?!!
    Rybka wystawiła pyszczek z wody.
    - Poważna sprawa. Nie lekceważę jej. Odniosę się do życzenia w poniedziałek o piętnastej.
    - Teraz!!! - mama Łukaszka plasnęła dłonią o blat.
    - A jakie to życzenie?
    - Chcę mieć dużo pieniędzy!
    - Pieniędzy nie ma i nie będzie - odparła z godnością rybka i spłynęła na dno.
    Mama Łukaszka była zła i sięgnęła do szuflady po nóż.
    - Pieniądze będą, oczywiście będą! - rybka szybko zmieniła zdanie.
    - A ile?
    - Jestem gotowa na każdą ilość!
    Zapadło niezręczne milczenie.
    - No i gdzie te pieniądze? - zapytała mama Łukaszka.
    - Dwa hazy obiecać to jak haz dotrzymać - zachichotała rybka.
    - Nie denerwuj mnie, bo jak ja zaraz...
    - A czy zamiast pieniędzy nie wystahczy satysfakcja z byciem bahdziej euhopejskim z hacji posiadania hybki akwahiowej?
    - Nie! Mają być pieniądze! Prawdziwe!
    - Mój Boże - załamała płetwy rybka. - Gdybym miała taki guzik "daj pieniądze" to nic bym nie hobiła, tylko go naciskała.
    - "Mój Boże"? Ty wierzysz w Boga? - spytała podejrzliwie mama.
    - Jezus Mahia, oczywiście, że nie!
    - Wiedziałam - załamała ręce mama. - Wiedziałam, że w tym musi być jakiś haczyk. Nikt nie sprzeda tak tanio prawdziwej rybki spełniającej życzenia...
    - Jestem phawdziwa! - darła się rybka.
    Zadzwonił dzwonek u drzwi i mama poszła otworzyć. Na progu stał syn sąsiadki, Wiktymiusz.
    - Z mamą niedobrze - powiedział.
    Mama Łukaszka oczywiście poszła na pomoc. Z mamą Wiktymiusza było naprawdę źle. Leżała na kanapie, podrygiwała i się trzęsła, a jej głowa była podtrzymywana przez jedną panią, która była szefową obu mam w osiedlowym kole Komitetu Obrony Dewiacji.
    - Straszne - mama Łukaszka kłękła przy tapczanie i dotknęła czoła mamy Wiktymiusza. - To chyba padaczkowe. Na tle nerwowym.
    - Mogę załatwić termin do neurologa na pojutrze - odezwał się z tyłu jakiś miaukliwy głos.
    - Milcz, ty bydlaku! - krzyknęła szefowa koła.
    Mama Łukaszka spojrzała na mamę Wiktymiusza przed sobą, szefową koła obok siebie i Wiktymiusza też obok siebie.
    - Jeśli wszyscy są tutaj, to kto się odzywa za moimi plecami? - szepnęła i obejrzała się. Za nią na dywanie siedział złoty kot i mył się łapką.
    - To Syjam Żoliborski, złoty kot spełniający życzenia - wyjaśniła szefowa koła. Kupiłyśmy go we dwie i miał spełniać życzenia...
    - Wiem - przerwała mama Łukaszka. - Ja kupiłam rybkę. Ale ona jednak życzeń nie spełnia, tylko bezczelnie kłamie...
    - Ten to samo. Koleżanka miała cały szereg życzeń - szefowa wskazała drgającą mamę Wiktymiusza. - chciała żyć w kraju bezpiecznym, demokratycznym, tolerancyjnym, gdzie kobiety mają prawa.
    - I co? - mama Łukaszka trochę się zarumieniła na myśl, że ona pomyślała tylko o pieniądzach.
    - I nic. Gnojek się bezczelnie śmiał i powiedział, że nie może spełnić czegoś, co już jest. Że tylko głupie baby mogą żądać praw, które już mają, że to, że zaraz będą wybory najlepiej świadczy, że jest demokracja, i że... Och, on mówił takie rzeczy, że koleżanka wpadła w taki stan jak widać.
    - Mógłbyś ją uleczyć? - mama Łukaszka spytała kota.
    - Nie ma problemu - kot machnął ogonem. Rozległo się głośne PYK. Mama Wiktymiusza przestała drgać i zwiotczała. - Teraz pośpi parę godzin, a kiedy się obudzi będzie tak samo zdrowa i mądra jak przedtem.
    - Milcz ty podły futrzaku - szefowa koła wstała z kanapy. - Jednak spełniasz życzenia. To posłuchaj teraz mojego. Chcę żyć w kraju, w którym obecny rząd jest opozycją, a obecna opozycja rządem.
    - Nie ma problemu - zaśmiał się kot. - Ale takie życzenie rodzi pytanie jak wiele jesteś gotowa poświęcić. Jesteś gotowa być biedna, głodna, bezrobotna?
    - Oddam wszystko - wycedziła szefowa koła.
    Rozległo się głośne PYK i kobieta zniknęła.
    - Coś ty zrobił? Gdzie ona jest? - wyszeptała przerażona mama Łukaszka.
    - Nie "gdzie" tylko "kiedy". Cofnąłem ją w czasie - wyjaśnił kot. - Ma teraz swój zad, opozycję, wymarzony świat.
    - Zaraz, moment - wtrącił się Wiktymiusz. - Jeśli cofnęła się w czasie, to ona nadal jest w dzisiejszych czasach, tylko starsza. To kim jest ona teraz?
    I sięgnął po telefon.
    - O ja cię - wyszeptał. - Jest europosłanką. I głosuje przeciwko Polsce.
    - Nie mówi się "przeciwko Polsce" tylko "za Europą" - poprawiła go odruchowo mama Łukaszka i spojrzała na drzwi pokoju, bo ktoś właśnie wszedł. Był to Łukaszek.
    - Wszyscy cię szukają - oznajmił swojej mamie. - Chodź na obiad.
    - Ja tylko na chwilkę... JUż idę... - mama zerwała się spłoszona. Spojrzała na śpiącą mamę Wiktymiusza, na kota, który się mył, na samego Wiktymiusza i poszła.
    - To wszyscy już wrócili?
    - Tak, i zdziwiliśmy się, że ciebie nie ma, a jest akwarium z rybą.
    - E, no... Właśnie... - zająknęła się mama Łukaszka. - A czy ta rybka coś... Mówiła?
    Oczekiwała, że syn ją wyśmieje, ale Łukaszek zrobił niewyraźną minę i bąknął:
    - Obiecywała złote góry.
    - I co? I co?
    - I dziadek ją wyfiletował, a babcia właśnie smaży...
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Marcin Brixen  |  0
    Przed wejściem do bloku, w którym mieszkali Hiobowscy doszło do dwóch jednocześnie awantur. W pierwszej brała udział dozorczyni, pani Sitko z mamą Wiktymiusza, a w drugiej pan Sitko ze swoim kolegą.
    Pan Sitko ze swoim kolegą toczyli spór dotyczący kwestii biologicznej, mianowicie, czy mają jeszcze pieniądze na wino. Natomiast dyskurs obu pań to byłą metafizyka, dotyczyła bowiem kwestii zaufania.
    - No czy jest pani  stanie zaufać takiemu Karosławowi-Jaczyńskiemu - napierała mama Wiktymiusza.
    - Owszem, jestem - bohatersko broniła się pani Sitko.
    - A czy dałaby mu pani do potrzymania swoje pieniądze? - spytała podstępnie mama Wiktymiusza.
    Strzał był celny. Pani Sitko zagryzła wargi i zrobiła przykrą minę.
    - Ha! Widzi pani! - triumfowała mama Wiktymiusza. - A ja wolę dać pieniądze innej osobie, nawet całkiem obcej, niż Karosławowi-Jaczyńskiemu! Do potrzymania oczywiście - dodała patrząc na kolegę pana Sitko.
    - Czego? - zapytał kolega.
    - Pan jest całkiem obcy - powiedziała mama Wiktymiusza. - Przyjmie pan ode mnie pieniądze? Do potrzymania. Odda mi je pan, prawda?
    - Oczywiście, oczywiście - zapewnił skwapliwie kolega. Mama Wiktymiusza wyjęła z portfela kilka banknotów i podała je koledze pana Sitko, a ten wziął je do ręki i zaczął patrzeć na nie wzrokiem pożądliwym wielce.
    - I co? Widzi pani? - odezwała się zadowolona mama Wiktymiusza do pani Sitko. - Stało się coś? Nie. A strach pomyśleć co by się działo, gdybym dała je do ręki Karosławowi-Jaczyńskiemu. No, dobra, wystarczy. Poproszę moje pieniądze z powrotem.
    Ale kolega pana Sitko trzymał banknoty w dłoni i najwyraźniej nie miał ochoty ich oddać.
    - Proszę? Halo! - mama Wiktymiusza zaczynała się denerwować, a pani Sitko, rzecz ciekawa, w tym czasie zaczynała się coraz lepiej bawić. Zauważyła nawet:
    - Może ten Karosław to nie byłaby taka zła opcja?
    Mama Wiktymiusza już poirytowana stanowczym głosem poprosiła o zwrot gotówki argumentując:
    - Przecież to są moje pieniądze!
    - To... - zachrypiał kolega. - To już nie są pani pieniądze.
    Powiało grozą i puszką po rybach ze śmietnika.
    - A czyje? - spytała uginając się pod ciosem mama Wiktymiusza.
    Kolega pana Sitko uniósł banknoty w górę i zawołał w przebłysku geniuszu:
    - Unii Europejskiej!
    To był nokaut. Mama Wiktymiusza padła na kolana i tak pozostała. A kolega schował pieniądze do kieszeni i zadowolony oświadczył panu Sitko, że już mają za co pić.
    - Ani mi się waż - pani Sitko złapała małżonka za łokieć. - Nigdzie nie pójdziesz. Że też ci nie wstyd pić za pieniądze sąsiadki.
    - Jeśli nie będę pił za pieniądze sąsiadki będę pił za twoje - uświadomił połowicę pan Sitko.
    - Idź!
    5
    5 (1)
  •  |  Written by sprzeciw21  |  0
    W roku 2021/22 – jak wynika ze sprawozdania finansowego dostępnego w KRS - spółka Elewarr osiągnęła rekordowy zysk - 40.112.864,93 złotych netto. Nigdy wcześniej takiego wyniku w swej 30-letniej historii spółka nie osiągnęła?

    Jednakże 13 lipca 2022 czyli tuż po zakończeniu roku obrotowego, Daniel Alain Korona, autor tego sukcesu, został odwołany bez uzasadnienia. Gdy objął w listopadze 2018 funcję prezesa spółki, zastał ją ze stratą (2017/18) - 17,2 mln złotych. Przez następne lata wyprowadził ją na prostą, a w mediach ukazywały się informacje o kolejnych rekordowych wynikach. Już w pierwszym roku 2018/19 roku spółka osiągnęła zysk netto 0,93 mln zł, w 2019/20 -  1,676 mln zł. W kolejnych latach uzyskuje już historyczne rekordowe zyski netto tj. 15,76 mln zł w 2020/21 i 40,1 mln zł zysku w 2021/22.

    Mimo tak świetnych wyników, 13 lipca 2022 r. Krajowa Grupa Spożywcza (do której włączono w kwietniu spółkę Elewarr) odwołała go ze stanowiska. Nie było żadnego uzasadnienia, żadnych zarzutów, a 22 grudnia – to samo KGS działające jako Zgromadzenie Wspólników udzieliło mu absolutorium.

    Dziś o takich wynikach jak za czasów Korony, Elewarr może tylko pomarzyć, a sytuacja finansowa Spółki znacznie się pogorszyła.

    -------------------------------
    Rozmowa  z drem Danielem Alain Koroną, opublikowana przez Salon24.pl.

    13 lipa dokładnie rok temu zostałeś odwołany z funkcji prezesa Elewarru? Do tej pory nie wiadomo jakie były przyczyny twojego odwołania.
    Oficjalnych nie było, ale też być nie musiało. Nieoficjalnie twierdzi się, że mojego odwołania zażądał minister rolnictwa, ale przecież Elewarr podlegał formalnie Krajowej Grupie Spożywczej czyli Ministrowi Aktywów Państwowych. A zatem i z tej strony było przyzwolenie, a wydaje się że nawet i wola mojego odwołania. Przeszkadzałem na tym stanowisku, nie pasowałem do obrazu, nie należałem do układów. Wyciągnięcie Spółki z dołka, 4-letnie pozytywne wyniki w tym ostatnie dwa rekordowe (ponad 40 mln zł zysku netto w 2021/22) nie miało żadnego znaczenia. Zadecydowało widzi mi się.

    Z perspektywy, jest jakiś żal?
    I tak, i nie. Na początku jest jakiś żal, za ludźmi, za miejscem, poczucie jakiejś niesprawiedliwości. Ale zrobiono mi przysługę odwołując mnie w tym okresie, nie musiałem konfrontować się z różnymi idiotyzmami, które próbowano narzucić Spółce, a co też ważne mogłem wreszcie odpocząć. Na moim odwołaniu, straciło jedynie PiS czyli Państwo i Spółka.

    W lipcu br. nastąpiły kolejne zmiany w Elewarrze? Jak je oceniasz?
    Krytycznie. Odwołano wieloletniego dyrektora oddziału Krupiec Jana Skórę. Miał jak każdy swoje wady, ale niewątpliwie doświadczenie i wiedzę posiadał. Odwołano wiceprezesa Spółki, czyli spowodowano kolejną dezorganizację w funkcjonowaniu Spółki. Odwołano radę nadzorczą na kilka miesięcy przed zatwierdzeniem sprawozdania finansowego. A kogo się powołuje? Osoby, które nic albo niewiele wiedzą o Spółce. Nie chcę deprecjonować nikogo, ale nie czas na naukę, zapoznanie się, bo sytuacja rynkowa jest trudna. Ale powiem więcej. Uważam, że ubezwłasnowolnienie Elewarru przez Krajową Grupę Spożywczą, to błąd, który odbije się na spółce ale także na samym KGSie.

    ?
    Elewarr był małą spółką handlową, powiem wręcz spekulacyjną. Potrzebuje dużej swobody, niezależności i szybkości w działaniu. W maju ubr zarząd KGS zapewniał o poszanowaniu autonomii Spółki i tego nie dotrzymał. Od ponad roku Spółka jest dostosowywana do procedur, wymogów i kultury korporacyjnej KGS. Priorytetem staje się wypełnienie sprawozdań KGS, a nie handel czy zarabianie pieniędzy. W takiej strukturze i atmosferze taka spółka jak Elewarr traci efektywność. Z kolei dla KGSu, Elewarr stanie się w przyszłości ciężarem, bo trzeba będzie tą spółkę cały czas nadzorować i wesprzeć.

    A gdybyś otrzymał propozycję powrotu, czy byś przyjął na zasadzie do 3 razy sztuka.
    Nie wiem, czy będzie do czego wracać. Elewarr musiałby być ponownie autonomiczną spółką a to wymaga ustanowienia innych niż obecnie relacji z Krajową Grupą Spożywczą i z politykami. Ponadto musiałbym mieć carte blanche w sprawach Spółki. Nie interesuje mnie rola wykonawcy poleceń i pomysłów nierealistycznych. Zająłeś się działalnością związkową, wiele osób utożsamia ZZR KORONA z twoją osobą?  Nie jestem założycielem Związku Zawodowego Rolnictwa „Korona”, choć pomogłem przy rejestracji. Związek powstał w okresie covidowym, a Święta Korona jest patronką, która chroni przed epidemią. Stąd nazwa, a przy okazji był to też jakiś ukłon w moją stronę. Po odwołaniu mnie z funkcji prezesa Spółki, włączyłem się w działalność. Zostałem doradcą i pełnomocnikiem Związku, autorem strategii medialnej Związku. Gdyby nie moje odwołanie, a następnie moje zaangażowanie prawdopodobnie ZZR KORONA nie zyskałby takiego znaczenia. wywiad

    za (https://www.salon24.pl/u/wiadomoscibiezace/1313663,aaa )
    0
    Brak głosów
  •  |  Written by sprzeciw21  |  0
    Zastanawiacie się do jakiej organizacji rolniczej przystąpić? Odpowiedź jest prosta, do - Związku Zawodowego Rolnictwa "Korona". Dlaczego? Posłuchaj filmik:
    https://www.youtube.com/shorts/YzJA_ClIoYY

     
    5
    5 (1)
  •  |  Written by sprzeciw21  |  0

    image

     

    Rolnik z Nowoberezowa,

    reprezentujący powiat hajnowski

    piłkarz Pioniera Brańsk.

    5
    5 (1)
  •  |  Written by sprzeciw21  |  0

    image

     

    Rolnik z Nowoberezowa,

    reprezentujący powiat hajnowski

    piłkarz Pioniera Brańsk.

    0
    Brak głosów
  •  |  Written by Godziemba  |  0
    Zbrodniczymi eksperymentami związanymi ze zbadaniem na więźniach skuteczności szczepionek przeciwko tyfusowi zajmował się w obozie w Buchenwaldzie Erwin Ding, lekarz i SS-Hauptsturmführer.
     
          Był on biologicznym synem młodej kobiety z  Bitterfeld, adoptowanym przez bogatego kupca z Lipska, który dał mu swoje nazwisko, chociaż jego prawdziwym ojcem był lekarz i arystokrata o nazwisku von Schuler, prowadzący rozwiązłe życie w  mieście Grimma w Saksonii. W 1932 roku Ding wstąpił do NSDAP oraz SS, jednak gdy w 1936 roku ubiegał się o przyjęcie do kadry oficerskiej Wehrmachtu, odrzucono jego kandydaturę z powodu nieprawego pochodzenia. Pragnienie, by zostać uznanym przez biologicznego ojca (znanego lekarza i arystokraty von Schulera) i powetować sobie zniewagi, jakie musiał znosić przez całe życie, spowodowało, że bardzo się przykładał do studiów medycznych, które ukończył w 1937 roku.
     
          Po uzyskaniu dyplomu wstąpił jako chirurg do SS-Totenkopfverbände, a w kolejnym roku został wysłany jako lekarz do Buchenwaldu. Po wybuchu wojny został mianowany asystentem naczelnego chirurga dywizji Totenkopf w Waffen-SS i pozostał tam do sierpnia 1940 roku. Następnie wysłano go do Instytutu Higieny, gdzie powierzono mu zadanie zorganizowania i poprowadzenia eksperymentów związanych z  tyfusem w  obozie Buchenwald. 
     
          Gdy powrócił 2 stycznia 1942 roku do Buchenwaldu, miał już uzyskaną od Himmlera zgodę, by jego nazwisko od tej pory brzmiało Erwin Ding-Schuler.
     
          Do jego zadania należało przebadani następujących szczepionek: preparatu Weigla; opracowanej przez Gildemeistera i  Eugena Nielsa Haagena według metody Koxa w Instytucie Roberta Kocha; szczepionki produkowanej przez firmę Behring-Werke, która również wykorzystywała kurze zarodki, surowicy wyprodukowanej przez Duranda i  Girouda w  Instytucie Pasteura w  Paryżu, przygotowanej z płuc zakażonych królików, produkowanej przez Cantacuzina w  Bukareszcie z  płuc psów oraz surowicy opracowanej w Państwowym Instytucie Surowicy w Kopenhadze, wytworzonej z  wątroby myszy.
     
          Ding umieścił swoje laboratorium w bloku 46, znanym od tamtej pory jako Oddział Badań nad Durem Plamistym i Wirusami Instytutu Higieny Waffen-SS. Blok został oddzielony od reszty obozu drutem kolczastym.
     
         Ding ogłosił, że szuka ochotników do badań, które, jak twierdził, nie niosły ze sobą żadnego ryzyka. Zapewnił, że ochotnicy będą zwolnieni z  pracy, właściwie odżywiani i  będą mieli osobne łóżka w czystym miejscu.
     
         Swoje eksperymenty rozpoczął 5 stycznia 1942 roku, wstrzykując pięciu więźniom podskórnie i  domięśniowo emulsję z błon witelinowych zapłodnionych jaj zakażonych bakteriami. Mimo wysiłków nie udało mu się sprawić, aby więźniowie zachorowali na tyfus. Spróbował ponownie pięć dni później, tym razem zanieczyszczając kilka głębokich nacięć wykonanych na ramionach więźniów. W  swoim dzienniku zapisał: „Wszystkie obiekty badań wykorzystane w  tym teście zachorowały na prawdziwy tyfus. Okres inkubacji wynosił od dwóch do sześciu dni. […] Jeden z  nich zmarł”.
     
         Przez nieuwagę sam również zaraził się chorobą i  na czas leczenia w  szpitalu w Berlinie został zastąpiony przez innego lekarza z obozu, Waldemara Hovena, który właśnie ukończył studia i od razu został wysłany do Buchenwaldu. Od tego czasu losy tych dwóch mężczyzn się połączyły, pomimo, że Hoven w przeciwieństwie do Dinga nie pragnął zrobić kariery w  świecie medycyny, a  jedynie osiągnąć w  SS uprzywilejowaną pozycję, która pozwoliłaby mu na luksusowe życie.
     
         W czasie rekonwalescencji Ding, przeczytawszy o  tureckim lekarzu, który oszalał i  zaraził wielu ludzi krwią chorych na tyfus, stwierdził, że dożylny zastrzyk zakażoną krwią będzie najpewniejszą, najskuteczniejszą i  najtańszą metodą przenoszenia choroby.
     
          Od tego czasu każdego miesiąca od trzech do pięciu tzw. nosicieli było zakażanych wyłącznie po to, by stale dysponowano ich świeżą, zakażoną krwią, którą – dopóki umarli, jak wszyscy z tej grupy – można było zarażać innych więźniów. Resztę „ludzkich świnek morskich” stanowiła grupa, którą wcześniej zaszczepiono, aby przetestować skuteczność preparatów, oraz druga – nieszczepiona – mająca służyć jako grupa kontrolna.
     
          Powyższa metoda przenoszenia się choroby wywołała katastrofalne skutki. Wkrótce blok 46 wypełnił się więźniami pokrytymi fioletowymi plamami, o  rozpalonych od gorączki twarzach, zniekształconych przez ból. Niektórzy z nich byli nieprzytomni lub w stanie śpiączki, od czasu do czasu wyrzucali z  siebie bezładne zdania.
     
         „W sali bloku 46 było wraz ze mną około 100 więźniów: Czesi, Polacy, Żydzi i  Niemcy. – opowiadał o swych przeżyciach Heinz Rotheigener - Wezwali nas przez głośnik. Kilka dni wcześniej innych 60 osadzonych zostało tam wysłanych w  ten sam sposób. Przez około trzy tygodnie dostawaliśmy podwójne porcje żywności, a  po tym czasie zostaliśmy zainfekowani. Tydzień później pojawiły się pewne łagodne skurcze, następnie nudności, gwałtowne bóle głowy i  utrata apetytu. Bóle były tak silne, że miało się wrażenie, jakby głowa miała zaraz pęknąć. Najmniejszy ruch sprawiał nam ból”.
     
          Jeden z  więźniów skierowanych do bloku 46 jako pielęgniarz, Victor Holbert, opowiedział, że zarażeni cierpieli straszliwie i  mieli temperaturę 40 lub 41 st. C przez trzy lub cztery tygodnie. Ponad połowa zmarła w okresie gorączki, a  ci, którzy przeżyli, byli tak wychudzeni, że wyglądali jak szkielety. „Gdy dochodzili do zdrowia, wysyłano ich do ciężkiej pracy i  tam ginęli”.
     
          Jako swojego sekretarza Ding zatrudnił Eugena Kogona, niemieckiego socjologa aresztowanego przez Gestapo w 1938  roku za sprzeciw wobec narodowego socjalizmu i deportowanego w następnym roku do Buchenwaldu. W  Norymberdze oświadczył, że wszyscy w obozie wiedzieli, że w  bloku 46 dzieje się coś strasznego, ale niewielu miało tego dokładne wyobrażenie: „Ci, którzy zostali wybrani i  przewiezieni do bloku 46, wiedzieli, że będą się tam musieli pożegnać z  życiem. Ponadto wiadomo było, że kapo Artur Dietzsch utrzymywał w bloku żelazną dyscyplinę. Były to prawdziwie absolutne rządy bata o dziewięciu rzemieniach. Dlatego też każda osoba wyznaczona do pójścia do bloku spodziewała się śmierci – śmierci bardzo powolnej i bardzo przerażającej, jak również tortur i  odebrania resztek wolności osobistej. (…) Po pewnym czasie od zakażenia pojawiały się pierwsze objawy tyfusu, (…) miały miejsce przypadki obłędu, urojeń, ludzi, którzy odmawiali jedzenia, i ogromna liczba zgonów. (…) Podczas rekonwalescencji ci, którzy przeżyli, nie wiedzieli, co się z nimi stanie. Pozostaną w dalszym ciągu w bloku 46 i  zostaną wykorzystani do innych doświadczeń? (…) To było coś, czego nie mogli wiedzieć i co czyniło warunki tych eksperymentów jeszcze cięższymi”.
     
          Ding wydał instrukcje, żeby rekonwalescentom pobierać krew w  celu opracowania surowicy. Regularnie pobierano im 250–350 centymetrów sześciennych – wielu z nich, osłabionych przez tyfus, nie było w stanie znieść utraty takiej ilości krwi i zmarło.
     
         W kwietniu 1943 roku Ding spotkał się w Hoechst z Carlem Ludwigiem Lautenschlägerem, a także doktorami Weberem i  Fussgängerem z  I.G. Farben, którzy dali mu dwa nowe leki przeciwko tyfusowi, które opracowała ich firma, zwane Akrydyna i  Rutenol, aby wypróbował je w  obozie. Ding musiał poczuć się bardzo zaszczycony. „Opętany, bez żadnych zasad moralnych, - opisywał go Kogon - bez przekonań religijnych, bez jakichkolwiek przeświadczeń metafizycznych. O ile mi wiadomo, wstąpił do SS z ambicji i chęci zrobienia szybkiej kariery. Jego wiedza medyczna była stosunkowo niewielka, ale miał swojego rodzaju podejście do rozwiązywania problemów medycznych, gdy planował odniesienie dzięki nim korzyści osobistych. Pragnął stać się znany w  świecie lekarskim, otrzymać katedrę na uniwersytecie i wykorzystywał wszelkie środki, aby poprawić swoją reputację”.
     
          Przeprowadzone przez Dinga doświadczenia z nowymi lekami nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Zrezygnowany Weber powiedział Dingowi, że oficjalnie I.G. Farben zaprzeczy, że wiedziała cokolwiek o  całej sprawie.
     
          Ding testował w obozie również inny eksperymentalny lek o nazwie Otromina, opracowany przez Georga Lockermanna w  Instytucie Roberta Kocha. Także w tym wypadku lek okazał się nieskuteczny w leczeniu tyfusu.
     
           W sumie Ding wykorzystał do swoich eksperymentów około 1  tysiąca. więźniów. Poza  „nosicielami” , którzy wszyscy zmarli (ich liczbę szacuje się na 90–120), zmarło jeszcze około 200 ofiar eksperymentów. „Pozostali doznali trwałego uszczerbku na zdrowiu na całe życie, mniej lub bardziej poważnego, jak to może potwierdzić każdy specjalista w dziedzinie tyfusu: przewlekła niewydolność serca, utrata pamięci, paraliż itd.” Zdaniem doktora Balachowsky’ego, więźnia obozu, liczba ofiar była znacznie większa, a większość tych, którzy przeżyli eksperymenty, została potem zlikwidowana w obozie.
     
          Jeśli chodzi o  wyniki, jak dobrze to określił Kogon, ich wartość naukowa była albo równa zeru, albo znikoma, ponieważ sposób zarażania był zupełnie absurdalny”. Nie wykorzystywano bowiem naturalnej drogi przenoszenia się choroby – wszy – tylko podawano dożylnie krew chorych osób, co przyczyniała się do zwiększenia wirulencji drobnoustrojów tak, że w żadnym razie nie dało się ocenić działania szczepionek.
     
             Żaden z niemieckich naukowców nie zadał sobie trudu, by spojrzeć krytycznie na wykorzystywane przez lekarzy z SS metody. Bez wahania przyjęli wyniki badań, dawali im wiarę, a także wysoko cenili artykuły Dinga na ten temat, publikowane w  prestiżowych czasopismach medycznych, jak „Zeitschrift für Hygiene und Infek‐ tionskrankheiten”, mimo że doświadczenia te nie wnosiły niczego nowego w  porównaniu z  testami na zwierzętach.

          W obliczu nieuchronnego upadku III Rzeszy, marcu 1945 roku Ding rozpoczął negocjacje z komitetem oporu obozu w Buchenwaldzie. W kwietniu 1945 roku zniszczył wszystkie swoje archiwa.
     
           25 kwietnia 1945 roku został aresztowany przez Amerykanów i osadzony w monachijskim więzieniu Freising.
     
          W czerwcu podjął nieudaną próbę samobójczą. Kolejna próba okazała się skuteczna i Ding zmarł 11 sierpnia 1945 roku.
     
          Ding był jednym z wielu niemieckich oprawców w lekarskich kitlach.
     
     
    Wybrana literatura:
     
    M. Moros - Lekarze Hitlera.. Zbrodnicza medycyna 
    H. Pringle - Plan rasy panów. Instytut naukowy Himmlera a Holokaust
    Nieludzka medycyna: dokumenty procesu norymberskiego przeciwko lekarzom
    V, Spitz - Doktorzy z piekła rodem. Przerażające świadectwo nazistowskich eksperymentów na ludziach
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Marcin Brixen  |  0
    Wyjątkowo dramatyczne chwile w mieszkaniu Hiobowskich zaczęły się od bardzo banalnej rzeczy. W klapie podnoszonej szafki kuchennej przestał działać podnośnik gazowy i klapa opadała pod własnym ciężarem.
    - Mógłbyś naprawić - sarkała mama Łukaszka.
    - Naprawię, gdy przyznasz, że feminizm się kończy kiedy trzeba wymienić siłownik w szafce - powiedział tata Łukaszka i upił łyk herbaty.
    - Nigdy - rzuciła mama przez zaciśnięte zęby i ruszyła na poszukiwania stolarza.
    Znalazła go kilka mieszkań dalej, u mamy Wiktymiusza. Przykręcał nowy uchwyt do szuflady.
    - Jakich osoba stolarska używa zaimków? - odezwała się mama Łukaszka.
    Stolarz wolno się odwrócił i niepewnie zapytał, czy chodzi o elementy do mocowania szyb w drzwiczkach.
    - Nie, chodzi mi o części mowy, jak się mam zwracać.
    - Proszę pana - odparł z godnością stolarz.
    - A więc proszę pana mam dla pana propozycję pracy.
    Stolarz najpierw nie chciał się zgodzić, argumentując tym, że i tak ma dużo roboty. Później, kiedy usłyszał, że chodzi o drobiazg, zgodził się. Ale okazało się, że mama Łukaszka chowa w zanadrzu jeszcze jeden warunek.
    - Przebrać się?!!! Za kobietę?!!!
    - Cicho! Tak, zapłacę panu.
    - Ale z góry.
    I banknoty powędrowały do kieszeni pana stolarza. Pan stolarz wybrał coś z garderoby mamy Wiktymiusza, przebrał się i poszedł z mamą Łukaszka do jej mieszkania. Tam tata Łukaszka obejrzał go podejrzliwie, mruknął "hm", ale nic nie powiedział. Stolarz obejrzał podnośnik, stwierdził, że ma taki nowy w aucie pod blokiem i że wraca za pięć minut.
    Wrócił za trzy. Oparł się o drzwi, miał błędny wzrok i ciężko dyszał.
    - Na schodach jest moja żona! Chyba mnie rozpoznała! Co robić?
    - Podnośnik w klapie niech pani zrobi - zaproponował tata Łukaszka patrząc na stolarza coraz bardziej podejrzliwie. - W jakim kraju braliście ślub? Bo chyba nie w Polsce.
    - W Ekwadorze - odparł nieprzytomnie pan stolarz i zabrał się za wymianę siłownika. Kiedy już kończył rozległ się dzwonek do drzwi. Łukaszek runął aby otworzyć, na progu stała jakaś pani. Pani zagaiła:
    - Szukam mojego męża, stolarza. Podejrzewam, że mnie zdradza. Czy jest tutaj?
    - Zaraz sprawdzę - odparł Łukaszek. Powędrował wgłąb mieszkania, zatrzymał się przed stolarzem i wyciągnął dłoń. Banknoty od mamy Łukaszka drugi raz zmieniły właściciela. Łukaszek wrócił do drzwi i oznajmił:
    - U nas jest jakiś pan, który przebiera się za pieniądze w damskie ubrania.
    Pani spojrzała na niego z obrzydzeniem i odeszła bez słowa. Stolarz dokończył. skasował pieniądze za naprawę i umknął cichaczem obiecując oddać ubranie mamie Wiktymiusza przy najbliższej okazji.
    Mama Łukaszka stanęła przed synem i zażądała zwrotu pieniędzy, które dostał od stolarza.
    - To moje pieniądze! - zaperzył się Łukaszek.
    - A nie, bo moje! - zawołała mama.
    Wśród Hiobowskich wybuchła gwałtowna dyskusja czyje są pieniądze: Łukaszka, mamy Łukaszka, stolarza, rządu, prezesa Narodowego Banku Polskiego czy Żydów.
    - Bez nich nie zrobię zakupów - argumentowała mama.
    - Pieniądze na żywność wydajesz na crossdressing? - Łukaszek uniósł brew. - Pożycz od taty.
    - Pożyczę, gdy przyznasz, że feminizm się kończy kiedy trzeba mieć pieniądze - powiedział tata Łukaszka i upił łyk herbaty.
    - Nigdy!
    0
    Brak głosów
  •  |  Written by Godziemba  |  0
    W „demokratycznych” Niemczech wielu lekarzy korzystało z wyników zbrodniczych eksperymentów przeprowadzonych na ofiarach III Rzeszy.
     
            Nie chciano się zmierzyć z faktem, że wielu renomowanych lekarzy, nawet jeśli nie uczestniczyło bezpośrednio w zbrodniach niemieckich, to skorzystało na ich wynikach. I tak np. Julius Hallervorden, dyrektor Wydziału Neuropatologii w Instytucie Badań Mózgu im. Cesarza Wilhelma w Berlinie, rozmawiając z  kierownictwem ośrodka w Brandenburgu, gdzie prowadzono zbrodnicze badania, miał powiedzieć, że „skoro zamierzają zabić tych wszystkich ludzi”, niech wyślą mu ich mózgi do przebadania, „im więcej, tym lepiej”.
     
            Na podstawie przeprowadzonych w ten sposób badań opublikował 12 prac naukowych,  w tym pracę dotyczącą skutków narażenia mózgu płodu na działanie tlenku węgla.
     
            Pomimo powszechnej wiedzy o tym jest jednak uważany za jednego z  ojców neurologii dziecięcej, a jedno z rzadkich zaburzeń neurologicznych do dziś nosi jego nazwisko.
     
            Eduard Pernkopf, profesor i dyrektor Instytutu Anatomii Wydziału Medycyny Uniwersytetu Wiedeńskiego, mianowany dziekanem po aneksji Austrii, prowadził prace nad stworzeniem atlasu topograficznego człowieka. Dopiero w 1997 roku przyznał, iż ciała użyte na potrzeby publikacji zostały dostarczone przez Gestapo, a na podstawie analizy ich cech fizycznych nie można było wykluczyć, że byli to więźniowie z  pobliskiego obozu w  Mauthausen. Instytut Pernkopfa przyjął co najmniej 1,4  tys. zwłok, które przywożono z samego rana w specjalnym pojeździe zwanym transportem śmierci.
     
            Herman Voss, profesor anatomii na Uniwersytecie Rzeszy w Poznaniu, w okupowanej Polsce, badał skład krwi ze śledziony, używając do tego zwłok więźniów – uczestników ruchu oporu, ściętych przez Gestapo. Ponadto preparował ich szkielety i wykonywał pośmiertne maski oraz popiersia ciał Żydów pochodzących z obozów, które wraz z ich czaszkami sprzedawał na zamówienie, np. Muzeum Historii Naturalnej w Wiedniu, gdzie były wystawiane w galerii poświęconej tej „rasie”.
     
             W dzienniku napisał, że obserwując piece krematoryjne w swoim instytucie, pomyślał, jak cudownie byłoby pozbyć się wszystkich Polaków, wrzucając ich do tych pieców, „aby Niemcy, w końcu, mogli zaczerpnąć powietrza na Wschodzie”. Po wojnie stał się jednym z  najbardziej renomowanych anatomów w kraju, objął katedrę na Uniwersytecie w  Jenie.Wiele pokoleń niemieckich studentów medycyny uczyło się z  Anatomii człowieka. Repetytorium, podręcznika jego autorstwa.
     
             Hermann Stieve, dyrektor Instytutu Anatomii Szpitala Miłosierdzia w Berlinie w latach 1935– 1952, badał wpływ stresu na cykl menstruacyjny, zbierając w  latach 1943–1945 dane od 200 kobiet w  wieku rozrodczym więzionych przez Gestapo w więzieniu w Plötzensee.  
     
             W 1952 roku opublikował podsumowanie swoich odkryć histologicznych i  anatomicznych, które zostały przyjęte z  entuzjazmem przez międzynarodowe środowiska lekarskie i  przez wiele lat były uważane za fundamentalne dla zrozumienia funkcjonowania systemu rozrodczego u ludzi. Prowadził także badania nad migracją plemników z  wykorzystaniem zwłok zgwałconych kobiet, a następnie zamordowanych w więzieniach Gestapo. Po jego śmierci w Szpitalu Miłosierdzia nazwano jego imieniem salę konferencyjną, a na honorowym miejscu umieszczono jego popiersie.
     
            Max Clara, anatom z Uniwersytetu w Lipsku, pracując na zwłokach ludzi straconych przez Gestapo, w 1937  roku opisał komórki układu oddechowego, które noszą jego imię.
     
            Wszystkie instytuty anatomii na uniwersytetach w III Rzeszy przyjmowały zwłoki straconych przez reżim. Każdemu wydziałowi medycyny zostało przydzielone pobliskie więzienie, z którego przesyłano anatomom informacje o datach egzekucji, tak aby byli przygotowani na przyjęcie ciała lub aby sami przyjechali je odebrać pojazdami uniwersyteckimi. W ten sposób anatomowie rozwiązali problem niedoboru zwłok w dobrym stanie, a reżim znalazł dyskretną metodę pozbywania się dużej liczby straconych więźniów.
     
            Studenci, którzy uczyli się anatomii na tych zwłokach – ludzi straconych na gilotynie lub powieszonych,  nie mogli mieć wątpliwości co do ich pochodzenia, ale zachowali milczenie i przyzwyczaili się do tego, co Pat Barker w książce „The Eye in the Door” z 1993 roku nazwał potwornością.
     
            Wiadomo tylko o jednej z asystentek Stievego, Charlotte Pommer, która w grudniu 1942 roku opuściła prosektorium i porzuciła karierę, kiedy zobaczyła, że zwłoki przygotowane do sekcji należą do więźniarki politycznej, którą znała osobiście.
     
            Tak więc inicjację zawodową studenci medycy przechodzili w  środowisku uważającym za normalny kontakt z  dużą liczbą ciał osób, które poniosły gwałtowną śmierć z rąk zbrodniczego reżimu. Prawdopodobnie te doświadczenia wpłynęły na ich postrzeganie świata w ogóle, zwłaszcza w  codziennej praktyce lekarskiej, która w  wielu przypadkach przebiegała w obozach koncentracyjnych.
     
            Ten powszechny współudział niemieckich anatomów w  zbrodniach został ujawniony dopiero w XXI wieku, gdy Sabine Hildebrandt opublikowała w 2009 roku pracę „Anatomy in the Third Reich: An Outline” (Anatomia w Trzeciej Rzeszy. Zarys).
     
            Wielu zwolenników wyższości rasy aryskiej kontynuowało karierę w powojennych Niemczech. Verschuer,  oskarżony przez niemieckiego lekarza Roberta Havemanna o przyjmowanie materiału ludzkiego dostarczanego przez Mengelego, dzięki wsparciu nowego dyrektora Instytutu Cesarza Wilhelma, Hansa Nachtsheimaw 1951 roku  został mianowany profesorem genetyki człowieka na Uniwersytecie w  Münsterze i  wkrótce potem wybrany na prezesa Niemieckiego Towarzystwa Antropologii. Lenz nadal redagował kilka czasopism naukowych i dawał wykłady na tematy antropologiczne.  wciąż pisał o kwestiach rasowych i w swojej pracy „Begabungschwund in Europa” [Niedobór talentów w  Europie] z 1959 roku głosił wyższość rasy aryjskiej.
     
            Biorąc pod uwagę, że wiele ważnych stanowisk naukowych zajmowali lekarze, którzy byli aktywnymi członkami partii, SA lub też SS, nie dziwi fakt, że przez dziesięciolecia nie mówiło się o udziale tej grupy w polityce rasowej i niemieckich zbrodniach. Liderzy społeczności lekarskiej ostrzegali przed wyolbrzymianiem działań „mniejszości, która odeszła”.
     
           Sytuacja zmieniła się pod koniec lat 70., kiedy większa część starej gwardii zmarła lub przeszła na emeryturę, a nowe pokolenie lekarzy, wykształconych w burzliwych latach 60. XX w.  zaczęło zajmować ważne stanowiska na uczelniach. Punktem zwrotnym stał się krajowy kongres lekarzy i  pracowników służby zdrowia, który odbył się w  Berlinie Zachodnim w maju 1980  roku, w czasie którego  dyskutowano nad rolą, jaką odegrali lekarze, antropolodzy, genetycy i inni naukowcy w programie masowej sterylizacji, zabijania chorych psychicznie w ramach akcji T4 oraz selekcji rasowej grup sklasyfikowanych jako podludzie.
     
            Wywołana debata, a  także prace naukowe na temat higieny rasowej i nazistowskiej polityki  medycznej, sprawiły, że wiele uniwersytetów, w tym także Instytut Badań Mózgu im. Maxa Plancka we Frankfurcie, wycofały ze swoich zbiorów próbki uzyskane od ofiar III Rzeszy.
     
           Podczas  otwarcia w 1989 roku wystawy poświęconej medycynie w III Rzeszy Richard Toellner, historyk medycyny z Uniwersytetu w Münsterze, podkreślił, iż Całe spektrum przedstawicieli zawodu lekarskiego było uwikłane i  wszyscy wiedzieli, co robią. […] Zawód le‐ karski, który przyjmuje masowy mord pacjentów jako coś normalnego i który jednoznacznie go popiera jako konieczne i  uzasadnione działanie na rzecz dobra wspólnoty, zawiódł i  zdradził swoją misję. Ten zawód lekarski jako całość musi zostać uznany za moralnie winnego, nieważne, jak wielu jego członków, z prawnego punktu widzenia, brało bezpośredni lub pośredni udział w zabijaniu chorych.
     
            Podczas dorocznego zjazdu 23 maja 2012 roku, który odbył się w - momen omen- . Norymberdze, Niemieckie Towarzystwo Medyczne wydało oświadczenie, w którym przyznało, że udział w zbrodniach nazistowskich mieli nie tylko nieliczni lekarzy fanatycy, ale także znamienici przedstawiciele tego zawodu, profesorowie uniwersyteccy i  wybitni naukowcy. Przyznano, że wbrew złożonej przysiędze Hipokratesa ludzie ci odegrali główną rolę w procederze sterylizacji 360  tys. osób uznanych za „nosicieli chorób dziedzicznych” i  w  zabójstwie 200  tys. niepełnosprawnych umysłowo i fizycznie, a poza tym w tysiącach eksperymentów na więźniach, które często kończyły się ich śmiercią.
     
    CDN.
    Ilustracja: Josef Mengele.
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Smok Eustachy  |  0

    Zaistniałe położenie napawa mnie najwyższym niepokojem. Niemniej nie powinniśmy robić nic gdyż sytucja jest niekorzystna:

    Izrael:

    - Izrael ma do nas konkretne żądania, chyba nawet 2 bilionów (europejskich bilionów) złotych sięgające,

    - w związku z powyższym prowadzi politykę polonofobiczną, dopuszczając się exscesów,

    - premier Netanjahu też ma swoje za uszami,

    - wycieczki tamtejszej młodzieży do Polski wywołały szereg skandali,

    - z nienawiścią odnoszą się do naszych tam, np. zakonników,

    - mają atom.

    Palestyna:

    - nie ma do nas konkretnych wątów żadnych (Iran też),

    - nie ma atomu.

    W związku z powyższym nie powinniśmy składać żadnych deklaracji, ani robić czegokolwiek, chyba że w zamian za coś. Najpierw niech do nas przyjdą i poproszą. Bo może nie chcą wcale żadnych deklaracji? Niech deklaracja Izraela przyjdzie z konkretnymi załącznikami i nie z deklaracjami, ale z konkretnymi działaniami mającymi nas udobruchać w związku z odkręceniem skutków, negatywnych dla nas, powyższych działań. Palestyna też może z jakimiś propozycjami przyjechać, równie konkretnymi. Ale oni uważają nas za pachołków Ameryki, więc nie przyjadą.

    Jak nikt nie przyjedzie to nie robimy nic, widocznie nie potrzebują naszego wsparcia, mamy ważniejsze sprawy na głowie. Ale dla naszej władzy - która zacznie nieokiełznanie kłapać paszczą przed wyborami - jest to zbyt trudna materia. Oni muszą walczyć o wszechświatowy ład moralny. Przez co zostaną znowu wyślizgani tak jak przy okazji zboża ukraińskiego.

    **


    Nikt (prawie nikt) nie przedstawi wam przyczyn obecnego kryzysu. Np. ciężko znaleźć na Wikipedii informację o liczebności ludności żydowskiej w Palestynie na początku XIXw:

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Osadnictwo_żydowskie_w_Palestynie

    Jest jedynie nieco zagadkowa informacja:

    Stary Jiszuw odnosi się do wszystkich Żydów żyjących w Palestynie przed aliją[3] rozpoczętą w 1882 roku przez ruch syjonistyczny[4]. Ludzie Starego Jiszuwu byli ortodoksyjnymi Żydami żyjącymi najczęściej w Jerozolimie, Safedzie, Tyberiadzie i Hebronie. Niewielkie społeczności były w Jafie, Hajfie, Peki’in, Akka i Nablusie. Większość z nich koncentrowała się na studiowaniu Tory. Utrzymywali się dzięki pomocy finansowej Żydów z diaspory.

    Na samym początku XIX wieku w Palestynie nie było praktycznie Żydów i nie powiedzą wam dlaczego? Nikt im nie zabraniał specjalnie mieszkania tam poza Talmudem: przykazania Talmudu dzielą się na obowiązujące w Palestynie i nie obowiązujące w Palestynie. Te obowiązujące Żyda mieszkającego w Palestynie były tak uciążliwe, że praktycznie uniemożliwiały prowadzenie normalnego życia. Spytajcie się o to jakiegoś gardłującego za Izraelem to zobaczycie, co wam powie. Ważne jest, abyście pojęli, że nie mogli mieszkać w Palestynie. Od XIX wieku już mogli i zaczęli się zjeżdżać i tu stawiamy zagadnienie fundamentalne:

    Co sądzić o próbie zmiany struktury narodowościowej danego obszaru z 0% na docelowe 100%?

    I jakimi metodami można to osiągnąć? Gdyby wykupili miejscowych, oferując wysokie ceny za nieruchomości to byłoby jeszcze pół biedy. Tymczasem mamy sytuację taką, jakby Irlandczycy stwierdzili, że kiedyś Polskę zamieszkiwali Celtowie, oni też są Celty więc Polacy są napływowi i won z Polski. Nie bronilibyśmy się? No bronili. Albo przylatuje UFO i mówi, że mieszkało tu miliard lat temu i Ziemianie won z Ziemi.

    Dalej: musimy ustalić jaki stan rzeczy tam uznajemy: Jest Państwo Izrael które uznajemy ale w granicach z 1966 roku chyba? Okupuje ono tzw Zachodni Brzeg Jordanu i jeszcze coś tam chyba. Nie uznajemy tych terenów za część Izraela. I stąd ważne jest ustalenie, gdzie się biją? Jak na terenach okupowanych to nie w Izraelu. A jak w Izraelu to znaczy że przenieśli działania na teren przeciwnika.

    **

    Jak uważnie spojrzycie na mapę to dostrzeżecie, że plan założenia nowego państwa żydowskiego w Palestynie miał kilka słabych punktów. Pierwszym są autochtoni, którym może się to nie spodobać. Drugim są sąsiedzi, o których przychylność zapomnieli zabiegać. I tak sobie siedzą na beczce prochu. Przecież ich nikt nie zmuszał.

    Galopujący Major podzielił się tu ideą na Xsie, że państwo żydowskie powinno powstać po wojnie wydzielone z terytoriów Niemiec. Np. Prusy Wschodnie mają 36000km2 powierzchni a państwo Izrael ma 20 000 km2 i by było nawet lepiej. Ale oni nie chcieli. Chcieli do Palestyny. Przy czym postulowane granice w Starym Testamencie to od Nilu po Eufrat (wiele zatem jeszcze przed nami). A za czasów Jezusa mieli tylko Judeę i Galileę, w środku była Samaria – nie ich. Wnioski są takie: jak słusznie mawiał Zagłoba Izrael może wygrać 100 bitew a Arabowie wygrają sto pierwszą i koniec. Powinniśmy zadeklarować, że nie uznamy tego i będziemy wysyłać co jakiś czas potępiające rezolucje ONZ. Na więcej nie mogą liczyć. Kraje europejskie nabyły ostatnio liczne grupy zwolenników Palestyny i umyją ręce, aby uniknąć kolejnej rozróby wewnętrznej. Izrael obudził demona i straszy nas, że ten demon nas zje jak nie będziemy mu pomagać. Ale może się przeliczyć. Nasi luminarze myślą (?) że wystarczy że będą mili to tamci też będą mili. I wszystko to są nieporozumienia.

    Gdyby nielegalne osadnictwo na terenach okupowanych zastąpili legalnym, stosując nawet przymusowe wywłaszczenie za grube odszkodowanie to inaczej byśmy rozmawiali.

    Arabowie z kolei nie byli w stanie wygrać żadnej z kilku wojen. I czyja to wina? Nasza nie.

    Podsumowując: nie dajcie się oszukiwać,że ktoś ma pomysł jak to zakończyć. Chyba tylko kolonizacja kosmosu pomoże, jak się część ludności przeniesie do luksusowych kolonii na Księżyc. Trzecia Wojna Światowa na naszych oczach uzyskała nowe ognisko walk.

    Na zdjęciu: Mur oddzielający Izrael od terytoriów okupowanych. 

    PS: Jak ktoś chce dialektycznie wywodzić, że ponieważ Iran nie ma wątów do nas a ma do USA to ma też do nas to niech se w ogóle daruje komentowanie. 

    5
    5 (1)
  •  |  Written by sprzeciw21  |  0
    Na łamach Salonu24.pl ukazał się ostatnio wywiad z pełnomocnikiem Związku Zawodowego Rolnictwa "Korona" - drem Danielem Alain Koroną i byłym prezesem Elewarru. Związek w tej kampanii wyborczej, w przeciwieństwie do AgroUnii (w Koalicji Obywatelskiej) czy NSZZ "Solidarność" Rolników Indywidualnych (popierającej PIS), chce pozostać niezależny. Nie zamierza być przystawką partii politycznej, bo po wyborach niezależnie kto stworzy rząd trzeba będzie negocjować sprawy polskiego rolnictwa. Przy okazji pełnomocnik Związku wskazał jak chory system polityczny obowiązuje w naszym kraju cyt.

    Pojedynczy poseł niewiele może, skoro i tak musi podporządkować się dyscyplinie klubowej. Widzieliśmy to przy "Piątce dla Zwierząt", gdy osoby były przeciw a głosowały za. Ponadto poseł jest tylko małym elementem systemu, wobec której jest on bezradny. Nastąpiła taka inflacja prawna, że prezydent nie wie co podpisuje, Senat nie wie co zatwierdza lub odrzuca, Sejm nie wie co uchwala, Rada Ministrów nie wie co przedkłada Sejmowi, Ministrowie nie wiedzą co wydają lub przedkładają Radzie Ministrów, a urzędnicy nie wiedzą co przygotowali (bo nad jednym aktem prawnym pracuje wiele urzędników). W ciągu roku powstaje ok. 2,5 tys. aktów prawnych, z czego ok. 200-300 ustaw, a ustawa może zmieniać nawet kilkanaście innych ustaw. Jedna ustawa z załącznikami, uzasadnieniem, OSR itd może liczyć 1300 stron. Na jednym z posiedzeń Sejmu, było ponad 6 tys. stron druków sejmowych. Co pojedynczy poseł jest w stanie z tym zrobić?  Dodajmy, że część przepisów tworzona jest w Brukseli, a Polska jest zobowiązana do ich wdrożenia. Cały ten system jest chory, a zamiana jednego posła na innego nic nie zmienia.

    Sytuacja nie jest jednak bez wyjścia bo Nie, prezydent RP mógłby zahamować to szaleństwo, wetując lub kierując do Trybunału Konstytucyjnego 95% ustaw. Niestety żaden z prezydentów tego nie czyni, są jak notariusze, którzy tylko zatwierdzają ustawy, a jedynie okazjonalnie by pokazać się, blokują pojedyncze ustawy. Tak będzie zawsze jak będziemy wybierać prezydentów partyjnych. Ale obywatele też nie są bez możliwości, nie jesteśmy skazani na fatalizm, można poprzeć organizacje, które oponują przeciw temu systemowi absurdu - konkluduje Korona

    Pełny tekst wywiadu: https://www.salon24.pl/u/wiadomoscibiezace/1325721,zzr-korona-w-wyborach-pozostaje-niezalezny

     
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Godziemba  |  0
     W powojennych Niemczech nie ukarano lekarzy winnych przeprowadzania zbrodniczych eksperymentów w III Rzeszy.
     
          Na zlecenie Kolegium Lekarskiego RFN doktor Alexander Mitscherlich, wspomagany przez swojego asystenta, studenta medycyny Freda Mielkego, był obecny na procesie lekarzy, przygotował obszerny raport, w  którym starał się przedstawić rzeczywistą sytuację medycyny za czasów Trzeciej Rzeszy.  „Tylko nieustępliwe ujawnienie wszystkich faktów – napisał - i  szczere dążenie do zbadania prawdy mogą pozwolić niemieckiemu personelowi lekarskiemu wyciągnąć konsekwencje i  znaleźć właściwą drogę naprzód”.
     
          Po drobiazgowym badaniu Mitscherlich doszedł do wniosku, że owych 23 oskarżonych stanowiło jedynie wierzchołek góry lodowej, gdyż było jeszcze wielu innych lekarzy, którzy bądź aktywnie uczestniczyli w zbrodniach nazizmu, bądź czerpali z nich korzyści. Oszacował, że ich liczba wynosi co najmniej wynieść 350 osób, choć dzisiaj wiadomo, że było ich znacznie więcej.
     
          Mitscherlicha w zdumienie wprawił ogrom haniebnych czynów popełnionych przez specjalistów, którzy przysięgali bronić ludzkiego życia ponad wszystko. A jeszcze bardziej go szokowało, że nie oni mieli wyrzutów sumienia ani nie okazywali skruchy po popełnionych czynach.
     
          Niektórzy wymieni w raporcie lekarze, jak Ferdinand Sauerbruch oraz Wolfgang Heubner, dyrektor Instytutu Farmakologii Uniwersytetu w Berlinie, uczestniczący w maju 1943 roku w konferencji w  Akademii Medycyny Wojskowej, w czasie której Gebhardt i Fischer przedstawili wyniki swoich eksperymentów z  sulfonamidami, nie ukrywając faktu, że badania zostały przeprowadzone na więźniarkach Ravensbrück, pozwali Mitscherlicha i  udało im się osiągnąć, że wycofał fragment, w którym zostały wymienione ich nazwiska.
     
         Jednocześnie ceniony specjalista w  dziedzinie medycyny lotniczej z Göttingen, Friedrich Rein, oskarżył go o nieodpowiedzialność za zaatakowanie podstaw badań naukowych i  zniesławianie niemieckiego środowiska lekarskiego i stwierdził, że tylko dewianci mogą przeczytać jego książkę.
     
          Pracę Mitscherlicha zatytuowaną „Das Diktat der Menschenverachtung”  (Dyktat pogardy dla ludzi) opublikowaną w  nakładzie 10 tys. Egzemplarzy zamierzano rozdać uczestnikom dorocznego zgromadzenia lekarzy niemieckich w  1948  roku. Jednakże niemal cały nakład książki zniknął w  tajemniczy sposób z piwnicy siedziby Kolegium Lekarskiego – przez co żadnemu lekarzowi nie udało się jej przeczytać. Nie ukazała się ani jedna jej recenzja, ani jeden list do redakcji w  żadnym czasopiśmie medycznym.
     
          Wiele lat później Mitscherlich powiedział: „To było tak, jakby nigdy nie została napisana”. 
     
          Mitscherlich został poddany kampanii nękania i szkalowania przez innych niemieckich lekarzy, którzy uznając go za zdrajcę sabotowali jego karierę do tego stopnia, że w 1956 roku Wydział Medycyny Uniwersytetu we Frankfurcie odmówił przyznania mu katedry w Instytucie Psychoanalizy i Medycyny Psychosomatycznej, której objęcie zaproponował mu rząd kraju związkowego.
     
          Nic więc dziwnego, iż w Niemczech nad pozostałym niemieckimi zbrodniarzami w lekarskich kitlach spuszczono zasłonę milczenia.
     
          „Denazyfikacja” niemieckich lekarzy stanowiła poważny problem ze względu na ogromny odsetek tych z nich, którzy za czasów Trzeciej Rzeszy wstąpili do NSDAP (45 proc.), SA (26 proc.) i SS (7 proc.), oraz oczywiście na to, że zniszczony kraj nie mógł się bez nich obejść.
     
          W tej sytuacji większość lekarzy nie miała zbyt wielu problemów przed wymiarem sprawiedliwości, otrzymując, w najgorszym razie, wyroki zasądzające niewielkie grzywny lub krótkie okresy zawieszenia w  obowiązkach zawodowych. Wśród nich znajdowali się profesorowie i dziekani wydziałów odpowiedzialni za kształcenie następnej generacji niemieckich lekarzy.
     
          Mitscherlichowi udało się przekazać jeden egzemplarz swojej pracy Światowemu Stowarzyszeniu Lekarzy, organizacji powstałej rok wcześniej w  Londynie z  inicjatywy przedstawicieli krajowych stowarzyszeń medycznych z 32 państw w odpowiedzi na informacje o niemieckich zbrodniach medycznych.
     
          Jednym z pierwszych kroków stowarzyszenia było opracowanie nowoczesnej wersji przysięgi Hipokratesa, którą każdy lekarz musiałby złożyć, aby uzyskać dyplom. Jej celem było określenie podstaw honorowego zachowania, a  zawarte w  niej uniwersalne wartości etyczne miały stanowić normy postępowania: „W chwili przyjęcia mnie do grona członków zawodu lekarskiego uroczyście przyrzekam poświęcić me życie służbie ludzkości; (…) ze wszystkich mych sił będę dbać o zachowanie godności i szlachetnych tradycji zawodu lekarskiego; (…)  zachowam najwyższy szacunek dla życia ludzkiego od jego początku nawet pod wpływem groźby, nie użyję mojej wiedzy lekarskiej przeciwko prawom ludzkości. Przyrzekam to uroczyście, z własnej woli, na mój honor!”.
     
          W 1951 roku Światowe Stowarzyszenie Lekarzy uznając, iż wśród niemieckich lekarzy zbrodniarzami była zdecydowana mniejszość,  zgodziło się na przyjęcie Niemiec w skład swoich członków.
     
          W Niemczech uznano, iż zbrodni dokonała niewielka grupa fanatyków – lekarzy SS, wyższych urzędników państwowych i  funkcjonariuszy służby zdrowia, natomiast zdecydowana większość niemieckich lekarzy pozostała wierna przysiędze Hipokratesa. Nie wiedzieli nic zbrodniach, ani nie mieli z nimi nic wspólnego.
     
          Wszystko to wyjaśniało zmowę milczenia niemieckich lekarzy w późniejszych latach – coś, co Hans-Dieter Söling nazwał „Czwartą Rzeszą”.
     
           Dobrym przykładem na to jest historia psychiatry i SSHauptsturmführera Wernera Heyda, dyrektora Departamentu Medycznego T4 w  latach 1939–1942. Został on aresztowany po wojnie, ale w lipcu 1947 roku uciekł z więźniarki, przewożącej go z Norymbergi do więzienia we Frankfurcie. Następnie pod pseudonimem Fritz Sawade zaczął pracować jako lekarz sportowy w jednej ze szkół w Kilonii, był też biegłym w sądach ds. socjalnych. Chociaż o jego przeszłości wiedzieli zarówno przełożeni, jak i  bliscy współpracownicy, a  także wielu lekarzy w regionie, nikt na niego nie doniósł ani władzom, ani Kolegium Lekarskiemu. W 1954 roku sporządził raport tak bardzo zgodny z linią ideologii nazistowskiej, że zwróciło to uwagę neurologa Hansa Gerharda Creutzfeldta, którego żona spędziła cztery lata w więzieniu za krytykę Hitlera.
     
          Po przeprowadzeniu krótkiego dochodzenia Creutzfeldt odkrył prawdziwą tożsamość Sawadego i powiadomił o  tym władze, ale donos został zlekceważony, a  Creutzfeldta przekonano, aby nie drążyć sprawy. Jednakże pięć lat później Helmuth Reinwein, profesor na Wydziale Medycyny Uniwersytetu w Kilonii, złożył skargę do władz na bezkarności Heydego. Wybuchł tak wielki skandal, że w końcu Heyde został aresztowany w  listopadzie 1959  roku.
     
          Przez kolejne lata zebrano ogromną ilość dowodów, aby przygotować się do tego, co miało być ostatecznym sądem nad odpowiedzialnymi za nazistowski program eutanazji. Jednak po spektakularnej lecz nieudanej próbie ucieczki przy pomocy z  zewnątrz Heyde został znaleziony martwy w swojej celi. Powiesił się na własnym pasku 13 lutego 1964 roku, pięć dni przed planowanym rozpoczęciem procesu.
     
          Równie podejrzana była śmierć jego towarzysza z ławy oskarżonych, pracownika administracyjnego T4 Friedricha Tillmana, który został aresztowany w  lipcu 1960  roku w  Castrop-Rauxel w pobliżu Dortmundu, gdzie pod swoim prawdziwym nazwiskiem prowadził hospicjum. Dzień przed śmiercią Heydego wypadł z  ósmego piętra więzienia Butzbach.
     
          Hans Hefelmann, odpowiedzialny za Biuro IIb Kancelarii Führera, które koordynowało program eutanazji dzieci, uniknął procesu, gdyż rzekomo pozostały mu tylko dwa lata życia i nie był w stanie – fizycznym ani psychicznym – znosić trudów procesu. Zmarł w Monachium 26 lat później.
     
          Spośród ośmiu lekarzy, którzy przeżyli wojnę, bezpośrednio odpowiedzialnych za zabójstwa w  centrach eutanazji, tylko Hans-Bodo Gorgass, oskarżony o zabicie dwóch tysięcy osób w ciągu pięciu miesięcy,  został w  marcu 1947  roku skazany na dożywocie. Jednak już w lutym 1958 roku został wypuszczony na wolność.
     
           Pozostali zostali uniewinnieni z powodu złego stanu fizycznego lub psychicznego uniemożliwiającego zniesienie procesu, lub dlatego, że doktryna nazistowska „przysłoniła im racjonalne myślenie do tego stopnia, że nie byli w  stanie dostrzec bezprawności swoich działań”, jak to stwierdzono na rozprawie z  1967  roku przeciwko Heinrichowi Bunkemu, Klausowi Endruweitowi i  Aquilinowi Ullrichowi.
     
         Werner Catel, jeden z  twórców programu T4 – eliminacji dzieci niepełnosprawnych – po wojnie został mianowany profesorem pediatrii i dyrektorem Szpitala Dziecięcego Uniwersytetu w Kilonii. W 1964 roku, po wielu nieudanych próbach postawienia go przed sądem, został mu przyznany pełny immunitet na podstawie tego, że był przekonany o legalności swoich działań. Po przejściu na emeryturę w  1960  roku nadal publikował prace na temat eutanazji. W  1979  roku współredagowana przez niego książka została ogłoszona podręcznikiem dla pielęgniarek w  szpitalach dziecięcych.
     
    CDN.
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Godziemba  |  0
    W okresie III Rzeszy wielu niemieckich lekarzy uczestniczyło w zbrodniczych eksperymentach przeprowadzanych na więźniach obozów koncentracyjnych.
     
           Po zakończeniu procesu najważniejszych zbrodniarzy niemieckich przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym, w tej samej sali przeprowadzono następnie kolejnych 12 procesów przeciwko w  sumie 177 osobom oskarżonym o  tego samego rodzaju przestępstwa. W odróżnieniu od procesu przed ww. Trybunałem były one prowadzone przez trybunały ówczesnej legalnej administracji na tej części terytorium Niemiec, na której znajdowała się Norymberga, czyli władz wojskowych Stanów Zjednoczonych. Sądzono tam osoby odpowiedzialne za działalność w Einsatzgruppen, urzędników i różne grupy zawodowe uwikłane w zbrodnie, przemysłowców jak Friedrich Flick, dyrektorów I.G. Farben czy Krupp oraz lekarzy.
     
          Pierwszy z  tych 12 procesów rozpoczął się 8 grudnia 1946 roku i znany jest właśnie jako jako proces lekarzy. Sądzono w  nim 23 zleceniodawców, wspólników lub inicjatorów zbrodni, począwszy od przeprowadzania eksperymentów medycznych „na osobach, które nie wyraziły na to zgody, dopuszczając się w  trakcie tych eksperymentów zabójstw, przemocy, okrucieństwa, tortur i  innych nieludzkich działań, a skończywszy na zaplanowaniu tego, co podczas procesu nazwano operacją Eutanazja.
     
          Część z  najbardziej przerażających dowodów uzyskano z  dokumentów zebranych przez Ahnenerbe – założoną w 1935 roku elitarną organizację zajmującą się udowadnianiem rasowych i historycznych teorii propagowanych przez narodowy socjalizm. Zespół tłumaczy przełożył je na język angielski i  wręczył grupie prokuratorów, którzy wykorzystali je w celu przygotowania aktu oskarżenia.  
     
          Wśród dwudziestu oskarżonych znaleźli się : Karl Brandt – przyboczny lekarz Hitlera od 28 lipca 1942 roku odpowiedzialny za koordynację cywilnej i  wojskowej służby zdrowia, w sierpniu 1944  roku mianowany szefem służby zdrowia Rzeszy; Siegfried Handloser – szef wojskowych służb medycznych; Oskar Schroeder – szef służb medycznych Luftwaffe; Karl Genzken – szef służb medycznych Waffen-SS; Karl Gebhardt; Joachim Mrugowsky – szef Instytutu Higieny Waffen-SS; Helmut Poppendick – asystent w  służbie zdrowia SS; Kurt Blome – szef badań nad rakiem oraz wojną biologiczną i chemiczną w ramach Rady Badań Rzeszy; Gerhard Rose; Siegfried Ruff – dyrektor Departamentu Medycyny berlińskiego Instytutu Badań Lotniczych; Hans Wolfgang Romberg – pracownik tego instytutu; Hermann Becker-Freyseng – szef medycyny lotniczej Luftwaffe; Georg August Weltz – dyrektor Instytutu Medycyny Lotniczej w  Monachium; Waldemar Hoven; Konrad Schaefer – ze względu na udział w  eksperymentach ze słoną wodą; Wilhelm Beiglboeck, który nadzorował owe eksperymenty w Dachau; Paul Rostock – od 1943 roku dyrektor Departamentu Nauk i Badań Medycznych; Adolf Pokorny; Herta Oberheuser i  wreszcie Fritz Fischer.
     
         Trzech podsądnych nie było lekarzami: Rudolf Brandt – osobisty sekretarz Himmlera, Wolfram Sievers – dyrektor Wojskowego Instytutu Badań Naukowych Ahnenerbe oraz Viktor Brack – szef Urzędu II Kancelarii Führera.
     
          Dziesięciu z nich (Karl Brandt, Genz‐ ken, Gebhardt, Mrugowsky, Rudolf Brandt, Poppendick, Sievers, Brack, Hoven i Fischer) zostali także oskarżeni o przynależność do SS, organizacji uznanej przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy za przestępczą, podobnie jak Gestapo i Służba Bezpieczeństwa.
     
         Leonardo Conti, szef cywilnej służby zdrowia i służby zdrowia partii nazistowskiej, nie mógł zostać postawiony przed sądem, gdyż w październiku 1945 roku popełnił samobójstwo w celi w Norymberdze.
     
         W ciągu następnych dziewięciu miesięcy trybunał przeanalizował około 1,5 tys. dokumentów, wysłuchał obrony oskarżonych, a także zeznań 32 świadków, którzy w najdrobniejszych szczegółach opisali przebieg eksperymentów prowadzonych w obozach koncentracyjnych. Żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy i  wszyscy bronili się obowiązkiem wykonywania rozkazów, pilną potrzebą wojenną lub niewiedzą.
     
          Karl Brandt zaprzeczył, że wiedział o eksperymentach na ludziach, tłumacząc, że w większości przypadków były one prowadzone przez SS z  inicjatywy Himmlera, każdy zaś szczegół tych doświadczeń był otoczony tajemnicą. Nigdy nie odwiedził żadnego obozu koncentracyjnego ani nie był świadkiem żadnego z  eksperymentów. Zapytany, co o nich sądzi, odpowiedział, że ze względu na okoliczności wojenne to państwo powinno wziąć na siebie całkowitą odpowiedzialność za lekarza, który przeprowadza doświadczenia, gdyż jest on tylko jego narzędziem: „jak oficer, który otrzymuje na froncie rozkaz, by prowadzić grupę trzech lub czterech żołnierzy do miejsca, w którym ryzyko śmierci wynosi niemal 100 procent”. Nie uważał bowiem, żeby lekarze, wykonywali te doświadczenia bez oficjalnej zgody wydanej przez państwo. Brandt do końca pozostał przekonany, że decyzje Führera – najwyższego i jedynego przedstawiciela państwa – zostały podjęte, aby uratować Niemcy.
     
          Uważał także, że w pewnych sytuacjach eksperymenty na ludziach prowadzone bez zgody osób im poddawanych mogą być dozwolone zarówno przez prawo, jak i moralność i że lekarze w czasie wojny są z  tych dwóch punktów widzenia w  pełni uprawnieni do przeprowadzania wszelkiego rodzaju doświadczeń, które mają na celu zapewnić przetrwanie mieszkańcom ich państwa.
     
          Brandt mylił się, sądząc, że ludzie, którzy przeprowadzali te doświadczenia w obozach, nie szukali w nich żadnych osobistych korzyści. Wręcz przeciwnie – do ich wykonywania nikogo nie zmuszano, a  w  wielu przypadkach to sami lekarze zgłaszali się ze swoimi propozycjami do Himmlera.
     
          W trakcie procesu eksperci wykazali ponadto bezcelowość eksperymentów. Ich zdaniem proste doświadczenia na zwierzętach byłyby wystarczające i  pozwoliłyby na osiągnięcie lepszych efektów.
     
         Na mocy wyroku ogłoszonego 21 sierpnia 1947  roku. Karl Brandt, Viktor Brack, Gebhardt, Mrugowski, Hoven, Sievers i Rudolf Brandt zostali skazani na śmierć.
     
           Karl Brandt poprosił o złagodzenie kary, proponując, że jako ochotnik weźmie udział w  eksperymentach medycznych, ale jego wniosek został odrzucony.
     
         2 czerwca 1948 roku wszyscy oni zostali powieszeni w  więzieniu w  Landsbergu – tam, gdzie Hitler napisał Mein Kampf.
     
         Fischer, Genzken, Handloser, Rose i Schröder zostali skazani na dożywocie. Poppendick został skazany na 10 lat więzienia za przynależność do SS, Becker-Freyseng i Herta Oberheuser – na 20 lat, zaś Beiglboeck – 15. Rostock, Schaefer, Blome, Ruff, Romberg, Weltz i  Pokorny zostali uniewinnieni i opuścili salę rozpraw jako wolni ludzie.
     
    CDN.
    0
    Brak głosów
  •  |  Written by Godziemba  |  0
    Dr Ruth Kellermann stworzyła podstawy rasistowskiej polityki, skierowanej przeciwko niemieckim Romom.
     
          W 1938 roku wkrótce po obronionym z wyróżnieniem doktoracie poświęconym Romom Ruth Kellermann została zatrudniona w berlińskim Zakładzie Badawczym do spraw Higieny Rasowej i Biologii Społeczeństwa.
     
          Nowi koledzy powitali ją z otwartymi ramionami, bardzo potrzebny był  bowiem ktoś, kto znał  się na romskiej mniejszości. Kellermann miała ustalić czy Cyganie mogli pozostać w niemieckim społeczeństwie, jak akceptowana grupa, czy też winni zostać z niego usunięci.
     
          Owocem kilkuletniej pracy Ruth były setki wywiadów wraz z naukowym komentarzem. Jej gruba teczka stała się podstawą przeprowadzenia selekcji do obozów.
     
          W 1942 roku Kellermann po raz pierwszy przyjechała do Ravensbrück, aby przeprowadzić szereg rozmów z uwięzionymi Romkami. Wedle późniejszych zeznań świadków stawiała przed wybranymi kobietami ultimatum: sterylizacja i wolność albo dalszy pobyt w obozie. „Z moich analiz antropologicznych wynika, że mieszanka rasowa, którą posiadasz, zezwala na powrót do społeczeństwa, o ile zabezpieczymy je przed pojawieniem się twoich ewentualnych pomiotów. Masz wybór. Możesz zostać, możesz tutaj zgnić” – mówiła więźniarkom.
     
         W 1943 roku  wykładzie wygłoszonym dla pracowników Deutsche Arbeitsfront przekonywała, iż „.wnikliwa analiza rasowa, wedle której zbudować można społeczeństwo złożone z pożądanych grup, stanowi w istocie esencję narodowosocjalistycznego rozumowania”.
     
          Kellermann wierzyła w rasistowską inżynierię społeczną do tego stopnia, że odwiedzała obóz koncentracyjny po to, aby podjąć próbę „odzyskania” więźniarek, które na jej zasadach pasowały do stworzonej przez berliński ośrodek koncepcji niemieckiego społeczeństwa.
     
          Po upadku III Rzeszy Kellermann wróciła do Hamburga.
     
          W 1955 roku została współpracowniczką swej przyjaciółki Ruth Helmke, koordynatorki pozwów o zadośćuczynienie Romom w hamburskiej prokuraturze. 
     
          „Rola aliantów się skończyła, wyznaczyli pewne demokratyczne standardy, teraz musimy tylko skwapliwie skorzystać z ich nauk” – tłumaczyła Kellermann podczas rozmów z romskimi rodzinami, których  zapewniała, że jako biegła sądowa ma świadomość potwornej zbrodni, która dokonała się na cygańskim narodzie.
     
           W celu zbadania niemieckich zbrodnie na Romach Kellermann, po uzyskaniu zgody Sowietów, udała się do Ravensbrück, gdzie zapoznała się z dokumentacją w obozowej czytelni. Czy Sowieci nie wiedzieli o ponurej jej roli w obozie w latach 40.?
     
          Jako biegła w procesach odszkodowawczych pracowała do 1965 roku. Udało się jej wywalczyć zadośćuczynienie dla kilkunastu romskich rodzin.
     
          Następnie poświęciła się pracy naukowej. Z radością powitała rok 1968. Wyzwolenie seksualne, zerwanie z patriarchalnym modelem społeczeństwa, zmiana modelu rodziny, polegająca przede wszystkim na odejściu, od konieczności zawierania formalnych małżeństw, stało się jej mottem życiowym. Na każdym kroku agitowała za koniecznością pogłębienia społecznych zmian zapoczątkowanych w 1968 roku na paryskiej Sorbonie.
     
          W 1984 roku zostały w Niemczech upublicznione państwowe archiwa dotyczące „morderców zza biurka”.  Można w nich było odnaleźć nazwiska wielu odpowiedzialnych za selekcję i deportację określonych grup ludności do obozów koncentracyjnych. Przede wszystkim niemieckich Żydów i Romów.
     
          W 1985 roku  Kelermann wygłaszała w auli hamburskiego uniwersytetu wykład na temat: pracy i życia kobiet w XIX wieku.
     
          W trakcie wykładu do katedry podeszła Giovanna Steinbach, zabierając mikrofon Kellermann i krzyczy do niej: Ty bestio! Wysłałaś całą moją rodzinę do Auschwitz!”, po czym spluwa jej w twarz.  Zostaje natychmiast wyprowadzona z auli przez straż akademicką.
     
           Siedzący na końcu auli Rudko Kawczyński, przedstawiciel Unii Romów i Sinti, zdołał jedynie powiedzieć: „Większość z państwa nie zdaje sobie zapewne spawy, że ich ulubienica, autorka dzisiejszego wykładu, Ruth Kellermann, prowadziła swoją pseudonaukową działalność w obozach koncentracyjnych jako pracownica Urzędu Higieny Rasowej”, gdy i on został wyprowadzony przez strażników.
     
          Po kilku minutach Ruth Kellermann wraca przed zszokowaną publiczność i pewnym, stanowczym głosem wygłasza sprostowanie: „Nic, absolutnie nic z tego, co państwo usłyszeli podczas tego niebywałego zajścia, nie jest prawdą. Jeszcze dziś skontaktuję się ze swoim prawnikiem. Rozpoczniemy pracę nad pozwem przeciwko Unii Romów. Ta napaść oraz publiczne pomówienie nie mogą pozostać bez konsekwencji. Co za niesprawiedliwość. Proszę państwa, owszem, zajmowałam się sprawami Romów, ale robiłam to już po wojnie. Moja wiedza i doświadczenie były wykorzystywane, aby zadośćuczynić tym, którzy zostali pokrzywdzeni przez zbrodniczy, nazistowski aparat III Rzeszy. Wielokrotnie byłam biegłą ekspertką w procesach o zadośćuczynienie rodzinom ofiar Auschwitz, Bełżca i Ravensbrück. Proszę państwa, to niezwykle krzywdząca chwila, moment kiedy w wieku siedemdziesięciu dwóch lat zaczynam wątpić w sens wykonywanych przeze mnie zadań. One zawsze miały prowadzić do tego, by zatryumfowała sprawiedliwość”.
     
          Kellermann dotrzymała słowa i wytoczyła proces cywilny Unii Romów i Sinti, a w szczególności osobom zamieszanym w przerwanie jej wykładu.
     
         „Jak to się mogło stać, że ubiegający się o odszkodowanie trafiali w ręce biegłych ekspertek wyszkolonych jeszcze w czasach nazizmu – pytała w wywiadzie telewizyjnym dla ZDF Giovanna Steinbach. – Jak do tego doszło, że o losach ich wniosków decydowali ci sami ludzie, którzy przed 1945 rokiem brali czynny udział w procesie zagłady?”.
     
           Na mocy wydanego wyroku sąd uwolnił  przedstawicieli romskiej społeczności od zarzutu pomówienia , uznając, że Kellermann „co najmniej przyczyniła się do umożliwienia prześladowania i eksterminacji Cyganów. Nawet jeżeli skarżąca na początku swojej pracy mogła nie w pełni rozpoznać jej naturę i nie rozumieć zbrodniczych intencji przywódców politycznych oraz jej przełożonych, to inteligencja, wykształcenie i dostępna wiedza o ogólnej sytuacji w kraju pozwalały skarżącej na zrozumienie, że ma pośredni wpływ na późniejszą eksterminację Romów”.
     
           W wyniki rozpoczętego przeciwko niej śledztwu, w 1986 roku policja zabezpieczyła zgromadzoną przez nią dokumentację.  W ręce sądu trafiły setki analiz antropologicznych dotyczących odmian, ras i imion niemieckich Romów, a także drzewa genologiczne rodzin pomordowanych w czasach nazistowskich.
     
            Mimo szeregu poszlak wskazujących, iż Kellermann  współdecydowała o tragicznym losie tysięcy romskich rodzin, brakowało na to  twardych dowodów.
     
           W trakcie trwającego trzy lata procesu prokuratura dowodziła winy Kellermann. Obrona umniejszała natomiast wagę odnalezionych dokumentów i dezawuowała rolę berlińskiego Zakładu do spraw Higieny Rasowej.
     
           W mowie końcowej jej obrońca przywołując historię Pauli Hertwig, wybitnej powojennej uczonej, która  w 1943 roku wypowiadała się pozytywnie na temat ustawy o ochronie przed potomstwem dziedzicznie chorym, postawił pytanie „czy wolno nam życie człowieka redukować wyłącznie do ciemnej karty na podstawie starych archiwów? Czy można przesądzać o winie, abstrahując od strategii przystosowawczych, umożliwiających niezwykłe, dobre życie po wojnie?”.
     
          Ostatecznie sąd uniewinnił ją od zarzucanych czynów. Kellermann zmarła w 1999 roku.
     
     
    Wybrana literatura:
     
    M. Łuszczyna – Złe. Kobiety w służbie III Rzeszy
    K. Kompisch - Sprawczynie
    A. Lundholm - Wrota piekieł, Ravensbrück
    A. Sigmund -  Kobiety nazistów
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Godziemba  |  0
    Ostatnia niemiecka zbrodniarka z czasów III Rzeszy stanęła przed sądem w 2022 roku.
     
         Po dwunastu powojennych procesów norymberskich, w których osądzono kilkuset nazistowskich zbrodniarzy oraz  kilka kolejnych głośnych spraw, między innymi hamburski proces załogi Ravensbrück, zakończyła się rola aliantów w wymierzaniu powojennej sprawiedliwości.
     
         W 1955 roku Niemcy Zachodnie odzyskały pełną suwerenność. Alianci zalecili im kontynuowanie rozliczeń ze zbrodniami z okresu III Rzeszy.
     
         Niemieckie sądownictwo, w którym zdecydowana większość sędziów zasiadała w nazistowskich sądach, nikogo nie zamierzało oskarżać. Cały system prawny składał się bowiem w ponad dziewięćdziesięciu procentach z prawników, którzy największe sukcesy odnosili w czasach narodowego socjalizmu. Część sędziów aktywnie orzekających po 1955 roku była wręcz zbrodniarzami wojennymi, zasiadającymi wcześniej w nazistowskich sądach ludowych.
     
        Eduard Dreher, Willi Geiger, Ernst Kanter, Richard Jaeger, Josef Schafheutle, Max Merten i wielu innych powinno było stanąć przed trybunałem norymberskim, a nie tworzyć nowy system prawny w „demokratycznych”  Niemczech.
     
         Tak więc w powojennych Niemczech naziści osądzali samych siebie. Przez lata procesy największych zbrodniarzy były farsami sądowymi, w których jednych oskarżanych uniewinniano, a drugich skazywano na kilkuletnie wyroki, aby w połowie odsiadki ich wypuścić na wolność.
     
         I tak np. we  frankfurckim procesie załogi Auschwitz w 1965 roku spośród dwudziestu dwóch oskarżonych esesmanów szesnastu wypuszczono z więzienia w ciągu pięciu lat.
     
         Wedle ustaleń Centrali Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu w drugiej połowie 1945 roku w zachodnich strefach okupacyjnych pozostawało 800 tysięcy esesmanów i pomocnic SS.
     
         Między 1947 a 2021 rokiem prowadzono śledztwa wobec 100 tysięcy osób. Sprawy karne zdecydowano się wytoczyć sześciu tysiącom nazistów. Za popełnione zbrodnie skazano 124 członków SS, w większości na kilkuletnie katy więzienia, skracane przed terminem upływu kary.
     
        Dopiero na początku XXI wieku sytuacja uległa pewnej zmianie, jednak nadal proces naprawy zaniechań i win ojców napotykał trudności. Tym razem polegały one na przeciąganiu spraw, w oczekiwaniu na naturalną śmierć ostatnich oskarżonych.
     
        Ostatnią niemiecką zbrodniarką, która stanęła w 2021 roku była Irmgard Fuchner była sekretarka obozu koncentracyjnego Stutthof,  oskarżona o współudział w zabójstwie w ponad 11 tys. osób.
     
        Rozpoczęcie procesu w Itzehoe nie odbyło się w pierwszy planowanym terminie,  ponieważ oskarżona  dniu rozprawy uciekła z domu opieki, w którym mieszkała i nie stawiła się w sądzie. Dopiero po kilku godzinach została zatrzymana przez policję i trafiła do aresztu.
     
        Furchner złożyła skargę na zatrzymanie. Po rozpatrzeniu skargi sąd zawiesił nakaz aresztowania i poinformował, że „zwolnił oskarżoną z aresztu, nakazując środki zabezpieczające" - elektroniczną bransoletkę na kostce.
     
        Proces toczył się przed sądem dla nieletnich w mieście Itzehoe, ponieważ oskarżona w chwili popełnienia przestępstwa miała mniej niż 21 lat, a więc była młodociana w rozumieniu ustawy o sądach dla nieletnich.
     
        Dziewięćdziesięciosześcioletnia Irmgard Furchner wjechała wózkiem na salę rozpraw. Użycie wózka doradziła jej córka, wzięta berlińska prawniczka.
     
        Wprowadziła ją powoli zaufana pielęgniarka z domu opieki w Quickborn. Razem ze swym obrońcą siedziała w szklanek klatce, zupełnie jak  Adolf Eichmann. Nawet obecność uzbrojonych strażników za jej plecami przypomina słynną fotografię z jerozolimskiego procesu.
     
        Ze względu na pracę dla komendanta niemieckiego nazistowskiego obozu, oskarżona wiedziała o wszystkich zbrodniach. Była poinformowana „szczegółowo" o wszystkich metodach morderstw, które były tam systematycznie stosowane - powiedział prokurator Maxi Wantzen podczas odczytywania aktu oskarżenia. Zdaniem prokuratora dzięki swojej pracy Furchner zapewniała „sprawne funkcjonowanie obozu".
     
         Adwokat wygłosił wstępną mowę obrony, w której kwestionował m.in. to, czy ze względu na swoją pracę kobieta rzeczywiście była w pełni świadoma dokonywanych zbrodni. „Z punktu widzenia obrony to pytanie jest wciąż otwarte” - powiedział.
     
         Ostatecznie sąd 20 grudnia 2022 roku skazał ją na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Po ogłoszeniu wyroku Furchner wróciła do domu spokojnej starości w Quickborn.
     
         „Decyzja sądu o dwuletnim wyroku w zawieszeniu dla pani Irmgard F. jest trudna do zrozumienia dla ocalałych z niemieckich obozów koncentracyjnych i obozów zagłady”  stwierdził wiceprzewodniczący Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego Christoph Heubner.
     
    CDN.
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Marcin Brixen  |  0
    W Niemczech odbyła się premiera nowego filmu reżyserki Holnes von Agland "Powrót na zieloną granicę ojczyzny" przeczytała z zadowoleniem mama Łukaszka z weekendowego dodatku do "Wiodącego Tytułu Prasowego".
    - Widziałem go - oznajmiła siostra Łukaszka smarując wegański chleb smalcem.
    Mama Łukaszka się zagotowała.
    - Jak mogłaś go widzieć skoro dopiero teraz była premiera i to w Niemczech!
    Siostra trochę się wystraszyła i bąknęła, że przecież był niedawno w Najlepszej Telewizji.
    - To nie był ten film - oznajmiła chłodno babcia Łukaszka. - Ten pokazywano niedawno to był "Zielona granica" sprzed pięciu lat.
    - Był straszny - siostra Łukaszka uroniła łezkę. - Najbardziej mi żal było tego jelonka jak umarł.
    - To był "Jelonek Bambi" - westchnął Łukaszek. - "Zielona granica" to ten o migrantach.
    - Też był straszny - szeptała siostra patrząc gdzieś w przestrzeń. - Przerzucanie ciężarnej nad drutami. Podawanie picia w zbitym termosie. Nazywanie Arabów ciapatymi i że śmierdzą... Straż Graniczna była przedstawiona w tym filmie po prostu strasznie!
    - Prawdziwie - dodała mama Łukaszka. - No a jeśli chodzi o spadek populacji pingwinów na Galapagos...
    - A co z tym nowym niemieckim filmem? - zapytał dziadek Łukaszka.
    - Pokazali to pokazali, nie ma co drążyć - mama Łukaszka wzruszyła ramionami. - Pingwiny...
    - O - powiedział Łukaszek patrząc w komórkę - wszedłem na stronę :Wiodącego Tytułu Prasowego". Ten film naprawdę jest ciekawy.
    - Nie wolno ci go oceniać! - krzyknęła mama Łukaszka. - Nie widziałeś go!
    - Ale czytam ocenę kogoś, kto widział. No więc tak, film opowiada historię młodych przyjaciół, Niemców, którzy w obliczu kryzysu migracyjnego zostają powołani na wschodnią granicę Niemiec do Straży Granicznej...
    - Z kim Niemcy mają wschodnią granicę? - wtrąciła siostra Łukaszka.
    - Z Polską - wyjaśnił dziadek Łukaszka.
    - Nieprawda, przecież Polska ma wschodnią z Białorusią.
    - Ale zachodnią ma z Niemcami.
    - Jak to, to niemiecka wschodnia granica to jest polska zachodnia? - nie mogła uwierzyć siostra.
    - A jak idziesz z chłopakiem za rękę to jak się trzymacie?
    - Ja lewą za jego prawą...
    - No. To tu tak samo. Czytam dalej - powiedział Łukaszek ignorując protesty swojej mamy. - Grupa przyjaciół, tak, powołanych do niemieckiej Straży Granicznej, broni w polowych warunkach granicy swojej ojczyzny. Na Odrze. Wiedzą, że nie mogą przepuścić nikogo bo każda z tych osób może być terrorystą szturmującą ich kraj na lewej wizie kupionej od polskiego rządu. Dlatego ze zrozumieniem publiczność przyjęła scenę, w której Straż Graniczna przerzuca ciężarną Polkę nad płotem z powrotem do Polski...
    - O! - zawołała siostra Łukaszka. - To taka sama scena jak w tyn filmie parę dni temu! Zła i niedobra Straż Graniczna przerzuciła ciężarną i tu też zła i niedobra Straż Graniczna...
    - Khm khm - wtrąciła się mama Łukaszka. - Tutaj Straż Graniczna jest dobra.
    - Ale oni też przerzucili tak jak tam...
    - Nie wolno porównywać!
    - Czytam dalej - odezwał się Łukaszek. - Powszechne potępienie za to wzbudziła scena, w której złapani polscy migranci dzielą się swoim piciem z cierpiącymi z pragnienia niemieckimi pogranicznikami, działającymi w warunkach improwizacji. Jeden z Polaków wyjmuje termos, uderza nim o drzewo i rzuca funkcjonariuszowi Straży Granicznej. Ten pije, nagle kaszle i zaczyna wymiotować krwią i szkłem...
    Tu Łukaszek urwał i popatrzył na siostrę.
    - W tamtym filmie... - zaczęła niepewnie siostra Łukaszka i popatrzyła na mamę Łukaszka.
    - Nie... Wolno... Porównywać!
    - Największe jednak oburzenie wzbudziła scena, w której złapani Polacy odwożeni są na granicę, tak zwany push back - kontynuował Łukaszek, ale przerwała mu z kolei babcia:
    - Myślałam, że to nielegalne.
    - Od przekraczania legalnego granicy są przejścia graniczne - ripostowała mama Łukaszka. - Jeśli ktoś decyduje się na nielegalne przekradanie się lasem, musi ponieść tego konsekwencje.
    - Są konwojowani przez Mohammeda, niemieckiego strażnika arabskiego pochodzenia - czytał dalej Łukaszek. - I jeden z Polaków mówi "ale ten ciapaty śmierdzi".
    Zapadła niezręczna cisza.
    - Ten film to atak na Polskę - sapnął dziadek Łukaszka.
    - Dla was każdy film to atak na Polskę - wzruszyła ramionami mama Łukaszka i włączyła telewizor. Najlepsza Telewizja akurat retransmitowała uroczystość przyjęcia medalu Veita Harlana przez Holnes von Agland.
    - To nie jest pierwsza rzecz, którą przyjęła pani dzisiaj - powiedziała reporterka.
    - Nie - odparła po polsku reżyserka. - Wczoraj przyjęłam też obywatelstwo niemieckie. Nie mogłam już wytrzymać w tej Polsce.
    - Zaraz! - krzyknął tata Łukaszka zrywając się z fotela. - To jest Holgnieszka Agland?
    - I jak się pani podoba w nowej ojczyźnie? - pytała reporterka. Reżyserka wystawiła w górę kciuk i odpowiedziała:
    - Cymes!
    5
    5 (1)
  •  |  Written by Smok Eustachy  |  0

    W Piśmie Św znajdziemy wyzwanie i wezwanie: >>Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście.<< Pwt 30,15-20. Jest to tekst ogólnie znany i znaczący. Mamy przed sobą dwie drogi: albo drogą Pańską, która da szczęście i drogę zaprzaństwa, która przyniesie nieszczęście i śmierć.

    Przenieśmy się teraz do strefy satanizmu, elgiebeta i wszelakiej dewiacji [1]:

    W piątym odcinku serialu Ahsoka pojawia się duch mocy Anakina Skywalkera, który znany był wcześniej pod mianem Lorda Vadera. Jak wiemy z Powrotu Jedi zakończył on panowanie Sithów w Odległej Galaktyce spuszczając Imperatora Palpatine do szybu wentylacyjnego i ratując w ten sposób swojego syna Luka Skywalkera [2]. Teraz pojawia się on przed Ashoką, która w poprzednim odcinku przegrała walkę z Baylanem i wpadła do wody. Przypuszczalnie w tej wodzie znalazła się w niesamowitym elemencie świata przedstawionego jakim jest Świat Między Światami [3]. Świat ten jest co do swej istoty jedną z patologii tzw Filoniverse, obok rezurekcji Maula, wielorybów z silnikiem w zadku i innych. Poszlaki, jakie znajdujemy w odcinku wskazują, że Ahsoka wpadła tam cała, w sensie cieleśnie. Anakin jest zaś duchem mocy bo umarł w Powrocie Jedi, co było słuszną decyzją fabularną.

    image

    W każdym bądź razie Anakin stawia przed Ahsoką podobny wybór: żyj, albo umrzyj! Jest to ewidentna  inspiracja wspomnianą Księgę Powtórzonego Prawa (Deuteronomium). W tym przypadku życie oznacza podążanie drogą Jedi, a śmierć niepodążanie. Jest też interpretacja taka, że śmierć oznacza śmierć zwykłą, czyli Ahsoka rezygnuje z ratunku, który jest niezbędny, aby przeżyła. Wpadła bowiem do morza po przegranej walce z Baylanem, który ją pokonał.

    Sam Anakin, który jest zainspirowany tzw. Dobrym Łotrem, nie jest tu bez winy, bo sam ostro nabroił jako Vader. Ahsoka ma przez niego traumy gdyż obwinia się z powodu przejścia Anakina na Ciemną Stronę. Obawia się, że jako jego uczennica ma skłonność do owej Ciemnej Strony, uważa, że po Anakinie odziedziczyła tylko okrucieństwo, śmierć i zniszczenie. Że nie ma nic wartościowego do przekazania swojemu ewentualnemu padawanowi, czyli uczniowi. Padawan to taki uczeń Jedi, który pobiera nauki towarzysząc rycerzowi w rutynowej działalności. Taki giermek na nasze. Filoni w swej patologii wysłał padawanów na wojnę i kazał tym dzieciom dowodzić oddziałami klonów [4]. Cały ten absurd widać w całej jego okazałości dopiero teraz – przy okazji aktorskiego serialu a nie kreskówki. Ahsoka ma poczucie winy z powodu śmierci dowodzonych przez nią żołnierzy też.

    image

    Serial wprowadzał te wątpliwości w poszczególnych odcinkach, stąd brały się zarzuty o grę aktorską, o to, o sio. Uważnie trzeba oglądać, to się pojawi niezakończenie szkolenia, obawa przed nauczaniem itp. Baylan ma tu dużą rolę, bo ma zdolność przenikania umysłów i wyciąga na wierzch wiele obaw Ahsoki , dzięki czemu wygrywa. Ale jak ją teraz przeczyta to powinien pojąć, że nie ma szans i ewakuować się pośpiesznie, nawet w sposób niezorganizowany. Konstrukcja serialu jest koronkowa (nie to co Andor): we wcześniejszych odcinkach Filoni umieszcza strzelby, które następnie wypalają.

    Anakin tłumaczy Ahsoce, że nie miała szans zapobiec jego przejściu na Ciemną Stronę i nie jest za nie odpowiedzialna, że czasy są ciężkie, że jego dziedzictwo to jest dziedzictwo wszystkich poprzednich Jedi, że ma co przejmować. Że ma czego uczyć padawana, czyli ucznia, czyli giermka. Ahsoka odrzuca   pokusy Ciemnej Strony [5] i wybiera życie. Następuje figura chrztu, a więc zanurzenie w wodzie, z niej wynurza się już inna Ahsoka: Ahsoka Biała. Jest to nawiązanie do Gandalfa, który został przywrócony do życia jako Gandalf Biały po jego walce z Balrogiem. Dalej mamy nawiązanie do Jonasza, gdyż rozpoczyna się podróż w brzuchu wieloryba niczym Jonasz.

    Pojawia się tu pytanie: czy taka konstrukcja serialu powoduje odpływ publiki? Ludzie zniechęcali się objawami kryzysu Ahsoki, że to niby słaba gra aktorska, że nie umiom, że scenariusz nieudany, etc. Dlatego wydaje się, że zarysowanie problemu powinno zająć góra jeden odcinek (epizod), aby nie zniechęcić widza. Podobnie było w Star Treku Dziwne Nowe Światy, gdzie z kolei bohaterowie odbiegali od tego, co zastaliśmy 60 lat temu w serii TOS. I w trakcie serialu nabierają zgodności, głównie dzięki przybyszowi z innego serialu, Niskie Pokłady, Boimlerowi. Też na początku były narzekanie na emocjonalnego Spocka i jego przerysowane uśmiechy. Ale romansu z Kaplicą nie odkręcą bo był.

    Jakby to był film to by zarysowali problem w pierwszym akcie i ludzie by go przesiedzieli, skoro kupili  bilety. A tu 4 odcinki to trwało 3 tygodnie, czyli miesiąc, bo 4 odcinki w 3 tygodnie wychodziły i jeszcze dodatkowy tydzień oczekiwania na 5. Odcinki wychodzą o 3 nad ranem i moje wrażenie po obejrzeniu 5 odcinka były takie:

    Obejrzałem własnie szereg obrazów, które są głębokie, ale ich znaczenie jest niejasne. Jak na 3:50 no nawet nawet. Moje domysły z recki 1 połowy sezonu się spełniają. Zielona słaba, fabuła w połowie przewidywalna, a w połowie jw.


    image

    Niestety kilka razy trzeba to obejrzeć aby zatrybić o co idzie. Ale to bez gwarancji sukcesu. Jestem przerażony brakiem recepcji powyższych odniesień i oczywistych inspiracji w szerokich kręgach odbiorców, którzy nie znają tematyki niestety. W przypisach będą ciekawe linki interpretacyjne dlatego. [6]

    II Sabinka

    Sabinka jest przedstawieniem alternatywki z fioletową grzywą: kobieta około trzydziestki zachowująca się jak rozkapryszona 14-latka i nie łącząca końcówek zbytnio. Styki nie działają. Stąd ona konsekwentnie reaguje z opóźnieniem i niczego się nie uczy. Jest jej poświęcony odcinek 6, gdyż w poprzednim nie występowała. Teraz Ahsoka leci w wielorybie cały czas a epizod zajmuje się wydarzeniami w sąsiedniej galaktyce, która nie jest chyba zupełnie oddzielną galaktyką, tylko satelitarną. Coś jak Obłoki Magellana.

    image

    I znowu jakieś tam elementy nabierają sensu: kosmiczne wieloryby zwane purgilami migrują sobie między galaktykami, a ta planeta Peridea jest ich cmentarzyskiem – miejscem, gdzie przylatują aby umrzeć. A na poprzedniej planecie zbierają się przed lotem transgalaktycznym. Pojawia się Wielki Admirał Thrawn, ale nie ma odniesienia do roli jego, bo przecież Imperator zginął [2] i Thrawn musi aspirować do roli nowego władcy. Powinien on jednak odpuścić, bo Imperium upadło i nie ma o co się szarpać chyba z Nową Republiką? Powinien iść do kina i obejrzeć sekłele, aby zrozumieć że do czasu pojawienia się Najwyższego Porządku może zawiesić działalność. Albo niech by sobie wykupił dostęp do DisnejPlasa.

     

    Poznajemy w tym odcinku motywację wspomnianego Baylena Skolla, który wyznaczył sobie rolę metafizyczną niemal: przerwania cyklów zmian władzy, przerwania rywalizacji jasnej i ciemnej. Czegoś takiego, co jeszcze się konkretnie wyjaśni w następnych odcinkach. Nie zobaczymy tam raczej Grogu i Mando, a szkoda (bo już odcinek bez głównych bohaterów był). Z innych ciekawych postaci pojawiły się Wiedźmy z Dathomiry w postaci 3 matek. Chcą one uciekać bo czegoś się tam boja. Thrawn chce wracać. Wszyscy chcą wyślizgać Sabinkę, Thrawn chce wyślizgać Baylena i tak tam knują sobie. Co na to Sabinka? Wyrzuca sobie to, co nabroiła w odcinkach wcześniejszych i rusza na poszukiwanie Ezry. W poprzednim serialu – Rebelianci – Ezra spacyfikował Thrawna nasyłając na niego Purgile. Wieloryby te następnie wywiozły ich w miejsce niewiadome, cały czas nie wiemy skąd inni wiedzą, że akurat na tą Peridee się udały?

    image

    W każdym razie Sabinka znajduje Ezrę i jak to nie będzie wielka miłość to nie wiem. Kennedy mogła tu położyć veto, bo silna, dzielna niezależna nie potrzebuje mężczyzny i miłości. Kot wystarczy, którego Sabinka już ma. Tu jest zatem największa zagadka serialu, w Mandalorianinie romans Mando-Bo Katan zablokowali na razie. W każdym razie znaleźli się a o różnych detalach światotwórczych będzie kiedy indziej. Thrawn nie ma nic przeciwko zostawieniu całego towarzycha na miejscu. Coś się zbliża. I na tym się rzecz kończy. Sabinka oczywiście nie zajarzyła, że może być przynętą i idą jej tropem siepacze, wstydzi się też powiedzieć Ezrze, że poddała się i umożliwiła intrygę. Rozkmini to przypuszczalnie w następnym odcinku, jak ją dopadną. O drugorzędnych elementach świata przedstawionego jak konio-wilko-wierzchowiec będzie później. Podobnie o ślimakach, które mogą życiem zapłacić za ekscesy bohaterów. Sabinka nie informuje o upadku imperium i śmierci Palpusia, wygląda to tak jakby była oddzielna bańka Filoniwersum która umiarkowanie się zazębia.

    Macie małą egzegezę, uznałem bowiem, że jest niezbędna. Recenzja będzie później.

    Przypisy:
    1. https://www.salon24.pl/u/smocze-opary/1323494,skrajna-ahsoka

    2: Uwagi o sekłelach w tym kontekście odrzucam jako niezorganizowane.

    3 https://www.gry-online.pl/newsroom/star-wars-wyjasniamy-czym-jest-swiat-miedzy-swiatami/z5267cc

    4. Bo w prekłelach chyba tego nie było? Czy było? Jak było to sam Lucas to wprowadził, sójka mu w bok.

    5. Wcześniej mistrzowsko pokazane, gdy rzuca blondi Shin Hati o ścianę.

    6.

    https://www.starwarsnewsnet.com/2023/09/what-did-ahsoka-learn-in-the-world-between-worlds-swnn-roundtable-discussion.html

    https://youtu.be/IwliOqtOFfE?si=0PWnGaECCS-HwgHq

     

    0
    Brak głosów

Strony